LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

sobota, 30 listopada 2013

17# Życie w NY - impreza i sensacje

Pozdrawiam.

***

Impreza trwała w najlepsze. Muzyka wybijała się z głośników, na czymś, co można było nazwać parkietem „tańczyła” spora gromadka ludzi. Niektórzy siedzieli na wielkich poduchach płożonych przy ścianie i sączyli poncz o zielonym zabarwieniu. Na pierwszy rzut oka ta impreza niczym nie różniła się od innych. Jednak tutaj połowa osób zajmowała się przygotowywaniem przedstawienia z okazji opuszczenia murów szkoły ostatniego rocznika, zaś druga połowa to osoby zaproszone. No i muzyka daleka była wszelkiego mainstream’u, chociaż również była typowo dyskotekowa.
Tak czy inaczej nie cała ekipa przedstawienia zebrała się tam tego wieczoru…
- Imię i nazwisko – burknął szeroki bramkarz stojący u wejścia do lokalu.
- Szayel Aporro Granz – różowowłosy przeczesał wyżelowano-wygumowane włosy i oparł rękę na biodrze.
- Nie ma ciebie na liście – stwierdził facet po zerknięciu w tablet.
- Mnie może nie, ale mój przyjaciel na pewno jest.
- Jak się nazywa?
- Nnoitra Jiruga.
- Hm – bramkarz znowu zerknął w tablet. – Tak, jest już tutaj. Pójdę do niego, aby potwierdził, że jesteś jego osobą towarzyszącą. Poczekaj tu.
- Dobrze – odpowiedział grzecznie Szayel. Bardzo dobra ochrona, pomyślał.
Bramkarz wszedł do środka, zamknął drzwi i, sądząc po dźwięku, zakluczył je na klucz.
- E… Przepraszam, ale czy to konieczne? – spytał Szayel nieco podnosząc głos, aby facet go usłyszał.
- Tak – otrzymał w odpowiedzi.
Różowowłosy zmarszczył lekko brwi. Nie dosyć, że zamyka drzwi to jeszcze na klucz. Szayel miał wrażenie, że nie takiego sposobu do zamykania lokali używają w tych czasach. I to na pewno nie w tak luksusowym mieście. Zastanawiał się też co by było, gdyby nagle wybuchł pożar…
…i w tym momencie usłyszał dźwięk alarmu wydobywający się ze środka. A chwilę później napierające na drzwi multum uczestników imprezy, którzy nie mogli się wydostać, a z powodu paniki nikt nie wpadł na to, aby przepuścić bramkarza z kluczem.
Szayel rozejrzał się. Nikogo nie było widać. To jest jego chwila. Będzie bohaterem. Wyciągnął szybko telefon i wybrał numer straży pożarnej. Zgodnie z wszelkimi zasadami zgłosił ten niebezpieczny event klubowy. Jednak, gdy skończył rozmowę i krzyknął „Zaraz was uratuję!”, zauważył, że alarm jak i wszelkie hałasy ucichły. Czyżby się wszyscy spalili? Przyłożył ucho do drzwi. Wtem usłyszał jakieś głosy. Pochodziły one jednak nie ze środka, lecz… z boku. Rozejrzał się. Zza budynku wychodzili zażenowani i wściekli ex-imprezowicze.
- Ale jak to… - mruknął do siebie patrząc na nich nieprzytomnym wzrokiem. Kiedy ostatni z gromady zniknął z jego pola widzenia usłyszał znowu coś. Sygnał nadjeżdżającej straży pożarnej. Wiedząc, że za wezwanie jednostek ratowniczych bez powodu grozi kara, a nie będąc pewnym, co właściwie działo się i dzieje w środku, jak najszybciej uciekł z miejsca zdarzenia chowając się w najbliższym zaułku.
***
Nadeszła niedziela. Było słonecznie i gorąco do porzygu. Szayel zorganizował u siebie w mieszkaniu spotkanie wagi ważnej. Gdy jego koledzy byli na miejscu, zdziwiło ich podenerwowanie przyjaciela i zasłonięte rolety we wszystkich dwóch oknach.
- Powiesz w końcu co się stało? – spytał Nnoit dłubiąc palcem w zębach.
- Oczywiście. Ale może na początek TY powiesz co się stało WCZORAJ, co? – Szayel obrzucił Cyklopa oskarżycielskim wzrokiem.
- No więc wiedziałem, że się spóźnię tak ponad godzinkę i w momencie, w którym wychodziłem z domu zadzwonił do mnie Kira i powiedział żebym nie przychodził, bo imprezę odwołano… Spytałem, czemu tak wcześnie mi mówi, ale nie wytłumaczył.
Szayel milczał.
- Chodzi ci o to, że ciebie nie poinformowałem o tym?
Szayel milczał.
- To o co?
- O to, że miał tam miejsce pewien incydent a ja nawet nie wiem jaki! – pisnął Szayel dostając ataku paniki, po czym opowiedział koleżkom o wczorajszym zajściu wraz z wezwaniem straży pożarnej.
- Oni mogą mnie znaleźć po numerze telefonu i ukarać za nieuzasadnione wezwanie – rozpłakał się.
- No nie płacz, no – Nnoit poklepał go pociesznie po plecach. Grimmjow przewrócił oczami.
- Jakby mieli cię zamknąć to by już dawno to zrobili – stwierdził. Szayel rzucił na niego spojrzenie człowieka zbitego z tropu. Nnoit zrobił to samo.
- Niby czemu?
- A, tak tylko mi się powiedziało, hehe – wyszczerzył się Pantera.
- Żal mi ciebie – stwierdził sucho Nnoit. Przynajmniej Szayel się uspokoił.
- Ulqu, a ty co taki smutny? Nie odzywasz się ani nic… - spytał Grimmjow przyjaciela.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale on zawsze jest smutny i odzywa się bardzo rzadko – skomentował Nnoit mrużąc ślepko.
- No ale dzisiaj to już wybitnie widać, że coś go trapi.
- Faktycznie – stwierdził Szayel. – Ulquiorra, nam możesz powiedzieć – uśmiechnął się ciepło. Aura gej przyjaciół mode on, Nnoitra się odsunął.
- Najprawdopodobniej zostanę adoptowany – rzekł nihilistycznie Ulqu.
- To dobrze czy źle? – spytał Szayel po chwili ciszy.
- Nie wiem.
- Wiesz już kto ciebie weźmie? Oby to nie byli żadni hippisi albo „muzycy” tworzący kaleczącą uszy muzykę indiańską!
- Nie.
Szayel odetchnął z ulgą.
- To dobrze, bo już się bałem… Chwila. Skoro to nie hippisi ani „muzycy” to pewnie ktoś z drugiego końca świata! – pisnął.
- Nieee! – pisnął również Grimmjow.
Nnoitra milczał.
- Nie – odrzekł Ulqu.
Szayel odetchnął z ulgą ponownie. Grimmjow też.
- To dobrze… Bo się bałem, że nas opuścisz…
- To pastor.
Nastąpiła długa cisza przerywana jedynie skapnięciem śliny z buzi Grimmjowa, która z powodu szoku lekko się otworzyła.
- Przecież ty jesteś ateistą – powiedział Nnoit ubierając ów problem.
- Będą chcieli ciebie schrystianizować! Jak Krzyżacy! Bo ty się po dobroci nie dasz! Oh! – panikował Szayel. – Pewnie wzięli ciebie jako wyzwanie! Pewnie chcieli sprawdzić jak silną mają siłę perswazji! I pewnie ciebie znowu oddadzą potem! Tak jak ta para gejów!
Ulqowi drgnęła powieka. Szayel schował się pod stołem. Przekroczył granicę, której nikt z nich nie mógł przekraczać. Wyrażenie „para gejów” w odniesieniu do Ulquiorry musiała raz na zawsze zniknąć z ich mózgów, życia, słownika i wszystkiego innego. Nie powiem wam dlaczego.
- Idiota – mruknął Nnoit. – Tak czy inaczej, dobrze, że nas nie opuszczasz.
- Opuszczam.
- Ale mówiłeś, że… - Nnoit zmarszczył brew.
- Meksyk nie jest na drugim końcu świata.
- Meksyk! A toż to dopiero! – pisnął Szayel i zemdlał jak kobieta średniowiecza dowiadująca się o nadchodzącej wojnie.
***
W poniedziałek szkołę obiegły informacje o wydarzeniu na sobotniej imprezie… a raczej obiegłyby, gdyby nie przyćmiła ich ważniejsza informacja. Bo oto Ahri – najbardziej pożądana dziewczyna w szkole – przefarbowała swoje kruczoczarne włosy na złocisty blond! Już przed pierwszymi poniedziałkowymi zajęciami wydarzenie to ogłoszono sensacją roku. Zastanawiano się także, czy to nie jest największa sensacja od początków tej szkoły!
Ahri spacerowała korytarzem kręcąc uwodzicielsko biodrami, a jej włosy falowały i wzbudzały zachwyt we wszystkich. Nawet w panu Farianie. Miała idealną sylwetkę, idealne nogi, idealną twarz, boskie oczy oraz usta i nawet fakt posiadania blizn na policzkach po podrapaniu kota nie umniejszał jej urody – wręcz przeciwnie, blizny były po tak misternym zadrapaniu, że wyglądała z tym jak ponętna kocica. Jednak to nie tylko wygląd świadczył o jej walorach. Również jej sposób poruszania, perfumy, oraz głos sprawiał, iż nikt nie przechodził obok niej obojętnie. Nawet Cullenowie. Jednak jej „sukces” tkwił też w czymś innym – otóż pewnego dnia Szayel doświadczalnie wykazał, że „winą” są tu wyjątkowo mocne feromony Ahri, które działają na każdego ludzkiego osobnika, nie ważne jakiej płci.
Przefarbowanie jej idealnych włosów z idealnej czerni na idealny blond miał szanse stać się więc sensacją szkoły, szczególnie po najbardziej upokarzającym momencie w jej życiu.
Otóż podczas przerwy obiadowej, kiedy to wraz ze wszystkimi popularnymi ludźmi szła do Starbaksa na kawę, drogę zagrodził jej dziwny chłopiec. Ubrany był w pomarańczowy dres, a na głowie miał przewiązaną granatową bandanę jak jakiś ninja. Jednak nie tyle jego ubiór był powodem zamieszania, jak jego wygląd: miał on bowiem złociste włosy oraz podobne Ahri blizny na twarzy.
- Siostra! – krzyknął z uśmiechem.
Ahri zwężyły się źrenice na widok tego stworzenia. Nie miała pojęcia kto to i co mówi do niej. Wszyscy wokół utkwili w nich wzrok. Jakiś Japończyk zrobił zdjęcie, a Koreańczyk zaczął to nagrywać.
- Chyba się pomyliłeś, chłopczyku… - dziewczyna miała zamiar minąć go, lecz zagrodził jej przejście.
- Czekaj! Chodzę do tej szkoły już prawie rok i odkąd ciebie zobaczyłem stwierdziłem, że to ty musisz być moją siostrą!
- Matko… Weźcie go stąd… - przewróciła oczami i machnęła na chłopca ręką z obrzydzeniem.
- Nie wierzysz mi… Nasi rodzice rozeszli się, kiedy mama była jeszcze w szpitalu po moim narodzeniu. Szukaliśmy was bardzo długo, aż w końcu udało się! Jednak mama chciała zrobić to delikatnie, dlatego miałem ciebie znaleźć w szkole. I po roku udało mi się dopiero, kiedy przefarbowałaś się na blond! Bo patrz, mamy takie same blizny na twarzy! – wyszczerzył się.
- To gdyby się nie przefarbowała to byś nigdy nie zauważył jej wąsów na ryju? – zaśmiała się pogardliwie jedna z hejterek Ahri.
- Milcz, plażo, on do mnie mówi – blondynka pokazała jej idealnie wymanikiurowany środkowy palec.
- Ojej, bo ci jeszcze zazdroszczę…
- Ej! – przerwał im ów chłopiec. – Dajcie mi skończyć! Ahri! Oprócz blizn na twarzy łączy nas coś jeszcze! – podwinął bluzkę ukazując dziwny tatuaż na pępku. Wszyscy zgromadzeni unieśli wysoko brwi. Dobrze wiedzieli, że Ahri ma taki sam tatuaż.
- To niemożliwe… - szepnęła do siebie zszokowana dziewczyna.
- To nie wszystko! Jeszcze ślady na plecach!
Otóż oprócz blizn na twarzy Ahri posiadała jeszcze 9 niewielkich, nieco pod odcinkiem krzyżowym kręgosłupa. Wiedział o tym każdy dobry obserwator, gdyż jako czyrliderka, blondynka często chodziła w kusym czyrliderkowym kostiumiku odsłaniając sporą część pleców. Aby udowodnić słuszność swojej „tezy”, chłopiec odwrócił się tyłem do dziewczyny i… zsunął spodnie aby można było zobaczyć jego blizny. Ich również było 9.
Większość obecnych dziewcząt, w tym Ahri, zasłoniły oczy z obrzydzeniem. Dało się słyszeć różne odgłosy oglądających tą scenę, od śmiechu po dźwięki wymiotne.
- Nie musiałeś od razu zsuwać spodni do kolan – zaśmiał się Słagowy Dżon.
Jednak chłopca nic nie ruszyło. Wciągnął powrotem spodnie i odwrócił się do dziewczyny z szerokim uśmiechem.
- Widzisz? Jesteśmy rodzeństwem. Tak w ogóle to mam na imię Naruto…
Przerwał widząc jak dziewczyna ucieka do budynku szkolnego. To niemożliwe, aby taki człowiek istniał. To był jakiś straszny bug w jej życiu, który je doszczętnie zrujnował.
Ale dzięki temu na zawsze zapisała się w historii szkoły.
A Koreańczyk zyskał milion subskrybentów na YouTube.

piątek, 29 listopada 2013

16# Życie w NY - Impreza już za 24h!

Witam siebie. Jestem chyba jedynym czytelnikiem tego bloga. Trudno.
Mam wenę to piszę. Dla siebie.
***

Nadeszła sobota. W tym dniu cały Team of Espada miał wybrać się na imprezę ekipy z przedstawienia końcowo rocznego. Ale przygotowania do tej imprezy nie były zwyczajne. O nie, Szayel chciał, aby wszystko było zaplanowane krok po kroku. Jego celem było znalezienie partnerki na bal ostatnich klas.
***
- A więc mówisz, że w sobotę nie masz czasu – snifnęła Kat z rozpaczy opierając się o tylną ścianę budynku szkolnego i zerkając smutno na Ulquiorrę.
- Szayel bardzo nalegał, nie mogę zawieść mojego przyjaciela – odpowiedział Ulqu bez cienia emocji w głosie.
- Przecież wiem, że tobie to wisi. Musi być jakiś inny powód.
- Jest, ale ci nie powiem. Teraz muszę już iść, żegnaj – ukłonił się jej lekko i odszedł jakby do niczego nie doszło. Kat stała tam chwileczkę myśląc o tym, że naprawdę nie ma się z kim zadawać. Do końca roku szkolnego zostało trochę ponad miesiąc, a większość jej znajomych miała wielkie plany wakacyjne, po których przeprowadzali się w różne strony świata. Ci, którzy nie wyjeżdżają oddalają się od niej w inny sposób. Forever alone wakacje? A może pojedzie sobie sama w jakieś ładne miejsce i może kogoś tam pozna? Brzmiało to nawet ciekawie.
***
Szayel stał przed szafą i myślał, w co by się ubrać. Nie podpytał Nnoita jakiego typu będzie to impreza. Rzucił się szybko na łóżko, gdzie zostawił telefon i po chwili spróbował złapać oddech. Wpadając na pościel uderzył się o coś twardego w splot słoneczny. Odkrył kołdrę i zobaczył pod nią „ABC chemika” – jedną z najgrubszych i najtwardszych książek, jakie miał.
- Całe szczęście, że to nie trylogia „Mody na sukces”. Wtedy na pewno bym nie przeżył – powiedział do siebie z uśmiechem. Bo taki już był Szayel – taki optymista. Wow. Włosy takie różowe. Uszanowanko dla intelektu.
***
Grimmjow po otrzymaniu informacji o imprezie natychmiast pobiegł odnaleźć Sonę. Chciał się spytać, czemu nie chce iść z nim na imprezę. Nie musiał długo szukać. Akurat siedziała na ławce ze wzrokiem utkwionym w ekran telefonu.
- Sona! Muszę się o coś spytać – podbiegł do niej wcale niezdyszany. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco i z uśmiechem. – Czemu nie powiedziałaś, że idziesz na imprezę?
Sona zmarszczyła brwi nie wiedząc, o co chodzi, jednak po chwili chyba się domyśliła, o co może mu chodzić.
- Znaczy, nie, że nie powiedziałaś tylko… poinformowałaś… - zaczął się tłumaczyć jak zwykle źle interpretując jej reakcję. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się i zapisała szybko na telefonie odpowiedź.
„Jeśli mówisz o imprezie dla osób przygotowujących spektakl to dowiedziałam się dopiero godzinę temu, nie miałam jak Ci powiedzieć  : )”
- Ah… Dobrze. To dobrze. Bo wiesz, ja też idę.
„Tak?”
- Nnoit nas bierze. Znaczy mnie i Szayela i Ulqa.
„Rozumiem. Miło mi będzie zobaczyć twoich przyjaciół w innym środowisku niż szkolne.”
- He. To fajnie. Okej, to ja idę, bo się umówiłem z Nnoitem na zakupy. Pa – pomachał jej i odszedł.
Sona też mu odmachała. Lubiła tego prostodusznego idiotę. Był taki nieporadny życiowo. Patrzyła jak znika za murowanym szkolnym płotem, gdy dosiadła się do niej Janna.
- Okej, już jestem – powiedziała poprawiając włosy spięte najwyżej jak się dało. – Widziałam, że rozmawiałaś z Grimmjowem. Coś szybko skończyliście.
„Pytał o imprezę dla ekipy z przedstawienia.”
- Ah. Rozumiem, że idziecie razem? – uśmiechnęła się znacząco. Sona przewróciła oczami.
„Nie. On idzie z przyjaciółmi.”
- A w czym to przeszkadza żebyście poszli razem? – dźgnęła ją w ramię wsuwką, którą po chwili zaczęła wpinać we włosy.
„Czemu ty ciągle wmawiasz sobie, że jesteśmy razem?”
- Bo tak to widać. Jeszcze powiedz, że on jest dla ciebie tylko kolegą.
„Tak jest. Jest miłym młodszym kolegą i tak zostanie. Nie jestem w stanie na niego spojrzeć inaczej.”
- Nie dasz mu nawet szansy? Chłopak tak się stara… - Janna lekko posmutniała. Nie miała w zwyczaju żyć czyimś życiem, ale historia miłosna w życiu przyjaciółki urozmaiciłaby jej kolejne miesiące.
„Nie. Chodźmy już.”
Sona wrzuciła telefon do torby i wstała. Janna po upięciu ostatniej spinki zrobiła to samo, po czym opuściły teren szkoły. Na szczęście nie zauważyły Grimma, który stał pod murem. Chciał się cofnąć i spytać o coś Sonę, ale usłyszał jak Janna mówiła o nim. Czyli to tak wygląda. Jest tylko kolegą. I pewnie najgłupszym kolegą, jakiego miała. O nie, pomyślał, tak nie może być. Tego dnia Grimmjow postanowił zmienić strategię.
***
LuXaCzEk35:
Hejeczka! Chcesz iść ze mną na imprezę dla ludzi z przedstawienia?!
Ciastko-Pułapka:
Skoro to dla ludzi z przedstawienia to po co bym miała iść?
LuXaCzEk35:
Bo możemy przyjść z kimś! No chooooodź :* :*
Ciastko-Pułapka:
Kiedy to jest?
LuXaCzEk35:
W tą sobotę. Będzie fajnie :* :*
Ciastko-Pułapka:
Nie mogę. Będę w domu wtedy.
LuXaCzEk35:
No weeeeź ;( Raz możesz zostać.
Ciastko-Pułapka:
Godzinowo jak to wygląda?
LuXaCzEk35:
Zaczyna się o 17 a kończy nie wiem, ale o 19 muszę wracać do domu.
Ciastko-Pułapka:
Na 2 godziny nie opłaca mi się.
LuXaCzEk35:
;( ;( ;(
***
PinkBicz:
Siema. Wpadam do ciebie w sobotę. Maraton Piątku 13. Pamiętasz?
Ciastko-Pułapka:

PinkBicz:
;>
Ciastko-Pułapka:
Dobra.
***
Ciastko-Pułapka:
Wybacz, ale mam inne plany na sobotę.
LuXaCzEk35:
Jakie!?
Ciastko-Pułapka:
Umówiłam się ze znajomą jakiś czas temu i właśnie mi o tym przypomniała.
LuXaCzEk35:
Ooooo.
LuXaCzEk35:
Ale
LuXaCzEk35:
Chwila
LuXaCzEk35:
UMÓWIŁAŚ SIĘ? NA RANDKĘ?????!!!!!!!!
Ciastko-Pułapka:
…nie. Na maraton Piątek 13.
LuXaCzEk35:
Czego?
Ciastko-Pułapka:
Taki horror.
LuXaCzEk35:
To straszne!
LuXaCzEk35:
Tak czy inaczej to oznacza, że wolisz ją niż mnie? ;( ;( ;(
Ciastko-Pułapka:
Nie wiem. Idę już. Cześć.
***
Cait wyłączyła szybko komputer. Właściwie to sama nie wiedziała czy woli Lux czy Vi. Właściwie to żadnej z nich nie wolała, ale perspektywa obejrzenia maratonu filmowego było lepsze niż dwie godziny na jakiejś imprezie. Bez względu na to z kim.
Cait po raz kolejny zrobiło się żal samej siebie.
***
Piątek. Do imprezy zostały dokładnie 24 godziny. Szayel odkręcił gorącą wodę, która grubym strumieniem zaczęła zajmować powierzchnię wanny. Relaksująca kąpiel i zabiegi upiększające zajmą ok. 4 godziny. Potem od razu do spania. 8 godzin snu dla urody, prysznic, pożywne śniadanie, poranny jogging przez Central Park, prasowanie stroju imprezowego, relaksująca kąpiel i uszykowanie się. To wszystko plus czas dojazdu da idealne wejście o 18.00. To idealny czas na wejście na imprezę. Nie za wcześnie, ale też przez rozkręceniem się przyjęcia. Bo przecież to zadanie należy tylko do niego.
***
W tym samym czasie Grimmjow postanowił spotkać się z Soną. Oboje nie potrzebowali tyle czasu co niektórzy na przygotowania do takiego tam przyjęcia. Chociaż właściwie przez to spotkanie Pantera czynił pewne przygotowania, również na imprezę. Dlatego zaprosił Sonę do jednej z najładniejszych kawiarenek jakie znał, „Pod Raciczką Lulu”, żeby ukazać jej tam swe wdzięki. Już po zajęciu miejsca chciał odebrać od niej płaszcz, ale pech chciał, że był czerwiec i nikt odzienia wierzchniego nie nosił. Odsunął jej za to krzesło i zaproponował kilka punktów z menu, które osobiście bardzo mu przypadły do gustu. Sona jednak nie miała ochoty na wołowinę, więc zamówiła tylko deser lodowy o śmiesznej nazwie i świeży sok pomarańczowy. Grimmjow natomiast zamówił taki sam deser wybierając tylko smak smerfowy (bo niebieskie), natomiast polewę chciał cytrynową. W ten sposób zrobił aluzję do włosów swej wybranki, która (aluzja, nie wybranka) była widoczna tylko dla niego. Niestety. Przez chwilę jedli w milczeniu. Sona wydawała się nieco zamyślona, więc Grimmjow nie chciał jej przeszkadzać, jednak po chwili odchrząknął lekko. Błękitne oczy wybranki objęły swym światłem jego osobę, po czym chłopak nachylił się nieco ku niej.
- Mój deser lodowy kogoś mi przypomina… - mruknął uwodzicielskim głosem a takim samym spojrzeniem zanurkował w jej oczach. Nie odrywając wzroku Sona chwyciła za telefon i odpisała. Niestety Grimmjow musiał przerwać kontakt wzrokowy i zerknąć na wyświetlacz.
„Chodzi Ci o to, że mamy włosy w kolorze smerfów?”
Grimmjow poczuł się zbity z tropu.
- E.. Nie, chodzi mi o ciebie.
„Ja mam włosy w kolorze smerfów?”
- Nie! Ale blisko! – Grimmjow tracił ‘uwodzicielski mode’.
„Mam włosy w kolorach Smerfetki?”
- Nie! Chociaż… Nie, nie o to mi chodziło.
„Więc o co?” – uśmiechnęła się lekko. Idiotyzm Grimma nie miał granic.
- Chodziło mi wszakże o twe włosy, lecz nie w nawiązaniu do smerfów, lecz ich słodyczy – powiedział jednym tchem poprawiając kilka razy trudniejsze wyrazy.
Sona roześmiała się tak, że gdyby miała głos, z pewnością zwróciłaby na siebie uwagę całej kawiarenki. Musiałaby przedstawić Grimmjowa Jannie – wtedy koleżanka zrozumiałaby czym.. no dobra, kim jest ten uroczy młodszy kolega Sony.
A Grimmjow znowu nie wiedział o co chodzi i co jest nie tak, ale winę zrzucił na siebie. Jednak stwierdził, że na pewno nie obraził tym jej, lecz pogrążył siebie. Dlatego nie odezwał się już ani słowem. W milczeniu skończyli desery. Sona co chwilkę zerkała rozbawiona na ponurą twarz kolegi. Zaczęła pić sok przez zakręconą kilkakrotnie słomkę. Wzrok Grimma, utkwiony dotychczas w miseczce z lodami, powędrował z pustego naczynia na jej napój. A potem na słomkę. A za słomką zobaczył coś, czego nigdy wcześniej jego mózg nie zarejestrował. Coś, co każdy inny od razu zauważał w Sonie na odległość i co on w innych osobnikach płci pięknej zauważał na początku. A w tym przypadku jego mózg i oczy uknuli jakiś spisek. Tak czy inaczej, patrzył się teraz w miejsce, w którym kończyła się bluzeczka Sony. I powyżej. I poniżej. I patrzył tak szeroko otwartymi oczami, z uniesionymi wysoko swoimi małymi brewkami, a jego buzia otworzyła się nieprzyzwoicie.
Sona zauważyła, że coś jest nie tak, jednak nawet w snach nie podejrzewałaby Grimmjowa o to, że dopiero teraz zauważył jej biust. A raczej jego wielkość. Przestała pić soczek i spojrzała się na niego zaniepokojona.
„Wszystko w porządku?” – podtknęła mu telefon przed oczy. Dopiero po chwili Grimm się odwiesił.
- E… A… - spojrzał na wyświetlacz. – Ta-ak. Dobrze. Jest. Chyba.
Dalej był w szoku.
Sona poszła do łazienki, a on w tym czasie zapłacił rachunek i wysłał do swoich przyjaciół SMSa o treści „CZEMU MI NIE POWIEDZIELIŚCIE, ŻE ONA MA TAKIE WIELKIE CYCKI!?”.
Natychmiast otrzymał odpowiedzi.
Nnoit-pedał: LOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL. JAKI DEBIL.
Ulqu: Miałem wrażenie, że nie masz wady wzroku.
Szayel-pedał: W tej chwili jestem zajęty. Odpiszę najszybciej jak będę mógł. Pozdrawiam, Szayel Aporro Granz. [Wiadomość wysłana automatycznie]
Wściekły na kumpli odłożył telefon. W międzyczasie jego mózg zarejestrował, że Sona zostawiła na stole telefon i chyba przyszła do niej wiadomość. Ciekawy Grimmjoffek sięgnął po aparat i zobaczył od kogo to. Nie miał zamiaru czytać wiadomości, nie jest przecież jakimś chamem, ale zainteresował go nadawca SMSa. Bo był on nim sam. Otworzył SMSa.
„CZEMU MI NIE POWIEDZIELIŚCIE, ŻE ONA MA TAKIE WIELKIE CYCKI!?”
Prawie dostał zawału, po czym usunął jak najszybciej wiadomość i odłożył telefon. Przez przypadek musiał zaznaczyć więcej odbiorców tego SMSa niż planował. Szkoda tylko, że Grimjoffek nie sprawdził do ilu osób wysłał tą wiadomość. Bo oprócz Sony na liście nadawców znajdowała się też… jego mama. Chociaż może to i dobrze. Mniej stresu do czasu, aż nie wróci do domu.
***
Od: Grimmjow J.: Szajel jest problem wejdz na kompoter to ci napisze
***
DrSzaySzay:
Tak?
GrimmjowJ1995US:
dostałem szlaban
DrSzaySzay:
Jaki szlaban?
GrimmjowJ1995US:
nie moge iść na impreze
DrSzaySzay:
Dlaczego?
GrimmjowJ1995US:
wysłałem mamie tego smsa co wam
DrSzaySzay:
Rozumiem. Następnym razem uważaj bardziej. Muszę iść spać. Dobranoc.
GrimmjowJ1995US:
dobranoc
***
GrimmjowJ1995US:
noit dostałem szlaban i nie mogę iść na impreze
SantaTeresa:
LOL
SantaTeresa:
ZA CO?
GrimmjowJ1995US:
wysłałem mamie tego smsa co wam
SantaTeresa:
LOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL
***
Od: Grimmjow:
ulku nie idę na impreze mam szlaban bo wysłałem mamie smsa tego co wam a noit tylko się ze mnie śmieje :(
Do: Grimmjow:
Przyjde do ciebie wiec jutro. Nie mam zamiaru isc na jakas impreze.
Od: Grimmjow:
eh prawdziwy przyjaciel Ulqu dzieki kupie popcorn
***
Czyli został uratowany. Chociaż właściwie i tak mu wszystko obojętne. Tak czy inaczej Grimmjow miał jedną rzecz, której nie miał Ulqu, a którą chciał mieć: telewizor. To była jedna z tych rzeczy, które sprawiały, że nie musiał myśleć o niczym, mógł wyłączyć się całkowicie.
***
Czy Szayel dotrze na imprezę? Czy Grimmjow pokona wszelkie przeciwności i zdobędzie serce Sony? Czy Nnoitra wygra los na loterii?
Tego dowiecie się nigdy!