LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

niedziela, 6 kwietnia 2014

19# Życie w NY: dyskoteka i problemy Szayela


 
Dni nieubłaganie znikały z kalendarza. Bal był już za zakrętem, a Szayel nie miał z kim iść. Jak na razie tylko jedna osoba z ich całej czwórki miała zapewnioną wejściówkę. Ale czy na pewno?
Grimmjow expił właśnie na nowo ściągniętym serwerze Metina. Jego wypasiony wojownik siedzący na koniu z łatwością pokonywał gromady psów rzucające się na niego. Szybko nabił poziom 100 i postanowił pójść na PvP, lecz usłyszał dźwięk wiadomości.

[Sona]: Hej. Co tam? (:
[Ja]: gram w metina
[Sona]: Nie znam tej gry. Co robisz jutro wieczorem?
[Ja]: nie wiem a co
[Sona]: Chciałbyś zobaczyć jak pracuję? (:

Grimmjow zamyślił się. Kiedyś coś wspominała, że dorabia sobie na imprezach, ale jakoś nigdy nie pytał, co dokładnie robi.

[Ja]: ok.
[Sona]: To jutro w szkole podam Ci adres i godzinę. Teraz muszę już iść, pa. (:
[Ja]: pa

Wrócił do Metina zapomniawszy o tym, co mu napisała.
***
Kolejny dzień nie przyniósł rozwiązania dla Szayela. Chłopak bezradnie opierał się o zlew w męskiej toalecie. Głowę miał spuszczoną a z nosa kapały mu ostatnie krople krwi. Grimmjow znowu przez przypadek przywalił mu w nos z łokcia na WFie. Za jakie grzechy musiał mieć z nim ten przedmiot. Ciekawe, czemu w ogóle Ulqu ma to zwolnienie z WFu. Przecież często jeździ na zawody… Szayel wyobraził sobie przyjaciela, ogłuszonego łokciem Grimmjowa, który leży pół przytomnie na ziemi, a z jego nosa powoli cieknie krew. Jego twarz jest bladsza jak zwykle, a oczy lekko przymknięte…
- Cholera – różowowłosy uderzył głową w zlew. Jakim cudem do głowy przyszedł mu obraz tak słabego Ulqa? – Przecież on zawsze jest w najlepszej sytuacji, nic go nie obchodzi i nie rusza… - pomyślał o sytuacji przyjaciela-sieroty. – Eh…
Uderzył się ręką w czoło. Ulqu pewnie udawał, że nic go nie rusza. Chyba czas, aby Szayel wczuł się w rolę najlepszego przyjaciela i szczerze z nim pogadał.
***
Co tam szkoła. W szkole są same nudy. Najlepsze rzeczy dzieją się po szkole. Dlatego Grimmjow cały dzień nie słuchał nikogo i niczego, zajęty myśleniem o wieczornym spotkaniu z Soną.
- Grimmjow! Który z tych stopów metali dysocjuje z wodą!? – nauczycielka trzepnęła linijką w biurko.
- Y… - Pantera włączył się. – W dwutysięcznym pięćdziesiątym ósmym.
Klasa zaryczała śmiechem. Grimmjow był taki pocieszny. Szkoda, że nie zda do następnej klasy.
Szkoła jak to szkoła. Dla niektórych była fajna, a dla innych nie…
- Panie Granz, panu oddam sprawdzian po lekcjach.
- Dobrze.
Szayel zastanowił się, co to może znaczyć. Napisanie tego testu źle nie wchodziło w grę. Może napisał coś, czego nie było w kluczu, ale nauczyciel stwierdził, że właściwie w kluczu był błąd i on, Szayel Aporro Granz, odkrył coś, czego nie udało się odkryć nikomu wcześniej!?
- Średnia klasy to 10%.
- Zadziwiająco niska.
- Tak. Nie wiedziałem, że pójdzie aż tak źle. Na lekcjach każdy sobie w miarę radził. Chyba przesadziłem ze stopniem trudności sprawdzianu.
- Ależ, panie profesorze, sprawdzian powinien być trudny, bo inaczej pomyślą, że umieją wszystko i poprzewraca się im w głowach.
- Doskonała myśl. W takim razie i twój sprawdzian powinienem odebrać pozytywnie – nauczyciel podał mu kartkę. Szayel zerknął na punktację.
Chwilę później przyjechała karetka.
***
Grimmjow dojechał we wskazane miejsce. Spojrzał na luksusowe wejście do klubu i aż mu szczęka opadła. Sona czekała w pobliżu. Podeszła do niego, uśmiechnęła się na powitanie, po czym zaciągnęła go w stronę wejścia dla personelu.
- Nieźle tu – skomentował futurystyczny wygląd korytarza. Sona z uśmiechem poprowadziła go na sam koniec, po czym wyciągnęła telefon, aby coś napisać. Przyjrzał się jej odzieniu. Miała na sobie dość kusy fioletowo-niebieski top i niebieską spódnicę, a na rękach dziwne zielone rękawiczki bez palców. We włosach widać było spinki w kształcie gwiazdek. Ogólnie wyglądała… kolorowo. Biedne oczka Grimmjowa nawet nie dostrzegły detali takich jak różowe korale, tęczowy pasek spięty klamrą w kształcie gwiazdek, granatowych bucików. Właściwie po chwili i tak zapomniał, w co była ubrana. To takie męskie.
Po chwili weszli do pomieszczenia obok. Byłą to olbrzymia sala dyskotekowa. Widać było, że ludzie dopiero się schodzą. Z głośników wychodziła jakaś mieszanka techno. Sona skierowała się w stronę podestu dla DJ’a, który był tuż obok nich. Grimmjow oślepiony światłami po chwili dołączył do niej. Kiedy jego oczy przywykły do panujących w pomieszczeniu ciemności pomieszanych z błyskami lamp, zauważył, że Sona „rozmawia” językiem migowym z jakimś dziwnym facetem w hełmie na głowie. Na hełmie był róg. Tęczowy. I różowa grzywa.
„ To Hecarim. Pracujemy razem” – napisała mu na telefonie i pokazała.
- Aha – odpowiedział Grimm, a jego głos był w tym hałasie niesłyszalny. Po chwili zauważył, że ów „Hecarim” siedzi na wózku inwalidzkim, który do złudzenia przypominał futurystyczne krzesło. Zastanawiał się, czemu jakimś cudem ten nowoczesny styl pasował do średniowiecznego, a może nawet antycznego czy tam wróżkowego lub gejowego hełmu tego kogoś.
Kiedy Grimm ogarniał swoje miejsce położenia, w klubie zgromadził się duży tłum. Do podestu podszedł jakiś dziwnie przypominający Pitbulla facet.
- Joł wszystkim! – krzyknął przez mikrofon. – Zaczynamy impre, dzisiaj bawić się z nami będzie grupa Arcade: Sona i Hecarim!
Tłum zaczął szaleć. Sona założyła słuchawki i razem z zahełmionym kolegą zaczęła bawić się stosem pokręteł i guziczków, które wyglądały jakby ktoś wysypał na stole Lentilky.
***
- Dziękuję, że przyszedłeś mnie odwiedzić – powiedział Szayel do Ulqa próbując złapać jego dłoń.
- Przyszedłem tylko po moją książkę – odpowiedział sucho Ulqu trzymając ręce przy sobie. Siedział na krześle i patrzył swoim nihilistycznym wzrokiem na przyjaciela, który dramatycznie leżał na łóżku. Szayel, dowiedziawszy się o tym, że zrobił błąd na sprawdzianie, zemdlał na miejscu. Nadal czuł się źle. Był w trakcie popełniania próby samobójczej, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Był to Ulqu, który po chwili zaczął żałować, że właśnie tego dnia zachciało mu się żądać zwrotu książki.
- Oh, przecież wiem, że to taka wymówka. Jesteś bardzo skryty, Ulqu-sama.
- …
- Porozmawiajmy może o twoich problemach – Szayel przybrał pozę rzymianina i wcale nie wyglądał na kogoś, kto jest w głębinach depresji.
- Nie mam problemów.
- Masz. Na pewno masz. Po prostu nie chcesz nam o tym mówić. Ale mi możesz powiedzieć. Nie jestem Grimmjowem, ani Nnoitrą, nie wyśmieję ciebie. Mów, co chcesz.
- Dobrze.
- Słucham więc.
- Powiedz gdzie masz moją książkę.
- …
- …
- Chodziło mi o to, żebyś mówił swoje PROBLEMY.
- To jest problem: oddawaj książkę.
- Co ciebie nagle wzięło z tą książką?! – zdenerwował się Szayel. – Mam ją u siebie od ponad dwóch lat!
Nihilistyczne spojrzenie Ulqa zalała kropla irytacji. Szayel przeraził się i schował pod kołdrę.
- Dobra, bierz. Jest na półce numer 432, rząd 4345.
Ulquiorra wstał i począł szukać wskazanego miejsca.
- Ale naprawdę chcę wiedzieć: czemu nagle sobie przypomniałeś o tej książce? – spytał różowowłosy wychylając się spod kołdry.
- Jutro wyjeżdżam – odpowiedział krótko Ulqu i wyciągnął książkę z półki. – Żegnaj – powiedział i ruszył do wyjścia.
Szayela zamurowało. Jednak opamiętał się, wyskoczył z łóżka i poleciał własnym ciałem zasłonić drzwi wyjściowe.
- Jak to JUTRO!? – zaczął zamykać drzwi na wszystko, co się dało.
- …
- Odpowiedz! – krzyknął zrozpaczony.
- Daj mi wyjść.
- Nie dam! – Szayel zsunął się na podłogę przybierając pozę Rejtana.
Ulqu schował książkę do kieszeni, po czym złapał przyjaciela i przesunął go na bok.
- Ulqu, nieee! Nie możesz mnie zostawić z idiotami!
- Bo co – retorycznie spytał Ulqu i wyszedł.

***
Kieszeń Grimma zawibrowała. Przebudził się i otarł ślinę. Dalej był na dyskotece, jednak zasnął po 5 minutach od jej rozpoczęcia. Wyciągnął z kieszeni telefon, przeczytał wiadomość i zadławił się.
- Sona – szarpnął ją za rękę – ja lecę.
I wybiegł.
***
- Umyłeś naczynia?
- Nie.
- Babcia nie byłaby z ciebie dumna.
- Mam to w dupie.
- …zmień proszę dzwonek na SMSa.
- …
- …co jest? Napisali ci, że wygrałeś Opla?
- …
- Ej, Nnoit!
- Nie czekaj na mnie z kolacją!
Trzaśnięcie drzwiami.
***
- Nie wiemy czy da się go uratować – te słowa skierował lekarz do Nnoitry i Grimmjowa, kiedy dotarli do szpitala. Szayel miał wypadek – tylko tyle udało im się dowiedzieć. Zdenerwowani i zrozpaczeni siedzieli na twardych plastikowych krzesełkach w sterylnie czystej poczekalni. Nawet gazetek do poczytania nie było.
***
[Sona]: Nie mogłam znaleźć ciebie w szkole. Co się stało wczoraj?
[Ja]: ten gnojek Szayel miał wypadek niby i byłem z Nnoitem w szpitalu a potem się okazało, że to tylko zatrucie pokarmowe i siedzi na kiblu ciągle, ale kazał lekarzowi powiedzieć, że nie wiadomo czy przeżyje
[Sona]: Dziwne. Niemiło z jego strony :/
[Ja]: no
[Sona]: Chciałbyś ze mną iść dzisiaj do Hecarima? Myślę, że znajdziecie wspólny język.
[Ja]: ok.
[Sona]: To spotkajmy się tam, gdzie zawsze za godzinę : )
***
Hecarim mieszkał gdzieś na przedmieściach Nowego Jorku, w charakterystycznym parterowym domku z garażem. Jechali do niego autobusem. Mieszkał blisko przystanku, więc nie musieli męczyć nóg.
- Siema! – pomachał im z otwartego garażu. Grimmjow mógł teraz przyjrzeć się mu z bliska. Był to dosyć napakowany koleś siedzący sobie na swoim futurystycznym wózku jak na krześle w barze, miał na sobie randomowy top, jakieś spodnie. No i jakiś dziwny hełm na głowie ze straszną twarzą.
- Właśnie spawałem – ściągnął hełm, położył go sobie na kolanach i wyciągnął rękę do Grimma. Ten mógł zobaczyć teraz zupełnie zwyczajną twarz z czarno-turkusowymi włosami i różową bródką.
Trwało to dobrą chwilę, po czym Hecarim zrobił zakłopotane „hehe, no to pokażę wam, co robię” i ruszył w garaż. Sona zaniepokojona zawiechą Grimmjowa poklepała go lekko po ramieniu z miną „wszystko w porządku?” i weszła do środka. Po sekundzie błękitnowłosy także zobaczył, co tam jest.
Ich oczom ukazał się… metalowy koń bez szyi i głowy.
- Co to? – spytał Grimm.
Hecarim złapał się „miejsca na szyję” metalowego czegoś, podciągnął się, zrzucił sztuczne nogi ze spodniami i wbił w „konia”.
- Protezy nóg są dla słabych. Ja będę centaurem – powiedział z wielkim uśmiechem.