LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

poniedziałek, 25 lutego 2013

11# Życie w NY - część kolejna

Y........ To powinno się dawno wysłać, ale Blogger robił jakieś problemy, dlatego końcówka wygląda inaczej niż tak, którą napisałam pół roku temu .^.'
Miłego.
(wysłane w sierpniu)
***
Pewnego mniej słonecznego dnia, kiedy tak bardzo nie chciało się wychodzić na dwór na długiej przerwie, Kat postanowiła pozwiedzać szkołę. Kiedyś trzeba. Bardzo nie lubiła tych półgodzinnych przerw, bo nie miała z kim ich spędzać. Wszyscy jej znajomi w tym czasie szli na obiad, udawali, że idą na obiad a tak naprawdę chcieli gapić się na Cullenów, uczyli się, odrabiali lekcje albo po prostu znikali. Tak więc wziąwszy w torbę zestaw na kolejną lekcję, Kaczi ruszyła w drogę.
Zwiedzanie polegało na obejściu wszystkich korytarzy.
Zajęło jej to 10 minut.
- Jeszcze mam kupę czasu... - mruknęła patrząc na wyświetlacz telefonu a przywieszona do niego świnka-dzwoneczek zabrzęczała. Westchnęła i rozejrzała się. A może by tak obserwować ludzi?
I nazbierać więcej znajomych, którzy nie mają pojęcia o twoim istnieniu?
Kat miała już kilku takich znajomych. Dużo o nich wiedziała, rozpoznawała ich w tłumie na odległość i czuła z nimi więź, ale... była dla nich obcą osobą. Znajomość jednostronna.
Kat potrafi.
Patrząc tak na ludzi, zauważyła ona chłopca, mniejszego chyba od Edwarda E., który zachwycał swoją obecnością wszystkich wokół. W ręce trzymał różowego pluszowego królika. (Tak bardzo widać co ostatnio czytałam?)
Czyżby dziecko któregoś z nauczycieli?
- Nie, to trzecioklasista.
Kat dostała zawału słysząc głos za sobą.
- Ty w myślach czytasz czy jak? - spytała Edwarda, który pojawił się znikąd.
- Jeśli ktoś w myślach wspomni o mnie to wysyła się do mnie też i kontekst, w którym o tym powiedziano.
- ...
- Mówiąc prościej: pomyślałaś o mnie patrząc na tamtego tam - skinął głową na małego - i się pytam czemu ci się z nim skojarzyłem? - oparł się o ścianę.
- ... bo wzrost.
Ściana okazała się drzwiami otwierami do zewnątrz, które nagle ktoś otworzył, tak więc miejsce złości u Eda zastąpiło "CO JEST-", kiedy wpadł na osobę otwierającą.
Na szczęście miał szczęście i była to tylko Pesa.
W sensie, że mógłby być to też Jason.
Pesadilla, drugoklasistka, nie cieszyła się dobrą sławą w szkole (co jest odwrotnie proporcjonalne do jej powodzenia u płci przeciwnej). Wszyscy wiedzieli, że na jej mniejszych lub większych usługach jest Jason - psychopata z maską hokejową na twarzy. Lecz nikt nie znalazł bezpośrednich dowodów na słuszność tej tezy (po prostu jak ktoś znalazł to już nie żył </3).
- Od, Edward, jak dobrze - przywitała się po czym blondyn wyzionął ducha.
Był gotowy na śmierć z jej rąk a tu taki tekst. Najbardziej zabójcze są nieprzewidywalne sytuacje.
- Chcę trochę zarobić dlatego pójdziemy do kina, ty stawiasz - odepchnęła go kijem na bezpieczną odległość.
- Co? - spytał dochodząc do siebie.
- Konata daje oferty umówienia się z tobą w zamian za dobra materialne.
Kat powoli wysunęła się z kadru.
- Co... - spróbował to ogarnąć. - ...CO!? ...Tell me about it.
Kat wędrowała dalej mając nadzieję na szybki koniec przerwy. Wtem coś wciągnęło ją w głąb pustego korytarza.
- Ktoś napisał tu twój numer więc to wyrwałem - Ulquiorra podał jej stos kartek.
- O dzięki, znasz mój numer na pamięć? - zmarszczyła brwi po czym spojrzała na zawartość kartek.
- Tak. Na wszelki wypadek.
- Rozu... - przerwała. - To moje ogłoszenia. Rozwieszałam je wczoraj pół dnia... Zerwałeś je wszystkie? Z całego miasta!?
- Tak. Ktoś...
- Nie ktoś tylko ja! Ja to powiesiłam! - to nie był krzyk lecz jęk umierającego. To było nad jej siły. Wcisnęła mu w ręce ogłoszenia. - Masz je dzisiaj zawiesić spowrotem.
- Dobrze - rozejrzał się, pogłaskał ją po głowie i z ogłoszeniami ruszył w świat.
Jeszcze tego samego dnia dostała całą masę maili w sprawie mieszkania. Cóż, może lepiej najpierw podać treść ogłoszenia:
"Szukam współlokatorlki, ale ewentualnie współlokator też może być. Mam na wynajem niewielki pokoik z dostępem do łazienki i aneksu kuchennego, w centrum miasta.
Dodatkowe informacje:
Dla zwykłego społeczeństwa:
Jestem emo gotem.
Dla emo gotów i metali:
Jestem słodką księżniczką.
Dla dresów:
Mam własną mafię."
Na końcu podany był numer telefonu i adres e-mail.
Dodatkowe informacje miały na celu odstraszyć przeciętnych obywateli a także zbyt mroczną i niemoralną część społeczeństwa. Kat wynajmując pokój chciała poznać kogoś kto nie będzie się jej bał lub wymiotował na widok jej jasno różowej piżamki.
Nadeszło kilka zgłoszeń. Między innymi blogerki modowej w stylu gyaru, hippiski, ślepego poety, grupki bezdomnych, jakiegoś pedofila i araba. Trzech ostatnich od razu odrzuciła, niewidomemu napisała, że nie ma poręczy a schody są strome. Skupiła się na ogłoszeniu blogerki. Nie napisała nic o sobie, podała tylko link do swojego bloga. A na blogu była ewidentna pornografia z użyciem zdjęć nagich gyaru (tak się da?) i słitaśnych gifów z pseudo-gwiazdami popu.
Została więc hippiska. Pisała, że interesuje się sztuką i je mięso oraz nosi buty inne niż bose czy jezuski.
Kat zaprosiła ją do siebie.
Na drugi dzień, kiedy Kaczi rozkoszowała się ciepłymi naleśnikami na stołówce, dosiadł się do niej Szayel. Na swojej tacy miał jogurt light, colę light, otręby light i mleko bez tłuszczu.
- Odchudzasz się? - spytała na powitanie.
- A ty co, tyjesz? - odpowiedział urażony.
- Tak.
- ... - "obelga" zakończyła się niepowodzeniem. - No to cześć - wstał i poszedł.
Można wyciąć ten fragment.
Do Kat podpełzła Konata niczym zawodowy ninja.
- Pssst...
- ...tak? - spojrzała na niebieskowłosą.
- Mam newsa. Do naszego rocznika dojdzie nowy uczeń - szepnęła.
- O, dobrze wiedzieć. A możesz mi powiedzieć o co chodzi z Edem?
- Pesadilla mu wszystko powiedziała i muszę zwijać interes - smuteczek.
- Tak w ogóle to po co go rozwijałaś? - Kat zmarszczyła brwi.
- No... bo... ja tak bardzo chcę aby on... - zarumieniła się.
- Cię zauważył?
Nastała chwila ciszy.
- Żeby nie miał czasu na naukę na konkurs mitologiczny, bo jest moim jedynym rywalem o tytuł mistrza szkoły~ - mruknęła świdrując Kat swoim kpiącym wzrokiem. - Jakie ty masz myśli...
- A idź - kontynuowała pochłanianie naleśnika. Zdecydowanie trzeba iść w końcu do Barney's.
***
- A więc, panowie, postanowiłem założyć Klub Hostów - oznajmił Szayel na zebraniu ich dziwnego "kółka".
Nnoitra i Grimmjow popuścili wodospady łez szczęścia.
- Ty jesteś naprawdę genitalialny...
- ...czasem - Nnoit dokończył zdanie Pantery po czym oberwał zwiniętym w rulonik kawałkiem papieru.
- Nie skończyłem mówić. Tutaj mam projekt mundurka, który będziemy nosić - mówiąc to rozwinął ów kawałek papieru ukazując jego zawartość kolegom.
- Ej, no koleś, tobie chyba mózg dostał rozwolnienie - skomentował to Nnoit pełen obrzydzenia zabierając Grimmowi swoją kieszeń, w którą chciał on zwrócić obiad.
- Ale co...? - Szayel spojrzał na kartkę. I prawie spłonął. Na kawałku papieru widoczna była zbereźna bielizna dla starszych panów. - To nie to!
Różowy wywalił ów kartkę i zaczął szukać prawdziwego projektu stroju.
- Może lepiej powiedz co ustaliłeś w sprawie Ulquiorry? - Nnoit wytarł twarz.
- On ma jakiś kryzys wieku średniego i potrzeba mu pomocy przyjaciół, a nie rozpuszczonych niewiast naszego liceum.
Tak, oczywiście.
- Dobra, to chodźmy na kawę.
I poszli do Starbucks'a.
A tego dnia spadł śnieg.
- No mógł się ogarnąć trochę - skomentował Nnoitra i kopnął kupkę śniegu zagrażającą mu drogę. Był tak chudy, że nie miał grama tłuszczu chroniącego go przed mrozem. Z drugiej strony na włosach miał tyle tłuszczu, że mógłby tym ocieplić całe wojsko Napoleona ruszającego na podbój Rosji.
- Patrz, żółty śnieg! - krzyknął Grimm jak zjarany wskazując na osikany fragment śniegu.
- To się w nim wytarzaj i będziesz blondynką!
- No chyba ty, anorektyku! Twoje włosy mają cholesterol.
- A ty nie masz mózgu!
- Mam więcej mózgu niż ty IQ!
- A ciebie nie stać na dużą kawę!
I to był cios poniżej pasa. Bo właśnie wtedy Szayel nabieraczką do jajek ścisnął Nnoita... poniżej pasa. Była to kara za robienie mu wstydu na mieście.
Weszli w końcu do Starbaksa, ciągnąc Nnoita za ręce, bo sam nie mógł dojść. W imię solidarności, wszyscy kupili sobie małe latte.
- To takie babskie - powiedział Grimm po czym został ukarany przez Różowego w ten sam sposób co Nn.
- Ustaliłem z panem W'hitem (odpowiadającym za szkolne kółka), że możemy prowadzić swoją działalność codziennie po lekcjach przez dwie godziny. Oficjalnie działamy jako Kółko Korepetycji, co ma swoistą dwuznaczność - ogłosił Różowy, kiedy usiedli.
- Nie ma dnia bez oka - powiedział im staruszek siedzący w drugim końcu sali.
Nastała niezręczna chwila ciszy przerywana przez Grimma siorbiącego przez słomkę swoje małe latte.
A wszyscy wiemy, że picie latte zimą przez słomkę to objaw bezguścia.

niedziela, 24 lutego 2013

10# Historie koedukacyjnej łazienki cz.1

Ohayo~
Czas na nową serię >D
Za inspirację dziękuję Francy i mojemu internatowi <3
Pisane na telefonie <3
***
To coś zupełnie nowego... Państwa jako ludzie - pewnie wszyscy znają ten motyw. Jednak co powiecie na jeszcze większe okrojenie znanych nam scenariuszy? Bez gejaszków, przewidywalnych pairingów i skomplikowanych połączeń rodzinnych?
Tego się nie spodziewaliście...
POLECAM NIEZNAJĄCYM HETALII - ZAPEWNIAM, ŻE OGARNIECIE POSTACIE
***
1)
Istniał sobie kiedyś gdzieś pewien internat. Chodzili do niego uczniowie różnych szkół średnich, kilku właściwie było z gimnazjum. Kilkadziesiąt pokojów, sala komputerowa z biblioteką, straszna stołówka i koedukacyjna łazienka. Dlatego trafiali tu tylko zboczeńcy, silne psychicznie i fizycznie dziewczyny, parę bezdomnych oraz osoby, które nie miały wyboru.
Rozpoczął się rok szkolny. Ale rzeczą oczywistą raczej jest to, co działo się na początku, dlatego pominiemy pierwsze dwa miesiące. Albo nawet trzy. Obiecuję, że nie ominą was najważniejsze wydarzenia.

Otworzył oczy i wyłączył budzik. Więc poniedziałek się zaczął. Przetarł oczy. A weekend był taki fajny. No cóż. Powoli wyszedł z łóżka i zaczął się ubierać. Idąc do łazienki minął się z Tino, który jak zwykle wstawał 10 minut wcześniej. Wchodząc do łazienki przywitał się z Felicjano zasypiającym nad zlewem ze szczoteczką do zębów w buzi. Często zastanawiało go co ten młody robi, że rano zawsze jest w takim stanie.
Tino wyciął karteczki na śniadanie dla siebie i Arthura. Każdy mieszkaniec miał kartkę pełną kwadracików, za które dostawało się śniadanie, obiad i kolację. To takie komunistyczne. Ale wszyscy się już przyzwyczaili. Taki urok tego internatu. Blondyn spojrzał na śpiącego jeszcze Ravisa i idealnie zaścielone łóżko Kiku. Miał nadzieję, że młody znowu nie zaśpi.
- Idziemy? - Arthur wrócił do pokoju, odwiesił ręcznik na wieszak i odłożył grzebień.
- Tak - odpowiedział.
I poszli.
- Dzień dobry - mruknęli do portiera, który zagadywał biedną Olenę. Przez swój dość duży biust dziewczyna nie raz miała problemy. Głównie z powodu starego zboczonego portiera.
Weszli do stołówki.
- Witajcie chłopcy - przywitała ich uroczo kucharka. Tino położył ich kartki na blat po czym wzięli po talerzu z dwoma bułkami, kosteczką masła oraz kilkoma plasterkami sera i szynki. Śniadania były w porządku. Kolacje zazwyczaj też (oprócz tych przypadków, kiedy dodatkiem była jakaś parówka czy coś). Ale obiady często były pogromem. Mięso ze znieidentyfikowanego miejsca. Zupa z dziwnymi składnikami. Surówki z nieznanych nikomu roślin. Ale mimo wszystko, póki nie myślało się co to właściwie jest, było dobrze. Czasami nawet bardzo. Co niektórzy próbowali wyciągnąć od kucharki przepisy ale nigdy im nie podała.
- To moja słodka tajemnica - mówiła zawsze. Słodka jak mięso, które podawała. Miało tak dziwny, słodko-słony smak, że zaczęto nazywać je mięsem z ludzi a kucharkę po prostu kanibalem.
2)
Dzień skończył się równie szybko jak się zaczął. Ale tylko dla mniejszości internatu. Pojedyncze osobniki (np. maturzyści z pierwszego piętra) o tej porze się uczyli, zaś reszta albo próbowała a nie mogła albo nie oszukiwała się nawet, że możliwa jest tu nauka. Bo jeśli w jednym pokoju jest takich dwóch nudziarzy jak Ludwig i Berwald to nawet gdyby chcieli to by nie rozmawiali,dlatego zostaje im tylko kucie do matury.
A więc co robiła reszta mieszkańców? Gimnazjalistki siedziały w sali komputerowej na facebooku czym denerwowały czekającego na wolny komputer Romano. Jest 6 komputerów: 3 zajęte przez gimnazjum, jeden przez Iwana, który akurat dzisiaj postanowił zrobić wpis na blogu, jeden przez jakiegoś kolesia w okularach oglądającego dziwne teledyski na youtube a ostatni był zepsuty. Czasami wolny był siódmy komputer stojący na biurku obok. Niestety w poniedziałki zajęty był przez bibliotekarkę, która przychodziła dwa razy w tygodniu. Po godzinie czekania Romano postanowił wybrać się na przechadzkę po pokojach aby pożyczyć od kogoś laptopa.
Na pierwszym piętrze nie miał co szukać - był tu tylko jeden pokój nudnych maturzystów, owa sala komputerowa z biblioteką i gabinet dyrektora, o którym się nie mówiło.
Na drugim piętrze ominąwszy od razu bezlaptopowy pokój brata zajrzał do swojego pokoju z niewielką nadzieją, że Yong nie gra w grę. Nadzieja umiera ostatnia.
Właśnie umarła.