LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

sobota, 24 grudnia 2016

Ponowne spotkanie Bonifacego i Jewgienija

Opowiadanko na Sekretnego Bułkołaja na Mortisie.
Wylosowałam Kaylin (Iryska) i wybrałam jedyną słuszną opcję z tych, które zaproponowała (żartuję, Buttermore też jest fajne).
Mam nadzieję, że Ci się spodoba, misiu.

Informacje, które mogą się przydać dla osób spoza tematu:
Jewgienij "Giena" Bułhakow - super ekstra czarodziej z Rosji, zabił ojca godzinę przed swoim ślubem i zrobił horkruksa.
Vakel Bułhakow - brat powyższego, na pierwszy rzut oka misiaczek, ale tak naprawdę to niezbyt, ale w sumie tak, dyrek Hogwartu; kiedy szedł z Gieną zakopać ciało ojca, wpadli na gromadkę dzików, starszy brat spetryfikował lochę, a młodszy zaadoptował jednego z warchlaków.
Czas akcji: ostatnie dni sierpnia, 1934 rok.

***

   Jewgienij nie spał dobrze tej nocy. Nękany koszmarami wiercił się we wszystkie strony tak, że obudził się jeszcze przed wschodem słońca, podduszany prześcieradłem. Wyplątał się z materiału, naciągnął górną część piżamy, która się podwinęła podczas nocnej przygody i wstał. Zimny kamień posadzki nie byłby niczym nowym dla Bułhakowa, gdyby nie fakt, że ostatnie lata spędził w dość ciepłych zaułkach Ministerstwa, a nie w Rosji. W Hogwarcie pogoda była zdecydowanie gorsza, niż w Londynie. Wniosek ten wysnuł na podstawie niecałych dwudziestu czterech godzin, jakie tu spędził, ale mógł. W końcu był panem świata. Wciągnął pierwszą lepszą szatę, do tego kołnierz z dzika i ruszył. Rok szkolny zaczyna się dopiero za tydzień, lecz skrzaty już szykowały posiłki dla nauczycieli, mających wiele do zrobienia jeszcze przed początkiem września. Jewgienij wyszedł z pokoju, ruszył korytarzem, po czym z zadowoleniem odkrył klatkę schodową, o wiele większą niż ta, po której wprowadził go wczoraj Vakel na górę. Była zdecydowanie bardziej elegancka, w dodatku mógł sobie popatrzeć na ładne obrazy. Śmiało postawił nogę, na pierwszym stopniu prowadzącym w dół, kiedy niespodziewanie schody zaczęły się ruszać. Płynące gdzieś po skosie w dół stopnie rozciągnęły Bułhakowa, mającego drugą stopę cały czas na stabilnym piętrze. Rozciągany czarodziej zrobił szpagat, po czym zebrał się w sobie i jakimś cudem udało mu się wtoczyć na uciekającą platformę. Ledwo zatrzymał się przed sturlaniem po stopniach w dół, gdzieś na jakieś ostatnie piętro. Kiedy schody przycumowały do brzegu, wsunął się na wyglądający stabilnie kawałek podłogi. Nie wstał na nogi, póki nie znalazł się na korytarzu.
   Jewgienijowi przeszedł nastrój na śniadanie. Postanowił odnaleźć braciszka i pokazać mu, co myśli o tej szkole. Wczoraj zahaczyła go jakaś zbroja, podczas kąpieli podglądały duchy, a teraz prawie się zabił na głupich schodach. Ciekawe ile ofiar śmiertelnych zgarniają stopnie grozy w ciągu roku szkolnego.
   Wypowiedział głupie hasło obok gargulca, który wpuścił go na kręte schodki (znowu schody!). Jewgienij wbiegł na górę, po czym poślizgnął się na wycieraczce stojącej przy wejściu. Udało mu się złapać równowagę, ale jakieś dwa metry przejechał. Odesłał ją kopniakiem pod ścianę i rozejrzał się. Nie sądził, że Vakel poszedł na śniadanie, to nie w jego stylu. Może poszedł do kuchni wyrywać? Chociaż nie, w Hogwarcie były skrzaty, chyba aż tak nienormalny nie był. Bo nie był? (Jewgienij oczywiście dowiedział się o wizycie Vakela w kuchni Bułhakowów w dniu "ślubu".)
   — Ej! — krzyknął, bojąc się zrobić kroku. Już mu wystarczyło niespodzianek. Spojrzał w lewo - książki. W prawo - książki. Przed sobą biurko zawalone papierami. Fotel z wysokim oparciem odwrócony był od Jewgienija. A może Vakel na nim zasnął? Czas na pobudkę, pomyślał Giena i aż zatarł rączki. Zrobił ostrożny krok w przód, potem drugi... aż nagle fotel drgnął. Oh nie, obudził się! Siedzenie nagle zaczęło się odwracać. Coś ścisnęło się w Bułhakowie w momencie, w którym powinien dojrzeć chociażby kolana brata, ale dalej nic nie widział. Fotel powoli kończył odwracanie się o sto osiemdziesiąt stopni. Giena wbił wzrok w miejsce, w którym zobaczyć powinno się twarz... lecz jej nie ujrzał. Samoobracające się krzesła, fantastycznie - pomyślał, lecz wtedy jego spojrzenie spoczęło nieco niżej i ujrzał faktyczną żywą istotę, siedzącą na fotelu. Na początku myślał, że to tylko jakaś szmata. Jednak szybka analiza bodźca wzrokowego dostarczyła mu informacji o dokładnym kształcie obiektu.
   Ciśnienie w czystokrwistych żyłach Jewgienija podskoczyło gwałtownie. Źrenice zwężyły się, zaś pięści zacisnęły.
   — To ty — wysyczał do młodego dzika siedzącego na fotelu z założonymi raciczkami. Ubrany był w brązową szatę z kapturem. — Pamiętam ciebie! Byłeś wtedy w Rosji...
   Dziczek wpatrywał się w Jewgienija stalowym spojrzeniem. Oczywiście, że go poznawał. Nie odezwał się jednak ani słowem. Chciał, aby Bułhakow sprowokował się samym patrzeniem.
   — W tym zamku nie ma miejsca dla nas obu — stwierdził czarodziej wyciągając z kieszeni swoją różdżkę. Wycelował w dziczka wypowiadając dwa magiczne słowa: Hokus pokus.
   Zielone światło rozbłysło z końca jego różdżki. Nawet nie próbuj, Jewgieniju - pomyślał dzik. Podskoczył wysoko i wykonując salto, opadł na biurko stojąc na tylnych raciczkach. Również wyciągnął swoją broń. Ze srebrnej różdżki wystrzelił złoty promień.
   Prawdziwa walka rozpoczęła się. Jewgienij z całą mocą atakował dzika, chcąc trafić go swoim laserem. Ich szaty falowały. Ciął w prawo, w lewo, boki krótko, góra, dół. Nieustraszony warchlaczek odskakiwał od każdego ciosu, niczym wirująca piłeczka. Sam jeszcze nie atakował. Dopiero po chwili również zamachnął się i skrzyżował lasery ich różdżek.
   — Daj spokój, nie masz żadnych szans — warknął Jewgienij. Był na tyle silny, że bez problemu odepchnął prosiaczka. Ten przesunął się kilka metrów do tyłu, odbił od podłogi, zostawiając ślady zarysowane przez tylko raciczki, po czym jak strzała poleciał w stronę Jewgienija, wirując wokół własnej osi. Czarodziej nie wiedział jak chwycić różdżkę, aby dobrze odbić atak, postanowił więc się odsunąć. Dzik przestał się kręcić na chwilę przed kontaktem ze ścianą, odbił się, jego szata zafalowała, a następnie znowu nacierał na Bułhakowa przecinając powietrze swoją bronią. Tym razem czarownik chciał odebrać atak. Nie spodziewał się jednak takiej siły ze strony napastnika. Różdżka wypadła mu z ręki i poturlała się pod biurko. Podczas obrotu dzik kopnął Jewgienija w twarz tak, że ten przewrócił się na plecy. Prosiak stanął na nim i wycelował laserem w szyję. Bułhakow nie wiedział, co zrobić. Życie nie przeleciało mu przed oczami, lecz nie potrafił stwierdzić, czy to znak, że dzik nie wykona ostatecznego ciosu, czy to z powodu posiadania horkruksa.
   — Zawsze zapominasz, czego się nauczyłeś, Jewgieniju — przemówił warchlak. — Użyj mocy!
   Bułhakow poczuł, jak odzyskuje siły. Wyciągnął dłoń w kierunku biurka, zaś różdżka posłusznie wleciała do jego ręki.
   — Na ujemne punkty Marqueza, co tu się dzieje? — wykrzyknął zaskoczony Vakel, który właśnie wszedł do gabinetu. — Gdzie jest wycieraczka!?
   Dyrektor podszedł do ściany, gdzie spoczywał zwinięty ów przedmiot i elegancko ułożył go we właściwym miejscu. W tym czasie pozycja Jewgienija i dzika nie zmieniła się.
   — Bonifacy, wystarczy — westchnął Vakel, zaś warchlak posłusznie schował broń i zszedł ze starszego Bułhakowa. — Czego chciałeś? I czemu nie przyszedłeś na śniadanie? — zwrócił się do brata i rzucił mu spojrzenie, jakby ten nie nazywał się Bułhakow, tylko Sue. — Myślałeś, że co, że wyrywam skrzaty w kuchni zamiast coś zjeść, jak normalny człowiek?
Jewgienij podniósł się z podłogi bez słowa. W tym momencie chciał po prostu wyjść.
   — Odpowiedz mi. W jakim celu wtargnąłeś do mojego gabinetu? Mam ciebie zwolnić?
   Giena spuścił wzrok. Nie chciał być zwolniony.
   — Pytam się. Czy ja mam ciebie zwolnić? Co? Chcesz wylecieć?
   — Przyszedłem, bo... — Jewgienij przerwał. Nie mógł teraz zacząć narzekać, bo faktycznie wyleci. — Miałem dostać zadanie.
   Vakel pokiwał głową.
   — Dobrze, proszę bardzo. Odbierz misję, a potem znikaj — powiedział wskazując na biurko. Giena liczył na zadanie od brata. Liczył, że to Vakel był tutaj szefem i da mu jakieś papiery do wypełnienia. Lecz prawda okazała się jeszcze gorsza. Na fotelu siedział już Bonifacy. Siedział tam tak, jakby od zawsze to było jego miejsce. Twardym wzrokiem wpatrywał się w Jewgienija. W co ja się wkopałem, pomyślał wściekły.
   — Jesteś już gotowy — przemówił dzik. — Możesz rozpocząć szkolenie swojego padawana.
   Jewgienij nie mógł w to uwierzyć. Czyli jednak powrócił do szkolenia. Poza tym, Vakel wiedział o Dziku Jedi. Co więcej: Dzik siedział na jego dyrektorskim fotelu. Czy cały Hogwart był pod wpływem Imperatora? Jaką rolę odgrywał w tym sam Vakel? Przed oczami Jewgienija przeleciały wszystkie ważne chwile jego życia. Poznanie Dzika Jedi, szkolenie na specjalnych zajęciach dodatkowych w szkole, egzamin na Jedi, wojna w Wietnamie. Widział teraz te wspomnienia, jakby na nowo ożyły w jego sercu. Również to, w którym "Bonifacy" (bo nie było to jego prawdziwe imię), wyrzekł się go za złamanie kodeksu. Od tego czasu Jewgienij szkolił się na własną rękę. Podczas pobytu w Rosji nie dostrzegł, że w grupce dziczków krzątających się wokół spetryfikowanej loszki znajdował się Dzik Jedi, ale teraz kawałki układanki ułożyły się w jedną całość. On go tak naprawdę nigdy nie opuścił. To była część szkolenia. Obserwował wszystkie ważne momenty jego życia. A teraz znowu się ujawnił i zezwolił na posiadanie własnego padawana.
   — Potocka? — spytał chcąc upewnić się, że myślał o tej samej osobie, co Dzik Jedi.
   — Potocka — warchlak skinął głową. Nie każdy mógł dołączyć do zakonu Jedi. Nie każdy miał dobrą krew, aby wykonać słowiański przykuc, niezbędny do wielu pradawnych technik zakonu.