LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

niedziela, 20 sierpnia 2017

Życie w Erasmusie 1#

Życie w Erasmusie

   W Stanach Zjednoczonych działa ponad 4 tysiące uniwersytetów i koledży. To wystarczająca liczba, aby każdy z naszych bohaterów mógł spędzić kolejne lata swojego życia w innym miejscu. I tak też było.
   Tej serii nie można nazwać kontynuacją Życia w NY, przez wzgląd na zakończenie, lecz uznajmy, że to przebieg wydarzeń w alternatywnej rzeczywistości... chociaż na myśl przychodzi mi jedynie określenie tego terminem fanowskiego opowiadania powstałego przed ostatnią częścią serii.
   Tak naprawdę to jest totalnie nieistotne. Wróćcie więc wspomnieniem do Życia w NY, kiedy to wszyscy bohaterowie szampańsko bawili się na dożynkach...

***
   To było jedno z ostatnich tak udanych spotkań. Grimmjow został porwany na wakacje mające być nagrodą za terminowe ukończenie szkoły. Nie mógł zaprotestować, gdyż to rodzicom zawdzięczał dostanie się na niewielką prywatną uczelnię stworzoną dla takich bogatych głąbów jak on. Semestr kosztował tam sto tysięcy dolonów, co wynosi dwa razy więcej niż studia na jakimś lepszym koledżu. Przez to nie mógł spotkać się z kolegami, lecz oni nie narzekali na nudę. Szayel dostał się do jednej z tych prestiżowych szkół z Ligi Bluszczowej, przez co spędzał wolny czas przeglądając broszurki z kursami, a Nnoit... został sam w Nowym Jorku. Tylko tyle informacji dotarło do Edwarda E., który przeżywał właśnie ostatni rok szkoły średniej. Usiadł w ławce obok Tesli, tego zupełnie niepopularnego chłopaka, lecz który posiadał całkiem sporo wiedzy o innych niepopularnych osobach. Edwarda kręciło interesowanie się odludkami, byli zdecydowanie bardziej tajemniczy niż te wszystkie szkolne gwiazdeczki, które same sprzedawały się na Instagramie i Snapczacie. Pluł na wszelkich celebrytów, kosztował smak niszowych życiorysów.
   A może po prostu próbował dowartościować status niepopularnych ludzi, do których sam należał.
   Nie zauważył nawet, kiedy zapuścił zarost godny zawodowego ścinacza drzew, a na jego nosie pojawiły się okulary w oprawkach modnych kilka dekad temu, chociaż nawet nie miał wady wzroku. Czerwony płaszcz zamienił na koszulę flanelową w tym samym kolorze, blond warkocz ustąpił miejsca ściętemu bokowi. Nie jadł już mięsa, zapragnął studiować socjologię. Stał się hipsterem. Nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie w tym stanie, gdyż właśnie śmierć mignęła mu przed oczami, kiedy to słysząc najnowsze nowiny oddane całkowicie dobrowolnie przez Teslę , zakrztusił się kawą z papierowego kubka.
   — Całą trójką zapisali się na Erasmusa na rok do jakiegoś kraju Europejskiego — mruknął wyższy od niego chłopak, kartkując swój zeszyt.
   — Opowiedz mi o tym więcej — zaproponował Ed, kiedy już przestał się dławić, niczym niepogryzionymi dokładnie frytkami.
   Bo nie tylko ja się nimi dławię, co nie?


   Szayel przekluczył drzwi i wszedł w progi swojego jasnego mieszkania urządzonego w różnych odcieniach śnieżnej bieli. Nie czekał na niego żaden komitet powitalny. Oczywiście. Jego rodzice byli zawsze poza domem. Wjechał walizką do konta swojego pokoju i włączył swój jabłkomputer. Uruchomił się błyskawicznie, jak na tak dobrą firmę przystało, lecz chłopak umilił sobie ten czas wyprawą do kuchni po smakołyki, po drodze standardowo zatrzymując się przy lustrze, aby poprawić różową czuprynę modnie zaczesaną na boki. Modnie dwadzieścia lat temu. Dostrzegł pokaźny stosik poczty na blacie. Większość tego stanowiły biuletyny członkowskie ze sklepów obuwniczych, lecz miodowe oczy ukryte za okularami w białej oprawce dostrzegły także dość ważne pismo z uczelni. Pospiesznie rozerwał kopertę i niczym spragniony wody wędrowiec chłonął wypisane tam literki.

   Grimmjow czekał w pokoju na rodziców. Chciał, aby przysłali po niego samochód, lecz oni nalegali na osobistą wizytę. Pewnie liczyli na jakieś osobiste gratulacje od profesorów. Na pewno nie za zasługi syna. Wyświetlacz telefonu błękitnowłosego zaświecił się, ukazując jego samego na tapecie w negliżu górnej, bardzo rozbudowanej partii ciała.
   Czego, na zakręcony ogonek Tatusia Świnki, chciał teraz od niego Szayel?
   — No? — Odebrał w swój kulturalny sposób telefon. Przyjaciel po drugiej stronie zaczął coś głęboko przeżywać, chyba znowu dostał ataków lękowych. Grimmjow wciąż pamiętał, jak ten zemdlał na zakończeniu roku, kiedy okazało się, że ktoś miał wyższą średnią od niego. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. — Zadzwonię potem, rodzice przyszli.
   Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł mężczyzna z kobietą, spoglądając na swojego syna z szerokim uśmiechem i obrzucając go przytulaskami  i całuskami.
   — Synku, wiesz co? Przyszedł rano list z Erasmusa. Miejsce dokładnie to, które chciałeś, ale chyba im się kierunek pomylił, ale to nic wielkiego, przecież to nie ma dla ciebie wielkiego znaczenia, prawda?


   Tesla aż sapnął czytając dokumenty znalezione w kopercie wyraźnie zaadresowanej do jego kuzyna. Blondyn przeszedł korytarz i zapukał do pokoju Nnoitry. Czarnowłosy wychudzony kuc siedział po turecku na krześle przy komputerze i grał w Dotę1 na padzie.
   — Cojest — wyartykułował chcąc dowiedzieć się, cóż sprowadza szanownego współlokatora w skromne progi jego sypialni.
   — Nie wiedziałem, że chcesz studiować chemię — powiedział Tesla starając się zachować poważny ton wyprany z emocji.
   — Hę? — Spytał Nnoit odwracając się w stronę kuzyna. Dostrzegł w jego dłoni papierek z logiem Erasmusa. Momentalnie znalazł się obok, co nie jest takim trudnym wyczynem, jeśli ma się nogi długości skoków Małysza, Hautamekiego i Ahonena razem wziętych.
   — Nosz kurna — wymsknęło się z ust czarnowłosego, który już począł sobie wyrywać włosy z głowy kontynuując wiązankę przekleństw. Zdecydowanie to nie był kierunek, na który się rejestrował.