LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

sobota, 28 listopada 2015

1# Alternatywny powrót do przeszłości - Nowa seria

YO YO YO KACZI SQUAD XDD
Ruszamy z nową serią. Od jakiegoś bardzo dłuższego czasu chciałam narysować różne "stare" rzeczy, raz się nawet zabrałam, ale nie wychodziło, więc olałam. Natomiast trzymało się mnie to mocno i w końcu wykiełkowało.
Szukając pewnej informacji znalazłam nawet stare opowiadanko, dlatego jest tu pewien "bonus". Będzie tego więcej.
Pozdrawiam Pesę~


***

***

Katechi przechadzała się po torze w kształcie elipsy w sali głównej pałacu Chase'a. Wuya siedziała wygodnie na swoim tronie i przeglądała jakieś Instagramy, czy inne kije na telefonie. Szum wodospadów niósł się po pomieszczeniu.
- Ale właściwie to skoro jesteś taka wszechpotężna, to po co ci Shen Gong Wu? I po co nas szkoliłaś? - spytała Kat. Pytanie to wpadło jej do głowy właśnie teraz, zaledwie kilkanaście sekund po przybyciu na stare śmieci. Wuya spojrzała na nią nie wiedząc czy ona pyta serio, czy to słabe prowo. Wydała się też lekko zmieszana.
- No wiesz... - westchnęła lekko. - Zapieczętowanie w masce i do tego jeszcze w pudełku zablokowało mój dostęp do magii w znacznym stopniu. Po powrocie do ludzkiej formy wciąż nie miałam od razu pełnych możliwości. Dlatego zbierałam Wu. A was szkoliłam, bo mieliście potencjał - uśmiechnęła się na wspomnienie starych dobrych czasów. - Kiedy dałam ci klejnot, troszkę też osłabłam. Nie byłam mimo wszystko na siłach tak do końca... Dobrze im się udało mnie zamknąć... - splotła ręce na piersi. - No a potem przyszły dzieci... wiesz, ja i Chase sobie tak możemy żyć nieśmiertelni, ale niezbyt możemy dawać życie. Musiałam przekazać dzieciakom sporą część mojego klejnotu, żeby mogły żyć... Wiesz, Chase nie ma duszy czy coś - zachichotała.
- Rozumiem. Czyli nie dało się tego załatwić na tej zasadzie, na jakiej ja ożywiałam tych tam? - Kat skinęła głową gdzieś w bok mając na myśli swoich... koleżków z dziurkami.
- A nie wiem - Wuya wzruszyła ramionami. - To już jakaś tam sprawa cząsteczek duchowych. Jestem tylko wiedźmą, nie znam się na tym. Spytaj tego swojego... kolegi - kobieta rzuciła krótkim spojrzeniem na Ulquiorrę, który stał prawie na samym krańcu góry i nie ruszał się. Kat również na niego spojrzała.
- Cząsteczki duchowe można w pewien sposób złączyć odzyskując to, co utracone... szczególnie, jeśli nie mogą się odrodzić. Espada nie zginęła z miecza Shinigami, więc obróciła się w nicość, aczkolwiek ich resztki zostały zapieczętowane... - urwał. Chyba nie musiał dalej wyjaśniać. Dobrze wiedziała, z czego ich odtwarzała.
- Noooo, w końcu to parę lat wytrzymało... - mruknęła Kat do siebie zerkając w sufit. Te sople zwisające to stalagmity czy stalagdyty? Nigdy nie mogła ogarnąć które to które. Wuya zerkała zaintrygowana na Ulquiorrę. Nie była do niego pozytywnie nastawiona. W końcu to nie do końca istota żywa, a w dodatku posiadał część jej magii... a także moce, których w ogóle nie znała i nie ogarniała. Ten cały świat dusz zawsze był dla niej tajemnicą. Sama nigdy w niego nie ingerowała, nie była głupia, to dosyć niebezpieczne rejony, nawet dla niej. Chciała zawładnąć światem, ale nie naruszać tego, co nim steruje.
Kiektóre derpy jednak bez wahania ruszyły zmieniać świat na lepsze zaburzając równowagę. Ale czym była równowaga?
- No a teraz nie możesz podbić świata? Przecież to nie takie trudne - powiedziała zwracając się do wiedźmy.
- Niezbyt... ale ty jesteś w stanie. Dalej, podbijaj - Wuya rozłożyła ręce z uśmiechem.
Ok. To nie byłoby trudne. Musiała po prostu ogłosić wszem i wobec, że jest władcą świata. W sumie... szkoda czasu. Bo weź się tym potem opiekuj. Już miała dosyć władania czymkolwiek.
- Wiesz... niezbyt mi się chce - odpowiedziała. - Chciałam tylko, żebyś zobaczyła jak sobie radzi - wskazała na Ulqa posyłając Wuyi szeroki uśmiech. Była bardzo dumna ze swojego dzieła. Wiedźma niepewnie rzuciła spojrzeniem na Arrancara.
- Że niby jak silny jest?
- Mogę z nim walczyć prawie na równi - odpowiedziała rozradowana dziewuszka.
Wyua zagryzła wargi. Chyba nigdy nie myślała, że można dać istocie duchowej kawałek klejnotu heylińskiego. Z tego co się dowiedziała, ten ktoś sam w sobie był silny... a skoro dorównuje Kat...
- Nie chce mi się. Idźcie sobie do Jack'a - zmieniła pozycję na fotelu i wróciła do przeglądania sieci.
- No ok. Jak wolisz. Nie wiesz co tracisz - odpowiedziała Kat i tepnęła siebie i Ulqa od razu do pokoju wspomnianego przez wiedźmę chłopaka. Zazwyczaj przestrzegała zasad grzecznościowych, czyli dzwoniła normalnie do drzwi, ale dzisiaj... tak jakoś wyszło.
- No hej - rzuciła do albinosa.
Jack ściągnął słuchawki i oderwany od rzeczywistości spojrzał na przybyszy. Widać było, że jest lekko niewyspany. Nienaturalnie jasne włosy opadały mu na jedno oko.
- O co chodzi? - zmrużył wrogo ślepka widząc Ulquiorrę. Znał typa, i chociaż nawet był z nim na jednej imprezie, wciąż nie wiedział co go łączy z Kate. A jego wyobraźnia podsuwała mu nawet sugerowanie bycia pedofilem albo jakimś sponsorem. Nie, żeby miał o niej złą opinię. Po prostu tak wyglądał.
A coś mu wpadło do głowy.
- A gdzie ten niski białas, z którym wtedy uciekłaś?
Dziewuszka zamrugała oczętami niezbyt wiedząc o czym on teraz gada.
- No ten kurdupel, co tu był, a ty z nim... i wiesz... - właściwie to chyba żałował, że zaczął temat. - Nie ważne - odwrócił się z powrotem do swoich kartek porozrzucanych na biurku.
- Wuya chciała, żebyś go przetestował.
Jack zerknął znowu na Ulquiorrę. Że niby jest robotem?
- W jaki sposób?
- Nie wiem. Ale wiem, że ty będziesz wiedział.
- A co on, że tak powiem... robi?
- No walczy - posłała mu szeroki uśmiech.
No tak. Przecież nie gotuje.
- No dobra... ale coś sądzę, że sam muszę się za to zabrać - powoli wstał. Z tego co widział kilka lat temu, nawet najlepsze z jego robotów nie nadawały się na walkę z kimś takim jak ten zielonooki emos. To byli po prostu nadludzie. Będzie musiał sam spróbować. Licząc na to, że nie straci od razu jakiejś kończyny, będzie mógł skopać tyłek temu... komuś. W sumie fajnie.
- To chodźmy - Jack wyprostował się, kiedy Kat wlazła mu na biurko i zaczęła macać uchwyt od klapy w suficie. - Nie teraz - mruknął łapiąc ją w pół. Teleportował ich w pobliże lasu, po czym wziął i poleciał wgłąb niego.
- Serio tego nie naprawili?! - westchnęła głośno Kat. Okoliczny las był polem osłabiającym działanie wszelkiej magii (dlatego nie dało się latać nad nim). Poza tym był pełen podejrzanych stworzeń, które atakowały wszystko, co posiadało wszelkie nadprzyrodzone moce. Za nim znajdowała się pustynia, gdzie ulokowany był pałac Chase'a i Wuyi. Do nich dało się teleportować. Na pustynię lub do lasu nie. A czemu nie teleportował się więc w pobliże pałacu? Sprawy osobiste.
Tak czy inaczej dolecieli sobie unikając po drodze dziwne potworki, ewentualnie niszcząc w sekundę te, które jakimś cudem do nich doskoczyły. Na prawdę, przed kim ten las ma chronić to nie wiadomo.
Kiedy ich stopy dotknęły prawie pomarańczowego piachu pustyni, Jack stanął kawałek dalej i zahaczył wzrok na Ulquiorze.
- Właściwie to co mam dokładnie przetestować? - spytał.
- Jego MAGIĘ - odpowiedziała omal nie dławiąc się z przejęcia.
- ...magię?
To ma sugerować, że nie zginie od razu?
- No dałam mu kawałek klejnotu. Ale właściwie używa go tylko do wzmocnienia swoich dotychczasowych ataków - wyjaśniła z lekkim rozczarowaniem. Co prawda wiedziała, że uczył się takich podstawowych rzeczy jak przenoszenie przedmiotów za pomocą magii, jednak widocznie nie bawiło go to. Tradycjonalista.
Jack'a nie ucieszyła ta wiadomość. Od razu wzmocnił swoje ciało bordową aurą klejnotu. Ciekawiło go, jak duży kawałek dała emosowi. Nie, żeby chciał porównać kto ma większy przed walką. A może jednak...
- Pokaż go - powiedział. Starał się nie brzmieć zbyt rozkazująco, żeby nie zdenerwować zielonookiego. Chociaż nic nie wskazywało na to, żeby ten dał się sprowokować komukolwiek. Ulqu bez słowa przyłożył dłoń do krtani, gdzie kiedyś znajdowała się dziura Pustego. Zobaczyć można było kilka purpurowych iskier w szmaragdowej aurze, po czym nad odsuniętą ręką unosił się niewielki odłamek ametystowego kamienia, długości około dziesięciu centymetrów. Jack uśmiechnął się triumfalnie. Jego był większy. I co najważniejsze - kompletny. Co prawda nie był tak duży jak ten Kate, ale emosowi brakowało trochę. Cóż. To nie tak, że nadrabiał wszystkim innym. Chociażby tym, że atak fizyczny Jack'a niewiele mu zrobi (dokładniej to tyle co nic), a w drugą stronę... no wiadomo.
- Atakuj - powiedział albinos.
- Ty pierwszy - rzekł słowo Ulquiorra. Serio pedofil, pomyślał Jack, po czym ruszył na niego z zamiarem przeteleportowania się na jego tyły i ścięcie go z nóg. Ale gdy tylko był przed, emos zniknął z wizji. Albinos był całkiem szybki. Wyteleportował się kawałek dalej. Tego się Arrancar nie spodziewał, gdyż sam chcąc się pojawić za młodzieńcem... nie zdążył go zaatakować. Rzucił mu swoje nihilistyczne spojrzenie.
- Nie uciekaj, no - krzyknęła Kat.
- Taka moja taktyka - odpowiedział Jack. Nie należał do tych, co się pchają jak wiedzą, że nie wiele mogą. Ale teraz właściwie MUSIAŁ przyjąć na siebie atak. Westchnął głęboko. Nie pokaże przecież Kate, że lekko się tego obawia. Poza tym ona na pewno go poskłada jak coś mu się stanie, co nie? - Dobra, teraz nie ucieknę - wyciągnął z kieszeni jakąś szmatę, po czym ruszył na zielonookiego. - Omen Randuina - wypowiedział, a srebrzysta szmatka owinęła się wokół jego torsu jak zbroja. Jego ciało zaświeciło się na purpurowo. Tym razem panowie nie zamierzali chytrze pojawiać się za plecami wroga. Jack losowo postanowił zaatakować z pięści, natomiast Ulquiorra trzymając leniwie ręce w kieszeniach zamierzał zrobić krok do przodu i wykopać pana Spicera hen daleko. Niesamowicie szeroki uśmiech satysfakcji pojawił się na twarzy młodszego z nich, kiedy noga zielonookiego zatrzymała się na jego brzuchu. Natomiast lekkie zdziwienie mógł wykryć każdy na twarzy nihilisty, gdyż oto w idealnym slow motion, jego atak został tak bardzo spowolniony, że cała siła, jaką w to włożył, poszła w las. Jednak przypomniał sobie o magicznym kryształku. Rozbłysło trochę szmaragdem z fioletowymi iskrami, a następnie młodszy wojownik poleciał na drzewo. Jack'owi udało się wyhamować i chociaż uderzył w jakiegoś dęba, zaraz wyprostował się posyłając zwycięski uśmiech. Kate natychmiast pojawiła się obok patrząc z zaciekawieniem na srebrzystą szmatkę, którą od siebie odwinął.
- Spowalnia atak, a dodatkowo dodaje całą masę wytrzymałości - pomachał jej przed nosem kawałkiem materiału, który skurczył się do rozmiarów zwykłej chusteczki.
- Jaki bajer. Za moich czasów Wu nie były takie fajne... to znaczy, że dalej je zbieracie?
- A co mamy robić? - wzruszył ramionami patrząc na trzymane Shen Gong Wu i wracając myślami do początków swojej przygody z Wuyą. To były czasy... - Głównie sam się tym zajmuję. Tobie i Raiowi się znudziło, Ross postanowił skończyć szkołę, a ci tam zamienili się w nudną rodzinkę Januszów i Grażyn - skinął w stronę ledwo widocznego stąd pałacu. - Natomiast piżamowce nadal w formie. Znaczy Kimiko to w sumie od jakiegoś czasu nie widuję, ale reszta się trzyma.
Kate złapała za końcówkę Wu. Było wykonane z całkiem delikatnego materiału, pewnie jedwab. Miało kolor ciemnej śliwki, pod światło widać było jakieś wzorki.
- Jack, pracujesz dla Rito? - spytała.
- Tak. Ale co to?
- Taka tam grupa ludzi co robi tą słynną grę Ligę Legend - wyjaśniła. Ale nie wyglądał, jakby rozumiał. - W tej grze jest przedmiot o takiej nazwie jak to. Pewnie jest więcej Wu, co się nazywają jak itemki z gry... ah to przenikanie się wymiarów... - westchnęła. Przypomniały jej się stare, dobre czasy.

[Panie i panowie, to naprawdę stare czasy. Spisane zostały w marcu 2008 roku w formie... no niezbyt wartej pokazywania. Aczkolwiek bardziej śmieszkowej niż to co spotkacie poniżej. Większość zgodnie z oryginałem, poprawiona tylko estetyka językowa.]

Heylińska czwórka leciała szukać nowego Wu. Ukryte było na jakiejś wyspie Pacyfiku. Kate i Jack zajęli się szukaniem, Rai wraz z Rossem w tym czasie siedzieli obok latającej maszyny wyglądając za ewentualnym zagrożeniem. Blondyn miał nieodpartą pokusę skonsumowania bananów, które wisiały mu nad głową. Postanowił wejść na skałkę, na której rosły.
- Masz coś? - spytała Kate przeszukując zarośla.
- Nie - odpowiedział jeszcze czerwonowłosy Jack uważając na niebezpieczne stworzenia typu mrówki.
- Pospieszcie się, bo lecą łysole - krzyknął z góry Ross.
- Ej! Moja siostra nie jest łysa...
- Dobra, sorki, Rai...
- Jak się to Wu w ogóle nazywa? - spytał Jack strzepując z ramienia tarantulę.
- Nie wiem - Kate podrapała się po głowie. - Ale wiem co można zrobić.
Wyczarowała swój parasol i uniosła do góry.
- Omi! - krzyknęła imię wybrańca. Z czubka parasola wyleciała fioletowa smycz porywająca łysego żółtka z latającego smoka, prosto w szpony heylińskiej czwórki. - Gadaj no jak się to Wu nazywa.
- Ogon Tusami - odpowiedział przemądrzale malec. On wiedział, a oni nie, phi.
Ups, już wiedzieli.
- Ok, dzięki - weszła w jakieś krzaki puszczając go. - Mam! - krzyknęła machając Wu trzymanym w ręce. Był to jakby płaski, beżowy kamień w kształcie połączonych ze sobą wierzchołkami kropli deszczu.
- To teraz się zabawimy... - wyczarowała farby, a następnie namalowała Omiemu mapę świata na głowie. Heylini zaśmiali się z globusa. Następnie Jack wytworzył kulę ognia, która była całkiem dobra, jak na jego początkowe zdolności magiczne. Strzelił nią w lecących piżamowców.
Ojej, ojej, ojojojojojoj, trafił. Dojo zaczął się palić, spanikował i zmniejszył. Wpadli do wody, ale szybko wyszli na brzeg.
- Ogon Tusami - Kate odważnie użyła Wu, które zamieniło jej dolną część ciała w syreni ogon. - Wow - skomentowała, po czym rzuciła się w wodę. Wymijając piżamowców wypłynęła na kamień wystający nieco na powierzchnię. Ogon, oddychanie pod wodą, co jeszcze?
- Co ona niby chce zrobić? - Jack zerkał tak tylko.
- Ja chyba wiem... zatkajcie uszy - powiedział Ross, po czym założył słuchawki od MP4. Jego koledzy uczynili to samo, przy czym oni mieli tylko od MP3. Zgodnie z jego przewidywaniami, Kate zaczęła śpiewać. Jako, że Shen Gong Wu oferowało wszystkie syrenie cechy, chłopacy z przeciwnej drużyny (wraz z Dojo) zahipnotyzowani ruszyli w stronę dziewczyny.
- Ja też tak chcę! - krzyknęła Kimiko.
- Ja też! - dołączyła się Kochimoko.
Czyżby śpiew działał też na płeć piękną? Bo oto popłynęły i niewiasty.
- Kurczę, też chcę posłuchać - powiedział Rai ściągając słuchawki. Natychmiast wpadł w trans i ruszył w wodę. Ross ruszył mu na ratunek starając się na siłę wepchnąć mu słuchawki do uszu, czego zahipnotyzowany kolega nie chciał.
- Zostaw! - krzyczał ciągle.
W tym momencie Omi przypomniał sobie, że nie umie pływać. Ok, kontrola nad wodą to jedno, ale był w takim stanie, że raczej sobie nie zdawał sprawy z tego, co się działo. Kiedy globus był już pod wodą, a na jej powierzchni pojawiły się spłukane farbki, Kate dezaktywowała Wu.
Piżamowce uciekli. Uuuu, ale nowość.
Chłopacy wyciągnęli słuchawki z uszu i pogratulowali sobie sukcesu.


[A teraz fragment ORYGINALNY, bo nie mam pojęcia jak o rozpisać XD]

Nagle Rai użył szala Longi. Wlazł Kate do głowy i zamieszał jej tam. Jack ją uratował. Nie mogli wrócić do domu. Mieszkali na wyspie. Jack'a i Rossa ktoś porwał. Rai zarywał do Kate. Ona zniecierpliwiona poszła szukać reszty. Rai poszedł za nią. Nagle zauważyli zieloną wiewiórkę. Kate poznała Bestię od razu. Odmienił się i powiedział, że Slejd tu jest. Znaleźli podziemne przejście pokonując 10 dinozaurów. Rai znalazł Rossa. Razem znaleźli ciało Jack'a. Kate płakała. Użyła Klejnotu by go ożywić. Ożył ale miał jeszcze strupy i siniaki. Nie pozwolił Kate dalej go uzdrawiać aby nie doszło do tego co miesiąc temu. Potem wrócili do domu dzięki Bestii. A Sleida przy okazji zniszczyli.

[Nim spytacie "CO" to odpowiem: NIE MAM POJĘCIA XDDD Nie wiem czemu nie mogli wrócić, ani nie pamiętam co się stało przy poprzednim ożywieniu. Co do Bestii i "Slejda" to w sumie kij mnie to, ale to WAŻNY fragment XD]


***

***

Komentujcie, pls.