LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

sobota, 30 listopada 2013

17# Życie w NY - impreza i sensacje

Pozdrawiam.

***

Impreza trwała w najlepsze. Muzyka wybijała się z głośników, na czymś, co można było nazwać parkietem „tańczyła” spora gromadka ludzi. Niektórzy siedzieli na wielkich poduchach płożonych przy ścianie i sączyli poncz o zielonym zabarwieniu. Na pierwszy rzut oka ta impreza niczym nie różniła się od innych. Jednak tutaj połowa osób zajmowała się przygotowywaniem przedstawienia z okazji opuszczenia murów szkoły ostatniego rocznika, zaś druga połowa to osoby zaproszone. No i muzyka daleka była wszelkiego mainstream’u, chociaż również była typowo dyskotekowa.
Tak czy inaczej nie cała ekipa przedstawienia zebrała się tam tego wieczoru…
- Imię i nazwisko – burknął szeroki bramkarz stojący u wejścia do lokalu.
- Szayel Aporro Granz – różowowłosy przeczesał wyżelowano-wygumowane włosy i oparł rękę na biodrze.
- Nie ma ciebie na liście – stwierdził facet po zerknięciu w tablet.
- Mnie może nie, ale mój przyjaciel na pewno jest.
- Jak się nazywa?
- Nnoitra Jiruga.
- Hm – bramkarz znowu zerknął w tablet. – Tak, jest już tutaj. Pójdę do niego, aby potwierdził, że jesteś jego osobą towarzyszącą. Poczekaj tu.
- Dobrze – odpowiedział grzecznie Szayel. Bardzo dobra ochrona, pomyślał.
Bramkarz wszedł do środka, zamknął drzwi i, sądząc po dźwięku, zakluczył je na klucz.
- E… Przepraszam, ale czy to konieczne? – spytał Szayel nieco podnosząc głos, aby facet go usłyszał.
- Tak – otrzymał w odpowiedzi.
Różowowłosy zmarszczył lekko brwi. Nie dosyć, że zamyka drzwi to jeszcze na klucz. Szayel miał wrażenie, że nie takiego sposobu do zamykania lokali używają w tych czasach. I to na pewno nie w tak luksusowym mieście. Zastanawiał się też co by było, gdyby nagle wybuchł pożar…
…i w tym momencie usłyszał dźwięk alarmu wydobywający się ze środka. A chwilę później napierające na drzwi multum uczestników imprezy, którzy nie mogli się wydostać, a z powodu paniki nikt nie wpadł na to, aby przepuścić bramkarza z kluczem.
Szayel rozejrzał się. Nikogo nie było widać. To jest jego chwila. Będzie bohaterem. Wyciągnął szybko telefon i wybrał numer straży pożarnej. Zgodnie z wszelkimi zasadami zgłosił ten niebezpieczny event klubowy. Jednak, gdy skończył rozmowę i krzyknął „Zaraz was uratuję!”, zauważył, że alarm jak i wszelkie hałasy ucichły. Czyżby się wszyscy spalili? Przyłożył ucho do drzwi. Wtem usłyszał jakieś głosy. Pochodziły one jednak nie ze środka, lecz… z boku. Rozejrzał się. Zza budynku wychodzili zażenowani i wściekli ex-imprezowicze.
- Ale jak to… - mruknął do siebie patrząc na nich nieprzytomnym wzrokiem. Kiedy ostatni z gromady zniknął z jego pola widzenia usłyszał znowu coś. Sygnał nadjeżdżającej straży pożarnej. Wiedząc, że za wezwanie jednostek ratowniczych bez powodu grozi kara, a nie będąc pewnym, co właściwie działo się i dzieje w środku, jak najszybciej uciekł z miejsca zdarzenia chowając się w najbliższym zaułku.
***
Nadeszła niedziela. Było słonecznie i gorąco do porzygu. Szayel zorganizował u siebie w mieszkaniu spotkanie wagi ważnej. Gdy jego koledzy byli na miejscu, zdziwiło ich podenerwowanie przyjaciela i zasłonięte rolety we wszystkich dwóch oknach.
- Powiesz w końcu co się stało? – spytał Nnoit dłubiąc palcem w zębach.
- Oczywiście. Ale może na początek TY powiesz co się stało WCZORAJ, co? – Szayel obrzucił Cyklopa oskarżycielskim wzrokiem.
- No więc wiedziałem, że się spóźnię tak ponad godzinkę i w momencie, w którym wychodziłem z domu zadzwonił do mnie Kira i powiedział żebym nie przychodził, bo imprezę odwołano… Spytałem, czemu tak wcześnie mi mówi, ale nie wytłumaczył.
Szayel milczał.
- Chodzi ci o to, że ciebie nie poinformowałem o tym?
Szayel milczał.
- To o co?
- O to, że miał tam miejsce pewien incydent a ja nawet nie wiem jaki! – pisnął Szayel dostając ataku paniki, po czym opowiedział koleżkom o wczorajszym zajściu wraz z wezwaniem straży pożarnej.
- Oni mogą mnie znaleźć po numerze telefonu i ukarać za nieuzasadnione wezwanie – rozpłakał się.
- No nie płacz, no – Nnoit poklepał go pociesznie po plecach. Grimmjow przewrócił oczami.
- Jakby mieli cię zamknąć to by już dawno to zrobili – stwierdził. Szayel rzucił na niego spojrzenie człowieka zbitego z tropu. Nnoit zrobił to samo.
- Niby czemu?
- A, tak tylko mi się powiedziało, hehe – wyszczerzył się Pantera.
- Żal mi ciebie – stwierdził sucho Nnoit. Przynajmniej Szayel się uspokoił.
- Ulqu, a ty co taki smutny? Nie odzywasz się ani nic… - spytał Grimmjow przyjaciela.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale on zawsze jest smutny i odzywa się bardzo rzadko – skomentował Nnoit mrużąc ślepko.
- No ale dzisiaj to już wybitnie widać, że coś go trapi.
- Faktycznie – stwierdził Szayel. – Ulquiorra, nam możesz powiedzieć – uśmiechnął się ciepło. Aura gej przyjaciół mode on, Nnoitra się odsunął.
- Najprawdopodobniej zostanę adoptowany – rzekł nihilistycznie Ulqu.
- To dobrze czy źle? – spytał Szayel po chwili ciszy.
- Nie wiem.
- Wiesz już kto ciebie weźmie? Oby to nie byli żadni hippisi albo „muzycy” tworzący kaleczącą uszy muzykę indiańską!
- Nie.
Szayel odetchnął z ulgą.
- To dobrze, bo już się bałem… Chwila. Skoro to nie hippisi ani „muzycy” to pewnie ktoś z drugiego końca świata! – pisnął.
- Nieee! – pisnął również Grimmjow.
Nnoitra milczał.
- Nie – odrzekł Ulqu.
Szayel odetchnął z ulgą ponownie. Grimmjow też.
- To dobrze… Bo się bałem, że nas opuścisz…
- To pastor.
Nastąpiła długa cisza przerywana jedynie skapnięciem śliny z buzi Grimmjowa, która z powodu szoku lekko się otworzyła.
- Przecież ty jesteś ateistą – powiedział Nnoit ubierając ów problem.
- Będą chcieli ciebie schrystianizować! Jak Krzyżacy! Bo ty się po dobroci nie dasz! Oh! – panikował Szayel. – Pewnie wzięli ciebie jako wyzwanie! Pewnie chcieli sprawdzić jak silną mają siłę perswazji! I pewnie ciebie znowu oddadzą potem! Tak jak ta para gejów!
Ulqowi drgnęła powieka. Szayel schował się pod stołem. Przekroczył granicę, której nikt z nich nie mógł przekraczać. Wyrażenie „para gejów” w odniesieniu do Ulquiorry musiała raz na zawsze zniknąć z ich mózgów, życia, słownika i wszystkiego innego. Nie powiem wam dlaczego.
- Idiota – mruknął Nnoit. – Tak czy inaczej, dobrze, że nas nie opuszczasz.
- Opuszczam.
- Ale mówiłeś, że… - Nnoit zmarszczył brew.
- Meksyk nie jest na drugim końcu świata.
- Meksyk! A toż to dopiero! – pisnął Szayel i zemdlał jak kobieta średniowiecza dowiadująca się o nadchodzącej wojnie.
***
W poniedziałek szkołę obiegły informacje o wydarzeniu na sobotniej imprezie… a raczej obiegłyby, gdyby nie przyćmiła ich ważniejsza informacja. Bo oto Ahri – najbardziej pożądana dziewczyna w szkole – przefarbowała swoje kruczoczarne włosy na złocisty blond! Już przed pierwszymi poniedziałkowymi zajęciami wydarzenie to ogłoszono sensacją roku. Zastanawiano się także, czy to nie jest największa sensacja od początków tej szkoły!
Ahri spacerowała korytarzem kręcąc uwodzicielsko biodrami, a jej włosy falowały i wzbudzały zachwyt we wszystkich. Nawet w panu Farianie. Miała idealną sylwetkę, idealne nogi, idealną twarz, boskie oczy oraz usta i nawet fakt posiadania blizn na policzkach po podrapaniu kota nie umniejszał jej urody – wręcz przeciwnie, blizny były po tak misternym zadrapaniu, że wyglądała z tym jak ponętna kocica. Jednak to nie tylko wygląd świadczył o jej walorach. Również jej sposób poruszania, perfumy, oraz głos sprawiał, iż nikt nie przechodził obok niej obojętnie. Nawet Cullenowie. Jednak jej „sukces” tkwił też w czymś innym – otóż pewnego dnia Szayel doświadczalnie wykazał, że „winą” są tu wyjątkowo mocne feromony Ahri, które działają na każdego ludzkiego osobnika, nie ważne jakiej płci.
Przefarbowanie jej idealnych włosów z idealnej czerni na idealny blond miał szanse stać się więc sensacją szkoły, szczególnie po najbardziej upokarzającym momencie w jej życiu.
Otóż podczas przerwy obiadowej, kiedy to wraz ze wszystkimi popularnymi ludźmi szła do Starbaksa na kawę, drogę zagrodził jej dziwny chłopiec. Ubrany był w pomarańczowy dres, a na głowie miał przewiązaną granatową bandanę jak jakiś ninja. Jednak nie tyle jego ubiór był powodem zamieszania, jak jego wygląd: miał on bowiem złociste włosy oraz podobne Ahri blizny na twarzy.
- Siostra! – krzyknął z uśmiechem.
Ahri zwężyły się źrenice na widok tego stworzenia. Nie miała pojęcia kto to i co mówi do niej. Wszyscy wokół utkwili w nich wzrok. Jakiś Japończyk zrobił zdjęcie, a Koreańczyk zaczął to nagrywać.
- Chyba się pomyliłeś, chłopczyku… - dziewczyna miała zamiar minąć go, lecz zagrodził jej przejście.
- Czekaj! Chodzę do tej szkoły już prawie rok i odkąd ciebie zobaczyłem stwierdziłem, że to ty musisz być moją siostrą!
- Matko… Weźcie go stąd… - przewróciła oczami i machnęła na chłopca ręką z obrzydzeniem.
- Nie wierzysz mi… Nasi rodzice rozeszli się, kiedy mama była jeszcze w szpitalu po moim narodzeniu. Szukaliśmy was bardzo długo, aż w końcu udało się! Jednak mama chciała zrobić to delikatnie, dlatego miałem ciebie znaleźć w szkole. I po roku udało mi się dopiero, kiedy przefarbowałaś się na blond! Bo patrz, mamy takie same blizny na twarzy! – wyszczerzył się.
- To gdyby się nie przefarbowała to byś nigdy nie zauważył jej wąsów na ryju? – zaśmiała się pogardliwie jedna z hejterek Ahri.
- Milcz, plażo, on do mnie mówi – blondynka pokazała jej idealnie wymanikiurowany środkowy palec.
- Ojej, bo ci jeszcze zazdroszczę…
- Ej! – przerwał im ów chłopiec. – Dajcie mi skończyć! Ahri! Oprócz blizn na twarzy łączy nas coś jeszcze! – podwinął bluzkę ukazując dziwny tatuaż na pępku. Wszyscy zgromadzeni unieśli wysoko brwi. Dobrze wiedzieli, że Ahri ma taki sam tatuaż.
- To niemożliwe… - szepnęła do siebie zszokowana dziewczyna.
- To nie wszystko! Jeszcze ślady na plecach!
Otóż oprócz blizn na twarzy Ahri posiadała jeszcze 9 niewielkich, nieco pod odcinkiem krzyżowym kręgosłupa. Wiedział o tym każdy dobry obserwator, gdyż jako czyrliderka, blondynka często chodziła w kusym czyrliderkowym kostiumiku odsłaniając sporą część pleców. Aby udowodnić słuszność swojej „tezy”, chłopiec odwrócił się tyłem do dziewczyny i… zsunął spodnie aby można było zobaczyć jego blizny. Ich również było 9.
Większość obecnych dziewcząt, w tym Ahri, zasłoniły oczy z obrzydzeniem. Dało się słyszeć różne odgłosy oglądających tą scenę, od śmiechu po dźwięki wymiotne.
- Nie musiałeś od razu zsuwać spodni do kolan – zaśmiał się Słagowy Dżon.
Jednak chłopca nic nie ruszyło. Wciągnął powrotem spodnie i odwrócił się do dziewczyny z szerokim uśmiechem.
- Widzisz? Jesteśmy rodzeństwem. Tak w ogóle to mam na imię Naruto…
Przerwał widząc jak dziewczyna ucieka do budynku szkolnego. To niemożliwe, aby taki człowiek istniał. To był jakiś straszny bug w jej życiu, który je doszczętnie zrujnował.
Ale dzięki temu na zawsze zapisała się w historii szkoły.
A Koreańczyk zyskał milion subskrybentów na YouTube.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz