tag:blogger.com,1999:blog-32671337419606867112024-03-20T01:59:36.587-07:00~KOCHAM SWOJEGO BLOGA I WARTO SPEŁNIAĆ MARZENIA~To nie kłamstwo. To fanfic prawdy.Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.comBlogger44125tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-6700028861371753512021-04-07T13:13:00.001-07:002021-04-07T13:13:20.506-07:00#4 Alternatywny powrót do przeszłości<p><span style="font-family: arial;"> </span></p><p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Alternatywny powrót do przeszłości –
część trzecia i ostatnia.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Był rok 2015, gdy powstały trzy
pierwsze części tej serii: pierwsza, druga i czwarta. Obfitowały w
historie z przeszłości, z roku 2010 i wcześniej. Minęło pięć
lat i wiele się zmieniło, ale tak naprawdę wcale nie.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Trzecia część przeznaczona była na
wątek z bohaterami, którzy w dniu dzisiejszym są mi znów
niesamowicie bliscy. Nie zostałoby to napisane gdyby nie to, że
szykując się do wystawy znalazłam ilustracje do poprzednich
kawałków i postanowiłam przeczytać moje wypociny, a także
skończyć tą serię.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">No to do roboty.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">***</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Chlebek schowany w zamrażarce został
skonsumowany jeszcze tego samego dnia, gdy nasi bohaterowie odbyli
podróż do słynnego Centrum. Cały czas strumienie pamięci omijały
stromy brzeg wspomnienia o brakującym elemencie załogi. Ulquiorra
Schiffer, pseudonim „Braciszek”, siedział samotnie w pokoju
rozważając pewną sprawę. Kat była pierwszą, która przypomniała
sobie o jego istnieniu.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Gdzieś ty był ten cały czas? –
rzuciła wpadając do pokoju.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Dokładnie to pytanie chciałbym ci
zadać.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Skoczyliśmy po chleb...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nie chodzi mi o to, gdzie byłaś
przed chwilą, tylko gdzie byłaś cały swój czas istnienia?
Słuchałem twoich opowieści, widziałem twoich towarzyszy z dawnych
lat, czytałem wątpliwej jakości prozę, która chyba jest twoim
dziennikiem...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ej! „Nocne party u Kat” to
kultowa seria opowiadań młodzieżowych!</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Powiedz mi, gdzie byłaś od swych
początków i gdzie jesteś teraz? Gdzie tak naprawdę jesteś?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Dziewoja zamarła przez chwilę.
Analizowała pytanie Ulquiorry. Jego sens powoli docierał do
zakamarków jej umysłu.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Czy to ten moment, w którym
spisuję swoją autobiografię? Nie będę cię zanudzać
szczegółami, ani zbyt długim dialogiem... może po prostu
pójdziemy na wycieczkę?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Ulqu nie wyraził sprzeciwu, a więc
wyteleportowała ich w kij daleko.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Poznałeś Jack'a, Whuy'ę i całe
to towarzystwo piżamowe. Oni byli przed tobą. A jeszcze wcześniej
była prosta grupa zwyczajnej młodzieży, której nie miałeś
okazji zobaczyć, bo nie pojechałeś z nami po chleb. A jeszcze
wcześniej...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Przestronny salon z oszkloną ścianą.
Widok na miasto i ocean. Naprzeciwko długiej kanapy telewizor, na
niej dwóch zapalonych graczy miażdżących pady swojej konsoli
Plejtejszyn 3. Po prawej stronie pomieszczenia zaplecze komputerowe
okupowane przez czarnowłosego młodzieńca w jaskrawych rajstopach,
po lewej kuchnia zajmowana przez pomarańczowoskórą kosmitkę i jej
podejrzane potrawy. W tym rozgardiaszu znalazło się miejsce dla
drobnej gotki próbującej zagłębić się w horror Kinga czy innego
słynnego pisarza.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Przebił się przez to wszystko
narastający bit, zaś za oknem pojawiły się sylwetki dwóch
tajemniczych postaci. Nie wiadomo skąd rozbrzmiał głos Emajnema.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">//GESUS BAK. BAK EGEJN.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">KAT IS BAK. TEL E FREND.//</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Szyby, w tym matryca potężnej plazmy
(jak i cała reszta plazmy), rozbiły się. Mieszkańcy przestronnego
apartamentu zebrali się za swoim liderem.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Tytani, wio!</span></p><p style="margin-bottom: 0cm;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDRn93bvShyphenhyphenuzouuxTbtOa4hRZ9SzVw9NAcQc-TrUf7vxks7G8d13K8IHdLsyTpRJqZwtUJ6INuuDX4tgPa6ZbC1vOY4BqqGHCz21WZOKtCLpGz39o-4k_W-f3LbcnyUUh1Uaw5OG6YB4/s1000/Powr%25C3%25B3t+do+przesz%25C5%2582o%25C5%259Bci+3.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="750" data-original-width="1000" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDRn93bvShyphenhyphenuzouuxTbtOa4hRZ9SzVw9NAcQc-TrUf7vxks7G8d13K8IHdLsyTpRJqZwtUJ6INuuDX4tgPa6ZbC1vOY4BqqGHCz21WZOKtCLpGz39o-4k_W-f3LbcnyUUh1Uaw5OG6YB4/w640-h480/Powr%25C3%25B3t+do+przesz%25C5%2582o%25C5%259Bci+3.png" width="640" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Nie wiedział wtedy ów czarnowłosy
chłopiec, że stanowili żadne zagrożenie dla przybyszy. Kat wraz z
Ulquiorrą wylądowali w pomieszczeniu.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ups, sorki za okno – zaśmiała
się nerwowo i gestem dłoni cofnęła skutki teleportacji z
dźwiękowymi efektami specjalnymi.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Młodzi Tytani, bo tak zwała się ta
specyficzna grupa młodzieży, nie mogła się ruszyć nie tyle z
wrażenia, co z powodu jej profilaktycznego zaklęcia.
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Przybywamy w pokoju. Czy coś –
oznajmiła. Gapili się chwilę na siebie, po czym ściągnęła z
nich czar. – No więc, Ulqu, oto moi koledzy.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Koledzy? – Chudy chłoptaś o
zielonej skórze, włosach i oczach, który jeszcze przed chwilą był
wilkiem, który przed jeszcze wcześniejszą chwilą grał w grę,
mierzył ją zagubionym wzrokiem. – No ja to ciebie nie kojarzę, a
z moim węchem się nie handluje.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– No wiesz!? Mnie nie kojarzysz? To
ja! Eeee, Caytlin? Kat? Kate? Eh, na zakręcony ogonek tatusia
świnki, jakże ja się wtedy przedstawiałam...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Mijały kolejne sekundy tej dziwnej
wizyty. Bestia postanowił pomóc wszystkim i zamieniwszy się znów
w psa, obwąchał przybyszy, oczywiście zachowując stosowną
odległość. Cyborg, jak na chłopca-robota przystało, zaczął
skanować gości swoim metalowym ramieniem, wyszukując barkodów i
czipów 5G... a nie, 5G wtedy jeszcze nie było. Kosmitka o brwiach w
kształcie kropek nie wiedziała co począć, tak samo jak były
pomocnik Batmana, natomiast gotka w czarnej pelerynie rozbierała
spojrzeniem niewzruszonego niczym Ulquiorrę.
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nosz kurczę, a to dopiero! –
Krzyknęła w końcu Kat, gdy sobie przypomniała. – Ja u was nie
byłam jako ja! Nie wiedzieć czemu, miałam wtedy kradzioną
tożsamość!</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Co!? Wcielałaś się w kogoś
innego i jeszcze cię to bawi? Kradzież tożsamości to nie żart,
każdego roku cierpią z tego powodu miliony rodzin! – oznajmił
Cyborg wskazując na nią oskarżycielsko paluchem.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– No spoko, ale tak czy inaczej
możecie sobie teraz przypomnieć kim jestem! – Kat przyjęła pozę
pełną rozumu i godności, po czym jej cechy fizyczne zmieniły się
nieco, aż zaczęła przypominać pewną wróżkę roślin.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Flora? – westchnął zszokowany
Robin i aż musiał się zainhalować bat-inhalatorkiem skrywanym w
kieszeni.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Gdy już wszyscy się pośmiali (oprócz
Ulqa i jego nowej fanki, Raven), przyszedł czas na trudne tematy.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Czemu nas opuściłaś?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Opuściłam was, bo poznałam
takiego fajnego ziomka co sprzedawał kiełbasy na kiju.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– A tak na serio?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– No dokładnie tak było.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Nastała niezręczna chwila ciszy.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Czyli postanowiłaś przerwać
cudowne życie superbohatera dla sprzedawcy kiełbas? – jęknęła
podsumowująco kosmitka.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Superbohatera? – Ulquiorra
spojrzał pytająco na Kat.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– DOBRE, CO NIE, ULQU? – Trąciła
go frywolnie łokciem. – Nim zostałam szefem twojego grajdołka,
pomijając ten epizod z szynkami z biedronki [tłum. „szinigami”],
to wcale nie od początku swojej kariery byłam po stronie tych
„złych”.
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Byłaś po stronie złych? –
jęknął Bestia.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nie od początku. Tak jak mówiłam,
najpierw sprzedawałam kiełbasy na kiju czy coś, potem byłam dalej
prawilnym bohaterem, tylko w czerwonej piżamie, a potem, hehe,
poszłam na drugą stronę i wiecie co? Tak naprawdę niczym się to
nie różniło oprócz tego, że wpadłam w fajniejsze towarzystwo,
dostałam kolejne super moce, a potem poznałam kolejnych ziomeczków
i teraz nic tylko sobie imprezujemy od rana do nocy, co nie Ulqu?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Znowu trącenie łokciem.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Czyli co, stałaś się jak Slade?
– spytał Robin. Biła od niego nieufność, co było normalne dla
dziecka wychowanego przez Batmana.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Slade... – Kat zachichotała i
okryła się rumieńcem. – Nie jak on, chociaż trochę szkoda, bo
jest superancki. – Pomimo tego, że Tytanów zamurowało takie
określenie na ich głównego wroga, który był bezwzględnym
mordercą szczeniaczków, dziewczyna kontynuowała. – Hej! Właśnie!
Co do niego, to ostatnio wspominałam swoją przygodę na jakiejś
wyspie. Bestia, byłeś tam! Pamiętasz? Tam był Slade i ja i moi
ziomkowie i 10 dinozaurów! Nie pamiętam absolutnie szczegółów,
bo to było milion lat temu...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Coo?? Nie pamiętam tego...
Powinienem? – Bestia złapał się za głowę.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ah, no tak, sorki, bo przybywając
tu cofnęłam się też w czasie, hihi. Bo chciałam Ulqowi
przedstawić Was jak jeszcze byliście razem jako drużyna.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– To nie będziemy drużyną już
zawsze? – jęknęła Gwiazdka (kosmitka) ze łzami w oczach.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– O w kij, zdradzając to zaburzyłam
tą czasoprzestrzeń. Za maksymalnie pięć minut wasz wszechświat
zniknie. No to nara, Ulqu, zwijamy się... ŻARTUJĘ. No ale
wracając, no, Bestia, nie masz co płakusiać, może jeszcze tak się
czas ułoży, że spotkasz mnie i ziomków i 10 dinozaurów.
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nie rozumiem teraz niczego. To skąd
ty jesteś? – spytał Robin.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Ciężkie pytania padały tego dnia z
nieba jak szalone. W życiu Kat nawet niewinna wizyta u znajomych
kończyła się tłumaczeniem zawiłych dziejów, a co dopiero
dyskoteka w Stodole u Cygana.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Jakby to prosto ująć... Moja
rozmowa z Ulqiem miała miejsce w 2015 roku. U was jest teraz 2009,
bo w 2010 roku już mnie z ziomkami, z którymi zwiedzałam wyspę,
nie było. Śmieszne, co nie?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nieszczególnie...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– To teraz powiem ci coś jeszcze
śmieszniejszego, Robin. Bo jakoś w okolicach tych czasów, w
których teraz tu jesteśmy, tylko w alternatywnej rzeczywistości,
spotkasz kogoś, kto powie ci, że zna ciebie właśnie z tego
wymiaru i tym kimś będę ja. Ale tak naprawdę to nie będę ja,
tylko osoba, która myślała, że jest mną, a tym samym wydawało
jej się, że była mną wtedy, gdy byłam u was jako Flora. A co
najlepsze, w kolejnej alternatywnej rzeczywistości, która jest już
moją rzeczywistością, ta osoba będzie znacznie zmieniona i
zostanie głównym bohaterem moje serii fanowskich komiksów, za
które się zabieram w 2021.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Skąd ty 2021 wytrzasnęłaś
teraz!? – Bestia zrolował się w najprawdziwszego ślimaka. Tak,
tak też umiał.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Bo tak naprawdę to wszystko dzieje
się w 2021 właśnie, aczkolwiek jednocześnie w 2009, skoro właśnie
taki macie tu rok. A komiks będę robić, bo odkryłam, że to jest
właśnie coś, co chciałabym zrobić. Jakoś od końca 2015 roku,
Ulqu, z góry przepraszam za spoilery, przestałam być głównym
bohaterem swojego życia, a miejsce to zajęły inne postacie. Bo za
bardzo zalatywało Mary Sue i brała mnie krindżówa. Szarowłosa
Ururu, która potem była szarowłosym Ururu Marquezem, znanym
później jako „O nie, tylko nie Markiz”, wraz z całą gromadą
innych czarodziejów z przeszłości, walczyli o swoje miejsce we
wszechświecie. Później był moment dla nowocześniejszej
czarownicy Gal Sue i perełki historycznych fanficzków Meb Jones,
chociaż ona nie zagościła w moim sercu na dłużej, aczkolwiek ze
spisania jej historii jestem najbardziej dumna. No bo ile można
pisać szalonych parodii jak „Życie w NY”, którego nikt poza
mną nie rozumie, że też nie wspomnę o tej dzikiej kontynuacji
„Życie w Erasmusie”. Swoją drogą, warto by było to skończyć
wraz z końcem studiów... „Nocne party u Kat” to też był
sztos, ale skończyły się i nie chcę o tym teraz gadać. No a
teraz przyszedł znowu czas na superbohaterów i tym razem ujęcie
bardziej wizualne. Mówię Ci, Robin, najpóźniej za rok, w sensie w
2022, twoja twarz będzie zdobić okładki moich komiksów.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Powrót do korzeni... – mruknął
Ulqu całkiem refleksyjnie jak na niego.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– W pewnym sensie tak, ale to nie od
Tytanów się wszystko zaczęło – odpowiedziała tracąc nieco
swej pewności siebie. Dlaczego wspominanie tych dalszych czasów
nagle było krępujące? Ale musiała opowiedzieć, żeby dokończyć
odpowiadanie na pytanie Ulquiorry. I w końcu to ma być ostatnia
część historii o jej przeszłości.
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Reszta słuchaczy już dawno przestała
ogarniać co się działo, aczkolwiek Robin, jak na Cudownego Chłopca
przystało, wciąż próbował zrozumieć objawiane przed nim
tajemnice.
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Przed Tytanami było kilku
zabawnych ziomeczków, podobnych do tych Mugoli z Centrum. Były też
dziaciaki bawiące się w zapasy i dwa bobry wraz z jakąś... dziwną
babką, nie pamiętam dokładnie o co chodziło z nią. Wtedy wciąż
miałam tą kradzioną tożsamość. Bycie Florą z Winx było
bardziej ekscytujące niż bycie mną. Chociaż nim ją poznałam to
byłam też sobą i latałam po kosmosie z humanoidalną kaczką.
Dobre, co nie? Ale i tak wszystko się pewnie zaczęło od pacynkowej
żaby, która była dla mnie bardziej atrakcyjna niż księciowie
Disneja. Których w ogóle nie znałam wtedy. Hej, Ulqu, a
opowiadałam ci to? To było jakoś jak miałam sześć, siedem lat.
Siedziałam z moją ówczesną „przyjaciółką od urodzenia” w
takim małym domku dla dzieci na jej podwórku. Ona wzdychała do
swoich księciów, ja do swojego kaczora. Przyłapał nas na tym jej
tata i nas wygonił do „zwykłych” zabaw. Wtedy wydawało mi się,
że źle zrobił. Teraz już wiem, że Disnej to nic dobrego, bo
wspiera chiński reżim, Książę sika w gacie, a zakochiwanie się
w zwierzętach to zoofilia...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ej, Bestia, mówi o tobie.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ja to sobie wypraszam, ile razy mam
mówić, że nie jestem pułapką na zoofili i furasów!</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Dzięki, Cyborg, teraz nie pamiętam
do czego zmierzałam.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nic z tego nie rozumiem, więc mogę
ci tylko przypomnieć, że twoje furasowe lata się chyba wtedy nie
skończyły, skoro bardzo dobrze pamiętam, jak...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Nim zaczął się sugestywnie śmiać,
oberwał od Bestii jakąś ciężką częścią ciała zwierzęcia, w
które się ten aktualnie przemienił, ale to było akurat mało
istotne, gdyż Kat wróciła do pierwotnego wątku.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Chyba odpowiedziałam już na wasze
pytania, prawda? – Spojrzała wyczekująco na Ulqa i Robina. Ten
pierwszy z wahaniem skinął głową. Samo hasło „alternatywnych
rzeczywistości” dało mu do zrozumienia, że tego nie zrozumie i
tak. Robin natomiast wciąż starał się rozwiązać zagadkową
historię siedzącej naprzeciw niego osoby.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Czyli... od najmłodszych lat masz
różne szalone przygody w różnych... czasoprzestrzeniach, tak?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Tak.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ale jak do tego doszło? Jak to
wszystko się zaczęło? Wspomniałaś, że zdobywałaś nowe moce.
Jakie więc miałaś na początku?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Nie pamiętam jak to się zaczęło.
A trochę szkoda. Ale to było naprawdę dawno. Mogłam mieć trzy,
cztery lata. A jakie moce miałam na początku? Serce, głowę i masę
różnych jednostek informacji kulturowej. Wiesz co to informacja
kulturowa? Informacja przekazywana pozagenetycznie. A wiesz, jakim
pojęciem określa się te jednostki? Memami. Otóż to, od samego
początku mojego istnienia żyłam memami, tak jak każdy żyje
memami, bo oprócz genów, mamy też środowisko, a to ono generuje
memy. I nie psuj sobie tej wzniosłej chwili tym, że Wikipedia ma
osobny artykuł dla „memów internetowych”, bo to wciąż memy.
Więc każdy kto ma te trzy elementy, może być jak ja.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– To wszystko nie brzmi, jakby
wystarczyły te elementy.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– No, pewnie też kwestia jakości
tych elementów. Ale jakby nie było, „to wszystko moje”, też
nie jest jakieś szałowe, bo niedużo w tym inwencji twórczej. Ta
się miejscami pojawia mniej lub bardziej, ale głównie moja
działalność to jakiś szalony fanfik będący mokrym snem
nastolatek.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Robin zmarszczył brwi.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Jak tak to nazywasz to mnie też
skręca, że biorę w tym udział.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– No widzisz.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Ale nurtuje mnie jeszcze jedna
kwestia... Czy to wszystko... To się dzieje naprawdę?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– Powiedz mi, czy patrzysz teraz na
mnie, a ja na ciebie? Czy słyszysz mnie, a ja adekwatnie reaguję na
wypowiadane przez ciebie słowa?</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– No... tak...</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">– To masz odpowiedź. To się dzieje
naprawdę. To jest tak prawdziwe jak moje pierwsze kroki, jak mój
puchaty Henryczek Zbrodniarz leżący teraz na dywaniku, jak ty w
pięciu miliardach alternatywnych rzeczywistości ujętych komiksem,
filmem, kreskówką, czy samą myślą. I wiesz co? Fajnie by było,
gdyby chociaż raz to do mnie się kopsnął jakiś międzywymiarowy
podróżnik.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Zamilkli, a ich umysły parowały po
tak wymagającej dyskusji. Kat i Ulqu wrócili do domu i swojego roku
2015, gdzie znowu nie było chleba, po czym Kat, już sama, wróciła
do piwnicy, w której dane jej było obecnie przebywać, a tym samym
do roku 2021, w którym została zakończona ta historia. Chociaż
miała tyle zadań na głowie, jej priorytetem była publikacja tych
wypocin, uprzedzona wykonaniem ilustracji, żeby potencjalni
czytelnicy mogli lepiej wyobrazić sobie chociaż część spisanego
tu chaosu.</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p><p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">***</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;"><br />
</span></p>
<p style="margin-bottom: 0cm;"><span style="font-family: arial;">Przypadkowo poukładałam więcej, niż
myślałam, że poukładam.</span></p>Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-61786751693219003512020-12-15T10:35:00.000-08:002020-12-15T10:35:11.861-08:0015.12.2020<p><span style="font-family: arial;"><b style="background-color: #fcff01;">Pogrubiłam najważniejsze.</b></span></p><p><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p><span style="font-family: arial;">Zacznę od wczorajszego ranka, kiedy to zamiast drzemki wcisnęłam wyłączenie budzika i wstałam zbyt późno na roraty. Obejrzałam je więc o 20.15, więc załapałam się na dłuższe kazanie rekolekcyjne. Było o miłości, blabla, przy wątku z poświęceniem ksiądz opowiedział historię że ktoś tam komuś umarł i jakiemuś ziomeczkowi i potem ten ziomeczek miał dzieci, ale mu żona umarła i stwierdził, że potrzebuje matki dla tych dzieci, więc poprosił sąsiada, żeby mu dał swoją córkę za żonę. Ten sąsiad nie chciał się zgodzić, typ nawet się nie znał z jego córką i w ogóle, ale nagle przybiegła owa dziołszka, padła przed ojcem na kolana i zaczęła go błagać o błogosławieństwo, bo zgadzała się, by wyjść za tego biednego mężczyznę.</span></p><p><span style="font-family: arial;">No i mój dzisiejszy sen to było trochę nawiązanie do tego. Byłam sobie jakimś randomem kręcącym się wokół pewnego gangu i pan Żyd poprosił szefa tego gangu, żeby dał mu mnie na żonę. I ten szef, że o co cho i wtf, ale ja się wzruszyłam i powiedziałam, że wyjdę za niego. I mniej więcej na tym się skończył sen, to było bardzo urocze, bo ogólnie ten Żyd to postać z serialu, którą bardzo lubię, chociaż gra go Tom Hardy, którego totalnie nie trawię nigdzie indziej poza tym serialem i Batmanem. Nie wiem czy ogarniasz Peaky Blinders czy nie, więc daję zdjęcie poglądowe pana Żyda.</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://static.wikia.nocookie.net/peaky-blinders/images/e/e6/Alfiepeakyblinders.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: arial;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="533" src="https://static.wikia.nocookie.net/peaky-blinders/images/e/e6/Alfiepeakyblinders.jpg" /></span></a></div><span style="font-family: arial;"><br /></span><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p><span style="font-family: arial;">Czemu to rozwijam. Bo to mi dało dobry humorek na cały dzień, czego potrzebowałam, bo mnie wywaliło na Wolę. Ale na szczęście bliżej Śródmieścia i ogólnie kręciłam się w kółko. Przygoda zaczyna się od mojej przerwy. Dostarczyłam ostatnie zamówienie już w trakcie półgodzinnej przerwy. Wracając do bazy wpadłam do pierwszej lepszej Żabki po jakieś ciepłe żarcie i wybrałam bagietę z serem, bo była przeceniona. Ledwo się do niej dostałam, tak ją zakartonikował sprzedawca po podgrzaniu. Ufajdałam sobie czedarem rękawiczkę, bo ciekł wszędzie. Na początku było dobre, ale to taki czedar do topienia, więc paskudny po dłuższym czasie i słony. No ale zjadłam. Do bazy wbiłam, gdy już mi się pojawiło kolejne zlecenie, ale musiałam baterię wymienić.</span></p><p><span style="font-family: arial;">Wymieniłam, jadę dalej, po drodze wbiło mi się zamówienie na 3 pitce do bazy X-D NIE DALI NAPIWKA *zaciska piąstkę*</span></p><p><span style="font-family: arial;"><b>No ale teraz czas na inbę. Odbieram kebaba, jadę pod hotel. Wchodzę do windy - nie działa. Podchodzi pan z recepcji, że nie mogę wjechać. No trudno, dzwonię do klienta. Numer niedostępny. Piszę do bazy, że co teraz. Mam próbować przez recepcję. No udało się, zadzwonione, klient zejdzie. Przed windami stały takie drewniane kolumny no i nagle zza nich wynurza się czyiś tułów i mówi "Dzień dobry". Po chwili załapałam, że to do mnie. Stałam ładnie z żarciem na torbie, tak jak trzeba, ale no skoro ziomek tak szaleje, to wzięłam kebaba i mu podałam tam za kolumienki. Nie używam takiego wyrażenia, ale tutaj mi się to totalnie nasunęło - beka z typa. Ubrał sweterek, ale na dole miał bokserki i był boso XD</b></span></p><p><span style="font-family: arial;"><b>Jadę dalej - Ochota. Boję się, że mnie wywali daleko, ale tylko do mojego akademika :-D Przy okazji odkryłam, że zapomniałam typowi z hotelu dać napój. I że dobrze, że jednak nie mogłam wejść na górę, bo kto wie, w jakim stanie by mi otworzył drzwi od pokoju, skoro w takim negliżu zszedł do recepcji.</b></span></p><p><span style="font-family: arial;">Po akademiku wywaliło mnie jeszcze głębiej na Ochotę i wtedy odkryłam coś niesamowitego - miasto w mieście. Mówią, że Wilanów to miasto w mieście, ale Wilanów się chowa. Tutaj była cała masa uliczek na terenie absolutnie zamkniętym, strzeżonym, monitorowanym. Budownictwo nowoczesne, bliźniaki i wielorodzinne, takie nieduże bloczki. Wśród nich oczywiście zaplecze gastronomiczne, masaże i inne kije. Samochodem tam nie wjedziesz bez zaproszenia. Zamówienie stamtąd wiozłam do jakiegoś akademika w pobliżu. Wokół wszędzie podobne budownictwo, ale już nie zapłotowane. Akademik też jakiś sztosowy nowoczesny.</span></p><div><br /></div>Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-9383606876972698232017-09-25T14:35:00.002-07:002017-09-25T14:35:32.938-07:00To była tylko gra<div style="text-align: center;">
Tym razem gratka głównie dla ziomków z sekty, ale może i fani romansów, szczególnie tych w klimatach Harrego Pottera, znajdą coś dla siebie :)<br />W opowiadaniu znajduje się jedna moja postać oraz dwie innych osób.<br />Inspiracja: <a href="http://corka-ciemnosci-i-szpieg.crazylife.pl/2015/03/16/nazwij-ja-hope/" target="_blank">"Nazwij ją Hope"</a></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMpAoPWBaa2dKznqqqBu1ZbRt21-dqAmUQ_ISrjqJPlI5oM_FqEaKKiqXE3BbsC1_YxwudEqho64radTBGbJAHWe6QYq3_yXmHgiETg7e3G3uDeI_Hh36w9SvjI50OLc7BrOkOwoQVQtM/s1600/maluje.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1024" data-original-width="683" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMpAoPWBaa2dKznqqqBu1ZbRt21-dqAmUQ_ISrjqJPlI5oM_FqEaKKiqXE3BbsC1_YxwudEqho64radTBGbJAHWe6QYq3_yXmHgiETg7e3G3uDeI_Hh36w9SvjI50OLc7BrOkOwoQVQtM/s320/maluje.jpg" width="213" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Drobnymi pociągnięciami pędzla wypełniła nagie gałęzie
zielonymi listkami, aby po chwili przyozdobić je białymi plamkami stawianymi w
kształt kwiatów. Wiosenny krajobraz był tym, za czym tak bardzo tęskniła Hope,
Puchonka z szóstego roku. Był już marzec, lecz biała pierzyna wciąż okrywała
tereny Hogwartu. Złośliwe plotki mówiły, że dyrektor Bułhakow postanowił na
dłużej zatrzymać domowy klimat, lecz Potocka nie wierzyła im. Widziała w nim
dobrego człowieka, który nie narażałby uczniów na nieprzyjemności związane z
pogodą. Właśnie mieszała farby, kiedy drzwi do sali artystycznej otworzyły się.<br />
— Nie wolno tutaj przebywać uczniom bez opieki nauczyciela, Potocka. — Chłodny,
lecz aksamitny głos, rozbrzmiał w pomieszczeniu.<br />
— Mam zgodę od profesora Bułhakowa, Malfoy. — Hope nie musiała odrywać wzroku
od płótna, aby wiedzieć, kto zaszczycił ją swoją obecnością. Mascius Brutus
Malfoy był prefektem naczelnym i w każdej wolnej chwili szukał okazji do
odjęcia punktów innym domom. Szczególnie lubił zabierać je przeciwnikom idei
czystości krwi, a Hope Potocka była jedną z ważniejszych osób w środowisku
szlam. Jej rodzice swoim charłactwem plamili genealogię dwóch czystokrwistych
rodzin, zaś kuzynem był syn przewodniczących Ruchu Obrony Mugoli i Mugolaków.
Mascius bardzo lubił nękać dziewczynę, co było dość trudne, ze względu na jej
odwagę i spryt. Była Puchonką sercem, lecz duszę rozdartą miała pomiędzy Gryffindorem,
a Slytherinem. Mogło to wydawać się dziwne, jednak miała kuzynkę Ślizgonkę,
Morrigan, z którą utrzymywała potajemnie kontakt, gdyż jej rodzice nie
pozwalali zadawać się z kimś tak nieczystym jak Hope. Z tego powodu Puchonka
nie uznawała wszystkich uczniów z domu węża za złych. Bardzo lubiła swoją
kuzynkę, chociaż ta przyznała się do związku z Masciusem. Hope nie potrafiła
zrozumieć, co Morrigan widziała w tym wrednym chłopaku, który właśnie podszedł
bliżej sztalugi.<br />
— Co my tu mamy... — mruknął spoglądając na dzieło Puchonki.<br />
— Odejdź, Malfoy — syknęła, chcąc osłonić ręką płótno, lecz niewiele to dało,
gdyż było ono zbyt duże.<br />
— Dodaj tego granatu trochę tutaj — zasugerował chwytając za jej dłoń, w której
trzymała pędzelek, i kierując w obranym kierunku. — Widzisz? Ten kolor wydobył
głębię.<br />
Oniemiała Hope zerknęła z ukosa na chłopaka o włosach w barwie platynowego
blondu. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Jego błękitne oczy z niesamowitą
przenikliwością wpatrywały się w obraz, kryjąc jednocześnie w sobie jakąś
tajemnicę. Dziewczyna była często zbyt nieśmiała, aby utrzymać kontakt
wzrokowy, lecz tym razem jej zielone tęczówki nie uciekły spojrzeniem, kiedy
Malfoy odwrócił wzrok i spojrzał w jej piegowatą twarzyczkę. Zarumieniła się
lekko, co dodało jej uroku. Ślizgon uniósł dłoń i odsunął z jej czoła
kasztanowy kosmyk włosów.<br />
— Żaden obraz i tak nie będzie idealny, dopóki nie znajdzie się na nim twoja
podobizna — wyszeptał. Hope dopiero teraz spuściła wzrok. Puchonce przypomniało
się, jak jej koleżanka Anastasia wspominała o zamiłowaniu Malfoya do tworzenia portretów.
Oczywiście nie chciała w to wierzyć, lecz wykazał się dzisiaj wystarczającą
wiedzą, aby uznać tą informację za prawdę.<br />
— Czy chcesz mnie na nim domalować? — Spytała cicho, unosząc wzrok, aby
ponownie nawiązać kontakt wzrokowy.<br />
— Nie, Hope. Nie tym razem. Najpierw chciałbym uczynić coś innego — szepnął
zbliżając swoją twarz do niej. Pocałował ją krótko i namiętnie. — Kocham cię,
Hope.<br />
— Ale... jak to? — Zdziwiła się, a jej warga zadrżała. — Przecież ty i Morrigan...<br />
— <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>To tylko taka gra. Wiem, że chociaż
Morri nie może zadawać się ze szlamami... przepraszam, to znaczy z osobami o
takiej krwi jak twoja, to wciąż macie potajemny kontakt. Mówiła mi o tym
kiedyś. Dlatego postanowiłem się zbliżyć do niej... aby w jakiś sposób być
bliżej ciebie.<br />
— Ja... Nie wierzę... To dlaczego... Dlaczego byłeś dla mnie taki niemiły? —
Hope zacisnęła wargi, a jej oczy zasłonił strumień łez.<br />
— Chciałem zwrócić na siebie uwagę... Przepraszam... Wybaczysz mi?<br />
— Oczywiście, że tak! — Krzyknęła w odpowiedzi, jednak po chwili wróciła do
szeptu. — Mascius... Ja... Ja ciebie też kocham...<br />
Chłopak nie mówił już nic więcej. Objął ją, pocałował mocno i nie przestawał
długi czas.<br />
Po kilku godzinach wracali do dormitoriów trzymając się za rękę. Pokoje
Slytherinu i Hufflepuffu były w lochach, więc większość drogi mogli iść razem.
Niestety tuż przed ostatnimi schodami napotkali na swojej drodze dyrektora
Bułhakowa.<br />
— Panno Potocka? Panie Malfoy? — Uniósł brew spoglądając to na jednego, to na
drugiego ucznia. Spojrzeniem również uraczył ich złączone dłonie.<br />
— Eskortuję pannę Potocką do jej dormitorium, jako że jest już po ciszy nocnej
— odpowiedział chłodno Mascius.<br />
— Dobrze spełniasz swoje obowiązki, panie Malfoy. Po twoim ukończeniu Hogwartu
będę mógł tylko pomarzyć o drugim takim prefekcie.<br />
— Dziękuję, panie profesorze.<br />
Bułhakow odwrócił się i odszedł. Malfoy odprowadził Hope, całując ją szybko na
pożegnanie, po czym ruszył w stronę wyjścia z lochów. Chciał złapać dyrektora,
nim ten zniknie w swoim gabinecie. Na szczęście znalazł go na schodach.<br />
— Panie profesorze?<br />
— Tak, panie Malfoy? — Vakel odwrócił się do ucznia.<br />
— Mógłbym mieć do pana profesora prośbę?<br />
— Jak najbardziej.<br />
— Czy... czy udzieli mi pan ślubu?<br />
— ...<br />
— Mi i... Hope.<br />
— Będę zaszczycony.<br />
Kilka miesięcy później nadszedł dzień końca roku szkolnego. Uczniowie
ostatniego roku znali już swoje wyniki OWUTEMów, a część z nich dostała już
pracę w Ministerstwie Magii. Mascius Malfoy napisał swoje egzaminy nie tylko
bezbłędnie, ale i popisał się wiedzą znacznie wykraczającą poza podstawę
programową. W wypracowaniach zawarł wiele własnych tez i wyników badań, tak
więc dodatkowe punkty umożliwiły mu zdobycie posady Ministra Magii. Nie było go
jednak teraz na sali, tak jak i jeszcze jednej osoby.<br />
— Cisza! — Dyrektor Bułhakow powstał i spróbował uciszyć uczniów siedzących w
Wielkiej Sali na uroczystości zakończenia. Przerwali szepty, aby usłyszeć, czy
nie zostaną dodane bądź odjęte jakieś punkty i czy wynik Pucharu Domów nie
zmieni się.<br />
— Moi drodzy. Mam dla was ważną wiadomość! Tym razem zakończenie roku
świętujemy inaczej! — Klasnął w dłonie, a sala wypełniła się dekoracjami w
barwach Slytherinu i Hufflepuffu. Uczniowie znowu zaczęli głośno rozmawiać. —
Spokój! Puchar Domów symbolizuje ciężką pracę i wytrwałość, jednak dzisiaj
będziemy świętować miłość! A dokładniej to ślub Masciusa Brutusa Malfoya i Hope
Hermiony Potockiej!<br />
Na kolejny gest profesora rozbrzmiał marsz weselny. Drzwi otworzyły się i do
sali weszła para młoda. Mascius miał najelegantszą szatę wyjściową, jaka
istniała na świecie, zaś Hope przywdziała biało-złotą szatę ślubną z welonem,
który ciągnął się po ziemi. Ceremonia nie była długa, lecz pełna wzruszeń.
Kiedy po przysiędze małżeńskiej para młoda złączyła swe usta w pocałunku,
kasztanowe włosy Hope zajaśniały platyną. Głębokie emocje, jakie teraz
przeżywała, rozbudziły w niej zdolności metamorfomagiczne, a potężna miłość do
Masciusa upodobniła jej włosy do jego. Po ślubie wszyscy świętowali tak długo,
że powrót Expressem przełożono na następny dzień.<br />
Kilka lat później.<br />
Kobieta o platynowych włosach pogłaskała małego chłopca po głowie.<br />
— Mamo, ale podobno do Hufflepuffu idą tylko ci, którzy nie nadają się do
innych domów.<br />
Platynowowłosy mężczyzna położył chłopcu rękę na ramieniu.<br />
— Brianie Martinie Malfoy. Masz w sobie krew najdzielniejszej, najsprytniejszej
i najmądrzejszej Puchonki, jaka chodziła po tym świecie. Przydział do
Hufflepuffu powinien być dla ciebie zaszczytem.<br />
— Dobrze. Kocham cię mamo. Kocham cię tato — powiedział chłopiec tuląc rodziców,
po czym wszedł do pociągu i odjechał w swoją pierwszą podróż do Hogwartu.</span></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSPmt9w_zLPmPiwmyHQw912amZI4bfSFDP5GdpnBOsBC-ZiIMJJlfOz1BOJPw5rSP05UE9ihUDiAYvc3e_DyjPtljKkZPrMlu3x9fSzutK5TYrG6V0ULgeUiZe4mNQL-9Ce9W5yRkBltA/s1600/10551005_982195488457622_8228174187216633351_n.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="594" data-original-width="800" height="237" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSPmt9w_zLPmPiwmyHQw912amZI4bfSFDP5GdpnBOsBC-ZiIMJJlfOz1BOJPw5rSP05UE9ihUDiAYvc3e_DyjPtljKkZPrMlu3x9fSzutK5TYrG6V0ULgeUiZe4mNQL-9Ce9W5yRkBltA/s320/10551005_982195488457622_8228174187216633351_n.png" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU90af5FXVF_5T79r1Rso99UoET8BCvrGBFZ2nbopYUVcouu07QfSQkTjCABw3mtMfsophJ9VBi8_nawejpjmyduZ8niI75OItqhFAmnl7eU2lUEFLy7YkRbKtJ98eop4Z9ww0TN-K7eE/s1600/xyz2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="250" data-original-width="375" height="213" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU90af5FXVF_5T79r1Rso99UoET8BCvrGBFZ2nbopYUVcouu07QfSQkTjCABw3mtMfsophJ9VBi8_nawejpjmyduZ8niI75OItqhFAmnl7eU2lUEFLy7YkRbKtJ98eop4Z9ww0TN-K7eE/s320/xyz2.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
NIE WIERZĘ, ŻE TO NAPISAŁAM </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1m3WXExWo9mSTEWAjs5aZVl6wCuu_xYE7StpWjroHS2OmLXaFkm99AQ9XNwv6NQTmm59p4obK2jkvUTe_BH9TpdOaRlvj3hs4A3bEnR53tyE1leIJAMRJf1joLbmUNrSYfBrgjCgvi38/s1600/gnijedu%25C5%25BCe.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="228" data-original-width="480" height="152" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1m3WXExWo9mSTEWAjs5aZVl6wCuu_xYE7StpWjroHS2OmLXaFkm99AQ9XNwv6NQTmm59p4obK2jkvUTe_BH9TpdOaRlvj3hs4A3bEnR53tyE1leIJAMRJf1joLbmUNrSYfBrgjCgvi38/s320/gnijedu%25C5%25BCe.gif" width="320" /></a></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-2744148423799442592017-08-20T11:56:00.003-07:002017-08-20T12:00:34.929-07:00Życie w Erasmusie 1#<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><strong><span style="font-size: large;">Życie w Erasmusie</span></strong></span><br />
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><strong><span style="font-size: large;"></span></strong></span><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /> W Stanach Zjednoczonych działa ponad 4 tysiące uniwersytetów i koledży. To wystarczająca liczba, aby każdy z naszych bohaterów mógł spędzić kolejne lata swojego życia w innym miejscu. I tak też było.<br /> Tej serii nie można nazwać kontynuacją Życia w NY, przez wzgląd na zakończenie, lecz uznajmy, że to przebieg wydarzeń w alternatywnej rzeczywistości... chociaż na myśl przychodzi mi jedynie określenie tego terminem fanowskiego opowiadania powstałego przed ostatnią częścią serii.<br /> Tak naprawdę to jest totalnie nieistotne. Wróćcie więc wspomnieniem do Życia w NY, kiedy to wszyscy bohaterowie szampańsko bawili się na dożynkach...</span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: "arial";">***</span></div>
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"> To było jedno z ostatnich tak udanych spotkań. Grimmjow został porwany na wakacje mające być nagrodą za terminowe ukończenie szkoły. Nie mógł zaprotestować, gdyż to rodzicom zawdzięczał dostanie się na niewielką prywatną uczelnię stworzoną dla takich bogatych głąbów jak on. Semestr kosztował tam sto tysięcy dolonów, co wynosi dwa razy więcej niż studia na jakimś lepszym koledżu. Przez to nie mógł spotkać się z kolegami, lecz oni nie narzekali na nudę. Szayel dostał się do jednej z tych prestiżowych szkół z Ligi Bluszczowej, przez co spędzał wolny czas przeglądając broszurki z kursami, a Nnoit... został sam w Nowym Jorku. Tylko tyle informacji dotarło do Edwarda E., który przeżywał właśnie ostatni rok szkoły średniej. Usiadł w ławce obok Tesli, tego zupełnie niepopularnego chłopaka, lecz który posiadał całkiem sporo wiedzy o innych niepopularnych osobach. Edwarda kręciło interesowanie się odludkami, byli zdecydowanie bardziej tajemniczy niż te wszystkie szkolne gwiazdeczki, które same sprzedawały się na Instagramie i Snapczacie. Pluł na wszelkich celebrytów, kosztował smak niszowych życiorysów.<br /> A może po prostu próbował dowartościować status niepopularnych ludzi, do których sam należał.<br /> Nie zauważył nawet, kiedy zapuścił zarost godny zawodowego ścinacza drzew, a na jego nosie pojawiły się okulary w oprawkach modnych kilka dekad temu, chociaż nawet nie miał wady wzroku. Czerwony płaszcz zamienił na koszulę flanelową w tym samym kolorze, blond warkocz ustąpił miejsca ściętemu bokowi. Nie jadł już mięsa, zapragnął studiować socjologię. Stał się hipsterem. Nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie w tym stanie, gdyż właśnie śmierć mignęła mu przed oczami, kiedy to słysząc najnowsze nowiny oddane całkowicie dobrowolnie przez Teslę , zakrztusił się kawą z papierowego kubka.<br /> — Całą trójką zapisali się na Erasmusa na rok do jakiegoś kraju Europejskiego — mruknął wyższy od niego chłopak, kartkując swój zeszyt.<br /> — Opowiedz mi o tym więcej — zaproponował Ed, kiedy już przestał się dławić, niczym niepogryzionymi dokładnie frytkami.<br /> Bo nie tylko ja się nimi dławię, co nie?</span><br />
<span style="font-family: "arial";"></span><br />
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"> Szayel przekluczył drzwi i wszedł w progi swojego jasnego mieszkania urządzonego w różnych odcieniach śnieżnej bieli. Nie czekał na niego żaden komitet powitalny. Oczywiście. Jego rodzice byli zawsze poza domem. Wjechał walizką do konta swojego pokoju i włączył swój jabłkomputer. Uruchomił się błyskawicznie, jak na tak dobrą firmę przystało, lecz chłopak umilił sobie ten czas wyprawą do kuchni po smakołyki, po drodze standardowo zatrzymując się przy lustrze, aby poprawić różową czuprynę modnie zaczesaną na boki. Modnie dwadzieścia lat temu. Dostrzegł pokaźny stosik poczty na blacie. Większość tego stanowiły biuletyny członkowskie ze sklepów obuwniczych, lecz miodowe oczy ukryte za okularami w białej oprawce dostrzegły także dość ważne pismo z uczelni. Pospiesznie rozerwał kopertę i niczym spragniony wody wędrowiec chłonął wypisane tam literki.</span><br />
<span style="font-family: "arial";"></span><br />
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"> Grimmjow czekał w pokoju na rodziców. Chciał, aby przysłali po niego samochód, lecz oni nalegali na osobistą wizytę. Pewnie liczyli na jakieś osobiste gratulacje od profesorów. Na pewno nie za zasługi syna. Wyświetlacz telefonu błękitnowłosego zaświecił się, ukazując jego samego na tapecie w negliżu górnej, bardzo rozbudowanej partii ciała.<br /> Czego, na zakręcony ogonek Tatusia Świnki, chciał teraz od niego Szayel?<br /> — No? — Odebrał w swój kulturalny sposób telefon. Przyjaciel po drugiej stronie zaczął coś głęboko przeżywać, chyba znowu dostał ataków lękowych. Grimmjow wciąż pamiętał, jak ten zemdlał na zakończeniu roku, kiedy okazało się, że ktoś miał wyższą średnią od niego. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. — Zadzwonię potem, rodzice przyszli.<br /> Drzwi się otworzyły, a do środka wszedł mężczyzna z kobietą, spoglądając na swojego syna z szerokim uśmiechem i obrzucając go przytulaskami i całuskami.<br /> — Synku, wiesz co? Przyszedł rano list z Erasmusa. Miejsce dokładnie to, które chciałeś, ale chyba im się kierunek pomylił, ale to nic wielkiego, przecież to nie ma dla ciebie wielkiego znaczenia, prawda?</span><br />
<span style="font-family: "arial";"></span><br />
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;"> Tesla aż sapnął czytając dokumenty znalezione w kopercie wyraźnie zaadresowanej do jego kuzyna. Blondyn przeszedł korytarz i zapukał do pokoju Nnoitry. Czarnowłosy wychudzony kuc siedział po turecku na krześle przy komputerze i grał w Dotę1 na padzie.<br /> — Cojest — wyartykułował chcąc dowiedzieć się, cóż sprowadza szanownego współlokatora w skromne progi jego sypialni.<br /> — Nie wiedziałem, że chcesz studiować chemię — powiedział Tesla starając się zachować poważny ton wyprany z emocji.<br /> — Hę? — Spytał Nnoit odwracając się w stronę kuzyna. Dostrzegł w jego dłoni papierek z logiem Erasmusa. Momentalnie znalazł się obok, co nie jest takim trudnym wyczynem, jeśli ma się nogi długości skoków Małysza, Hautamekiego i Ahonena razem wziętych.<br /> — Nosz kurna — wymsknęło się z ust czarnowłosego, który już począł sobie wyrywać włosy z głowy kontynuując wiązankę przekleństw. Zdecydowanie to nie był kierunek, na który się rejestrował.</span><br />
<span style="font-family: Arial;"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://orig05.deviantart.net/0a64/f/2017/232/6/0/zycie_w_erasmusie__1__by_katechi-dbkqa81.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="566" data-original-width="800" height="281" src="https://orig05.deviantart.net/0a64/f/2017/232/6/0/zycie_w_erasmusie__1__by_katechi-dbkqa81.png" width="400" /></a></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-79784544129409069202017-03-25T13:27:00.002-07:002017-03-25T13:29:03.032-07:00Tom Marlboro Lidl i Komnata Tajemnic z Kamieniem Filozoficznym<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Padły pomysły, a ja spróbowałam coś napisać, ale to już nie wyszło takie śmieszne. Nie podoba mi się zakończenie.<br />Krótki opis bohaterów dla kontekstu: <br />Są to postacie z Mortisa, uczniowie Hogwartu, przedstawieni w nieco innej wersji.<br />Ururu Marquez - mój misiu, siwe włoski, miodowe oczki, Ślizgon, autystyczny naukowiec, zaginator czasoprzestrzeni.<br />Cyril Carter - młodszy o 2 lata kolega, Puchon, główny rozrabiaka Hogwartu, młody Batman.<br />Zack Raven - niewidomy Gryfon o uroczej buźce i kasztanowych falowanych włosach, właściwie znalazł się tu z przypadku, bo jest porządnym chłopcem.<br />Gabriel Foks - niby się znał z Markizem z drużyny, ale go nie lubił, Krukon, niemal białe włoski długości sięgające do podbródka, animag, raczej nie broi, ale życie.</span><br />
<span style="font-family: "arial";"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/O4NH8mxmypo/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/O4NH8mxmypo?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>listopad, 1942rok,
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie</span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "vrinda" , "sans-serif";"> </span><span style="font-family: "calibri";">Niewielu
potrafiło tyle, co on. Niewielu było w stanie myśleć o rzeczach, jakie
przechodziły przez głowę tego piątoklasisty. W starannie ułożonej fryzurze
ciemnych włosów odbijały się refleksy spowodowane światłem świec zwieszających
się przy kamiennych ścianach zamku. Było już po ciszy nocnej, lecz widok
spacerującego chłopca nie budził niczyich zastrzeżeń. Był prefektem, zapewne
przeprowadzał wieczorny obchód. Zawsze na swoim miejscu, zawsze wywiązujący się
z obowiązków. Maska, którą przybrał, była idealna. Znany, lubiany, szanowany i
doceniany. A może jednak niedoceniany? Nikt nie spodziewał się przecież po nim
takich rzeczy, jakie krążyły w jego umyśle, domagając się ujścia. Ślizgon miał
swoje ambicje, które półsłówkami wynurzał na świat rzeczywistości tak, żeby nie
raziły swoim okrucieństwem. Teraz nie byłoby to wskazane, ale w przyszłości...
Kto wie.<br />
Chłopak skręcił, wchodząc do pomieszczenia, w jakim jeszcze ani razu nie dane
mu było przebywać. Łazienka dziewcząt. Nie różniła się wiele od tej męskiej. Obszedł
stojącą na środku walcowatą konstrukcję, wokół której ustawione były umywalki z
lustrami. Wzrok miał spuszczony na wysokość kranów. W końcu dostrzegł znak.
Symbol, którym oznaczone były rzeczy związane z legendarną Komnatą Tajemnic.
Ślizgon był zafascynowany myślą o tym, że gdzieś pod szkołą mieszka
niebezpieczna bestia, będąca zwierzątkiem wyhodowanym przez samego Slytherina
do zabijania szlam. Z super tajnych książek dowiedział się, jak dostać się do
Komnaty, a także w jaki sposób zapanować nad bazyliszkiem. Wysyczał hasło do
zlewu, ten zaś wsunął się w konstrukcję i zsunął w dół, ukazując chłopcu tunel
prowadzący w dół. Odpaliwszy Lumos na różdżce, skoczył w dół niczym Alicja do
Krainy Czarów. Zjazd nie był przyjemny i potłukł sobie trochę pupcię. Wstał.
Poświecił światłem. Był w jakimś pomieszczeniu, które było chyba dopiero
przedsionkiem, gdyż przed nim znajdowały się wielkie wrota zamknięte na węże.
Szepnął im znowu miłe słówko, a one zsunęły się z drzwi i otworzyły okrągłe
przejście. Zafascynowany chłopak wszedł do korytarza. Posadzka była ze
szlifowanego kamienia, zaś po obu bokach znajdowała się jakby fosa,
oddzielająca go od ścian, z których wystawały potężne rzeźby otwartych paszczy
węży. Ogólnie wszędzie było czuć wilgoć, jak to w lochach. Z sufitu chyba
kapało. Szedł do przodu, widząc z daleka znaną już z książek płaskorzeźbę
brodatego mężczyzny. Niektóre źródła podawały, że to podobizna samego
Slytherina, inne, że to ojciec loszki z loga Starbucksa. Ale właściwie te
informacje nie były sprzeczne ze sobą, prawda? Okrągłe pomieszczenie z
płaskorzeźbą powiększało się w jego oczach, lecz coraz mniej wpasowywało się w
klimat opuszczonego na tysiąc lat lochu. Na podłodze był jakiś dywan, po bokach
ustawiono regały wypełnione książkami, stały tam też fotele i stoliki. Chłopak
niemal wystraszył się zapachu herbaty, jaki dotarł do jego nosa. Dopiero po
chwili zdał sobie sprawę, że w fotelach odwróconych do niego tyłem, siedzieli
ludzie.<br />
— Zack, weź zobacz kto przyszedł — rozległ się leniwy
głos.<br />
— Jestem Tom — odezwał się chłopak od razu. — Tom
Ma... — przerwał jednak, onieśmielony tym, że fotel poruszył się. Był zwykłym
fotelem wypoczynkowym, ale odwrócił się, zapewne z powodu użycia magii.
Siedział na nim mężczyzna o srebrnych włosach, lecz z całą pewnością nie był
stary. Biła z niego jakaś młodość, jakby byli rówieśnikami. Zdradzało go tylko
spojrzenie, niemożliwie przenikliwe, zawierające w sobie jakieś doświadczenie i
tajemnicę.<br />
— Co tutaj robisz? — spytał srebrnowłosy świszczącym
głosem.<br />
— Chciałem oswoić bazyliszka — odpowiedział Tom,
rozglądając się. Siedzący przy najszerszym stole mężczyzna parsknął śmiechem.
Ten rozmawiający ze Ślizgonem przybrał natomiast niezwykle poważny wyraz
twarzy.<br />
— Spójrz na podłogę.<br />
Tom spuścił niespokojnie wzrok. Dywan. Co w nim było
takiego niezwykłego? Jednak po chwili patrzenia dostrzegł, że to, co uważał za
misterne sploty, było wężową łuską. Wybałuszył oczy zastanawiając się, czy tak
naprawdę skończył słynny bazyliszek.<br />
— Ale... jak?<br />
— Zabiłem go — odpowiedział siwowłosy wpatrując się
martwo w jakiś punkt.<br />
Wtem obok Toma przebiegł lis z płaskim kwadratowym pudełkiem w pysku.<br />
— Mam wrażenie, że to była jego wina. — Sowie
spojrzenie zatrzymało się na wyblakłym lisie, który nagle zamienił się w
jasnowłosego młodego mężczyznę.<br />
— Hej, ale to nie byłem ja — mruknął pretensjonalnie
wyciągając pudełko z ust. — Przyniosłem pizzę.<br />
Mężczyzna, który wcześniej parsknął śmiechem rzucił się na pizzę. Tom poczuł
woń kurczaka i ananasa. Hawajska. Poczuł się jeszcze bardziej zagrożony.<br />
— Poza tym — ciągnął lisi towarzysz — to nie ty go
przecież zabiłeś.<br />
— Jak tego dokonaliście? — wtrącił się Tom.<br />
— To było proste. Nasłaliśmy na niego Zack'a —
srebrnowłosy ruchem ręki odwrócił fotel stojący obok. Siedział na nim mężczyzna
spoglądający pustym wzrokiem przed siebie. Jego dłonie poruszały się lekko,
zapewne sterując unoszącym się w powietrzu zielonym szalikiem, który tworzył
się magicznie na drutach. Sam czarownik miał na sobie sweter w tym samym
kolorze z wyszytym srebrnym napisem "Gryffindor". Tom odczuł
konsternację.<br />
— Ale on jest ślepy — stwierdził.<br />
— Ma echolokację — wyjaśnił srebrnowłosy. — Zazwyczaj
stał na czatach i patrzył czy nikt nie idzie, ale tym razem stwierdziłem, że
spełni główną rolę w przygodzie.<br />
— Skoro bazyliszek nie żyje... a wy chyba już nie
jesteście uczniami... to co tu robicie?<br />
Sowiooki zamrugał.<br />
— Siedzimy — uśmiechnął się słodko i niewinnie.
Chłopiec zawstydził się. Zerknął na jedzących pizzę, na ślepca, po czym
powrócił wzrokiem na srebrnowłosego. W głowie pojawił mu się pewien plan.<br />
— Wydaje mi się, że jesteście wielkimi czarownikami.
Czy moglibyście mi pomóc z pewnym problemem?<br />
— Niech będzie. Odpowiemy na jedno pytanie — odrzekł
mężczyzna.<br />
— Czy... powiecie mi, jak się tworzy horkruksy? —
spytał Tom z ekscytacją, ale i pewnym niepokojem. Może jednak nie wiedzieli
wszystkiego?<br />
Odpowiedział mu uprzejmy śmiech każdego z czwórki
mężczyzn. Siwowłosy popił herbatkę z kamienia filozoficznego.<br />
— Tak, tak horkruksy. Zabijasz kogoś, mówisz zaklęcie i
kawałek twojej duszy trafia do wybranego przedmiotu. Wybierz coś osobistego, na
przykład pamiętnik. Koniecznie schowaj to w jakimś oczywistym miejscu, pod
latarnią najciemniej, cha cha. I wiesz, nie warto rozszczepiać duszy na więcej
niż siedem kawałków. Bo co wtedy zrobisz z ciałem? Nakarmisz nim swoje
zwierzątko? <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Dostanie jeszcze
niestrawności. Jeśli chciałeś być nieśmiertelny, to wystarczyło spytać o to, a
nie o jakieś "horkrusy". Tych metod używa się chyba jeszcze tylko w plemionach
pierwotnych i w Rosji — czarodziej wzruszył ramionami z uśmiechem. Tom odczuł
ból zawodu. Jak mógł tak głupio zmarnować swoje jedyne pytanie?<br />
— Mogę spytać jeszcze o jakąś rzecz, proszę — błagał
padając na kolana.<br />
— Spytaj, to się zastanowię, czy odpowiedzieć.<br />
— Jak stać się potężnym czarownikiem, który może
osiągnąć wszystko?<br />
— Dobrze się składa, mam na to wzór — srebrnowłosy
wyciągnął zwój pergaminu z kieszeni i rzucił chłopcu. Zafascynowany Ślizgon
odwinął kawałek pegaminu, który rozwinął się niemal od razu do końca. A długi
był, jak lista zamówień Świętego Mikołaja. Oczywiście końcówka wpadła do fosy i
tyle z zabawy. Tom zapłakał gorzko, ale zabrał się za obliczenia. Srebrnowłosy
podsunął mu nawet liczydło. Mężczyźni z zaciekawieniem wpatrywali się w
chłopca, który trzaskał równania.<br />
— Opłacało się zamienić Wróżbiarstwo na Matematykę —
szepnął ucieszony sowiooki do towarzyszy.<br />
Tom dochodził do końca suchej części. Wysunął pergamin
ostrożnie z wody. Pismo nie rozmazało się tak bardzo, jak myślał. Miały minuty,
godziny. Mężczyźni z dobroci serca podsunęli mu kawałek pizzy, ale nie chciał.
Zajęli się swoimi sprawami, a dzielny Tom liczył. Po tygodniu podłączyli go do
kroplówki, bo pochłonięty zadaniem nie reagował na bodźce z zewnątrz, a nie
chcieli go tracić.<br />
Minęły trzy lata. Tom w końcu oderwał wzrok. Spojrzał
przekrwionymi oczami na srebrnowłosego i otworzył buzię, powoli wydobywając z
siebie głos.<br />
— A... Ale... Tu jest... Wychodzi mi... Ujemna delta —
jęknął. Mężczyźni zachichotali.<br />
— Oj, głupi chłopcze. Naprawdę wydawało ci się, że na
bycie wielkim czarodziejem jest wzór? <br />
Tom rozpłakał się i uciekł. Dopiero teraz zdał sobie
sprawę, że zmarnował dość ważny kawałek swojego życia na coś takiego. Okazało
się, że został wyrzucony z Hogwartu, bo nikt nawet nie pomyślał, że mógł
zaginąć, więc uznali, że uciekł. Z tego powodu nie mógł przystąpić do żadnych
egzaminów, nie miał wykształcenia, nie mógł podjąć dobrej pracy. Został
mścicielem, który postanowił trenować w zaciszu, aby zemścić się na czwórce
czarodziejów.<br />
Morał z tego taki, że nie warto wątpić w Ururu Markiza.
Do widzenia.</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-49388713706509255402017-03-13T16:15:00.004-07:002017-03-13T16:15:47.204-07:00Stara Republika #1<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.starwarsmmolevelingguide.com/wp-content/gallery/tattoine/tatooine-concept04.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="227" src="https://www.starwarsmmolevelingguide.com/wp-content/gallery/tattoine/tatooine-concept04.jpg" width="640" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Blogasek został nieco wyremontowany. Jestem ciekawa, czy podoba Wam się nieco ciemniejszy motyw.</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wrzucam pierwszą część "Starej Republiki". Wydaje mi się, że zmienię tytuł w miarę pisania, bo raczej nie będzie pasował, pomimo osadzenia wszystkiego w świecie gry XD Ta część jest krótka, trochę taki rozdział pilotażowy.</span><br />
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Y63QfXBf6D8/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/Y63QfXBf6D8?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<div style="clear: both; text-align: center;">
<br />
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/85/43/81/854381fef614a77fcf3e02a842066707.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="234" src="https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/85/43/81/854381fef614a77fcf3e02a842066707.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"></span> <span style="font-family: "calibri";">Gdzieś w odległej galaktyce, Lord Kat'hi rozkoszowała się
kolejnym dniem spędzonym z dala od </span><span style="font-family: "calibri";">nieprzyjemnych obowiązków, z jakimi wiązało
się bycie wojownikiem Imperium. Zasad świata nie da się zmienić ot tak, nawet,
jeśli się jest tak potężnym Sithem, jakim ona była. Nie oddała siebie całej
zakonowi, ale dobrze wykorzystała jeden z wersów kodeksu: <i>Dzięki zwycięstwu
zrywam łańcuchy. </i></span><span style="mso-bidi-font-style: italic;"><span style="font-family: "calibri";">Wykonując przez
wiele lat polecenia przełożonych, a także poprzez działania na własną rękę,
udało jej się zdobyć zdumiewający respekt w Imperium, dzięki czemu bez problemu
mogła osiąść na Tatooine i wieść spokojne życie. Odrzucała zlecane misje dobrze
wiedząc, że nie poniesie żadnych konsekwencji. Była zbyt ważna, a jednocześnie
nie godziła w niczyje ambicje, co było niespotykane wśród Sithów, więc nikomu nie zależało na uprzykrzaniu jej życia, bądź jego odebraniu.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>Przestronne mieszkanie w apartamentowcu zbudowanym w olbrzymim piaskowym menhirze
było idealne dla kogoś, chcącego odpocząć od tłumów, ale jednocześnie nie
pragnącego całkowitej izolacji. Spacerując po korytarzach słychać było
stłumiony szmer rozmów, zaś sklepy, na przykład spożywcze, znajdujące się na
parterze, były głównym miejscem spotkań sąsiadów. Kat'hi nie miała wśród nich
bliższych znajomych. Wszyscy wiedzieli kim jest, dlatego ze strachu, bądź z
szacunku, schodzili jej z drogi. Szata kobiety szeleściła cicho, kiedy
przechadzała się pomiędzy niewielkim tłumem, spoglądając na wystawione na
straganach owoce. Zielone oczy, otoczone purpurowym malunkiem, wypatrywały najlepsze
egzemplarze, lecz nagle musiały przerwać w reakcji na przybycie Ashary.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Mistrzu, najnowsze informacje — Togrutanka podała Sithowi holorojektor. Miała
jasnopomarańczową skórę, z białymi fragmentami na twarzy, zaś nad nią masywne
montrale, to znaczy wyrastające z czaszki puste w środku rogi, które wraz z
dwoma głowogonami zwieszającymi się z głowy na piersi, były biało-granatowe.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Nie musisz do mnie biec za każdym razem. Odsłucham ich w wolnej chwili —
odpowiedziała swoim spokojnym głosem Kat'chi, biorąc od Togrutanki dysk
wielkości dłoni i chowając go do kieszeni. — W tym czasie pomóż mi wybrać coś
na deser.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>Zwróciła swe spojrzenie ponownie na stragany. Ashara westchnęła
zniecierpliwiona.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Ale to o tej uczennicy od Dartha Barasa — jęknęła.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Wiem, że bardzo się nią interesujesz, ale to naprawdę może poczekać — Sith
roześmiała się, biorąc w końcu do ręki jeden z owoców.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Wydaje mi się, że powinniśmy w końcu się z nią zobaczyć, Mistrzu. Nim stanie
się naprawdę kimś wielkim — odpowiedziała poważnie Ashara opierając się o
stragan.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— To znaczy kiedy? Jak zabije Dartha Barasa? Albo "prawie" zabije?<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Ale przecież nie musicie zabijać swoich mistrzów, prawda?<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>— Nie — kobieta odpowiedziała po chwili. — Ale czasami są tak wyniszczeni przez
moc, że nie przystaną na kompromis i będą chcieli się zemścić, więc warto
skrócić ich mękę.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>Ashara przewróciła oczami. Kat'chi dobrze wiedziała, co dziewczyna sądzi o
zasadach panujących wewnątrz zakonu Sithów. Sama myślała podobnie, jednak nie
buntowała się im otwarcie. To nie zaprowadziłoby jej nigdzie. Inni Sithowie nie
byli tak pobłażliwi jak ona sama.<br />
<span style="font-family: Times New Roman;"> </span>Nabywając owoce cały czas myślała o uczennicy Dartha Barasa. Ta nie tylko
wykonywała wszystkie zlecone misje, a te nie należały do najłatwiejszych, lecz
jej osoba nabrała rozgłosu także z powodu nie zabijana i dawania drugiej szansy wrogom
Imperium. Były to niebezpieczne posunięcia, Kat'chi dobrze o tym wiedziała. Wyczuwała,
że młoda Shith pragnie obrać podobną jej drogę - wbrew temu, co mówiła Asharze,
naprawdę chciała spotkać się osobiście z dziewczyną, lecz bała się, że się zawiedzie, bądź ta zginie kilka tygodniu po spotkaniu. Nie chciała robić sobie nadziei na tak ważnego sojusznika,
chciała jeszcze poczekać, aż wojowniczka zdobędzie więcej pozytywnego rozgłosu
w Imperium i doświadczenia. Wtedy uda się do niej i spyta o motywacje. Być może w tej galaktyce
jest więcej wrażliwych na moc istot, które wyznawały podobną filozofię.</span></span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-5999960636316053312017-03-11T14:28:00.005-08:002017-03-11T14:28:48.349-08:00Stara Republika 2#<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.starwarsmmolevelingguide.com/wp-content/gallery/balmorra/balmorra-concept02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="137" src="https://www.starwarsmmolevelingguide.com/wp-content/gallery/balmorra/balmorra-concept02.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Tak, druga część.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Postanowiłam napisać coś o moich postaciach z gry Star Wars the Old Republic. Dzisiaj w końcu zasiadłam do pisania, a nim zaczęłam, odpaliłam gierkę, aby zebrać trochę klimatu. Tylko ten, wyciszyłam dźwięk i puściłam sobie Pentatonix XD Ale fajnie się gierkało. Tak dynamiczniej. I przez to postanowiłam zacząć od drugiej części opka. </span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Nie mam totalnie pomysłu na akcję. Jak zwykle tylko luźny zarys świata. Typowe, eh.</span><br />
<span style="font-family: "arial";">Nie mam bladego pojęcia co mi tutaj wyszło.</span><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://orig14.deviantart.net/c6ab/f/2016/218/d/d/balmorra_by_celyntheraven-dacx580.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="225" src="https://orig14.deviantart.net/c6ab/f/2016/218/d/d/balmorra_by_celyntheraven-dacx580.png" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "calibri";"> Gdzieś w odległej galaktyce, na pewnej nudnej planecie,
porośniętej trawą na kawałku niezajętym przez skały, stąpała niewiasta. Jej
stopy uderzały rytmicznie o ziemię, zaś całe ciało kołysało się w rytmie nie
wybrzmiałej melodii, nabierającej materii jedynie przez miarowe klaskanie.
Pochłonięta przez muzykę, nie zdała sobie sprawę z obecności kogoś jeszcze.
Błękitnoskóra przedstawicielka rasy Twi'lek splotła ręce na piersi przyglądając
się z rozbawieniem swojej partnerce.<br />
— Powiedz mi do czego tańczysz, chętnie bym się przyłączyła — przerwała w końcu
ciszę swoim delikatnym głosem. Tancerka otworzyła oczy i skierowała błękit ich
tęczówek na Vette. Nie przerwała przebierania nogami, jakby bała się zgubić
rytm.<br />
— Nie umiem tego zanucić nawet — odpowiedziała z uśmiechem.<br />
— Cóż, musimy już iść.<br />
Dziewczyna przerwała dotychczasowe czynności i westchnęła ciężko.<br />
— Właściwie to powinnyśmy się pospieszyć. Transportowiec pewnie już wylądował,
mamy naprawdę mało czasu.<br />
— Nie cierpię tej roboty — niebieskooka złapała swój kask leżący na skraju
polanki, wciskając pod niego kucyk brązowych włosów, i wyszła wraz z partnerką zza ogromnej skały podążając w stronę obozu
Imperium. Szybko udały się na miejsce postojowe i zasiadły na ścigaczu. Nie był
on specjalnie duży, lecz przypominał brzydki podłużny prostopadłościan
pomalowany jakąś żółtą farbą. Rui nabyła go kiedyś przypadkiem, był to jedyny
pojazd, na jaki był ją stać tego czasu. Teraz miała już więcej kredytów, lecz
czasu na zakupy brak.<br />
Podróż była całkiem udana, dziewczętom udało się trochę poskakać po niewielkich
wzniesieniach, na które Rui uwielbiała wjeżdżać, zaś Vette zawsze bała się, że
spadnie. Widoki na Balmorrze nie wpasowywały się w kanon piękna dziewczyny, ale
na chwilę obecną nie mogła opuścić planety. Mogła mieć tylko nadzieję, że będą
jej potrzebować w innym miejscu. Zakończenie wszelkich problemów tutaj było
chyba niemożliwe.<br />
Zatrzymały się za skałami przed bazą Republiki. Rui włączyła maskowanie
pojazdu. Ruszyły powoli w stronę budynku. Wejście do niego znajdowało się w
skale. Szerokie przejście prowadziło do metalowego korytarza, za którym
znajdował się dość spory teren otoczony tak stromymi górami, że nie w sposób
się było tam dostać ani ścigaczem, ani pieszo. A na wspinaczkę nie było czasu.
Tunel był jedyną drogą. Trawa tłumiła ich kroki, kiedy biegły. Jak zwykle na
straży ustawiono przypadkowe osoby, które wystarczyło tylko ogłuszyć Mocą.
Będąc już w korytarzu zwolniły krok. Od strony wejścia na tereny Republiki nie
było nikogo. Za to widać było spore zgromadzenie kilkadziesiąt metrów dalej,
gdzie przerzucano transport ze statku do hangarów. Zadanie miały proste.
Musiały się zakraść do kapitana i wykraść dane, które miał przekazać stacjonującemu
tutaj Jedi. Tylko jak zrobić to bez przypadkowych ofiar?<br />
— Wejdę na statek i wypatrzę kapitana. Szybkie wejście i uciekamy. Osłaniaj
mnie gdzieś z dołu.<br />
Rui przekazała plany partnerce i spokojnym krokiem udały się w stronę statku. W
pewnym momencie się rozdzieliły. Rui okrążyła go, jak najbardziej się dało.
Kiedy była poza zasięgiem wzroku, podbiegła do pojazdu i zaczęła się wspinać.
Przestarzała metalowa konstrukcja umożliwiała to perfekcyjnie. W dodatku po
wejściu na niewielką platformę, na górę prowadziła drabinka! Vette w tym czasie
zajęła optymalną pozycję, z której miała dobry widok na otwarty tył statku, z
którego zabierano towar do hangaru. Kapitan i Jedi stali niestety po drugiej
stronie otworu. Rui będzie miała więc nieco utrudnioną ucieczkę. Ale nie było
rzeczy niemożliwych. Sith stała już na szczycie pojazdu. Miał kilka metrów
wysokości, ale nie było to dla niej żadnym utrudnieniem. Po prostu skoczyła w
dół, powalając mężczyzn na ziemię. Na chwilę przed skokiem, Vette wystrzeliła
pocisk lecący w głąb hangaru, co odciągnęło uwagę robotników. Rui miała więc
chwilę na przeszukanie kapitana. Szybko jednak poczuła, że ktoś łapie ją za
nadgarstek. Wyrwała się krótkim ruchem z uścisku Jedi i kopnięciem odesłała na
bok. Wyciągnęła dysk z danymi, który znajdował się w przedniej kieszonce
kurtki. Dźwięk miecza świetlnego wywołał odruchową reakcję. Dziewczyna złapała
również za swoją broń i odwróciła się, cały czas kucając, przybierając pozycję
obronną.<br />
— Kim jesteś? — spytał brodaty Jedi. Dziewczyna nie odpowiedziała, zaś ramię
mężczyzny zostało trafione. Odwrócił się gwałtownie, szukając atakującego. Rui
schowała dysk do kieszeni i wstała. Jedi przypomniał sobie o niej i zwrócił się
ku dziewczynie z chęcią zamachu. Sparowała atak, sięgając po swój drugi miecz.
Czerwień ostrza była zdradliwa. Łatwo się domyślić, na czyje zlecenie tutaj
była.<br />
— Daj mi odejść, to nikomu nic się nie stanie — powiedziała.<br />
— Nowa technika Sithów? Nie ma mowy — Jedi przystąpił do ponownego ataku. Rui bez
problemu się obroniła, nasyłając na mężczyznę salwę uderzeń. Parował jej ataki,
jednak podczas tego zrobił dwa kroki w tył. Dziewczyna wycelowała dłoń w jego
stronę, zaciskając Moc na gardle mężczyzny. Odruchowo złapał się za szyję,
próbując złapać oddech. Odgłosy z hangarów sugerowały, że moment odwrócenia
uwagi minął. Szybko pobiegła w stronę Vette, która uruchomiła wokół niej
tarczę, chroniącą przed pierwszymi pociskami żołnierzy Republiki. Przebiegły przez
korytarz i za skałę, gdzie zasiadły na ścigaczu i odjechały. Po powrocie do
obozu oddały udały się w podróż do bazy głównej, gdzie miały spotkać się z
Porucznikiem-zleceniodawcą. Rui wywiesiła nogi poza pojazd.<br />
— Proszę zachować zasady bezpieczeństwa, moja pani — przypomniał jej droid
sterujący. Nie odpowiedziała, ani nie zmieniła pozycji, tylko oparta wygodnie o
siedzenie, wyklaskiwała sobie znany rytm.</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-26249883110842355142017-01-01T13:35:00.000-08:002017-01-01T13:35:22.651-08:00Super spotkanie super złych osóbLudzie chcieli drugą część, to napisałam XD Właściwie skończyłam to jakiś miesiąc temu, ale klęczałam nad końcówką, dokładniej to nad ostatnim zdaniem. Stwierdziłam, że to i tak nie ma sensu, wiec dodałam pierwsze co mi wpadło do głowy. Miłego czytania.<br />
<br />
***
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"> Pewnie wielu zastanawiało się, jak działa
Las Noches. Ile mają łazienek, gdzie śpią Fraccion, czy herbatka na
posiedzeniach Espady pojawia się z nikąd tak jak w Hogwarcie. Ciekawym pytaniem
jest także, czy gdzieś w Hueco Mundo nie biegają złole znani nam z historii.
Dariusz, Temudżyn, czy inny Sauron. Bardziej wnikliwi mają w głowie jeszcze
jedno pytanie: co się stało z Klubem Złych i Genialnych? Czy dalej istnieje?
Przecież wszyscy pamiętamy sceny śmierci poszczególnych członków. Voldemort
ugodzony zaklęciem z ręki zbuntowanego horkruksa, Darth Vader słabnący z powodu
męczeńskiego poświęcenia, Davy Jones ginący w odchłani morza, czy Biała
Czarownica... cóż, to nie tak, że nikt nie pamięta, jak wyglądała jej śmierć.<br />
W każdym razie: Gdzie oni są? Czy możemy mieć nadzieję na
ponownie spotkanie, widząc śmierć naszego ulubionego bohatera na ekranie?<br />
Otóż, możemy. Nadzieja umiera ostatnia. Zawsze.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"> Tajemnicza postać okryta szarym kocem,
wysunęła się z pomieszczenia i szybkim krokiem ruszyła w znanym sobie kierunku.
Jedynym wystającym elementem była cienka paróweczka, wystająca zapewne z otworu
gębowego. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Tajemniczy osobnik
bezszelestnie przesuwał się podziemiami Las Noches licząc na pozostanie w
cieniu. Niestety się przeliczył.<br />
</span><span style="mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="font-family: Calibri;">- Kim jesteś? - ostrze katany zostało podstawione niebezpiecznie
blisko kiełbaski.<br />
- Powiem wsystko, tylko opuść, prose, swojo broń - wymamrotał
parówkowicz.<br />
- To nie jest moja broń... - mruknęła cicho strażniczka,
odsuwając miecz. Wpatrywała się swoim jedynym okiem w tajemniczą postać, co
mogło wyglądać niejednoznacznie biorąc pod uwagę brak źrenicy, czy tęczówki.
Prawa powieka była zaszyta grubymi nićmi.<br />
Szary koc zsunął się nieco ukazując błękitną czuprynę
szóstego z Espady. W śnieżnobiałych kłach wciąż trzymał parówkę. Spoglądał
niemrawym wzrokiem w stojącego przed nim Arrancara. Podniósł się z klęczek,
gdyż w takiej pozycji przed chwilą się poruszał, i spojrzał w dół na
dziewczynę.<br />
- Jesce coś mas mi do pedzenia? - mruknął wsuwając parówkę.
Koc zsunął mu się z ramion ukazując tonę jedzenia, jaką trzymał w rękach.
Strażniczka nie wydawała się zaskoczona w żaden sposób tym widokiem. Uniosła
nieco głowę, aby być w zasięgu rozmówcy, zaś różowa grzywka odsunęła się na
boki, zahaczając o skrawek pozostałości maski po lewej stronie czoła.<br />
- Camaleón-san. Szósty nigdy nie używa słowa
"proszę". Poza tym jedzenie pakuje do kieszeni, natomiast parówki
upycha w swojej dziurze pustego. Pomijając fakt, że lokalizacja kuchni jest dla
niego ukryta - powiedziała. Kiedy skończyła, mogła opuścić głowę na normalną
wysokość, gdyż jej rozmówca skurczył się. Miała przed sobą pulchną kobietę w
uniformie Arrancara. Z salami w dekolcie.<br />
- Już nie bądź taka mądra, Ko - rzuciła udając oburzenie
wobec młodziej wyglądającej istotki. Cama zdecydowanie wyglądała na co najmniej
pięćdziesiąt lat, co było dość niespotykane. Chociaż któż wiedział, czy aby na
pewno tak wygląda - potrafiła zmieniać się w każdego.<br />
- Zabierz to jedzenie, skoro chcesz. Mam nadzieję, że
pamiętasz o dzisiejszym naborze - odrzekła różowowłosa. Kobieta o czerwonej fryzurze
zbladła, zaś w jej złotych oczach dostrzec można było przerażenie typowe dla
każdego sługusa Aizena.<br />
- No tak, dzisiaj nabór, ojej, już uciekam - odwróciła się na
pięcie i już miała uciekać, kiedy poślizgnąwszy się na kocu, przejechała na
podłodze dość spory kawałek. Zatrzymała się u stóp kogoś, kto dopiero teraz
pojawił się w korytarzach spiżarni.<br />
- Camaleón-san. Czyżby ostatnia wizyta w Świecie Żywych źle
na ciebie wpłynęła?<br />
Kobieta nie musiała podnosić wzroku, żeby wiedzieć, kim jest
owa postać. Kaname Tousen. Jej bezpośredni przełożony. Na nic wszelkie
tłumaczenie się, czy nawet przeprosiny. Zrzuciła szybko całe jedzenie na koc,
zrobiła z tego zawiniątko i pobiegła, tym razem bezkolizyjnie, do sali
rekrutacyjnej. Miała nadzieję, że procedura się nie zaczęła. Gdyby się
spóźniła, zostałaby odebrana jej możliwość corocznych wycieczek w celu
obserwowania swojej córki. Szybko sprawdziła, czy broszka wciąż wpięta jest w
jej uniform, czy odpadła przy wyciąganiu salami. Jako zwykła dusza, była
zależna od tego drobnego przedmiociku, który chronił ją przed zbyt silnymi
źródłami Reiatsu, jakie spacerowały sobie po całym Las Noches.<br />
Wślizgnęła się do sali, rzuciła pakunek w kąt i zasiadła przy
okienku. W pomieszczeniu była sama, więc nie wolno było jej jeszcze otwierać.
Czuła, że po drugiej stronie ściany, w poczekalni, siedzą naprawdę wyjątkowe
osobniki. A teraz musiał pojawić się ktoś naprawdę silny, bo prawie ją
zemdliło. Broszka nie była idealna, dlatego kobiecina mogła bezpiecznie czuć
się tylko w lochach po przeciwnej stronie od salonów Espady. Z niecierpliwością
oczekiwała przybycia Kaname, bądź Ichimaru. Zazwyczaj to oni pełnili funkcję
rekrutującego. Tym razem było inaczej.<br />
- Eloszka.<br />
Camaleón odwróciła się czując źle. O nie. Oto sam Aizen
postanowił dzisiaj przybyć. Rekrutujący zazwyczaj musieli tłumić swoje Reiatsu,
pozwalając kobiecie na spokojną pracę, jednak inaczej było z szefem i panem.
Rzucał swoją aurą na lewo i prawo, aż wszyscy mieli ochotę rzucić wszystko i
wyjechać w Bieszczady. Nie dało się z tym człowiekiem normalnie pracować.<br />
Aizen odsunął kobietę wraz z krzesełkiem. Sam otworzył
półokrągłe okienko, wychylił się z niego nieprzyzwoicie i zaczerpnął powietrza,
jakby witał samą wiosnę. Dobrze wiedział, kto wpadnie na dzisiejszą rekrutację.
Już od rana siedział w krzakach przy wejściu, obserwując.<br />
- Hmmmmm... A kogo my tu mamy? - podparł głowę na dłoniach
rzucając rozpalone spojrzenie w stronę postaci siedzących na długim klocku. Ze
zgromadzonych tylko jedna osoba, starzec o szpiczastych brwiach, zdecydował się
nieco zwrócić spojrzenie w stronę Aizena. - Siema, misiaczki. No to kto
pierwszy? - zachichotał król świata. <br />
- Ja - odpowiedział staruszek wstając. Opierając się na
drewnianej lasce, pochylił się przy okienku, które znajdowało się niecałe
półtora metra nad ziemią. W dodatku wystawała z niego połowa Aizena. Starzec
pochylił się nieco niefortunnie, przez co nagle jego plecy nie wytrzymały i
zahaczył twarz króla swoją długą brwią, która okazała się resztką maski. Aizen
wrzasnął czując, jak ostry szpikulec wbija mu się w oko. W dodatku ruszył się
zbyt gwałtownie i grzmotnął kręgiem w górę okienka. Bluzgając, niczym Jurand na
Krzyżaków, wynurzył się z otworu masując twarz.<br />
- Otwórz mu - mruknął pod koniec. Camaleón wcisnęła guzik. W
pozornie gładniej ścianie ukazało się przejście. Starzec wszedł niepewnie do
środka. Drzwi za nim się zasunęły. Aizen zasiadł na fotelu rekrutatora,
uprzednio przykleiwszy sobie wielki różowy plasterek na zranione oko. Mierzyli
się wzrokiem kilka sekund, po czym rozpoczęła się rozmowa. Z tej złości, Aizen
zapomniał nawet, że powinien czerpać satysfakcję widząc, jak były członek KZiG
płaszczy się przed nim, chcąc uzyskać dobrą fuchę u swojego kolegi. Ah ta
amnezja pośmiertna. Sosuke bardzo się cieszył, że karierę rozpoczął dopiero po
śmierci. Chociaż, kto to tam wie, co robił za życia. Może był samym Juliuszem
Cezarem?<br />
- Pokaż uwolnienie swojego miecza - nakazał Aizen. Był to
główny punkt rekrutacji. Jak ktoś miał jakieś pierdy na kiju to go wywalał. Nie
ukrywajmy, nie potrzebował silnych ludzi. Wybierał tylko tych najbardziej
epickich. Ostatnio zgarnął jakiegoś Itahiego Uhicha, który miotał karambitami
jak pojebany. Tapeta w całym pomieszczeniu do wymiany, ale było warto. Tym
razem mogło nie być tak widowiskowo. Kandydat miał na sobie klasyczny strój
Arrancara, co już na starcie powiewało nudą. Jego dziura pustego nie dodawała
epickości, gdyż nawet nie było widać jej umiejscowienia. Być może znajdowała
się pod tą długą białą brodą, bądź włosami. No i te paskudne pozostałości
maski, które wyglądały jak długie, przerysowane brwi.<br />
Staruszek powstał. Chociaż nie. On cały czas stał. Chwycił
swoją laskę w obie ręce i uniósł trochę. Aizen spodziewał się triku Dziadzia
Generała, że drewno zaraz wyparuje ustępując miejsca zwykłej katanie, ale nic
bardziej mylnego.<br />
- Spójrz, Nieprzyjacielu - mruknął dziadoszek. Zadymiło się
lekko, jak to zawsze się dzieje, po czym brwi rozpoczęły pracę. W mig
zduplikowały się i porozciągały tak, że staruch został zabudowany kościstym
tworem. Wyglądał jak... wieża. Kończąca się dwoma słupami, pomiędzy którymi
zabłysło oko stworzone ze strumienia Reiatsu...<br />
- Kurna, no ja ciebie proszę, Saruman - Aizena aż ścisnęło na
ten widok. - Ja chromolę, przecież nie pamiętasz swojego życia, zostaw w
spokoju biednego Saurona - rozmasował sobie z nerwów brwi, czując, jakby one
też rozpoczęły procesy replikacyjne. - Pamiętam, kiedy wpadliśmy na pomysł,
żeby zrobić sobie jaja i udawał oko z mocą - zaczął, przechodząc w refleksyjny
ton. - A potem jakieś niziołki myślały, że go zabiły, a to jego matka wpadła do
pokoju i odłączyła internet, he hehe... Stare dobre czasy - westchnął na końcu.
<br />
- Jaki Saruman? Jaki Sauron? - spytała wieża.<br />
- Tak, a swojego imienia już nie pamiętasz, eh - Aizen
machnął ręką. - Camaleón, wpisz tego pana do drużyny szachowej.<br />
Tak, Aizen miał takie "żywe" szachy jak w Potterze.
Wszystko dzięki Ulqowi, który kiedyś podsunął mu dzieła pani Rowling.<br />
Następną postacią wchodzącą do sali była kobieta. Miała gruby,
puchaty kołnierz, jej kurtka nie miała rękawów, zaś ręce zdobiły czarne wstęgi.
Najprawdopodobniej nie miała hakamy, lecz na jej wzór stworzoną spódnicę,
obszytą u dołu czarną lamówką. Szpilki zastukały na posadzce, a Aizen posłał
Camie spojrzenie mówiące "Oho, kolejna typiara, która myśli, że to casting
do Master Chefa, a jak przyjdzie co do czego, to że nie może, bo buty".
Król popatrzył sobie na maskę kobiety, zakrywającej niemal całe jej czoło i
lewą stronę twarzy, wraz z okiem. U dołu wyglądała, jakby była wmrożona w
skórę. Dopiero teraz rzuciło mu się w oczy coś ważnego. Dobierany warkocz
platynowych włosów przewiniętych przez lewe ramię.<br />
- Nie, żadnych Elz tu nie będzie - zaznaczył, po czym
narysował krzyżyk na formularzu.<br />
- Czemu moje imię jest tu zakazane? - spytała kobieta
chłodnym głosem.<br />
- Haha, bardzo śmieszne, Biała. Może jeszcze masz ze sobą
Aslana przebranego za tego głupawego bałwana? - pogroził jej ołówkiem. Kobieta
zamrugała kilka razy.<br />
- Aizen-sama... Pani Biała Czarownica przeszła na ten świat
na długo przed wyjściem do kin wspomnianej bajki... - wtrąciła się ostrożnie
Cama, po czym wstrzymała oddech, ściskając w łapce tablet z odpaloną Wikipedią.
Król zastanawiał się chwilę. Mierzył wzrokiem Białą, zerknął niepewnie na okienko,
odsunął rękaw, aby spojrzeć na Rolexa.<br />
- No dobra, pokaż, co umiesz robić... I nie będziesz się
żadną Elzą nazywać, jasne?<br />
- ...dobra, to nie jest śmieszne, ukrywacie coś przede mną -
rzuciła podejrzliwie. - Nie przekupicie mnie żadnymi piankami, nic wam nie
powiem, rodzeństwa nie wydam...<br />
Aizen policzył do dziesięciu, żeby się uspokoić. Myślał, że
dzień, w którym przyjdą do Las Noches jego byli znajomi będzie raczej pełen
satysfakcji. On wiedział, co robili przed śmiercią. Oni nie. Ale ta wiedza
powodowała teraz u niego tylko irytację.<br />
Głupi mają lepiej.<br />
- No dobra, użyj miecza, pani-ktokolwiek - machnął ręką
zrezygnowany.<br />
- Nie mogę tutaj. To wywołuje zamieć śnieżną - powiedziała
wyciągając coś zza pasa. W pierwszej chwili Aizen myślał, że to serpentyny,
albo jakieś anielskie włosie. Biała... czy tam Elza, trzymała rękojeść
zakończoną srebrzystymi łańcuszkami. Długie były na jakiś metr, zwijały się
lekko, jakby odpychały się od siebie nawzajem, zaś na końcu każdego z nich
zamocowana była metalowa śnieżka.<br />
- Musi boleć nawet bez uwolnienia - pokiwał głową Aizen
wyobrażając sobie, jak te śnieżynki mogą ładnie poharatać komuś twarzyczkę.
Następnie skreślił krzyżyk i domalował ptaszka. - Bierzemy. Przydasz się do
eventu zimowego. A powiedz no jeszcze... ELZA... Jakieś zwierzątko przypominasz
podczas przemiany? Może pingwina? I jak mieczyk się wabi?<br />
- Aslan. I jestem...<br />
- TO JUŻ JEST PRZESADA, NO NIE WYTRZYMIĘ. ŻĄDAM PRZERWY.<o:p></o:p></span></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-theme-font: minor-latin;"><span style="font-family: Calibri;"> Aizen sączył herbatkę starając się zapomnieć o
tym, że Biała Czarownica po śmierci nazwała się Elzą i jej uwolniony Aslan
przemienia ją w lwa. Odłożył filiżankę. Czas na kolejną osobę. Wrota otworzyły
się, a do pomieszczenia wszedł negatyw Dartha Vadera.<br />
- Co my tu mamy... - mruknął Aizen zacierając rączki. Były
kolega miał białą kurteczkę z nadprogramową ilością czarnych pasków i ciemne
rękawiczki. Reszta w normie. Jednak z całą pewnością nie zniknąłby w tłumie. Na
głowie miał swoją charakterystyczną maskę, tylko białą. Różniła się detalami,
między innymi, zamiast paskowanego trójkąta w miejscu buźki, miał coś bardziej
przypominającego... trójkąt z dwoma kropami, niczym świński ryjek. W dodatku
podczas oddychania wydawał dźwięk przypominający delikatne dzwoneczki.<br />
- Dżentelmen ściąga nakrycie głowy w pomieszczeniu - Król
zwrócił mu uwagę.<br />
- Ale to moja maska Pustego - zakwiczał Vader. Tak. Zakwiczał
jakimś skrzekliwym głosem, jak prosiak.<br />
- Panie, z czym pan do ludu! - Cama aż zbulwersowała się. -
Mamy tu już jednego niedorobionego, więcej nie-Arrancarów nie potrzebujemy! Do
wygód to by się wszyscy pchali, ale jak trzeba robić, to nie ma komu! Pamięta
pan, Aizen-sama, tą plagę imigrantów z zachodnich regionów Hueco Mundo? Ale im
pan wtedy powiedział! Opowiedziałam wszystko córce! A ona potem w ciele takiego
pomarańczowego, bo wie pan, ona też umie jak ja zmieniać kształty, też zaczęła
takie rzeczy o imigrantach wygadywać! I jeszcze jakieś wybory wygrała! -
zachichotała. Aizen zawtórował, z grzeczności.<br />
- Cama, dlaczego taka duszyczka jak ty pamięta o córce, to ja
nie wiem - oparł głowę na ramieniu i przypatrywał się jej krótką chwilę. Puści
tracili pamięć całkowicie (chociaż jak widać, przebłyski przeszłości u
niektórych pozostają), plusy zachowywały jakieś podświadome myśli, czy
predyspozycje, zaś o swoich bliskich pamiętali tylko, jeśli umarli w tej samej
chwili. Córka Camy wciąż żyła i miała się dobrze. - W każdym razie. WESZŁAŚ MI
W SŁOWO I NIE PRZYWOŁUJ PANA VADERA DO PORZĄDKU, BO SAMA JESTEŚ ZWYKŁĄ DUSZĄ.<br />
Kobiecina aż odjechała na krzesełku pod ścianę, wystraszona
wybuchem Aizena. Ten odchrząknął i spojrzał na Dartha Vadera.<br />
- No więc... jak się zwiesz? Obi Tak To Robi?<br />
- Nie, Dżuk - wydyszał.<br />
- Cudownie. A walczyć ty umiesz? Pokażesz swoją broń?<br />
Vader-Dżuk wyciągnął prostą rękojeść. Z jednego końca
wyleciał strumień utrzymującego się Reiatsu - prawdziwy miecz świetlny!<br />
- Brawo! Pięknie! Co jest nie tak z tą cholerną amnezją
pośmiertną!? - klasnął w dłonie Aizen. Już nawet nie wiedział, czy śmiać się,
czy płakać, taki to był poziom rozpaczy.<br />
Dżuk poinformował, że niestety nie może pokazać swojego
mieczyka w pełnej krasie, gdyż zamienia się w Sokoła Milenium... to znaczy w
"latający obiekt niezidentyfikowanego kształtu". Nie potrafił tego
określić, ale na pytanie "Czy to kula?" odpowiedział, że nie, więc
Aizen mógł spać spokojnie nie bojąc się, że pewnego dnia trafi na Gwiazdę
Śmierci w ogrodzie.<br />
Czas na ostatnią osobę. Łysy mężczyzna z białą szatą
narzuconą na zwykły uniform wszedł na boso do pomieszczenia rekrutacyjnego.<br />
- Odważnie - Aizen uniósł brwi. - Cama, daj no panu jakieś
mokasynki. Wiadomo, BHP i te sprawy.<br />
Kobieta podeszła do szafki z aktami i wyciągnęła z jednej z
szuflad odpowiednie obuwie. Podała je łysemu. Przypatrywał się krótko
bamboszom, ale je ubrał.<br />
- Dobra decyzja, Voldi. To znaczy... jakie imię wybrałeś? -
Aizen usiadł wygodniej, żeby czuć się nieco bardziej komfortowo w tej chwili.
Oczywiście czekał na "Harry Potter", czy inne takie. Skupił wzrok na
twarzy byłego kolegi. Los nie obszedł się z Voldemortem łaskawie. Wręcz zakpił
z niego na całego. Dziurę pustego miał on w miejscu nosa, zaś resztką po masce
była długa, górna część ptasiego dziobu umiejscowiona dokładnie nad twarzowym
pępkiem. Niby miał nos, ale jednak nie.<br />
- Bogdan Alejandro Martinez Garcia.<br />
- ...cóż - Król założył nogę na nogę. Właściwie poczuł się
wyjątkowo nieśmieszenie. Na szczęście nowe moce Voldemorta nie rozczarowały. Za
broń służył mu krótki sztylet, subtelnie przypominający różdżkę. Jelec był w
kształcie węża ułożonego w literę S. - Prezentacji się doczekam?<br />
- Oczywiście. Pasztetuj, Poterroza... - syknął Voldi, po tym
jak odsunął lewy rękaw i przejechał ostrzem zygzaka na ręce. Mieszane uczucia
znowu napłynęły do Aizena. Głównie dlatego, że nie był pewien, czy usłyszał
"pasztetuj", czy "kaszkietuj".<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Sama nazwa broni spowodowała tylko pęknięcie
dwóch wrzodów i związanie jelitka cienkiego w gustowny supełek. Następnie
zaczął się zastanawiać, czy ujrzy za chwilę feniksa, czy hipogryfa. Kiedy dym
opadł, oczom zebranych ukazał się średnich rozmiarów żmijoptak (taki długaśny
wąż z ptako-smoczym pyskiem i skrzydłami)<br />
- Widzę, że jesteśmy na bieżąco - Aizen usilnie starał się
zachować pokerową twarz, lecz widać było, że coś jest na rzeczy. Zachowywał
się, jakby siedział na zestawie nowych brwi Sarumana. - No, Cama, dopisz pana
gdzieś tam. No, to kończymy na dzisiaj. Szkoda, że Calipso nie chciała po
prostu skończyć z Davym, był chyba najfajniejszy z tego towarzystwa... Hehe.
Cóż. A może jednak nie. No to do wiedzenia, Cama. Panie Bogdanie... pan może
pójść ze mną. Ależ proszę, proszę zostać w takiej formie, zapraszam.<br />
Aizen wstał z miejsca, jak oparzony, jednak powierzchnia jego
fotela była cały czas gładka i w odpowiedniej temperaturze, więc raczej nic go
nie kuło w pupcię. Poklepał nowe wcielenie Voldemorta po grzbiecie... czy jak
to się nazywa ta część ciała.<br />
Od tego dnia, Bogdana Alejandro Martinez Garcia nikt już
więcej nie widział. Plotki mówią, że ktoś był świadkiem tego, jak Aizen
zaprosił go do jakiejś walizki, po czym ją zamknął zaraz po wejściu tam
żmijoptaczej formy byłego kolegi, jednak tylko jedna osoba tak naprawdę wie, co
tu się dzieje.<br />
A jestem nią ja, Ulquiorra. Najlepszy obserwator tego
grajdołka. Dobrze wiem, że Aizen-sama ukrywa przede mną zaczarowaną walizkę z
magicznymi stworzeniami. Wiem, że to Szayelowi zlecił stworzenie takiej, z
magicznie powiększonym dnem. Ja się nie przejmuję, nie uznaję kanoniczności
filmów. Mimo wszystko żałuję, że wprowadziłem Aizen-samę w magiczny świat
Harrego Pottera. Odkąd do kin weszły "Fantastyczne zwierzęta",
przestał się mną interesować. Teraz zajmują go tylko Arrancarzy, którzy przy
uwolnieniu przypominają jedno ze stworzeń z filmu. Zabiera ich ze sobą i zamyka
w walizeczce, a tam z czułością dogląda i pielęgnuje. Rowling, jeśli to czytasz
to wiedz, że nigdy nie wybaczę ci nie dodania żadnego nietoperzo-podobnego
stworzenia. Nie, nie uznaję filmów, lecz ten znam, obejrzałem kilkukrotnie,
gdyż Aizen nam je puszczał podczas posiedzeń Espady. Znam go na pamięć, a w razie
potrzeby mogę przywołać jego paskudny obraz krusząc swoje oko. Kiedy już uda mi
się wytworzyć w sobie Obskurusa, będę najbardziej niszczycielskim
Obskurodzicielem. Dobrze wiem, że moim przeznaczeniem jest władać ciemnością
(Cero Oscuras mówi samo za siebie). Muszę poprosić Dżuka o pomoc w opanowaniu
ciemnej strony mocy, ale teraz muszę znikać, gdyż leci już w telewizji nowy
odcinek mojego ulubionego serialu American Horror Story. Do zobaczenia.<o:p></o:p></span></span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-49475444592899089242016-12-24T00:40:00.000-08:002016-12-24T00:40:08.385-08:00Ponowne spotkanie Bonifacego i JewgienijaOpowiadanko na Sekretnego Bułkołaja na Mortisie.<br />
Wylosowałam Kaylin (Iryska) i wybrałam jedyną słuszną opcję z tych, które zaproponowała (żartuję, Buttermore też jest fajne).<br />
Mam nadzieję, że Ci się spodoba, misiu.<br />
<br />
Informacje, które mogą się przydać dla osób spoza tematu:<br />
Jewgienij "Giena" Bułhakow - super ekstra czarodziej z Rosji, zabił ojca godzinę przed swoim ślubem i zrobił horkruksa.<br />Vakel Bułhakow - brat powyższego, na pierwszy rzut oka misiaczek, ale tak naprawdę to niezbyt, ale w sumie tak, dyrek Hogwartu; kiedy szedł z Gieną zakopać ciało ojca, wpadli na gromadkę dzików, starszy brat spetryfikował lochę, a młodszy zaadoptował jednego z warchlaków.<br />Czas akcji: ostatnie dni sierpnia, 1934 rok.<br />
<br />
***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"> Jewgienij nie spał dobrze tej nocy. Nękany koszmarami
wiercił się we wszystkie strony tak, że obudził się jeszcze przed wschodem
słońca, podduszany prześcieradłem. Wyplątał się z materiału, naciągnął górną
część piżamy, która się podwinęła podczas nocnej przygody i wstał. Zimny kamień
posadzki nie byłby niczym nowym dla Bułhakowa, gdyby nie fakt, że ostatnie lata
spędził w dość ciepłych zaułkach Ministerstwa, a nie w Rosji. W Hogwarcie
pogoda była zdecydowanie gorsza, niż w Londynie. Wniosek ten wysnuł na
podstawie niecałych dwudziestu czterech godzin, jakie tu spędził, ale mógł. W
końcu był panem świata. Wciągnął pierwszą lepszą szatę, do tego kołnierz z
dzika i ruszył. Rok szkolny zaczyna się dopiero za tydzień, lecz skrzaty już
szykowały posiłki dla nauczycieli, mających wiele do zrobienia jeszcze przed
początkiem września. Jewgienij wyszedł z pokoju, ruszył korytarzem, po czym z
zadowoleniem odkrył klatkę schodową, o wiele większą niż ta, po której
wprowadził go wczoraj Vakel na górę. Była zdecydowanie bardziej elegancka, w
dodatku mógł sobie popatrzeć na ładne obrazy. Śmiało postawił nogę, na
pierwszym stopniu prowadzącym w dół, kiedy niespodziewanie schody zaczęły się
ruszać. Płynące gdzieś po skosie w dół stopnie rozciągnęły Bułhakowa, mającego
drugą stopę cały czas na stabilnym piętrze. Rozciągany czarodziej zrobił
szpagat, po czym zebrał się w sobie i jakimś cudem udało mu się wtoczyć na
uciekającą platformę. Ledwo zatrzymał się przed sturlaniem po stopniach w dół,
gdzieś na jakieś ostatnie piętro. Kiedy schody przycumowały do brzegu, wsunął
się na wyglądający stabilnie kawałek podłogi. Nie wstał na nogi, póki nie
znalazł się na korytarzu.<br />
Jewgienijowi przeszedł nastrój na śniadanie. Postanowił odnaleźć braciszka i
pokazać mu, co myśli o tej szkole. Wczoraj zahaczyła go jakaś zbroja, podczas
kąpieli podglądały duchy, a teraz prawie się zabił na głupich schodach. Ciekawe
ile ofiar śmiertelnych zgarniają stopnie grozy w ciągu roku szkolnego.<br />
Wypowiedział głupie hasło obok gargulca, który wpuścił go na kręte schodki
(znowu schody!). Jewgienij wbiegł na górę, po czym poślizgnął się na
wycieraczce stojącej przy wejściu. Udało mu się złapać równowagę, ale jakieś
dwa metry przejechał. Odesłał ją kopniakiem pod ścianę i rozejrzał się. Nie
sądził, że Vakel poszedł na śniadanie, to nie w jego stylu. Może poszedł do
kuchni wyrywać? Chociaż nie, w Hogwarcie były skrzaty, chyba aż tak nienormalny
nie był. Bo nie był? (Jewgienij oczywiście dowiedział się o wizycie Vakela w
kuchni Bułhakowów w dniu "ślubu".)<br />
— Ej! — krzyknął, bojąc się zrobić kroku. Już mu wystarczyło niespodzianek.
Spojrzał w lewo - książki. W prawo - książki. Przed sobą biurko zawalone
papierami. Fotel z wysokim oparciem odwrócony był od Jewgienija. A może Vakel
na nim zasnął? Czas na pobudkę, pomyślał Giena i aż zatarł rączki. Zrobił
ostrożny krok w przód, potem drugi... aż nagle fotel drgnął. Oh nie, obudził
się! Siedzenie nagle zaczęło się odwracać. Coś ścisnęło się w Bułhakowie w
momencie, w którym powinien dojrzeć chociażby kolana brata, ale dalej nic nie
widział. Fotel powoli kończył odwracanie się o sto osiemdziesiąt stopni. Giena wbił
wzrok w miejsce, w którym zobaczyć powinno się twarz... lecz jej nie ujrzał.
Samoobracające się krzesła, fantastycznie - pomyślał, lecz wtedy jego
spojrzenie spoczęło nieco niżej i ujrzał faktyczną żywą istotę, siedzącą na
fotelu. Na początku myślał, że to tylko jakaś szmata. Jednak szybka analiza
bodźca wzrokowego dostarczyła mu informacji o dokładnym kształcie obiektu.<br />
Ciśnienie w czystokrwistych żyłach Jewgienija podskoczyło gwałtownie. Źrenice
zwężyły się, zaś pięści zacisnęły.<br />
— To ty — wysyczał do młodego dzika siedzącego na fotelu z założonymi
raciczkami. Ubrany był w brązową szatę z kapturem. — Pamiętam ciebie! Byłeś
wtedy w Rosji...<br />
Dziczek wpatrywał się w Jewgienija stalowym spojrzeniem. Oczywiście, że go
poznawał. Nie odezwał się jednak ani słowem. Chciał, aby Bułhakow sprowokował
się samym patrzeniem.<br />
— W tym zamku nie ma miejsca dla nas obu — stwierdził czarodziej wyciągając z
kieszeni swoją różdżkę. Wycelował w dziczka wypowiadając dwa magiczne słowa:
Hokus pokus.<br />
Zielone światło rozbłysło z końca jego różdżki. Nawet nie próbuj, Jewgieniju -
pomyślał dzik. Podskoczył wysoko i wykonując salto, opadł na biurko stojąc na
tylnych raciczkach. Również wyciągnął swoją broń. Ze srebrnej różdżki
wystrzelił złoty promień.<br />
Prawdziwa walka rozpoczęła się. Jewgienij z całą mocą atakował dzika, chcąc trafić
go swoim laserem. Ich szaty falowały. Ciął w prawo, w lewo, boki krótko, góra,
dół. Nieustraszony warchlaczek odskakiwał od każdego ciosu, niczym wirująca
piłeczka. Sam jeszcze nie atakował. Dopiero po chwili również zamachnął się i
skrzyżował lasery ich różdżek.<br />
— Daj spokój, nie masz żadnych szans — warknął Jewgienij. Był na tyle silny, że
bez problemu odepchnął prosiaczka. Ten przesunął się kilka metrów do tyłu,
odbił od podłogi, zostawiając ślady zarysowane przez tylko raciczki, po czym
jak strzała poleciał w stronę Jewgienija, wirując wokół własnej osi. Czarodziej
nie wiedział jak chwycić różdżkę, aby dobrze odbić atak, postanowił więc się
odsunąć. Dzik przestał się kręcić na chwilę przed kontaktem ze ścianą, odbił
się, jego szata zafalowała, a następnie znowu nacierał na Bułhakowa przecinając
powietrze swoją bronią. Tym razem czarownik chciał odebrać atak. Nie spodziewał
się jednak takiej siły ze strony napastnika. Różdżka wypadła mu z ręki i
poturlała się pod biurko. Podczas obrotu dzik kopnął Jewgienija w twarz tak, że
ten przewrócił się na plecy. Prosiak stanął na nim i wycelował laserem w szyję.
Bułhakow nie wiedział, co zrobić. Życie nie przeleciało mu przed oczami, lecz
nie potrafił stwierdzić, czy to znak, że dzik nie wykona ostatecznego ciosu,
czy to z powodu posiadania horkruksa.<br />
— Zawsze zapominasz, czego się nauczyłeś, Jewgieniju — przemówił warchlak. —
Użyj mocy!<br />
Bułhakow poczuł, jak odzyskuje siły. Wyciągnął dłoń w kierunku biurka, zaś
różdżka posłusznie wleciała do jego ręki.<br />
— Na ujemne punkty Marqueza, co tu się dzieje? — wykrzyknął zaskoczony Vakel,
który właśnie wszedł do gabinetu. — Gdzie jest wycieraczka!?<br />
Dyrektor podszedł do ściany, gdzie spoczywał zwinięty ów przedmiot i elegancko
ułożył go we właściwym miejscu. W tym czasie pozycja Jewgienija i dzika nie
zmieniła się.<br />
— Bonifacy, wystarczy — westchnął Vakel, zaś warchlak posłusznie schował broń i
zszedł ze starszego Bułhakowa. — Czego chciałeś? I czemu nie przyszedłeś na
śniadanie? — zwrócił się do brata i rzucił mu spojrzenie, jakby ten nie nazywał
się Bułhakow, tylko Sue. — Myślałeś, że co, że wyrywam skrzaty w kuchni zamiast
coś zjeść, jak normalny człowiek?<br />
Jewgienij podniósł się z podłogi bez słowa. W tym momencie chciał po prostu
wyjść.<br />
— Odpowiedz mi. W jakim celu wtargnąłeś do mojego gabinetu? Mam ciebie zwolnić?<br />
Giena spuścił wzrok. Nie chciał być zwolniony. <br />
— Pytam się. Czy ja mam ciebie zwolnić? Co? Chcesz wylecieć?<br />
— Przyszedłem, bo... — Jewgienij przerwał. Nie mógł teraz zacząć narzekać, bo
faktycznie wyleci. — Miałem dostać zadanie.<br />
Vakel pokiwał głową.<br />
— Dobrze, proszę bardzo. Odbierz misję, a potem znikaj — powiedział wskazując
na biurko. Giena liczył na zadanie od brata. Liczył, że to Vakel był tutaj
szefem i da mu jakieś papiery do wypełnienia. Lecz prawda okazała się jeszcze
gorsza. Na fotelu siedział już Bonifacy. Siedział tam tak, jakby od zawsze to
było jego miejsce. Twardym wzrokiem wpatrywał się w Jewgienija. W co ja się
wkopałem, pomyślał wściekły.<br />
— Jesteś już gotowy — przemówił dzik. — Możesz rozpocząć szkolenie swojego
padawana.<br />
Jewgienij nie mógł w to uwierzyć. Czyli jednak powrócił do szkolenia. Poza tym,
Vakel wiedział o Dziku Jedi. Co więcej: Dzik siedział na jego dyrektorskim
fotelu. Czy cały Hogwart był pod wpływem Imperatora? Jaką rolę odgrywał w tym
sam Vakel? Przed oczami Jewgienija przeleciały wszystkie ważne chwile jego
życia. Poznanie Dzika Jedi, szkolenie na specjalnych zajęciach dodatkowych w
szkole, egzamin na Jedi, wojna w Wietnamie. Widział teraz te wspomnienia, jakby
na nowo ożyły w jego sercu. Również to, w którym "Bonifacy" (bo nie
było to jego prawdziwe imię), wyrzekł się go za złamanie kodeksu. Od tego czasu
Jewgienij szkolił się na własną rękę. Podczas pobytu w Rosji nie dostrzegł, że
w grupce dziczków krzątających się wokół spetryfikowanej loszki znajdował się
Dzik Jedi, ale teraz kawałki układanki ułożyły się w jedną całość. On go tak
naprawdę nigdy nie opuścił. To była część szkolenia. Obserwował wszystkie ważne
momenty jego życia. A teraz znowu się ujawnił i zezwolił na posiadanie własnego
padawana.<br />
— Potocka? — spytał chcąc upewnić się, że myślał o tej samej osobie, co Dzik
Jedi.<br />
— Potocka — warchlak skinął głową. Nie każdy mógł dołączyć do zakonu Jedi. Nie
każdy miał dobrą krew, aby wykonać słowiański przykuc, niezbędny do wielu
pradawnych technik zakonu.</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-57579226904450920592016-11-24T14:07:00.000-08:002016-11-24T14:10:09.986-08:00Odgrzewane kotlety - Super złe spotkanie super złych osób<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Kopałam i wykopałam stare opko, które wbrew pozorom jest całkiem zgrabne i szykowne. Poprawię tylko literówki.</span><br />
<span style="font-family: Arial;"></span><br />
<span style="font-family: Arial;">Napisane:</span><br />
piątek, 01 października 2010 <br />
<br />
***<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: x-small;"><span style="font-family: "courier new" , "courier";">minuta po 1 w nocy czasu wschodnioeuropejskiego, drewniana chata na Wyspach Dziewiczych</span></span></div>
<span style="font-size: x-small;"><span style="font-family: "courier new" , "courier";"></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">Na zewnątrz - spróchniała chata wielkości kiosku RUCH. Wewnątrz - pomieszczenie wielkości średniej Biedronki, ściany wyściełane ciemnym atłasem, na podłodze czerwona wykładzina z IKEI, kryształowy żyrandol, długi mahoniowy stół z kilkoma krzesłami. Na każdym krześle siedzi coraz to mroczniejsza postać. reprezentują oni największe zło na świecie. Przynajmniej większość z nich. Przedstawmy ich pokrótce:</span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="http://vignette2.wikia.nocookie.net/harrypotter/images/b/be/Voldemort.jpg/revision/latest?cb=20130802163401&path-prefix=pl" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://vignette2.wikia.nocookie.net/harrypotter/images/b/be/Voldemort.jpg/revision/latest?cb=20130802163401&path-prefix=pl" height="200" width="186" /></a></div>
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">LORD VOLDEMORT - zwany też przez rodzinę Valdkiem (przypominam, tylko przez rodzinę, TYLKO); ma manię biegania nago i tańczenia tak na drzewach, nienawidzi pewnego chłopca w okularach o dziwnym wyrazie twarzy; według większości osób uznawany za martwego</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><img alt="" src="http://www.collecttolkien.com/images/Standups/Standup%20TTT%20Saruman%20Wizard.jpg" height="240" width="240" /></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">SARUMAN - facet kochający biel oraz szalone prywatki; często jest na haju, ma wtedy rozwojenie jaźni; choruje na shizofremię: gada do wszystkiego co okrągłe (sentyment po Sauronie) i nie wie jak korzystać z toalety</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><img alt="" src="http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:5CmUxO96vZMjBM:http://www.soulcaliburuniverse.com/images/sc4/3dchars/3D-Darth_Vader.jpg&t=1" height="212" width="238" /></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">DARTH VADER - pseudo Waldemar; maniak wielkości, kocha czarny i często kłóci się z Sarumanem; z powodu zmasakrowanej twarzy poszedł na operację plastyczną i zrobił sobie twarz na Michaela Jacksona, jednak kiedy takie twarze wyszły z mody, Vader powrócił do maski</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><img alt="" src="http://nd01.jxs.cz/939/074/4460a0ecd1_3590129_o2.jpg" height="284" width="213" /></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">DAVY JONES - facet-sardynka, ośmiornicowy koleś, weganin, założył z kumplami własną budkę, gdzie sprzedaje owoce morza w czekoladzie</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><img alt="" src="http://i21.servimg.com/u/f21/13/51/00/36/czarow10.jpg" height="249" width="139" /></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">BIAŁA CZAROWNICA - straciwszy całą władzę zaczęła się podlizywać Sauronowi; jej matką jest Baba Jaga, po której odziedziczyła skłonności do porywania dzieci; pomocą służą jej krasnoludki (nie udało im się zabić Śnieżki - byli oni tajnymi szpiegami z CBA) [???]</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><img alt="" src="http://bleachparody.blox.pl/resource/kobieta_kot.bmp" height="275" width="140" /></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">CATWOMAN - kocia maniaczka, wciąga żwirek z kociej kuwety, kocha czarne i obcisłe wdzianka jak Vader</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><img alt="" src="http://bleachparody.blox.pl/resource/Aizenek.JPG" height="291" width="162" /></span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">SōSUKE AIZEN - uosobienie zła: tylko on może ukraść image Supermana i udawać, ze jest kimś innym (ostatnie kilka napadów na banki z dużą ilością ofiar śmiertelnym było zrzucone na Supermana, z powodu tego, iż kamery zarejestrowały kolesia z takim samym fryzem); uważa, że jest pępkiem świata, kocha biały i uosabia go ze złem (jest daltonistą a mianowicie czarny i biały są dla niego odwrotne); jest osobą, która w ogóle tu nie pasuje ale gdyby nie on nie byłoby tu tego artykułu (byłby nie na temat)</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">Znając wszystkich "bohaterów" tego reportażu można wyobrazić sobie, co za bałagan panował w sali obrad. Jak zwykle siedziałam cicho obok swojego zacnego kuzyna (nie powiem który to!) i przysłuchiwałam się ich paplaninie:<br />- Kochani przyjaciele, musimy zrobić coś, o czym wszyscy zapamiętają na długo. Nie możemy siedzieć tak w cieniu i sprawiać, że inni myślą, iż jesteśmy martwi - wygłosił Lord Voldemort.<br />- Mów sam za siebie. Mi wszystko dobrze idzie - powiedział Aizen. Uśmiechnął się kpiąco i wygodnie oparł o siedzenie.<br />- No właśnie widzę. Zamieniasz się w jakąś głupią wróżkę - powiedziała Białą Czarownica i zaczęła przedrzeźniać Aizena - Fry, fry, polecę sobie i będę taki boski. Mam boską fryzurę, mam boskie wdzianko. Aż niedobrze się robi - dodała wracając do swojego zwykłego tonu. <br />- Siedź cicho. Musimy faktycznie coś wymyśleć. Spytam się swojego pana. Zaraz wracam - zakomunikował Saruman i wyszedł - najprawdopodobniej rozmawiać z klamką od drzwi, która była okrągła.<br />- Ja wiem. Otworzymy bar sushi! - krzyknął Davy i uderzył szczypcami w stół.<br />- Jestem za - powiedział Aizen.<br />- I ja też. Lubię rybki - zamruczała Catwomen i oblizała wargi.<br />- Będę odpowiedzialna za dostawy. Moje krasnale zajmą się łowieniem a ja zamrażaniem ryb i innych takich. Jeśli się nie zmieści to w moich saniach to pożyczę od Mikołaja - dołączyła się Biała Czarownica.<br />- Mikołaja? Świętego? Tego w czerwonym kubraczku co mówi "hoł hoł hoł"? - zapiszczał Aizen - Możesz skołować mi jego autograf? Pliska!<br />- E... Zapomnij - powiedziała Biała a Aizen rozpłakał się.<br />- A ty co sądzisz, czarny przyjacielu? - zwrócił się Voldemort do Vadera.<br />- Mogę ja smażyć ryby - odpowiedział. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł Saruman.<br />- Mój pan powiedział, że musimy znaleźć pierścień! - oznajmił z dumą.<br />- Idioto, tego pierścienia już dawno nie ma - szepnęła mu Biała i przywaliła z łokcia. Tak więc Saruman dołączył do Aizena.<br />- E... Valdek, mogę się wtrącić? - spytałam.<br />- A.. No... Tak. Dobrze, mów więc co o tym sądzisz - powiedział zdezorientowany Lord Voldemort.<br />- Pomysł z tym całym barem jest beznadziejny. Niby jak to ma wpłynąć na podbicie świata? - spytałam i wszyscy przez chwilę pomyśleli. Oprócz płaczących. Oczywiście.<br />- Najpierw jedna budka w Nowym Jorku a później wiele budek na całym świecie! Hahahahaekheekhe... - powiedział Davy z triumfem, zaczął się śmiać i kaszleć, więc szybko wyciągnął swój inhalator.<br />- To faktycznie jest beznadziejny pomysł - stwierdziła Biała i zerknęła na płaczących.<br />- Zły - mruknęła Catwoman.<br />- Zgadzam się... - dołączył Saruman ocierając łzy.<br />- <dyszenie>Ta... Z mojego podgrzewania nici... <dyszenie>- mruknął Vader i oparł głowę na dłoniach.<br />- Aizen...? - spytała Biała białego i płaczącego "geniusza zła".<br />- Nienawidzę was... Buu...<br />- Czyli nie...<br />- ...<br />- ...<br />- Skoro Aizen jest niesprawny to nie może sprawować swoich obowiązków. Mam drugi plan: Katechi w formie edukacji tymczasowo przejmie fuchę Aizena. Co wy na to?<br />- Okej - odpowiedzieli myśląc o czymś innym wszyscy oprócz samego Aizena, który płakał.<br />- Aizen, słyszysz? - spytał Saruman szturchając płaczącego swoją laską.<br />- ZOSTAW MNIE!!! Chcę być sam. - wrzasnął Aizen, poprawił fryzurę i wyszedł z sali przewracając po drodze krzesło z Sarumanem. Ten po chwili wstał, postawił krzesło i ponownie na nim usiadł. Schował głowę w dłoniach i zaczął łkać.<br />- Mój panie... Czemu wszyscy są dla mnie tacy brzydcy... Bu...<br />- Tak więc zakończmy to spotkanie. Do zobaczenie niedługo - powiedział Voldemort i wszyscy wstali aby wyjść. Nagle Saruman wskoczył na stół i zaczął bić się w twarz.<br />- Zamknij się! WSZYSCY SIĘ ZAMKNIJCIE! - krzyknął aż Davy chwycił go za nogę i wyrzucił z sali.</span></span><br />
<span style="font-family: "andale mono" , "times";"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;">I tak zakończyło się jedno ze spotkań KZIGu. No więc dostałam ważną rolę i muszę się wykazać, bo nigdy nie dostanę się do tego super klubu.</span></span><br />
<span style="font-family: "verdana";"></span><br />
<span style="font-family: "verdana";">***</span><br />
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Dla zainteresowanych:</span><br />
<a href="http://www.bleachparody.blox.pl/"><span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">www.bleachparody.blox.pl</span></a><br />
<span style="font-family: "helvetica neue" , "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Aż mam ochotę napisać drugą część XD</span>Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-39453504088504173512016-10-28T04:02:00.000-07:002016-10-28T04:02:02.215-07:00Tak zostałem... - Akty 1-5Witam.<br />Chciałam kiedyś napisać "Życie w NY" edycję drugą, gdzie opisane byłoby życie naszych bohaterów na studiach. Całkiem fajne byłoby kontynuowanie tego, jakby nigdy nic. Jakby wcale to nie miało zakończenia swojego.<br />Ale nie zrobię tego, bo ta seria daje mi ból zmarnowanego czasu i potencjału.<br />Dlatego daję to.<br />
Z dedykacją dla Mortisa. Dzięki niemu mam loszki w opku <3<br />
<br />
***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Czym jest los? Czym jest przeznaczenie? Czy cel, do którego
dążysz jest na pewno odpowiedni dla ciebie? Zastanów się: jakie są twoje mocne
strony? Czym lubisz się zajmować? Co ciebie najbardziej pochłania? Zamknij oczy
(żart, nie rób tego, bo wtedy nie przeczytasz dalej) i przeanalizuj swoje
pragnienia. Być może masz takie, które ukryte pod warstwą różnych czynników, są
zamaskowane przed świadomością, a po ich odkryciu popadasz w zaskoczenie, że
przecież od zawsze wiedziałeś, co chcesz robić, tylko...</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"><strong>Akt pierwszy<br />
Biolog Chaegirab</strong></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Zainteresowanie życiem pojawia się już u najmłodszych, kiedy
z zafascynowaniem obserwują ślimaki wędrujące po płocie, merdający ogon psa,
miękkość brzucha ulubionego wujaszka. Dlaczego ptaszki ćwierkają? Jak to roślinki
same się odżywiają? Co zachodzi w ludzkim mózgu? Jak żyć, kiedy okazuje się, że
tak naprawdę nie chcesz tego wiedzieć, tylko pozostać biernym obserwatorem?<br />
Wstąpienie na konkretną ścieżkę i podążenie nią jakąś odległość zachęca do
pójścia dalej, nie do powrotu. Idziesz, idziesz, czasem spadnie deszcz, czasem
autobus podwiezie kilka przystanków, czasem pojawi się jakieś skrzyżowanie, ale
nie wiadomo, dokąd prowadzi (zakładamy, że masz demencję i umysłowy kompas nie
działa). Czasem miniesz jakiś skwerek i możesz przejść po trawie (ryzykując
spotkanie strażników miejskich), ale o cofaniu mało kto myśli. Zazwyczaj spada
się do studzienki, albo desperacko wsiada w autobus powrotny, który jednak wywozi
na jakieś Dębce i inne Pragi Północ. Albo do Łodzi.<br />
Zaliczam się do desperatów. Moje brnięcie w przód w nadziei na autobus się
skończyło. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam za siebie.<br />
Najgorsze w życiu jest, jak masz już postać w grze, a nagle, z różnych powodów,
musisz zrobić ją na innym serwerze. I grać od nowa. Tą samą klasą.<br />
Można zaszaleć i zrobić Likana (nie polecam). Ale mi inna nie odpowiada, dlatego
zostanę szamanem. Ale tym razem zmienię specjalizację.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Właściwie to tak mogło się skończyć. Zmiażdżona na PvP. Z
braku lepszych perspektyw musiałam się wturlać w ostatni bezpieczny rów. Tak
więc na półmetku licencjatu z biotechnologii i porażką w rekrutacji na
wokalistykę (specjalność: musical), wtoczyłam się na informatykę. Muszę nauczyć
się latać na obciętych skrzydłach.</span></div>
<span style="font-family: Calibri;"><strong>Akt drugi<br />
Marian Mengele-Skłodowski</strong></span><br />
<strong>
</strong><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Bycie indywidualistą bywa trudne. Jeśli jednocześnie chcesz
aprobaty społeczeństwa. Ja takowej nie potrzebuję. Robię, co muszę, co lubię,
uważam za słuszne. Odkąd pamiętam zajmowałem się technologią biologiczną. Modyfikacje
tkanek, sposoby na ukrycie substancji narkotyzujących w neutralnej sałacie,
czasem broń. Odkąd pamiętam, pracowałem sam, uczyłem się sam. Szkołę ukończyłem
z obowiązku prawnego, do matury nie podeszłem. Nie miałem czasu. Pracowałem.
Zacząłem dla siebie, ale po odkryciu ukrytej sieci (deep web) znajdowałem
konkretne oferty. Było zapotrzebowanie na takich, jak ja. Głównie narkotyki,
sposoby na szybką śmierć. Ale rynek się zaostrzał, pojawiała się konkurencja,
zleceniodawcy stawiali coraz wyższe wymogi. Jednym z nich było wykształcenie.
Na świecie już nie było miejsca dla samouków. Zacisnąć zęby i wyjść z piwnicy.
To powinienem był zrobić. Brak matury zabolał po raz pierwszy i to nawet nie z
powodu jakiejś dumy, czy honoru. Trzeba to jak najszybciej zrobić, aby móc
wrócić do normalnego życia. Szczególnie, kiedy ktoś dał mi bardzo poważną
ofertę, pod warunkiem, że rozpocznę studia. Stary zleceniodawca, znałem go
trochę. Rozumiał moją sytuację. Ten gram wsparcia wystarczył, żebym napisał
egzaminy i poddał się rekrutacji.</span></div>
<span style="font-family: Calibri;">Grażyna, nie wytrzymię. Poszedłem bez przygotowania, znam
więcej biologii niż większość uczących w liceach. A oni dali mszaki i cykl
rozwojowy sosny. W ten sposób trafiłem na informatykę. Szef mówi, że może być.
No i dobrze.</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"><strong>Akt trzeci<br />
Vincent van Gothic</strong></span></div>
<strong>
</strong><span style="font-family: Calibri;">Od dziecka chciałam malować. Rodzice nie dawali mi kredek,
żeby ściany były czyste, ale w lodówce zawsze był keczup. A jak nie on, to
majonez. Zabranie wszystkich cieczy z zasięgu moich dłoni było sprytnym
posunięciem. Ale wtedy odkryłam masę papierową i klej z mąki. Dopływu wody
chyba nie wyłączą.<br />
Czynność malowania była tym, co mnie kręciło. Zaznaczam - czynność, bo nie
tylko sam efekt, ale każdy ruch pędzlem na płótnie sprawiał mi przyjemność.
Zapach farby, kolory wychodzące po zmieszaniu, gradienty powstające przy każdym
maźnięciu. Nie wyobrażałam sobie nawet niczego innego, czym mogłabym się
zajmować.<br />
Do czasu, aż przy robieniu zadania domowego przy pomocy Internetu, nie
wyskoczyła mi reklama gry.<br />
Żegnaj życie.</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Pasja gier i malowania nie połączyła się w jedno. Fanarty
mnie nie kręcą tak bardzo, jak coś, co powstaje w mojej głowie. Tylko takie
rzeczy wylewam na płótno. Gra to tylko niszcząca rozrywka, przez którą ledwo co
zdałam gimnazjum. W szkole średniej było już lepiej. Głównie z powodu braku
czasu. Liceum plastyczne to ciężka praca. Ciągle jakiś obraz na zaliczenie,
bądź rysunek, a naprawdę nie lubię szkicować jabłek. Mój warsztat się jednak
wyraźnie poprawiał, zaczęłam wykonywać zamówienia, aby zarobić sobie trochę, zaoferowano
mi nawet pracę w Ikei. Rosłam w chwale i artyźmie, a potem rekrutacja na ASP
powiedziała, że nie nadaję się na malarkę. Poszłam na informatykę, nie
oglądając się za siebie. Jak ASP dzwoniło, bo zabrakło im ludzi na kierunku, to
grzecznie podziękowałam i powiedziałam, że znalazłam coś lepszego.<br />
Nie wiem, co tutaj robię, ale o dziwo mi wychodzi.</span></div>
<span style="font-family: Calibri;"><strong>Akt czwarty<br />
Marylin Manrou-Monson</strong></span><br />
<strong>
</strong><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Nie lubię mówić wiele o sobie. Jestem zamkniętym
człowiekiem. Wszelkie pytania, czym się interesuję, co robię w wolnym czasie,
nużyły mnie. Nie potrafię zrozumieć, po co ludziom taka wiedza. Jakby tworzyli
sobie jakiś obraz kolorowego życia w społeczeństwie. Ludzie są sobie potrzebni,
owszem. Ktoś musi zasiać zboże, upiec chleb, a potem go dowieźć do sklepu i
sprzedać, aby ktoś taki, jak ja, mógł przedłużyć swój żywot.<br />
Nie opuszczałem nigdy lekcji, ale nie miałem co liczyć na przyjęcie do lepszej
szkoły. Nie uczyłem się. W podstawówce nie było to specjalnie widoczne,
zaliczałem wszystko oprócz wierszy i śpiewu. Tego nie da się zapamiętać z
lekcji, a ja nie uczyłem się. Dopiero w gimnazjum ktoś zdał sobie z tego
sprawę. Dotychczas miałem raczej opinię przeciętnego ucznia. Same czwórki i
trójki, czasem wpadała dwójka. Nie narzekam na złą pamięć. Na kolejnym etapie
edukacji pojawiło się jednak więcej wiedzy, jakiej mój mózg nie przyswajał tak
naturalnie. Może, gdybym chciał, byłoby inaczej. <br />
Na terapię zacząłem chodzić, kiedy po raz piąty stwierdziłem, że nie chcę.
Jeszcze w gimnazjum miałem spotkanie z doradcą zawodowym. Nic z ludźmi. Nic
ambitnego. Posłano mnie do zawodówki, do obsługi maszyn. Robiłem to, co ode mnie
wymagano, ale pewnego dnia znudziłem się. Powiedziałem, że nie chcę już się tym
zajmować. I nie zajmowałem, dopóki nie zaproponowali mi innego zawodu. I tak
pięć razy. Obsługa kasy była całkiem relaksująca. Przewijanie towaru na taśmie.
Gorzej, kiedy musiałem wstać i ułożyć towar na półkach. Krzyczeli, że robię to
zbyt wolno. A pierwszy raz się naprawdę starałem. Praktyki w Biedronce szybko
zakończyłem, gdyż kolidowały z terapią. Zostały mi same zajęcia w szkole.<br />
Terapeutka próbowała wyciągnąć coś ze mnie. Kiedy już stwierdziła, że właściwie
jestem zdrowy, testowała różne rzeczy. Słuch muzyczny, talenty plastyczne,
zdolności matematyczne. Zostałem zmuszony do wystąpienia w jasełkach, lecz rola
Archanioła Gabriela w moim wykonaniu okazała się porażką. Być może źle wyglądam
w białych sukienkach. Terapeutka postanowiła wysłać mnie do liceum. Jakimś
cudem wepchnęła mnie do jednego z lepszych. Mieszkałem na Górnej Wildzie,
miałem blisko.</span></div>
<span style="font-family: Calibri;">Przyznam, że <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>dobrze wiedziała, gdzie
mnie dać. Klasa matematyczno-fizyczno-informatyczna nie wymagała ode mnie
nakładu pracy. Udawało mi się zaliczyć dwie brakujące klasy i podejść do
matury. Polskie uczelnie stanęły przede mną otworem. (Niektóre miały tak
nierozsądne możliwości przy rekrutacji, że z moimi zaliczeniami mogłem iść na
socjologię, biologię i prawo.) Wybrałem informatykę. Podobno potrzeba
informatyków, a skoro już jestem, to nie będę egzystował w zamkniętym
pomieszczeniu jako nieprzydatny matematyk, czy fizyk.</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"><strong>Akt piąty<br />
Juan Jewgienij Kleks</strong></span></div>
<strong>
</strong><span style="font-family: Calibri;">Nigdy nie umiałam w ludzi. Wstydziłam się zagadać. Moje
żarty były nieśmieszne do granic możliwości. Byłam niestabilna emocjonalnie, a
to też odstraszało. Próbowałam jednak udawać, że wszystko jest w porządku.
Miałam nawet chłopaka. To były cudowne dni. Dopóki się nie okazało, że jest
gejem i chodził ze mną tylko dla przykrywki. Wtedy zaszyłam się w piwnicy i
nigdzie nie wychodziłam. Stworzyłam zakątek dla spragnionych życia, jakiego nigdy
nie zaznają. Forum do tekstowej gry fabularnej, na którym można było się
wcielić w wojownika-czarodzieja i wbijać expa za opisywanie życia swojej
postaci. Bardzo fajna gierka, wiele ludzi tam przesiadywało i jest do dnia
dzisiejszego.</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Chęci do socjalizacji się jednak zostały. Socjologia nie
rozwiązała jednak moich problemów, dlatego po roku przeniosłam się na
pedagogikę z zamiarem zostania nauczycielem w podstawówce. Może chociaż
siedmiolatki mnie zrozumieją. Niestety przegapiłam jeden szczegół. Moje forum
pochłonęło ze mnie wszystkie pierwiastki życia. Całą manę ładowałam w zaklęcia
i posty, tak więc nie miałam już za co iść na uczelnię. Obiecywałam sobie, że
jak się zregeneruje, to pójdę, ale tak się nie działo. Wyleciałam. Ale nagle
okazało się, że stoję na rondzie, a przede mną wiele dróg. Mogłam pracować na
poczcie, w muzeum, w Kropie. Życie ciągle dawało mi nadzieję.<br />
Więc poszłam na informatykę.</span></div>
***<br />
<div style="text-align: right;">
Wczytywanie . . .<br />"Tak zostałem informatykiem"<br />Koniec części pierwszej.<br />C.D.N.</div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-66361671542206999822016-10-16T11:50:00.000-07:002016-10-16T11:50:51.359-07:00Wyjazd służbowy ||Jumin Han x Irysek||Na zamówienie.<br />Wyszło mocno średnio, przepraszam.<br />
<br />
***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Chora Jaehee była poważnym utrudnieniem dla Jumina. Grypa
rozłożyła ją kompletnie, łóżko mogła opuszczać tylko idąc do łazienki, bądź
kuchni. Brak osobistej asystentki nie był dla Jumina tak wielkim problemem, jak
brak możliwego opiekuna dla Elżbiety III, podczas jego nieobecności. W grę nie
wchodził nikt wynajęty, kotka źle znosiła obecność obcych. Yoosung był nieodpowiedzialny,
Zen wykręcał się alergią, V był jak zwykle zajęty... Został więc nowy członek
R.F.A., Irysek. Dziewczę to przypadkowo dołączyło do ich grupy, zastępując
nieżyjącą Rikę, lecz powierzone jej zadanie wykonała perfekcyjnie. Był to już
tydzień po przyjęciu charytatywnym, jakiego urządzaniem się zajmowali, lecz
Jumin ufał jej na tyle, aby powierzyć w opiekę kota. Pozostał tylko mały
problem - wciąż tylko V i Seven wiedzieli o lokalizacji apartamentu Riki, w
jakim przez większość czasu stacjonowała Irysek. Musiał ją więc zaprosić do
siebie, a ona nie wyraziła sprzeciwu.<br />
Przybyła tego samego wieczora, którego wyjeżdżał w służbową podróż. Wyjaśnił
jej obowiązki, a także zapoznał ze swoim mieszkaniem.<br />
- Na telefonie masz zapisany numer pokojówki i kucharza, jeśli czegoś
potrzebujesz, nie krępuj się i dzwoń. Gdybyś wolała jednak sama coś ugotować,
lodówka jest pełna. Nie opuszczaj mieszkania, wrócę pojutrze - mówił zapinając
teczkę, do której chował jeszcze jakieś dokumenty.<br />
- Do zobaczenia, Elźbieto III - pochylił się nad kotem siedzącym grzecznie na
kanapie. Pogłaskał go czule po główce, po czym opuścił mieszkanie, dając
eskortującemu go ochroniarzowi chwilę na przejechanie rolką na kłaczki po
juminowym garniturze, na którym zdążyły osiąść elżbietowe elementy sierści.<br />
- Do zobaczenia... - mruknęła Irysek, nie otrzymując odpowiedzi. Tak, Jumin
bywał bucem. Ale przynajmniej mogła sobie pomieszkać w jego apartamencie.
Szybki Internet, lodówka pełna jedzenia, kucharz na zamówienie... i nie
wiedzieć czemu - konsola do gier. Dziewczyna rzuciła się na kanapę, starając
się nie zgnieść Elżbiety III, po czym odpaliła Mortisa na smart TV. Jumin
posiadał oczywiście najlepszy sprzęt, w którym czujnik głosowy był perfekcyjny,
dlatego nie musiała pisać postów. Wystarczyło, że powie, a system generował
tekst. Ręcznie trzeba było tylko nanieść poprawki.<br />
Tak minęła pierwsza noc.<br />
Irysek obudziła się o dwunastej. Głupio było dzwonić po śniadanie, dlatego
szybko przekąsiła jakąś kanapkę z kawiorem, po czym zamówiła obiad.<br />
Cały dzień oglądała Atelier z Elżbietą III na kolanach i wyczekiwała telefonu
od Jumina. Lecz ten nie zadzwonił ani razu. Dopiero po dwudziestej pierwszej,
telefon zawibrował.<br />
Wiadomość od Jumina: Jak tam Elżbieta III?<br />
- Jak ty to robisz? - westchnęła Irysek, przejeżdżając ręką po białym futerku
kotki. Jumin patrzył tylko na swojego zwierzaka, a tak bardzo chciała, aby
dostrzegł w końcu ją. Od początku kontaktów z R.F.A. czuła jakąś więź z
mężczyzną. Po ich spotkaniu na przyjęciu, zdecydowanie poczuła coś do niego.
Był miły, ale jednocześnie szczery. Potrafił zadbać o swój biznes, jak i o
przyjaciół. Nie znali się długo, pomimo tego wiele dla niej znaczył. Niestety
wciąż traktował ją tylko jako koleżankę, bądź nawet dalszą znajomą.<br />
Podczas oglądania jednego z ostatnich odcinków serialu poczuła, jak jej powieki
robią się ciężkie. Było pewnie już bardzo późno. Leżała sobie na kanapie wraz z
Elżbietą III, która grzecznie służyła za kaloryferek. Irysek w pewnym momencie
zasnęła.<br />
Nie miała pojęcia, jak długo spała, kiedy obudziła się słysząc jakiś dźwięk.
Nie miała jednak siły się ruszyć, więc po prostu nasłuchiwała. Apartamentowiec
Jumina był bardzo dobrze strzeżony. Niemożliwe, aby doszło do włamania. Może
pokojówka przyszła posprzątać kuwetę... albo Jumin już wrócił. W końcu nie
powiedział, o której planuje powrót. Słyszała kroki kierujące się w jej stronę.
Szelest materiału - ktoś chyba przykucnął, a zaraz potem poczuła, jak owa osoba
głaszcząc Elżbietę III przy okazji przypadkowo muska także jej dłoń, obejmującą
kota. Serce Iryska zaczęło bić mocniej, kiedy poczuła perfumy Jumina. To
zdecydowanie był on. Nie drgnęła jednak dalej, a starała się oddychać
spokojnie, jakby wciąż spała. Wtedy poczuła oddech na swojej twarzy, a zaraz
potem na swoich ustach... jego. Pocałunek był delikatny, eteryczny. Zdawała
sobie sprawę, że Jumin po prostu nie chce jej obudzić, nie chce, aby o tym
zajściu wiedziała. Tylko co ona teraz zrobi, po obudzeniu się rano? Czy będzie
mogła spojrzeć mu w oczy tak, aby się nie domyślił? Czy może teraz powinna dać
mu znak, że tak naprawdę już nie śpi? Jakie wyjście będzie najlepsze w tym
przypadku i ile czasu zostało jej na decyzję?</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-53157050461104444932016-10-16T09:34:00.002-07:002016-10-16T09:34:26.648-07:00Wybór ||Beza x Ali||Bez wstępu.<br /><br /><em>Podobieństwo postaci do prawdziwych osób jest przypadkowe.</em><br /><br />***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">To nie był udany dzień dla Ururu. Długowłosa wsiadła
zrezygnowana w pociąg w ostatniej sekundzie, posyłając Bezie zmartwione
spojrzenie. Umówiły się dzisiaj z agentem L.O.G.A.N. na wymianę handlową,
jednak coś mu wypadło po drodze, a Ururu musiała ruszać już w trasę załatwiać
następne sprawy. W ich życiu nie było miejsca dla spóźnialskich, lecz
mężczyzna, z jakim miały się dzisiaj spotkać był inny. Środek, jakim
dysponował, miał naprawdę duże znaczenie dla jednego<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>poważniejszych projektów, którymi się zajmowały.
Wysokiej wagi była również sprawa zmuszająca Ururu do wyjazdu tu i teraz. Nie
można było tego przesunąć.<br />
Beza odmachała towarzyszce, odsuwając się od rozpędzającego pociągu. Agent
L.O.G.A.N. powinien zjawić się w każdej chwili. Dziewczyna zaczęła odczuwać
pewien niepokój. Mężczyzna znany był ze swojej nieprzewidywalności i
gwałtowności. Nigdy nie zgadzał się na kompromisy, ugodowe rozmowy kończył
zawsze "Wprowadzaj se poprawność i równość na finite incantatem!".
Beza zacisnęła mocniej pasek swojego długiego płaszcza, który okrywał jej
lateksowy kostium. Nie chciała się rzucać w oczy w miejscu publicznym.<br />
Wtem usłyszała ryk motoru i tuż obok niej zatrzymał się takowy. Siedzący na nim
mężczyzna ubrany był w skórzaną kurtkę, z dużym X na plecach, oraz spodnie.
Jego twarz miała dość agresywny wyraz.<br />
- Wsiadaj, nie mamy czasu.<br />
Beza działała odruchowo. Usiadła za mężczyzną i złapała go mocno w pasie. Ten
ruszył. Świat migał dziewczynie przed oczami, a powietrze uderzające o
powierzchnię gałek ocznych nie sprzyjało rozglądaniu się, dlatego przymknęła
powieki. Kiedy poczuła, że się zatrzymali, puściła się mężczyzny i rozejrzała. Byli
w jakiejś ciemnej dzielnicy.<br />
- Chodź - rzucił krótko zsiadając z motoru i idąc do jednego z pobliskich
barów. Beza, rozglądając się ostrożnie, ruszyła w stronę drzwi z napisem
"Gonzales". Usiadła w rogu, na skórzanym siedzeniu, obok mężczyzny,
lecz zachowując pewną odległość od niego. W końcu wciąż nie była pewna, kim on
jest.<br />
- Jestem L.O.G.A.N., ale mów mi Prewett. Jeszcze raz przepraszam za spóźnienie,
ale poprzednie zadanie mi się wydłużyło - powiedział ocierając rękawem plamę
krwi, jaka została mu na kurtce.<br />
- Pokaż towar - rzekła Beza, wpatrując się w mężczyznę nieufnie. Pierwsze
wrażenie chyba było mylne, gdyż "Prewett" miał obecnie bardzo miły
wraz twarzy.<br />
- Proszę - zza pazuchy wyciągnął probówkę ze srebrzystą substancją. - Świeże
amelinium.<br />
Dziewczyna odebrała towar, a także sugestywne spojrzenie mężczyzny. Zapłaciła
wyznaczoną kwotę - trzy białe surowce oraz jednego Batorego, po czym gotowa
była, aby wyjść.<br />
- Poczekaj - złapał ją za rękaw. Spojrzała na niego. - Chcę się kochać z tobą w
łazience.<br />
<br />
Skończyło się na wynajętym pokoju w hostelu i dwukrotną dominacją Bezy. Nie
odbyło się oczywiście bez moralnego zawahania.<br />
- Coś się stało? - spytał Prewett, kiedy dostrzegł zmianę na jej twarzy.<br />
- Jest ktoś inny.<br />
- ...wiedziałem.<br />
Prewett usiadł na krańcu łóżka. Beza zaś rozmarzonym wzrokiem spojrzała w okno,
gdzie rozciągający się horyzont umożliwiał dostrzeżenie gwiazd. Błyszczały
niemal tak samo, jak głowa Łysego.<br />
Spotkała tego mężczyznę dwa dni wcześniej, tuż przed zgrupowaniem się z Ururu.
Wroga agencja PKP wiedziała o ich zamiarach, dlatego zhakowali narzędzia
konduktorów tak, aby kazali jej wysiąść na złej stacji. Dopiero po wyjściu z
pociągu dostrzegła, że coś jest nie tak. Niestety było za późno na powrót do
pojazdu - odjechał. Z pomocą przyszedł jej łysy mężczyzna. Kochali się tego
popołudnia trzy razy, póki samochód z agencji nie podjechał, aby zabrać ją na
miejsce spotkania.<br />
Łysy był tajemniczy, owiewał mrokiem i gwałtownością. Prewet był po prostu
dobrym człowiekiem. Wybór był bardzo trudny.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Beza obudziła się i spojrzała na zegarek. Było piętnaście
minut po dziewiątej. Na jej stoliku nocnym stał talerzyk ze śniadaniem i parującą
jeszcze herbatą. Podciągnęła kołdrę bliżej siebie, rozejrzała się po
pomieszczeniu. Prewett siedział na krześle paląc papierosa i spoglądając na nią
z uśmiechem. Już wiedziała, na kogo padnie jej wybór.</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-35384891423538929232016-09-28T15:18:00.000-07:002016-09-28T15:18:02.647-07:00Co ona w nim widzi?Siema, misiaczki. Mam coś dla Was.<br />
Krótkie opowiadanko zainspirowane uczącym się Iryskiem.<br />Historyjka o postaciach z <a href="http://www.mortis.cba.pl/" target="_blank">Mortisa</a>, ale zadbałam o to, aby każdy mógł się tym delektować.<br />Miłej lektury.<br />
<br /><a href="https://soundcloud.com/katechi-hope/sets/chester" target="_blank">>>MUZYCZKA<<</a><br />
<br />
***<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Zadanie na zadaniu. Chociaż w tym roku i tak zrezygnowała z
większości przedmiotów, obowiązków miała wystarczająco, żeby odczuwać
dyskomfort z tym związany. Pół roku minęło, jakby było tylko kilkoma dniami
spędzonymi przy ciężkiej pracy oraz zaganianiu pierwszaków do dormitorium po
ciszy nocnej. Samopoczucie od początków wrześnie nie poprawiło się. Częste
migreny, trudności z zasypianiem, dziwne, niewyraźne wizje. Starała się
opanować swoje umiejętności związane z posiadaniem trzeciego oka, lecz pomimo
stosowania wskazówek profesor od wróżbiarstwa, niewiele się zmieniło. Kaylin
oczywiście nie wątpiła w kompetencje pani Lestrange - w końcu sam Bułhakow ją
zatrudnił, dlatego uznawała wszystko za swoją winę.<br />
Z podkrążonymi oczami wyjrzała z łazienki prefektów, aby upewnić się, że nikogo
nie ma w pobliżu. Jej dość nieprzystępna poza niestety nie odstraszała
niektórych nachalnych pierwszaków, którzy lubowali się w zagadywaniu panny
Wittermore i proszeniu jej o pomoc w nauce. Zazwyczaj się zgadzała, bo cóż
innego mogła zrobić? Musiała przyznać, że takie prośby podnosiły jej nieco
samopoczucie, czuła się doceniona i... najlepsza. Cisza nocna miała wybić za
kilka minut. Jako prefekt mogła się wałęsać po korytarzu dowoli, lecz jej ostrożność
wynikała z braku nastroju na chociażby zobaczenie innej żywej duszy, nie
wspominając już o wysileniu się na jakiekolwiek słowa pozdrowienia. Chude palce
obejmowały kurczowo podręcznik do numerologii autorstwa samego Bułhakowa. Kiedy
się uczyła z tego przedmiotu, potrzebowała absolutnej ciszy i spokoju, a
łazienka prefektów nadawała się do tego perfekcyjnie. W końcu tylko kilka osób
miało dostęp do tego miejsca... a i tak z niego niespecjalnie korzystali.
Najmniej oczekiwanym przybyszem byłaby oczywiście Hope, lecz Puchonka z przyzwyczajenia
zazwyczaj chodziła po prostu do damskiej toalety. Całe szczęście.<br />
Krukonka nie dostrzegła nikogo, więc wyszła na korytarz. Chcąc dość szybko
znaleźć się w dormitorium obrała swoje najszybsze tempo... co tym razem skończyło
się prawie wypadkiem. Nagłe pojawienie się istoty ludzkiej przed dziewczyną wywołało
odruchowe zatrzymanie się zaledwie kilka sekund przed, wydawałoby się pewnym,
zderzeniem z Marquezem, który pojawił się znikąd.<br />
- Co ty tu robisz? - niemal krzyknęła na szarowłosego, nie unosząc nawet głowy,
żeby spojrzeć mu w twarz.<br />
- Przepraszam, właśnie wracałem do dormitorium. Proszę się nie martwić, już za
chwilę się tam znajdę - zapewnił, a Wittermore dobrze wiedziała, że na jego
twarzy widnieje promienny uśmiech. Co prawda widziała go w stanie głębokiej
rozpaczy, lecz wciąż nie mogła uwierzyć w tamto spotkanie. Ururu był czasem
naprawdę niewiarygodny... i to wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Chociaż był dobrym uczniem, Kaylin nigdy nie uważała go za dobrego człowieka. A
najgorsze w nim było to, że... Addyson chyba wolała go od niej. Dlaczego? Bo
był chłopakiem? Krukonka nie wiedziała dokładnie jakie relacje są pomiędzy
Marquezem, a Clemen, ale samo patrzenie na nich na lekcjach było obrzydliwe.
Kiedy spoglądali na siebie... Kiedy jego idiotyczny uśmiech jeszcze bardziej
się powiększał na widok Puchonki... Kaylin wiele razy obiecywała sobie nie
ingerować, jako że sama obdarzyła uczuciem osobę dla niej nieodpowiednią, lecz
Ślizgon zawsze kuł ją w oczy.<br />
- Byłem tylko w bibliotece. Miałem niesamowite szczęście. Udało mi się wypożyczyć
ostatnią książkę. Wie panienka, tu jest ten rozdział, który profesor Bułhakow
kazał nam przeczytać na jutrzejsze zajęcia. Panienka pewnie już go dobrze zna -
dodał, gdyż w jego przypadku wypowiedzenie dwóch zdań to zdecydowanie za mało.
Opatrzył je też swoim lekkim śmiechem, który brzmiał jakby po prostu wydychał
powietrze, które uśmiech jego ust przeistacza w śmiejącą się mgiełkę. - Życzę
miłej nocy, do zobaczenia na jutrzejszych... - przerwał widząc jak lico
stojącej przed nim dziewczyny podnosi się i obdarza przerażonym spojrzeniem. -
Coś się stało? - spytał szczerze zmartwiony, lecz wciąż brzmiał pogodnie.<br />
Zapomniała. Kompletnie zapomniała o tym dodatkowym zadaniu wyznaczonym przez Bułhakowa.
I co ona teraz zrobi? Z pewnością zapyta na lekcji o to... a ona nie będzie
mogła się zgłosić. Czy wtedy do odpowiedzi zostanie wybrany taki Marquez? Albo
co gorsza - Potocka? Do wypowiedzi Puchonki Kaylin była sceptycznie nastawiona
po jej popisie na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami w ubiegłym roku szkolnym,
lecz teraz jakby się poprawiła... i stała się jeszcze bardziej aktywna. Nie
wiedzieć czemu, Hope zapisała się nawet na numerologię. Po co? Powodem tego
była chęć spędzenia dodatkowego czasu ze swoim opiekunem - Bułhakow pomimo
zajęcia stanowiska dyrektora pozostał odpowiedzialny za Hufflepuff, lecz dla
Wittermore każda osoba w pobliżu ukochanego numerologa była nadmiernie podejrzana.<br />
Ktokolwiek by nie uczęszczał na zajęcia - nie ma prawa zabłysnąć w oczach tego konkretnego
profesora, chyba, że nazywa się Kaylin Wittermore. Chciała już wyrwać książkę z
rąk Marqueza, ale zdołała tylko upuścić podręcznik, jaki sama targała ostatkami
sił. Schyliła się szybko po niego, ubolewając w głębi duszy nad lekko zagiętym
rogiem, jaki powstał w tym wypadku. Ururu jako osoba nieznająca się na
emocjach, dostrzegła jednak rozdarcie Krukonki. Nie mógł niestety wpaść na
żaden powód, dla którego byłaby ona tak przygnębiona.<br />
- Czy coś panienkę boli? Pomóc panience dojść do skrzydła? - zaoferował,
przyglądając się dziewczynie uważnie swoimi dziwnymi oczami w kolorze miodu.<br />
- Nie, dziękuję. Mógłbyś mi... pożyczyć na chwilkę tą książkę? Chciałabym
coś... sprawdzić - powiedziała starając się brzmieć i wyglądać normalnie.
Chłopak podał jej tom, zaś ona odszukała sprawnie rozdział, jaki mieli
przeczytać. Może to tylko kilka stron... dojrzy kilka słów kluczowych i jakoś
się domyśli, o czym tam jest napisane. Mało prawdopodobne, w końcu numerologia
była dla niej przysłowiową "czarną magią", ale nie miała innego
wyjścia.<br />
Rozdział rozciągał się na niemal jedną czwartą książki. Nie w sposób dojść
nawet o czym opowiada. Zacisnęła zęby, gwałtownie oddała Marquezowi jego
własność, po czym biegiem wróciła do łazienki.<br />
Pochyliła się nad toaletą. Nie zjadła kolacji, obiad zdążyła już dzisiaj
zwrócić... jednak negatywne emocje wciąż z niej ulatywały. Nie słyszała kroków,
poczuła tylko jak ktoś delikatnie unosi jej splątane blond loki, aby nie
przeszkadzały w bezowocnym pochylaniu się nad muszlą. Zdążyła tylko zakaszleć
okrutnie kilka razy, po czym otarła usta rękawem szaty. Z jej oczu pociekły
łzy, usta zaś wydał się cichy szloch. Kaylin potrafiła długo trzymać uczucia w
sobie, lecz kiedy zbyt wiele sytuacji na nią napierało, dawała im upust właśnie
w tym miejscu. Zamglonym spojrzeniem dostrzegła siadającego naprzeciwko niej
Marqueza. Widziała też chusteczkę, którą podawał dziewczynie, lecz nie przyjęła
jej.<br />
- Nie możesz tu być - powiedziała zła na niego.<br />
- Wiem, ale panienka wyglądała bardzo źle i nie chciałem tak panienki zostawiać
- wyjaśnił pospiesznie wciąż wpatrując się w Krukonkę ze zmartwieniem.<br />
- Nie jestem Addyson, nie zadawaj się ze mną - rzuciła nie dbając specjalnie o
to, czy mówi z sensem. Chciała się go po prostu pozbyć. - I oddaj mi książkę.
Konfiskuję ją za bycie poza dormitorium w czasie ciszy nocnej. Trzeba było
wcześniej pomyśleć i udać się do biblioteki o normalnej porze.<br />
Wyciągnęła wyczekująco rękę w jego stronę.<br />
- Ale to panienka mnie zagadała, kiedy ja już chciałem iść... - rzucił na swoje
usprawiedliwienie, brzmiąc jak zawsze niewinnie, wcale nie tak, jakby chciał
Krukonce ubliżyć w jakikolwiek spokój. Powoli jednak sięgał po książkę.
Chociaż... przecież mógł uciec. Tak jak przy ich pierwszym "bliższym"
spotkaniu. Kiedy to miała skonfiskować mu samopiszące pióro, a on dał jej
zwykłe, po czym wybył z sali.<br />
- Oddawaj! - podniosła głos, łapiąc za książkę będącą wciąż w jego uścisku.<br />
- A czy wtedy nie stracę punktów? Wie panienka, nie chciałbym w tym roku ich
tracić... - zaczął ostrożnie. W ubiegłym roku dzięki niemu Slytherin wylądował
z ujemną punktacją. Z drugiej strony, był też Ślizgonem, który zdobył ich
najwięcej... a w dodatku był drugim najlepszym uczniem w całej szkole. Zaraz po
Wittermore. Tej samej, która właśnie siedziała przed nim na zimnej posadzce
łazienki prefektów i próbowała wyszarpnąć mu książkę. - Niech mi panienka da
szansę przeczytać to, bardzo proszę... Obiecuję, że się nie zgłoszę do
odpowiedzi, żeby panienka mogła to zrobić... Chciałbym tylko z ciekawości ją
przeczytać...<br />
- Nie będziesz czytał żadnej książki, Marquez - warknęła. Była coraz bardziej
zła. Ona chciała przeczytać wymagany fragment, aby zaimponować Bułhakowowi, a
ten Marquez chciał przeczytać aż całą książkę tylko dla przyjemności? Szarpnęła
przedmiot mocniej, lecz niestety chłopak jakąś siłę również posiadał (poza tym
kto mógłby być słabszy od tak wychudzonej i przemęczonej dziewczyny?), dlatego
jedynie przyciągnęła się nieco do niego.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>- Oddaj mi to... Ja muszę przeczytać... Jeszcze raz...<br />
- Jestem przekonany, że panienka wszystko zapamiętała, poza tym ma panienka z
całą pewnością zrobione dobre notatki, jakich ja już nie będę spisywał ze
względu na późną porę.<br />
Ururu nie dawał za wygraną, chociaż cała sytuacja była nawet dla niego nieco
dziwna. Dostrzegał też w tym pewną niezręczność.<br />
- Oh, na Merlina, daj mi to, bo ja tego na oczy nie widziałam! - krzyknęła nie
wytrzymując i zalewając się kolejną falą łez. Marquez odpuścił.<br />
- Panienka wygląda na zmęczoną, jest panienka pewna, że chce się za to zabierać
teraz? Przeczytałem kilka stron po drodze, to jest dość nieciekawe... -
powiedział kiwając głową.<br />
Kaylin desperacko przerzuciła strony do wymaganego rozdziału. Miał rację. Słowa
zlewały jej się przed oczami. Co teraz? Otarła łzy rękawem, aby przypadkiem nie
spadły na otwarte stronnice zadrukowane numerologią. <br />
- Ale niech się panienka nie martwi... Możemy przeczytać to razem...<br />
Usłyszawszy propozycję, przyciągnęła książkę do piersi. Nie ma mowy, żeby jakiś
Marquez spędzał z nią czas o tej porze. Ale czy miała inny wybór? Uspokoiła
oddech i podała mu książkę.<br />
Zaczął czytać... a jednocześnie streszczać tekst na głos. Z początku myślała,
że Ururu żartuje, lecz dobrze widziała jak miodowe tęczówki biegają szybko po
stronicach, a uśmiechnięte usta wypluwają wiarygodnie brzmiące treści. Nie
mając lepszych alternatyw po prostu słuchała. Czasami wtrącał w niektóre
miejsca ten swój dziwny śmiech, bądź też dodawał jakiś komentarz nawiązujący do
rzeczy, o których nie miała pojęcia - o matematyce, czy też fizyce. Rzucał też osobliwymi
porównaniami. Starała się go jednak słuchać, pomimo zmęczenia, jakie je
ogarniało. Czyżby sen postanowił przyjść w tak niepowołanym momencie? Trzymała
się jednak mocno, chociaż musiała wyglądać nieszczególnie dobrze, gdyż Ślizgon
co jakiś czas pytał się jej, czy słucha. Kiwała wtedy tylko głową, czasem coś
odburkiwała w odpowiedzi. Dziewczynie udało się zapamiętać, co było na
ostatniej stronie, jednak nie mogła już sobie przypomnieć, czy dotarła do dormitorium
o własnych nogach.<br />
Właściwie nie byłoby niczym dziwnym, gdyby Marquezowi udało się odpowiedzieć
poprawnie na pytanie przy wejściu do królestwa Krukonów.<br />
Na drugi dzień czuła się w pewnym sensie wyspana, miała również jakiś taki
spokój w sobie. W sali od <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>numerologii
była pierwsza, zajęła więc miejsce w ławce najbliżej biurka nauczycielskiego.
Normalną rzeczą był srebrnowłosy Ślizgon siadający obok niej chwilę później.
Ururu, tak jak ona, preferował miejsca w pierwszych rzędach, a jako że byli na
rocznikach mających zajęcia wspólnie, a on chodził na wszystkie możliwe - był
jej towarzyszem niemal za każdym razem. Na niektórych lekcjach wymieniali się
tylko miejscami obok Addyson. Również dla tego nie znosiła jego widoku. Tym
razem nie było inaczej. Jego pojawienie się spowodowało odwrócenie wzroku i
zaburzenie dotychczasowego spokoju.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Miała mu za złe, że wczoraj pojawił się na korytarzu, że przypomniał o
zadaniu, że pobiegł do łazienki... i pomógł jej. Tyle razy sama służyła mu
radą. Wiedziała, że nie może szukać w nim ziarna dobra, a nie chciała, żeby się
odwdzięczał. Bo też tym było to, co uczynił, prawda?</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-1580837043373536172016-09-08T02:00:00.001-07:002016-09-08T02:00:54.909-07:00Sny - część pierwszaNa pewnym fajnym forum o Tamagotchi (właściwie jedynym polskim), jest temat do opisywania snów, dlatego też zazwyczaj wrzucam moje sny w tamto miejsce. Postanowiłam jednak spisać je też tutaj, żeby mieć kopię zapasową. A jako, że większość z nich jest śmieszna - pasuje do bloga, elo.<br />
<br />
Wrzucam w pisowni oryginalnej, chyba, żeby nagle mnie coś raziło XD<br />
<br />
<span class="post_date">09-01-2015, 19:00 <span class="post_edit" id="edited_by_124054"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_124054">
<blockquote class="tr_bq">
Ostatnio przechodzę sama siebie... xDD<br /><br /> Dzisiaj było coś mniej więcej takiego:<br /> Jestem z Z. i ogólnie co chwilę zmieniamy miejsce, na początku jeździmy z moją mamą, potem pociągiem, potem ktoś nas gdzieś zawozi, i wszędzie jesteśmy poszukiwani i nie możemy znaleźć spokojnego miejsca.<br /><br /> A przed wczoraj to już w ogóle schiza xDDD Bo od niedawna w internacie dali nowe łóżka, które są tak bardzo twarde, że mi ręka cierpnie, jak śpię na boku.<br /> I sen był bardzo niewyraźny, ale jak czułam się w nim niewygodnie to sobie myślałam "Karachan ma siłę, on mi pomoże, jest najlepszy" i wtedy niby było mi lepiej, a po chwili się przebudzałam xDDDD</blockquote>
</div>
<div class="post_body scaleimages">
</div>
<div class="post_body scaleimages">
<span class="post_date">24-04-2015, 15:01</span><br /><blockquote class="tr_bq">
Miałam dzisiaj dwa sny: pierwszy o zakończeniu roku i o tym jak musiałam cofnąć się, bo ubrałam biała bluzkę zamiast koszuli. Drugi o tym jak wróciłam do domu i miałam 3 Apple i Cupid i miały twarze częściowo lub całkowicie zmazane i ja takie emo i "mama co się stało ;__;" a ona mi tylko jakiś nowo wyremontowany pokój pokazywała i stwierdziłam, że muszę im namalować oczki i w głębi duszy nawet czułam dobrze, bo przynajmniej miałam okazję pomalować sobie. </blockquote>
<div class="post_body scaleimages" id="pid_130207">
<span class="post_date">09-05-2015, 09:27 <span class="post_edit" id="edited_by_130897"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_130897">
<blockquote class="tr_bq">
Mój sen był chaotyczny, było trochę kataklizmu, trochę pociągów, przecen lalek, a nawet dostawanie ich (podczas snu pomyślałam, że nie jest fajnie dostawać lalki we śnie, bo po przebudzeniu ich nie ma ;; )<br /> Tak czy inaczej najciekawszym momentem była msza. Ledwo się rozpoczęła, a już ksiądz dawał komunię, a nikt nie podszedł, więc szybko podeszłam, a już odchodził. Odwrócił się jednak do mnie i wepchnął mi pod twarz kielich i wepchnął garść hostii do buzi. Ja się przestraszyłam i tak z kilkoma w buzi i łzami w oczach wróciłam do bocznej ławki, gdzie siedziałam i powiedziałam mamie, że już tu nie chcę nigdy przyjść ;;<br />A potem było jakieś święto rodzinne i okazało się, że moja ulubiona kuzynka nie przyjedzie, przez co zdana byłam na tą, z którą nie mam o czym gadać ;_; </blockquote>
<span class="post_date">26-05-2015, 14:33 <span class="post_edit" id="edited_by_132157"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_132157">
<blockquote class="tr_bq">
Śniło mi się, że się nie mogłam obudzić ;_;<br />Nagle po prostu stwierdziłam, że to sen, ale nie mogłam otworzyć oczu ani się ruszyć, ale wiedziałam, że mogłam krzyczeć na pomoc. Jestem ciekawa czy serio krzyczałam @@ (przed pójściem spać brałam pod uwagę możliwość nie obudzenia się) </blockquote>
<span class="post_date">06-09-2015, 10:46 <span class="post_edit" id="edited_by_137898"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_137898">
<blockquote class="tr_bq">
Miałam sen, w którym były czarno-żółte pająki zwisające na pajęczynach w różnych miejscach domu. Na początku były tylko w kilku strefach domu, ale potem było ich coraz więcej i one spadały z tych pajęczyn jak się pod nimi przechodziło ;_______________; Chyba najgorszy typ snu. Chociaż ten i tak mnie nie zmęczył tak bardzo jak inne tego typu.<br /> EDIT: Śniło mi się, że znalazłam dobry kalendarzyk -,- DLACZEGO ;; </blockquote>
<span class="post_date">11-01-2016, 20:21 <span class="post_edit" id="edited_by_146475"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_146475">
<blockquote class="tr_bq">
Miałam sen-incepcję, a poza tym miałam w nim w rękawie kartkę, którą moja postać w fabule wczoraj miała XDDD To było lekko psychodeliczne.</blockquote>
<span class="post_date">27-02-2016, 10:43 <span class="post_edit" id="edited_by_150352"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_150352">
<blockquote class="tr_bq">
Śniły mi się dzisiaj piękne lalki ;-; I connection za 20zl na wyprzedaży w opakowaniach XDDD wzięłam wszystkie, ale w myślach już miałam, że to pewnie sen ;__; a potem tlumaczylam mamie, że deal. potem byłam w jakimś zamkniętym mieście i walczyłam z zombie, wtf. I na końcu byłam znowu w sklepie z zabawkami i się kłóciłam z jakimś dorosłym, że kalafiorki nie znają wartości lalek xD (kalafiorki jako małe dzieci, bo od ich dłoni tak nazwałam xD) I potem do mnie dzwonili ze sklepu jak byłam w domu xD </blockquote>
<span class="post_date">10-03-2016, 09:15 <span class="post_edit" id="edited_by_151543"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_151543">
<blockquote class="tr_bq">
Miałam dzisiaj bardzo intensywny sen, który udało mi się zapamiętać. A więc był to:<br /> ZJAZD FORUMOWY. XD<br /> Który miał miejsce u mnie w domu. A właściwie w starym mieszkaniu- XD<br /> Była Carol, Dogz, Inka (która potem zniknęła o: ), Michu z mężem i Maciek.<br /> Michu mnie spytała, czy są tu gdzieś jakieś lasy, to odpowiedziałam, że tak, wszędzie wokół i zaproponowałam spacer. Tylko, że jak wyszliśmy to było ciemno, i w jednym miejscu lampy uliczne nie działały. (Poza tym były dwa księżyce na niebie XD). Więc spytałam "Ktoś chce tam iść?" I w sumie wszyscy tacy neutralni. To ja "Bo ja nie" i się cofnęłam, bo się bałam wchodzić w ciemne rejony, ale Wy jednak chcieliście iść. No to poszliśmy, weszliśmy do dużego torto-placka, który upiekł mój brat XDDD Zamknął drzwi do niego i powiedział, że go zrobił w pakcie z jakimś duchem, który teraz nas okrąża i będzie trawił 200lat. I że mam go pokonać, tak poza tym XD No to ja użyłam jakiejś magii i go zniszczyłam. Potem to ciasto było w wersji normalnej, były tylko dwa kawałki, brat wziął jeden, a tym drugim się podzieliłam z Wami (odkrajaliście sobie rękami, czy coś xD).<br /> No i nadszedł czas powrotu. Ja miałam zawał, bo nie kupiłam wcześniej biletu do Warszawy, poza tym mój pociąg już odjechał, i tłumaczyłam mężowi Michu, że nie chcę być po 22 na miejscu, bo to za późno XD Ogólnie najbardziej martwiliśmy się o powrót Maćka i go prowadziliśmy na stację, chociaż tak na prawdę, to on ma najbliżej ode mnie i pociąg mniej niż co godzinę- XD Potem byłam na jakimś wielkim dworcu z Maćkiem, Michu i jej mężem, weszliśmy do jakiegoś pociągu i do Maćka leciały teksty w stylu "dbaj o siebie", "bądź ostrożny" i wgl., jakby nie wiadomo gdzie jechał XD Ale Michu powiedziała, że przecież jedzie z nim w tym samym kierunku (no bo do Warszawy przez Poznań XD), więc było ok. Tylko pociąg ruszył i musiałam wyskoczyć przez drzwi XDDD Stałam na jakimś dziwnym brzegu torowiska przy jakiejś ścianie...<br /> I wtedy to coś walnęło mnie w potylicę |:<br />Obudziłam się, ale mocny nieogar miałam. Nic mnie nie bolało, ale czułam, że serio mnie ktoś uderzył XD </blockquote>
<span class="post_date">24-03-2016, 10:22 <span class="post_edit" id="edited_by_152389"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_152389">
<blockquote class="tr_bq">
Dzisiaj miałam trochę dziki sen, jakieś wspinaczki, lalki i inne nudziarstwa, ale chyba warto wspomniec, że w tym śnie miałam iść zamiast Maćka do szkoły XDD i to było takie wielkie łóżko, gdzie można było leżeć zawiniętym w kołdrę i nauczycielka kilka razy czytała listę obecności, a potem każdy miał opisać jakiś dowolny obrazek XDD i jeszcze było jakieś kupowanie biżuterii xD </blockquote>
<span class="post_date">22-05-2016, 00:30 <span class="post_edit" id="edited_by_155058"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_155058">
<blockquote class="tr_bq">
Dwa koszmary: <br /> Pierwszy - że mama miała inne ciało. Niby to samo, ale czułam, że inne. I się okazało, że coś ją użądliło i umierała, ale wszczepili jej świadomość w inne ciało XDDDDDDDDDDDDD To było tak bardzo dzikie.<br /> Drugi - oglądałam nowych mutantów i rola Petersa była tak bardzo żałosna, robił jakieś nudne rzeczy i na końcu podskoczył z radości. A POTEM ODETCHNĘŁAM Z ULGĄ, ŻE TO TYLKO SEN XDDDDDDD </blockquote>
<span class="post_date">22-05-2016, 18:11 </span><br /><blockquote class="tr_bq">
Dzisiaj chyba mi się śniło coś z mutantami *-* </blockquote>
<br />
<span class="post_date">06-06-2016, 08:56 <span class="post_edit" id="edited_by_155533"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_155533">
<blockquote class="tr_bq">
Dzisiaj trochę różności, ale najbardziej zapamiętałam plażę i... Michaela Fassbendera *-* (Odtwórca roli młodszego Magneto).<br /> Oglądał moje blizny na nogach (których nagle było o wiele więcej niż faktycznie mam) i porównywał do swoich... Znaczy tam była taka senna dziwaczność, że ja niby grałam gdzieś córkę Magneto i z tego powodu miałam te same blizny co on XDDDD A on je tak dotykał palcem i mówił "O, tą też mam", tylko był w tym śnie jako aktor, nie Magneto, dlatego no dziwne, aczkolwiek to było trochę tak, jakby serio był moim ojcem, tak czy inaczej było super XDDDDDDDD </blockquote>
<span class="post_date">06-07-2016, 13:34 <span class="post_edit" id="edited_by_156740"></span></span> <br />
<div class="post_body scaleimages" id="pid_156740">
<blockquote class="tr_bq">
Znowu pociągi, żadna nowość... a oprócz tego w tym śnie było bardzo dużo mojej byłej przyjaciółki (ostatnio często mi się śni T_T) i... już drugi raz w ciągu tygodnia-dwóch przyśnił mi się Olly Alexander @@" Nigdy nie mogę zrozumieć, czemu w snach pojawiają mi się losowe osoby. Niedawno mi się śniła Maisie Williams w swoim stroju z GoT... a przecież nie oglądałam nigdy GoT, nie widziałam jej zdjęć żadnych ostatnio ani nic. A Olly to śnił mi się ostatnio w wersji z God Help The Girl, a dzisiaj nie wiem, czy w tej też, ale na pewno też jako on, za duża biała koszulka i czarne szorty. Tak było. Ale to mega dziwne XDDDDDDD Już mniej mnie dziwią ludzie z mojej klasy z podstawówki i gimnazjum XD </blockquote>
<span class="post_date">06-07-2016, 18:05 </span><br /><blockquote class="tr_bq">
O, i jeszcze taki śmieszny epizod tam był. Byłam w jakiejś klasie, niby mojej, i było referendum, gdzie głos oddawali wszyscy od 15 roku życia. I ja zbierałam i liczyłam głosy tam. Ludzie oddawali na różnych kartkach w kratkę, na karteczkach (takich do zbierania) i pisali tam zazwyczaj nie "TAK" lub "NIE", tylko jedno zdanie, z którego musiałam dopiero wywnioskować, czy są za, czy przeciw XDD A pytanie było 1000/10. Nie pamiętam do końca, jak brzmiało, ale coś w stylu, czy transseksualni ludzie mogą wymieniać waluty, czy coś XDDDDDDDD Pamiętam jak z takim poker fejsem tam stałam i liczyłam te głosy XD<br /> EDIT:<br /> Ok. Dzisiaj było dziwnie. Głównym bohaterem mojego snu był Kylo Ren.<br /> Na początku byłam z tatą u dziadka w salonie, a Kylo Ren odcinał głowy ludziom i się baliśmy, że nam też odetnie i najpierw byłam taką chłodną jednostką, ale szybko zamieniło się to w rozpaczliwy szloch "Kylo reeen, nie zabijaj mnieee, zrobię wszystko, przydam ci się serio T---T". I jak przyszedł to nas nie ruszył, a potem wyszłam z salonu i tam było nagle inne pomieszczenie jakieś z kolumną, wyglądało jak to miejsce, z którego się steruje dużymi statkami kosmicznymi XD I miałam tam jakieś pomysły na lepszy początek 7/8 części GW i chciałam się skontaktować z reżyserem, ale podesłali mi panią producent i jej podałam swoje pomysły i ona powiedziała, że są świetne i ogólnie chciałam poprawić image Kylo, żeby wyglądał jak złol, a nie jakieś nie wiadomo co XDD<br /> EDIT: Chyba nie podbiło ostatnio, nie ważne. Lubię tutaj po prostu spisywać swoje sny, nikt nie musi tego czytać XD<br /> Dzisiaj we śnie byłam Harley Queen, a przynajmniej czasami wyglądałam jak ona, a czasami jak ja. Nie pamiętam o co tam chodziło, ale to było raczej coś obyczajowego, niż jakaś akcja. Mój brat przetapiał szkło, bo chciał piniążki jak zwykle i mama chyba była tym załamana, czy coś. No i był tam Peters, który łaził z tą grupką ludzi, z którą się zadawałam i robił różne obrzydliwe rzeczy, np. wymiotował na kogoś (ale tak przez kilka dobrych sekund, trzeba było mu powiedzieć, żeby się ogarnął). To było w kij dziwne. I spałam do 12 niemal XDDDD<br /> EDIT: (8.09)<br /> Wczoraj mi się śniło, że mogłam się powiększyć i wyrzucać bomby spadające na Ziemię w kosmos, albo zamykać w różowych bańkach jak w SU, co nie było takie bezpieczne. A pod koniec snu siedziałam z jakimś chłopcem na ławce nad morzem i wtedy się tak stopniowo budziłam, a on stopniowo znikał ustępując miejsca pustce XDD<br /> Dzisiaj zaś było tego o wiele więcej. Najpierw byłam u mojej byłej przyjaciółki, miałyśmy niby poważną rozmowę, ale w bardzo ciepłym tonie i nie pamiętam, na czym się skończyło. Potem byłam na rocznicy ślubu cioci i wujka, wszyscy siedzieli na podwórku pod takim namiotem i czekali aż wrócą z kościoła. Niektórzy twierdzili, że oni dopiero wyruszyli, a niektórzy, że będą już wracać. Jednak przybyli chwilę później wraz z dziećmi, usiadłam z kuzynką na jednym szerokim fotelu. Potem było coś takiego, że spałam na jakiejś poduszce na trawie, bo byłam zmęczona tą imprezą (kiedy nawet we śnie śpisz, lolol), i spory kawałek snu o tym, jak się przekładam z boku na bok, z miejsca na miejsce i okrążam ich wszystkich XDDD I muzyka leciała inna co chwilę. Potem stwierdziłam, że czas na imprezę i z boku namiotu było wejście do takiego miejsca co przypominało scenę (takie jakby dwie sceny połączone ze sobą), potem tam było nawet miejsce z wodą i wysuwany pomost, tak czy inaczej densiłam tam i śpiewałam potem nawet piosenki z Barbie jako Księżniczka i Żebraczka, ale te wysokie partie dość głośno i mnie uciszali, bo jakaś ciotka spała XD A ja się ciągle bałam, czy mój głos dobrze wychodzi. W każdym razie densiłam i kij, chciałam jedną z zasłon zasłonić wejście na scenę od imprezy, ale nikt z obecnych na scenie mnie nie słyszał, więc krzyknęłam na nich, oni "???", a ja, że nikt mnie jak zwykle nie słucha i poszłam emować w kącie i się cięłam długopisem XD Znaczy rysowałam sobie kreski, ale potem faktycznie mi w jednym miejscu lekko krew pociekła. I tata się pytał, czy wszystko w porządku, a ja z ustami przy ranie, że tak XD<br /> Potem wróciłam do densów i było coś w rodzaju lodowiska, ale nie jestem pewna, czy ludzie się tam ślizgali, czy po prostu tak jakoś biegali w kółka. I byłam z jakimś kolesiem pod ramię i razem kółkowaliśmy, a nagle zobaczyliśmy Kylo Rena wbitego w ziemię. Kilka osób chciało go zobaczyć, czy coś, ale ja użyłam mocy i go przeniosłam na bok. Był tam też ktoś, kto wyglądał jak hybryda Vadera z Kylo Renem i on był jego ojcem. I potem też razem śmigali w kółeczkach, a miecz Kylo od zimna wyglądał jakby był z przezroczystego plastiku... trochę jak stopione przezroczyste plastikowe sztućce XD I chciałam z nim zdjęcie, dlatego mój towarzysz pożyczył mi swój wielki tablet. Wciskałam boczny guziczek, żeby włączyć aparat, ale tam jakieś gry się włączały i rzuciłam "Wszyscy mają w tym miejscu aparat, a ty gry" i hehe, w końcu włączyłam to ręcznie i zaczęliśmy sobie robić foty, nagle wszyscy właściwie zaczęli, średnio to wychodziło, ale nie było źle, ściągnęłam do tego czapkę (którą czasem miałam), ale ogólnie miałam brzydką bardzo cerę tam i trochę smutłam. I jak już zrobiliśmy kilka zdjęć, dużo osób zaczęło opuszczać to miejsce, a ja zaczęłam proponować, że zrobimy grupkę na "Cukierbuku", gdzie każdy wrzuci te foty, ale mój kolega mi zniknął, inni też już wychodzili i poszłam za nimi do wyjścia. Tam były jakieś namioty, czy coś, znalazłam z ludźmi, których niby znałam, ale czułam, że ich jednak nie znam. Mieli kilka różowych butelek wody (którą wcześniej rozdawali na "lodowisku") i znowu myślałam, że to te z Peppą, ale jednak nie XD I wbiłam im w namiot, a oni go właśnie składali i na mnie opadł. Jak wychodziłam to tam w środku jeszcze dwóch kolesi było, ale im się nie chciało wychodzić. Potem ci co składali rzucili czymś, że nie rozumiałam i im powiedziałam, że tak ciągle jest, że ludzie coś mówią, a ja nie rozumiem np. jakiegoś wyrazu i nie łapię XDD I na tym był chyba koniec. <br /> Jeszcze podczas densów zaśpiewałam komuś tam piosenkę tworząc na bieżąco rymowany tekst, to było mega XDDD </blockquote>
<br />
Mam nadzieję, że się dobrze bawiliście, bo ja w większości tych snów tak XD<br />
<br /></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
</div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-12900342545569842282016-02-09T09:12:00.001-08:002016-02-09T09:12:46.991-08:004# Alternatywny powrót do przeszłości - Chleb, kalkulator i klapki od Hilfigera
<span style="font-family: "Courier New", Courier, monospace;"><strong>Yoł yoł!</strong><br />Zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy:<br /><u>1)</u> Podczas pisania tej części - że przed nią powinna być jeszcze jedna. Na dobrą sprawę to bez różnicy. Ale w inspiracji Mickiewiczem ogłaszam, że to jest czwarta część, a trzecią zrobię potem.<br />2) Podczas zerkania na listę postów - zepsułam numerację. Numerowałam wszystkie opowiadanka po kolei, a tą serię zaczęłam osobno... D: No trudno. W sumie nie ma sensu zmieniać. ŻYCIE.<br /><br /><br />Aha, i to jest podobno 30 post.</span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "Courier New", Courier, monospace;"></span> </div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: "Courier New", Courier, monospace;">Ilustracja tym razem jedna. Otóż dlaczego: po zobaczeniu tej jedynej zrozumiecie - <u>derpy</u>! O ile styl ten nie wychodzi mi jakoś bardzo tragicznie, to postacie nie wyglądają jak miały wyglądać, chociaż jednej z nich twarz naprawiałam nakładają oryginał DDD8 Zastanawiałam się też nad po prostu wklejeniem jej... ale to by było słabe D: Tak więc bierzcie.</span></div>
<br />
<span style="font-family: Courier New;">Swoją drogą jestem bardzo zadowolona z tej części. Mam nadzieję, że poczujecie ten powiew świeżości, bo to w końcu coś innego~! (Więcej info na końcu, żeby nie spoilerzyć.)</span><br />
<span style="font-family: "Courier New", Courier, monospace;"><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<br /></div>
</span><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">***</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuqrJnJmJsQCwmuxsUqZvLrbVx41ucMEu5oFiTHvgRtD7OIx4a7qMuwb_j_sADoU1mFUpFMszCUX4ohon22TOW8TIqkVrEW0VJxrBKrctjzA92oPujyH1NTMxRcHk2pJjBiYpEjY9Kz9s/s1600/APDP3.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"></a> </div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">U góry róże<br />
Na dole chleb...<br />
A przynajmniej tak się Kat wydawało. Niestety chleba nie było.<br />
- No nie, Szayel, ni ma chlebaaa - krzyknęła do pokoju obok. Odpowiedziało jej
przeciągane chrapnięcie. Zerknęła tam. Ujrzała tylko Grimmjowa i Nnoita śpiących
wciąż. Na jednym łóżku. Przykryci jednym kocykiem od pępka do łydek. I w sumie
nie mogła stwierdzić czy jednak mieli jakieś ubrania na sobie. Odwróceni byli w
jedną stronę, przy czym Grimm był niebezpiecznie zbliżony do Nnoita.<br />
- Scena porno normalnie, pedały solone - wrzasnął Szayel wchodząc do środka i
odpychając przy okazji Kat na bok, a następnie ściągnął z nich kocyk.<br />
- Matko, ludzie, kurde! - Nnoitra zacytował słynnego Chucka Krasnoludka, a
zwinąwszy się w pozycję embrionalną okrył głowę rękoma. Grimmjow spał dalej z
jakimś dziwnym uśmieszkiem. Kropelka śliny pociekła na wychudzone plecy
Cyklopa, który jednak postanowił wstać. Na szczęście mieli jakieś tam spodenki.<br />
- Byłem po chleb, już nie ma nigdzie - Szay poinformował dziewoję, która
westchnęła głośno i załamała ręce.<br />
- Ale nie mam ochoty na bułki...<br />
- To trzeba gdzieś pojechać i kupić - Nnoit porozciągał trochę ramiona i
bezkolizyjnie wyszedł z pomieszczenia pomimo Szayela stojącego wciąż w
drzwiach. Bycie wykałaczką się opłaca.<br />
- No dobra, jedziemy - Kat złapała się za brzuszek, który zaburczał groźnie.
Wsunęła więc tylko plasterek żółtego sera firmy Światowid, zgarnęła torebkę i
ruszyła do samochodu.<br />
- No to kto jedzie? - zapięła pasy.<br />
- Jakbyś nie wiedziała - Szayel przewrócił oczami zakluczając domek. Grimmjow i
Nnoit już siedzieli na tyłach samochodu.<br />
- Ale te racice won z siedzenia - różowowłosy strzepnął nogi Grimmjowa z
oparcia siedzenia pasażera. Nie minął tydzień, a zdążyli kompletnie zasyfić
jego nowy limonkowy kabriolet mini. Szayel miał ograniczoną cierpliwość do
debili.<br />
Ale w końcu udało im się wyruszyć.<br />
Wydawało im się, że o czymś zapomnieli... albo coś przeoczyli.<br />
Sarbinowo fajne miasto, alezaopatrzenie zbyt małe jak na jego potrzeby. Z roku
na rok turystów przybywało i nikt nie wiedział jak to ogarnąć. Na szczęście w
pobliżu była niewielka miejscowość, do którego prawie nikt nie zaglądał. Może
tam znajdą chleb. Chyba, że na ten sam pomysł wpadła połowa wypoczywających w
Sarbinowie.<br />
Wjeżdżając do Mielna spotkali się od razu z tabliczką "Nie, nie mamy
chleba".<br />
- Świetnie - westchnęła Kat.<br />
- Mogę zrobić ci jajeczniczkę z bekonem - zaproponował Szayel posyłając jej
zachęcający uśmiech.<br />
- Nie. Dzisiaj chleb. Zrobimy to inaczej - powiedziała uparcie. Zawróciła, po
czym zaczęła się rozpędzać. Szayel z niepokojem spojrzał na nią, kiedy
prędkościomierz pokazał liczbę większą od dziewięćdziesięciu.<br />
- Kaczi?<br />
- Trzymajcie się.<br />
Różowy niepewnie złapał za siedzenie i zmarszczył brwi. Oby jego nowiutkiemu
samochodzikowi nic się nie stało. Bo trafi go jasna cholera.<br />
Licznik szybko wbił over milion. A przed nimi zakręt.<br />
- Co ty kurna robisz! - wrzasnął Szayel. Bo jak widać tylko on widział jakieś
niebezpieczeństwo ze wszystkich tu zgromadzonych.<br />
Nagle zabłysło i wjechali w jakiś portal.<br />
Normalnie jak w Powrocie do Przyszłości. [Wow, nawet nie planowałam, że ta
scena będzie kolejnym, po tytule tej serii, nawiązaniem do tego filmu XDD]<br />
Limonkowy kabriolet mini wypadł na średnio zapełniony parking przed jakimś
centrum handlowym. Zatrzymał się z piskiem opon, a Nnoit wraz z Grimmjowem
wypadli do przodu i zaryli twarzami w rozgrzanym betonie.<br />
- No brawo świetnie, tyle razy mówiłem, że zapina się pasy, bezbeki niedołężne
- warknął Szayel szybko odpinając pasy, a następnie zabierając się do oględzin
auta.<br />
- Ej, nie ekscytuj się tak, muszę zaparkować - powiedziała Kat. Więc się
odsunął.<br />
Wycofała szybko w lewo.<br />
- Już.<br />
Szayel wrócił do uważnej analizy grubości opon, kiedy Nnoit i Grimmjow
próbowali ogarnąć swoje buźki. Kat stała z założonymi rękami.<br />
- To może ja pójdę po chleb... - powiedziała.<br />
- Nie, nie, już idę - Szayel wyszedł spod auta i poszedł za nią. Tak samo
dwójka jego kolegów, którym humorki opadły.<br />
Weszli do centrum handlowego, które przywitało ich chłodem klimatyzacji.<br />
- Całkiem przestronnie - Szayel rozejrzał się po dość sporym miejscu, które
pełne było tylko stolików, krzesełek i fontann. Widać było schody prowadzące na
piętra ze sklepami i kilka budek z jedzeniem.<br />
- Tylko czy tu był w ogóle market... - zastanowiła się dziewoja.<br />
- Tu jest plan - Grimmjow zaczął macać interaktywny panel dotykowy szukając
swoich ulubionych sklepów. Nnoit natomiast mruknął coś o tym, że idzie szukać
łazienki.<br />
- Złapią grzybicę, jak będą tu tak chodzić boso - Szayel spojrzał sceptycznie
na stopy kolegów.<br />
- No to kupię se klapki, RETY - Grimmjow przewrócił oczami, wbił ręce w
kieszenie i poszedł szukać Tommiego Hilfigera. Szayel prysnął płynem
antybakteryjnym na panel z mapą.<br />
- Zobaczmy... mamy dział spożywczy w Mariusz & Stanisław... To nie była
czasem nazwa sklepu z odzieżą?<br />
- No, sprzedają teraz też jedzenie, ale chleb tam pewnie kosztuje miliony monet
- zerknęła na mapkę. Miejsca, które najbardziej znała wciąż widniały, jednak
faktycznie nie znalazła niczego, co mogło być sklepem z jedzeniem. Musiała mieć
sporo hajsu, że żywiła się czymś innym niż bułki z marketu w czasach
przebywania tutaj. Chyba, że żywiła się z gestu friendsów. Hehe.<br />
Lista sklepów na mapce nie była podzielona tematycznie, więc może jednak coś
tutaj jest marketem, a po prostu nie wygląda.<br />
- Trzeba się kogoś spytać - powiedziała, po czym ruszyła w pewnym kierunku.
Szayel podążył za nią wzrokiem nie rozumiejąc o co chodzi.<br />
- Minęłaś dziesiątki ludzi, czemu ich nie spytasz? - dogonił ją.<br />
- Nie lubię pytać obcych - mruknęła cicho. Jakby nie wiedział. Różowy zastanowił
się co to za miejsce i kiedy tu ostatnio była. Oraz czy będą musieli szukać
potem Nnoita i Grimmjowa, czy może będzie mógł ich tu zostawić.<br />
Kat uśmiechnęła się odruchowo widząc znajomy szyld Huntingtona. Chwila, a może
tutaj mieli chleb? Bo... co oni tu właściwie sprzedawali??? Zgodnie z
oczekiwaniami spotkała znajomą blondynkę w dziale z pieluchami.<br />
- Nie wierzę, że ciebie tu widzę - Vanessa uśmiechnęła się szeroko.<br />
- No cześć. Wiesz może, gdzie mogę kupić chleb?<br />
- Pewnie. W dziale z chlebem. To zaraz obok działu z damską odzieżą, dokładniej
to w pobliżu wieszaka z bielizną - dziewczyna wskazała na lewo.<br />
- O, dzięki - Kat uśmiechnęła się i ruszyła we wskazanym kierunku. Szayel
zniknął jej z oczu jakoś w okolicy przechodzenia obok działu z kalkulatorami i
patyczkami do uszu.<br />
Oto i on. Chleb. A dokładniej miliony chlebów z różnych zakątków świata. Można
sobie tylko wyobrazić jak tam pachniało.<br />
Nie, nie pleśnią. Chociaż pleśniowe chleby z Kuby też były. Wzięła pierwszy
lepszy najtańszy i w miarę świeży chlebek, po czym ruszyła do kasy.<br />
Szła, szła, aż w końcu spotkała Szayela. Zerknął na jej pieczywo z uśmiechem,
po czym pomachał jej przed twarzą jakimś pudełkiem. Kiedy przestał, mogła
skupić się na obrazku.<br />
- Co to w sumie jest?<br />
Tak więc jej wyjaśnił. Właściwie zrozumiała tylko tyle, że jest to mini
kalkulator z miliardem funkcji, który wygląda trochę jak taki zestaw cieni do
powiek, co mają rozsuwane szufladki i otwierane lusterko na górze. Tylko tutaj
zamiast zwierciadełka był wyświetlacz, a kosmetyku - przyciski.<br />
- W końcu znalazłem model, w którym są dwa różne motywy dźwięku do wyboru -
zakończył wypowiedź wpatrując się z miłością w pudełeczko ze sprzętem marzeń.<br />
- Świetnie, to do kas - powiedziała.<br />
Po czym zdała sobie sprawę z czegoś ważnego.<br />
A mianowicie...<br />
...tutaj nie można było płacić w złotówkach.<br />
Co więcej.<br />
Tutaj nie dało się nawet wymienić złotówek! I to nie dlatego, że nie było
kantoru!<br />
- To co teraz? - Szayelowi brew drgnęła, kiedy o tym usłyszał.<br />
- Spokojnie, może Vanessa mi coś da... Ten kalkulator to po ile?<br />
- Czterysta pięćdziesiąt... waluty - odpowiedział po chwili wpatrywania się w
symbol znajdujący się po cyferkach na cenie naklejonej na opakowaniu. - To w
przecenie - dodał z uśmiechem.<br />
Niech go pochwali. Zawsze chwaliła za znalezienie dobrych okazji.<br />
- Nie jestem pewna, czy zgodzi się dać tyle...<br />
Nie pochwaliła.<br />
- Ale jak to!? To co ja zrobię? - starał się nie popaść w panikę. Kat wzruszyła
ramionami. <br />
- Trzeba by jakoś zarobić.<br />
- To idź zarób, ja tu poczekam - poklepał ją po ramieniu.<br />
- Możesz przecież iść...<br />
- Ktoś mi wykupi!<br />
- To daj Vanessie, przechowa ci...<br />
- NIE.<br />
Szayel przycisnął przedmiot do piersi. No to tyle w temacie.<br />
- Dobrze, ale w takim razie nie wychodź ze sklepu, bo potem się nie
znajdziemy... i tak się pewnie nie znajdziemy - westchnęła. Tak naprawdę to nie
wiedziała jak duży jest Huntington. <br />
Wyszła ze sklepu i zauważyła Grimmjowa ze splecionymi rękami na piersi. Jego
twarz wciąż wyglądała źle po kontakcie z parkingiem. Poza tym wyraźnie był
zirytowany.<br />
- Coś nie tak? - spytała.<br />
- Nie wziąłem kasy, a znalazłem super klapki... - mruknął tylko patrząc w bok.<br />
- Nie martw się, i tak byś nie kupił, tu jest zupełnie inna waluta... -
zastanowiła się czy poklepać go na pocieszenie po ramieniu, ale w końcu miał je
gołe. - Chodź ze mną, może uda nam się jakoś zarobić.<br />
Nie liczyła na wiele. Ale może jakiś stary znajomy zechce wziąć ją na
zastępstwo na jakiś czas... oczywiście za opłatą. Tylko ile by zarobiła w
godzinę? 30? Na kalkulator nie starczy przecież...<br />
- To nie ma sensu - westchnęła. - Nawet jeśli byśmy coś znaleźli to zajmie zbyt
wiele czasu, żeby zarobić na kalkulator Szayela i twoje klapki. Po ile one?<br />
- Niecałe 500 - odpowiedział.<br />
Prawie zeszła na zawał.<br />
Tak czy inaczej stali przed Taj Mahome Video. Złote kolumny i wszystko inne w
stylu arabskim wyraźnie zachęcały do wejścia. Zupełnie jak jakiś Seba w dresie
stojący w standardowym rozkroku przed sklepem z przewieszoną przez siebie
tabliczką z napisem "STOP WESTERNIZACJI ISLAMU". Ciekawie.<br />
- Jak tu się nie poszczęści to wracamy - powiedziała.<br />
- Hę? - spytał Grimmjow.<br />
- Vanessa powiedziała, że tu pracuje Jonesy. Niedawno był słynnym modelem, ale
go wywalili, bo zrobił dramę na Instagramie. Jakimś cudem przyjęli go tutaj -
wyjaśniła wchodząc do sklepu, który był właściwie wypożyczalnią filmów. Zdała
sobie sprawę, że jest sama. Grimmjowa zatrzymali przy wejściu za twarz. No
trudno. Poczeka. Rozejrzała się. Kilka dziewuszek w strojach tancerki
brzucha... i jeden Jonesy w stroju kastrata z haremu. Cudownie.<br />
- Hej, słonko - została przywitana kuszącym głosem. Zastanowiła się, czemu
Jonesy jest jak skondensowanie najgorszych cech Szayela, Grimmjowa i Nnoitry.<br />
- Potrzebuję pieniędzy - wyjaśniła od razu.<br />
- Każdy potrzebuje! - uśmiechnął się. - Dlatego tu jestem - dodał już bez
uśmiechu.<br />
- Tylko 900 i jakieś drobne na chleb!<br />
- I bilet powrotny. Nie. Na pieniążki trzeba zapracować - powiedział. - Idź do
Jude'a, może potrzebuje pomocnika - dodał ukrywając podstępny uśmieszek.<br />
Tylko nie on.<br />
TYLKO NIE JUDE.<br />
- No dobra.<br />
Przecież wiedziała w co się wkopuje przychodząc w to miejsce.<br />
Wyszła więc ze sklepu i wraz z Grimmjowkiem ruszyła do sekcji gastronomicznej.<br />
- O gacież Ajzena - Pantera skomentował kampanię reklamową najnowszej części
Gwiezdnych Wojen w Wonder Taco. Niezbyt urodziwa wychudzona dziewuszka z jakimś
przedpotopowym aparatem na zęby w niewolniczym stroju Lei wkładała sałatę bułkę
w kształcie Jabby. Kat starała się zapomnieć.<br />
Przechodzący właśnie obok nerd ubrany w czarne rękawiczki, pelerynę i hełm
Dartha Vadera z wycięciem na twarz oraz z podobnym do taco-girl aparacie chyba
nie był pokojowo nastawiony do reklamowania siódmej części klasykami.<br />
- Nie mogę uwierzyć, że reklamuje ten szit - powiedział do Kat, po czym ruszył
dalej. Zastanowiła się, czemu jej to powiedział - czy to tak mocno przeżywa,
czy ją jakimś cudem pamięta. Przecież nie zamienili nawet słowa! Chyba. W końcu
spędziła tu jakiś dłuższy czas...<br />
Tak czy inaczej Nadziej Mnie było tuż przed nią.<br />
- Co to za rakowe knajpy, żadnego kejefsi ani nortfisza... - mruknął Grimmjow,
który poczuł, że robi się głodny. O nie.<br />
Kat zebrała się na odwagę i podeszła do lady.<br />
Może jej nie pozna.<br />
Ale chwila.<br />
Jak nie pozna to i tak nic nie zdziała. Raczej.<br />
- Witamy w Nadziej Mnie - Jude przywitał ją przeciągając samogłoski. Jak
zwykle.<br />
- Podobno szukasz pomocnika... - zaczęła.<br />
- Nic mi o tym nie wiadomo - odpowiedział.<br />
Czemu Jude to taki Grimmjow po Locomotivie i herbatce z melissą.<br />
Jaki rak, pomyślała, czemu porównuję wszystkich do nich.<br />
- Ale mi wiadomo - odpowiedziała. Będzie walczyć. Nie podda się.<br />
- Nie mam nawet zbytnio klientów, nie potrzebuję dodatkowych rąk do pracy -
blondyn wzruszył ramionami.<br />
Zastanowiła się.<br />
Nie.<br />
Jude wcale nie jest jak dziecko Gina i Izuru.<br />
- Możemy zareklamować ci to miejsce - powiedziała wpadając na świetny pomysł. Oparła
ręce o blat. - Jeszcze dzisiaj będziesz miał tu tyle klientów, że sam nie dasz
rady.<br />
- Co proponujesz? - spytał zaciekawiony.<br />
- Zrobimy reklamę, przyjdą tłumy, pomożemy z zamówieniami. Dasz nam za to 900.<br />
- Cooo!? Ziooom, ale to niemożliwe!<br />
- Że to zareklamujemy, czy że dasz nam tą kasę?<br />
- No... jedno... i drugie - odpowiedział.<br />
- Dobra. To 700 jeśli uwiniemy się z tym w dwie godziny.<br />
- To zakład? - spytał nieogarniając.<br />
- ...tak-<br />
- Okej, w takim razie... - zmrużył oczy - ...600, ale w godzinę - powiedział z
miną zapalonego zakładowicza.<br />
- Stoi.<br />
Uścisnęli dłonie, po czym Kat uciekła w głąb centrum.<br />
- Aha.<br />
Grimmjow podrapał się po głowie. Odwrócił się i poszedł za nią.<br />
- To co właściwie zrobimy?<br />
- Ludzie mogliby się rzucić, gdyby były jakieś konkretne promocje... albo gdyby
ktoś to wypromował. Będziemy udawać, że jesteś słynnym zagranicznym jułtuberem,
który nagrywa właśnie odcinek o świetnym... tym czymś co Jude tam sprzedaje...<br />
- Dobra. Tylko czym to nagramy?<br />
- ...telefonem... tylko byś musiał umyć buźkę.<br />
- A no tak - Grimm przejechał dłonią po twarzy. - Tam są chyba łazienki -
wskazał na znak i ruszył w tę stronę.<br />
Okazało się jednak, że są płatne.<br />
- Oj serio? - Kat oparła się zniechęcona o ścianę.<br />
- To umyję tam - Grimmjow wskazał na fontannę i już ruszył w tę stronę.<br />
- Nie! - krzyknęła panicznie. Strażnik Ron mógł w każdej chwili się pojawić i
zgarnąć go za zanieczyszczanie wody. - Poczekaj, Jude ma zlew na zapleczu...<br />
- Robicie filmik o plażowych zombie?<br />
Kat odwróciła się, bo ktoś zwracał się wyraźnie do niej.<br />
- O... h-hej...<br />
- Cześć - odpowiedział Wyatt. Ciemnoskóry koleżka splótł ręce na piersi
zerkając na umorusaną twarz Grimmjowka - Darmowe łazienki są obok kina, ale z
tego powodu są do nich długie kolejki. Poza tym sprzątane są tylko raz na jakiś
czas.<br />
- Nie mam nawet najmniejszego pieniążka - mruknęła.<br />
- Trzymaj - wyciągnął drobniaka z kieszeni i jej podał.<br />
- D-dzięki... - złapała pieniążka w obie dłonie i zaczęła go nerwowo obracać w
palcach. Wyżydzić więcej, czy nie... - C-co tam u ciebie?<br />
Spojrzał na nią, jakby nie do końca wiedział, o co jej chodzi.<br />
- Bo... pamiętasz mnie, prawda? - wyszczerzyła panicznie oczy.<br />
- Szczerze mówiąc, to skądś cię kojarzę, ale nie wiem skąd - zaśmiał się
nerwowo.<br />
Super.<br />
- A to nie ma sprawy - uśmiechnęła się płytko, po czym przywołała Grimmjowka do
siebie. - Zrób się na bóstwo - wcisnęła mu monetę w dłoń. Ten zasalutował i
wszedł do łazienki.<br />
- To nie oświecisz mnie? - Wyatt wciąż tu stał.<br />
- Cóż...<br />
W tym momencie jego telefon zadzwonił.<br />
- Wybacz... Tak? - odwrócił się nieco. Odetchnęła z ulgą. Oby Grimmjowek szybko
załatwił co miał. Chciała już skończyć tą niewygodną pogawędkę. Ale właściwie
czemu była niewygodna? Może odnowienie starych znajomości pozwoli jej uzbierać
pieniążki?<br />
- Muszę już iść. Ale szybko jeszcze powiedz... skąd się znamy?<br />
Ok. Chyba powie. O nie.<br />
- Pamiętasz może Vanessę...?<br />
- Haha, jak mógłbym zapomnieć. Przecież to najdłuższy związek Jonesy'ego.<br />
- A pamiętasz jej siostrę i koleżankę?<br />
- Hm... To było dosyć dawno...<br />
- No to ta koleżanka to ja... - zakończyła niepewnie.<br />
- Ah. Czyli ty to... Caytlyn? <br />
- No... jakoś tak to leciało.<br />
Oho, niezręczny temat imienia.<br />
- Przepraszam, nie pamiętam już. To jak miałaś na imię?<br />
WCALE NIE BYLIŚMY JAKIMIŚ LEPSZYMI PRZYJACIÓŁMI, pomyślała. Ale chwila. Na
dobrą sprawę to nie pamięta niczego oprócz Jude'a, Jonesiego i Huntingtona.
Więc nie była taka pewna, czy aby na pewno i z nim się przyjaźniła... Nie żeby
się przyjaźniła z tymi uprzednio wymienionymi...<br />
- Kat, pa, jestem już piękny - Grimm wyszczerzył się wychodząc z łazienki. Na
szczęście nie miał żadnej rany na buzi, więc wyglądał znośnie.<br />
- Macie jakieś plany? Bo ja idę właśnie do Cytryny, Caitlin chce coś ogłosić -
uśmiechnął się Wyatt rezygnując z tematu imienia.<br />
- Mamy zamiar nagrać film promujący Nadziej Mnie z Grimmem w roli słynnego
zagranicznego jułtubera.<br />
- O, świetny pomysł! Może mógłbym wam pomóc, ostatnio wrzucam swoje piosenki na
youtube i nawet są ludzie, którzy chcą tego słuchać!<br />
- Fantastycznie! - wyszczerzyła się.<br />
- Gdyby Jude wcześniej powiedział, że chce się jakoś rozreklamować to bym mu
pomógł - wzruszył ramionami. - To idziemy do Cytryny?<br />
- Ok.<br />
I ruszyli.<br />
- Gdzie jest Szayel? - spytał Grimm po drodze.<br />
- Siedzi w sklepie i pilnuje swojego łupu - Kat przewróciła oczami. - A Nnoit?<br />
- Nie wiem. Poszedł szukać łazienki jak tylko tu weszliśmy... - przerwał
wgapiając się w jakiś punkt. Natychmiast wskazał gdzieś lekko w bok. Wyatt i
Kat spojrzeli w ową stronę. Ujrzeli Cyklopa w całkiem przystępnych letnich
ubrankach, raczącego się jakimś koktajlem w towarzystwie loszki dobrej jakości.
Siedzieli na jednej z ławek przy fontannie.<br />
Natychmiast do nich podeszli. Znaczy oprócz Wyatta, który powiedział coś, że
będzie czekał przy Cytrynie.<br />
- Co ty tu... skąd masz te... - Kat zamachała rękoma przed Nnoitem.<br />
- Ma się swoje sposoby - mrugnął do niej.<br />
- Daj się napić - Grimmjow odebrał kubeczek i zaciągnął się orzeźwiającym
mohito bezalkoholowym.<br />
- Będziesz tu siedział, czy idziesz z nami? - spytała.<br />
- Nigdzie mi się nie spieszy - zabrał Panterze kubek.<br />
Kat i Grimmjow ruszyli więc do Cytryny.<br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuqrJnJmJsQCwmuxsUqZvLrbVx41ucMEu5oFiTHvgRtD7OIx4a7qMuwb_j_sADoU1mFUpFMszCUX4ohon22TOW8TIqkVrEW0VJxrBKrctjzA92oPujyH1NTMxRcHk2pJjBiYpEjY9Kz9s/s1600/APDP3.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="512" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhuqrJnJmJsQCwmuxsUqZvLrbVx41ucMEu5oFiTHvgRtD7OIx4a7qMuwb_j_sADoU1mFUpFMszCUX4ohon22TOW8TIqkVrEW0VJxrBKrctjzA92oPujyH1NTMxRcHk2pJjBiYpEjY9Kz9s/s640/APDP3.png" width="640" /></a><br />
- Halder to rak - powiedziała Jenny o krótszych niż zawsze włosach wyraźnie rozzłoszczona. - Gdyby to nie był mój ulubiony sklep sportowy,
to nigdy bym tam już nie poszła.<br />
- Wyluzuj, ja to bym chciała móc KUPOWAĆ w Khaki Bazar zamiast tam PRACOWAĆ -
odpowiedziała Nikki malując paznokcie od stóp na turkusowo-bursztynowo.<br />
- To znajdź coś zamiast ciągle narzekać - Caitlin w Cytrynie zajmowała się
udawaniem, że robi soki.<br />
- O, patrzcie, zgadnijcie kogo dzisiaj spotkałem - Wyatt aż podszedł do
nadchodzącej Kat, jakby to on ją tu właśnie w tej chwili sprowadził. Blondyna w cytrynie na
głowie pisnęła podbiegając, aby uścisnąć dawną koleżankę.<br />
- Myśleliśmy, że zginęłaś - powiedziała puszczając ją.<br />
- Hehe - odpowiedziała Kat. Reszta dziewczyn na szczęście nie chciało się
przytulać.<br />
- Co tam u ciebie? - spytała Jen z uśmiechem.<br />
- Cóż... to skomplikowane...<br />
- Mamy czas - odpowiedziała Niki.<br />
- Ale ja nie mam, wpadłam tylko po chleb... - rozległo się głośne burczenie w
brzuchu. Grimmjow zaczynał być coraz bardziej rozdrażniony.<br />
- Nagrajmy to gówno i wracajmy stąd - podzielił się swoją opinią. Nikt nie
skomentował.<br />
- To ja może zagram jakąś improwizację o Nadziej Mnie, a ty to nagrasz - Wyatt
zwrócił się do Kat wyciągając gitarę z kieszeni, bo był Simsem. Następnie
zaczął grać coś chwytliwego o kiełbaskach na patyku.<br />
A wtedy Kat olśniło.<br />
- Sznycelki. To jest to - włączyła w telefonie wifi i po chwili pokazała
wszystkim teledysk o sznyclach. https://www.youtube.com/watch?v=RSpQqohpqYQ <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Możemy lekko przerobić tą piosenkę... No i
przydałyby się jakieś kostiumy...<br />
- Wydaje mi się, że w Khaki Bazar znajdę idealnie wieśniackie szorty -
powiedziała Niki.<br />
- Znajdę akordy - Wyatt wyciągnął swój telefon.<br />
- Studiuję prawo - powiedziała Jen.<br />
- To miłe, że pomagasz Jude'owi. Rzadko kiedy osoby po zerwaniach mają ze sobą
dobry kontakt - Caitlin wyciskała właśnie cytrynę, a sok wskoczył jej do oka. -
Ała...<br />
Kat zrobiła poker face'a. Na szczęście Grimmjow nie zrozumiał.<br />
- A ja co będę robił? - spytał tylko.<br />
- Będziesz latał w tych szortach...<br />
- Może lepiej, żeby Jude się tym zajął? Chyba lepiej by się nadawał. Jest
taki... jakby to powiedzieć: PRZYJAŹNIEJ WYGLĄDAJĄCY - stwierdziła Nikki.<br />
- COŚ SUGERUJESZ? - Grimmjow tylko zerknął i wyszczerzył się niebezpiecznie.<br />
Oj robi się groźnie.<br />
- Nie, to zakład, musimy to sami zrobić - wyjaśniła Kat.<br />
- Oh, czyli to nie jest takie bezinteresowne... - Caitlin nie ukryła swojego
rozczarowania.<br />
Dokładnie, chodzi o chleb, wybajerowany kalkulator i klapki za 500 dolonów.<br />
Tak czy inaczej udało im się w bardzo krótkim czasie wszystko przygotować.
Grimmjow w stroju stylizowanym na jakiegoś szwaba stanął na początku trasy.
Razem z podobnie ubranym Wyattem z gitarą przejdą przez całe centrum śpiewając
cover sznycelkowej piosenki. Dziewczyny będą nagrywać z różnych stron. Potem to
zmontują i wrzucą na kanał Wyatta, dla większej efektywności reklamy.<br />
- Cały czas idziesz za mną, wypowiadasz tylko ustalone kwestie, a kiełbaski...
- Wyatt zerknął na te kilka "porcji", które Jude przeznaczył na
reklamę. - ...dawaj tylko dzieciom. Zaśpiewamy to jakieś kilkanaście razy i
zakończymy przy Nadziej Mnie. Cały czas się uśmiechaj. Okej?<br />
- Ta.<br />
Tak więc ruszyli. Pomimo standardowego zgiełku głos Wyatta miał dobre
przebicie.<br />
- Kiełbaski, królewny mięs, ocieka niebem każdy kęs, Nadziej Mnie kiełbaski ma,
grzecznym dzieciom chętnie da.<br />
W niemalże podskokach wykonali pierwszy utwór. Ludzie oglądali się za nimi z
zainteresowaniem i rozbawieniem.<br />
- Jeśli chcesz ręką jedz! - krzyknął Grimmjow wciskając kiełbaskę na patyku
jakiemuś dresowi.<br />
- Możesz wcinać cały dzień.<br />
- Proszę trzymaj, rośnij wszerz - Pantera podał kolejną jakiejś karynie, która
urażona poszła sobie. - Za szelki schowaj jeśli chcesz!<br />
- Joi jo Nadziej Mnie! Joi jo Nadziej Mnie!<br />
Szło im całkiem nieźle. Grimmjow tak się wciągnął, że śpiewał też całą piosenkę
razem z Wyattem.<br />
- Możesz lizać cały dzień - zaśpiewał podając ostatnią kiełbaskę Nnoitrze. Ten
ze zbereźnym uśmiechem przyjął darmowy poczęstunek.<br />
Zakończyli planowo przy Nadziej Mnie.<br />
- Wyszło ekstra - pisnęła Caitlyn.<br />
- Teraz to trzeba zmontować.<br />
Ruszyli więc szybko do Cytryny zostawiając Jude'a z natłokiem nowych klientów.<br />
- Ej, a miał mi ktoś też chyba pomóc!? - krzyknął za nimi, ale nikt nie
zareagował.<br />
Natychmiast po dojściu do ich głównego miejsca, Kat spojrzała na zegarek.<br />
- Dwie godziny bez śniadania! - krzyknęła z rozpaczą.<br />
- Śniadania? Jest prawie piąta... - powiedziała Nikki.<br />
- To... skomplikowane. Dzięki za wszystko, my się zmywamy.<br />
- Nie chcesz zobaczyć finalnego filmiku? - Wyatt zerknął na nią znad netbooka.<br />
- Poszukam potem, narazicho! - pomachała im, po czym zaciągnęła Nnoita za jego
kaptur od bluzy z krótkim rękawem i poszli, a Grimmjowek, już bez stroju
szwaba, za nimi.<br />
Doszli do Nadziej Mnie, przy którym był prawdziwy kolejkon.<br />
- Nieźle - mruknął Nnoit.<br />
- To ja pójdę po kasę... - Kat podeszła do Jude'a, który właśnie kasował
zamówienie.<br />
- Nie mogę teraz gadać, jestem zajęty - odpowiedział.<br />
- Pinionszki - szepnęła.<br />
- No niech będzie.<br />
Podsunął jej 500.<br />
- Ale miało być 600...<br />
- Nie pomogliście z klientami i musiałem zatrudnić Lydię.<br />
Kat zerknęła na rudą dziwaczkę, która co chwila zerkała na Jude'a.<br />
Groźna jak zawsze.<br />
No ale cóż.<br />
- Mimo wszystko dzięki... - odpowiedziała biorąc kasę. Starczy na kalkulator i
chleb. Albo na klapki, jeśli Vanessa im zasponsoruje pieczywko. Podeszła do
kolegów z nieciekawą miną. - Wciąż trochę brakuje...<br />
- To ile ten chleb kosztuje - Nnoit podłubał sobie w uchu.<br />
- Na chleb to Vanessa pewnie by nam dała. Ale Szayel chciał kalkulator, a
Grimmjow klapki...<br />
- CO - Cyklop aż się zadławił. - Odstawialiście tą szopkę, żeby zarobić na
jakieś japonki kurna gumowe?<br />
- Skórzane - poprawił go Grimmjow.<br />
- SKÓRZANE? Ty wiesz w ogóle, że nie będziesz mógł w takich chodzić po plaży,
bo się zniszczą?<br />
- One są od HILFIGERA, nie ZNISZCZO się.<br />
- Hilfiger srifiger, chyba cię porąbało, żeby tracić jakikolwiek hajs na buty,
które zaraz zgubisz. Ja wam pokażę jak to się robi - wyszczerzył się.<br />
- Nie powiem, jak zdobyłem ciuchy - zaczął, kiedy ruszyli w stronę sklepów -
ale mogę pokazać inny protip na wyciągnięcie itema ze sklepu.<br />
Zatrzymali się przed Huntingtonem.<br />
- Cóż... nie jestem pewna, czy to dobry pomysł... - Kat zaczęła szukać wzrokiem
Szayela. Może akurat kręcił się gdzieś przy wejściu.<br />
- Why not?<br />
- Vanessa tu pracuje, a ty chyba chcesz zrobić coś złego...<br />
- Masz rację. Lepiej oskubać kapitalistów - Cyklop poklepał ją po ramieniu i
ruszyli do Hilfigera.<br />
Weszli do środka jak gdyby nigdy nic.<br />
- No to pokazuj je - nakazał Grimmowi. Ten sugestywnie wskazał na najzwyklejsze
w świecie brązowe klapki. Taka zwykła podeszwa z szerokim pasem w poprzek.<br />
- Ale rak - skomentowała Kat.<br />
- No to to się robi tak - Cyklop złapał za parę z numerem Grimmjowa, po czym
oderwał jednym ruchem metkę. - Wkładaj - podsunął mu. Pantera wykonał
polecenie. - A teraz udajesz niemowę i do wyjścia.<br />
Tak więc wyszli. Oczywiście bramka za nimi pisnęła, lecz z idealnie
nihilistycznymi minami oddalili się.<br />
Ale nie ma tak dobrze.<br />
Strażnik Ron zawsze w gotowości.<br />
- Młodzieży, zatrzymać się! - nakazał stając przed nimi.<br />
- Słucham, panie władzo - odpowiedział Nnoitra.<br />
- Zdaje się, że coś nie należy do państwa.<br />
- Ta?<br />
Ron zmierzył ich wzrokiem, po czym wyciągnął jakiś śmieszny patyczek.
Przejechał nim przed naszymi bohaterami. Zapiszczało, kiedy był w pobliżu stóp
Grimmjowa.<br />
- Te klapki są kradzione - powiedział.<br />
- No co pan nie powie - rzekł Nnoit, a Kat nie wychodziła z podziwu, że nawet
zachował pozory kultury osobistej.<br />
- Proszę je zwrócić.<br />
- Żartowałem. Nie są kradzione. Do widzenia.<br />
- W takim razie rachunek poproszę.<br />
- Nie noszę rachunków przy sobie, oszczędzam drzewa.<br />
- A ja nie oszczędzam kryminalistów.<br />
Następnie stało się coś jeszcze bardziej nieprawdopodobnego. Nnoitra wygłosił
mowę na temat dbania o środowisko, poruszając szczegółowo problem wycinki drzew
i nadmiernego wykorzystywania papieru. Nawet Grimmjowowi pociekła łezka,
chociaż nie wiedział, czym drzewa są.<br />
- Koniec tego, idziesz ze mną - Ron złapał Cyklopa za ramię.<br />
- Nie idzie.<br />
Odwrócili się. Oto członkowie GreenPeace przyszli wytoczyć walkę z władzą.
Natychmiast przywiązali się do Rona tworząc zamieszanie w tej części centrum.
Nasi bohaterowie w tym czasie ulotnili się pod Huntingtona.<br />
- Poczekajcie tu, załatwię to szybko - Kat wlazła sama do sklepu rozglądając
się za Szayelem. Niestety musiała sobie pomóc wypytywaniem pracowników.
Znalazła różowego siedzącego w rogu działu z książkami. Przyciskał do siebie
pudełko z kalkulatorem oraz czytał jakąś biografię Messiego czy innego
czipsera. - Dalej, idziemy.<br />
- Wybawienie - wstał szybko i ją uściskał. - Myślałem, że tu zginę. Muszę
siusiu.<br />
Wcisnął jej pudełko i uciekł.<br />
- Łazienka jest płat... Poradzi sobie... - mruknęła. Poszła po chleb, a
następnie do kasy opłacić wszystko.<br />
Kiedy wyszła, jej kolegów już nie było. Panicznie rozejrzała się wokół. Ujrzała
błękitną czuprynę Grimma, więc pognała w tamtą stronę.<br />
Właśnie lali jakiegoś ochroniarza.<br />
- Chciał wlepić mi mandat za załatwienie potrzeb fizjologicznych w fontannie -
wyjaśnił Szayel bez wyrazu twarzy. - Masz moje cudeńko? - wyrwał jej pudełko z
kalkulatorem i z miłością objął.<br />
- Dobra, idziemy - Grimm otrzepał się z niewidzialnych kurzków. Nieznany jej ochroniarz
leżał w opłakanym stanie.<br />
Wrócili więc do samochodu.<br />
Już nigdy nie będę mogła tam wrócić, myślała Kat wracając do Sarbinowa. W końcu
ktoś się skapnie, że człowiek, który pobił ochroniarza to ten sam, co
reklamował Nadziej Mnie. Jej "przyjaciele" raczej nie będą chcieli
się z nią widzieć...<br />
Wchodząc do domu, pomimo wygranej, wszyscy czuli się nienajlepiej.<br />
- Zjedzmy w końcu to śniadanie... - Grimmjow osunął się na krzesełko.<br />
- Syfiarze, nigdy was tego nie nauczę... - mruknął Szayel podnosząc jakiś
papierek po cukierku leżący na blacie.<br />
- Meh... - Nnoit przewrócił oczami, po czym trzepnął Szayela, który się
zawiesił.<br />
- ...spójrzcie - różowy nie odwracając się pokazał papierek, który okazał się
zwykłą karteczką z tekstem.<br />
"Znalazłem chlebek, zostawiam go w zamrażalce, wyciągnijcie na noc, to
rano będzie gotowy do spożycia. Miłej zabawy, minionki~!"<br />
- Gin musiał zostawić tą karteczkę przed wyjazdem, ale żeśmy jej nie zauważyli
- stwierdził Nnoit, po czym otworzył zamrażalkę i wyciągnął bochenek chleba. -
Haha.<br />
- Przynajmniej wzbogaciłem się o kalkulator - stwierdził radośnie Szayel.<br />
Grimmjow zauważył, że chyba zostawił klapki przy ochroniarzu, bo go nimi tłukł
po oczach. Trochę przegryw.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"></span> </div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">***</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"></span> </div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">No samo zakończenie bez puenty, ale nie ten poziom XD Bardzo mi się podoba, gdyż:<br />- jest jakaś składna akcja, jakaś przygoda (chociaż na dobrą sprawę bezcelowa)<br />- zmieniłam nieco zarys Szayela, Nnoita i Grimmjowa, ale jestem ciekawa, czy ktoś to zauważył <<:<br /><br />Pozdrawiam cieplutko i wypowiedzcie się w komentarzach, co o tym sądzicie!<br /><br />PS Planuję dwie nowe serie 8)</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-83788866945109067382015-12-25T03:05:00.001-08:002015-12-25T03:05:26.443-08:002# Alternatywny powrót do przeszłości - Brednie o dawnych czasachW sumie to jest mocno słabe, ale są obrazki.<br />
Nie polecam.<br />
7 stron wordowskich i kawałek.<br />
Edytowałam już raz, bo się zrobiło nieciekawie, ale dalej są to nudy. Nie ma śmieszkowania, nie ma dramy ani akcji zbytnio. Dawno nie pisałam czegoś tak bardzo dla siebie |: Ale na rysunki można popatrzeć.<br />
<br />
***<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgs3MLLqSA2HqTmPYqfnuDjGMOQDlsCgR1KPHb0Z9OQM4yCz78O05vj35ORoVRNap_OSh_QP9qp9yzotcvPtu_wurRNBnbeMwTGNA1PbzRXEoPLNAfgPFZ55FpUxao6VzfwFIKpP_HRDRw/s1600/APDP2a.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></a><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Dzięki Omenowu Randuina Ulquiorra mógł zaprezentować nieco
swoich zdolności na Spicerze. Właściwie to już po kilku atakach udawało mu się
przebić przez moc Wu, ale miał z tym spore trudności. Katechi siedziała sobie i
ich obserwowała. Zastanawiała się jak silne właściwie są Wu.<br />
- Możecie na chwilę przerwać? Jack, daj mi no spróbować - wstała i podeszła do
niego.<br />
- Jasne, a co? Ściągnąć to?<br />
- Tak będzie najlepiej - odpowiedziała po chwili. Wolała, aby to jednak
Ulquiorra miał Wu na sobie podczas pewnego testu, tak więc podała Arrancarowi
szmatkę. Kiedy już ją chwycił, przypomniała mu nazwę tego magicznego itemka.
Ulqu wymówił nazwę i po chwili miał na sobie lekko połyskującą koszulko-zbroję.<br />
- Odsuń się - poleciła Jack'owi, co też natychmiast uczynił.<br />
Dziewczyna wyciągnęła dłoń celując w środek torsu Arrancara z niezbyt dużej
odległości.<br />
- Nie rób nic teraz - powiedziała, po czym wystrzeliła w niego dość mocny
pocisk energii. Purpurowa kula magii zaświeciła tylko mocno, poleciał jakiś
dymek. Gdy spojrzała na Ulquiorrę, był on jakby odepchnięty spory kawałek dalej
(świadczyły o tym ślady na piasku), rękawy i nogawki miał lekko spalone,
natomiast jego tułów był jak nietknięty. Wu natomiast opadło na podłoże w
pierwotnej formie szmatki.<br />
- Ciekawe... - powiedziała. Miała ochotę powtórzyć to z jeszcze większym
pociskiem. Ale co jeśli to odłamek klejnotu będący w nim mimowolnie blokował
jej zaklęcie? Westchnęła. Nie ma czasu na zabawę w naukowca. Nie teraz.<br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgs3MLLqSA2HqTmPYqfnuDjGMOQDlsCgR1KPHb0Z9OQM4yCz78O05vj35ORoVRNap_OSh_QP9qp9yzotcvPtu_wurRNBnbeMwTGNA1PbzRXEoPLNAfgPFZ55FpUxao6VzfwFIKpP_HRDRw/s1600/APDP2a.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgs3MLLqSA2HqTmPYqfnuDjGMOQDlsCgR1KPHb0Z9OQM4yCz78O05vj35ORoVRNap_OSh_QP9qp9yzotcvPtu_wurRNBnbeMwTGNA1PbzRXEoPLNAfgPFZ55FpUxao6VzfwFIKpP_HRDRw/s400/APDP2a.png" width="400" /></a><br /><br />
- Masz przy sobie jeszcze jakieś fajne Wu? - spytała Jack'a, który pozwolił
sobie na wrócenie do poprzedniego miejsca.<br />
- Przy sobie nie. Raczej z nich nie korzystam - zaśmiał się. - To tu jest po
prostu takie super fajne - podniósł Omen z ziemi, otrzepał z piasku i schował
do kieszeni.<br />
- Czym to właściwie jest? -<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>spytał Ulqu.<br />
- Shen Gong Wu to takie magiczne przedmioty. Każdy z nich ma inną właściwość,
ofensywną, defensywną lub... no po prostu - wyjaśniła Kat. - Są na przykład
takie zbroje jak ta tutaj, kule lejące strumień niekończącej się wody, super
szybkie buty... a także o wiele fajniejsze, niebezpieczniejsze... i ogólnie
bardziej skomplikowane... - dodała zastanawiając się nad wrzuceniem kogoś ze
znajomych do świata Yin Yang z tylko jednym jojo. Śmieszkowo by było. Zaraz też
spytała, czy Jack je posiada.<br />
- Eeee, chyba nie - podrapał się po głowie, po czym wyciągnął telefon i
sprawdził w autorskiej aplikacji, które aktualnie posiada. - Nie, Yin i Yang
mam, ale kremy.<br />
- No nic, chodź, pobawmy się - wyszczerzyła się. On nie był jednak taki pewien,
czy to dobry pomysł. I co, oni będą sobie bawić, przypomni sobie tylko stare
dobre czasy... w dodatku cały czas będą pod okiem tego pedofila. Posłał mu
nieufne spojrzenie.<br />
- No Jack, pls - poprosiła mocno. Przewrócił oczami. Co mu szkodzi. Ona go
zabrała na imprezę ostatnio. Mógł się jakoś odwdzięczyć. Chociaż w sumie już
jej pomógł, właśnie teraz. Zauważył, że Ulquiorra gapi się na Kate cały czas,
ale nie mógł wykombinować, co mogło siedzić w głowie tego zoofila.<br />
Nope.<br />
- Spadam stąd - założył google na oczy i odleciał w las. Kat uwiesiła mu się na
nodze tak jak kiedyś to zrobił Omi. Tylko, że on teraz mógł lecieć razem z nią
przyczepioną do kończyny. Szurała co prawda stopami po ziemi i rozwijali
prędkość balkonikowca przejścio-dla-pieszego, ale co tam. Ulquiorra spacerkiem
szedł obok i podziwiał dary natury.<br />
W ten sposób przeszli przez cały las (Arrancar skutecznie chronił ich przed
losowymi stworkami, tylko jeden z nich skoczył Jack'owi na twarz i chciał mu
znieść jaja w nosie). Następnie chłopak strzepnął dziewczynę z siebie.<br />
- Nie, jednak nie mam ochoty przebywać z tobą. Tak, mam ci to za złe, że
uciekłaś do tych looserów - wydusił z siebie odwracając spojrzenie. Kate
spuściła wzrok. No tak.<br />
Kobiety to...<br />
Brawo, Kat, jesteś kobietą.<br />
Ciii... Czasami można.<br />
Wracając do tematu. Atmosferka zrobiła się niezbyt fajna. Ale rozkręćmy tą
zabawę.<br />
Otworzyła się Garganta, z której wyszedł Szayel, Grimmjow i Nnoitra.
Kulturalnie wyrzucili z siebie słowa przywitania.<br />
- Witam.<br />
- Siema.<br />
- Hej-gej.<br />
Jack rzucił im wrogie spojrzenie. Po ich kubraczkach mógł łatwo stwierdzić, że
są kolegami zielonookich. Niebieskowłosego nawet kojarzył z tych smutnych dni
2010 roku.<br />
<br />
- Czujesz to? - spytała Kate wstając i wyglądając przez okno.<br />
- Huh? - zerknął na nią nie podnosząc się z kanapy.<br />
- Chodźmy - odwróciła się do niego z szerokim uśmiechem. Weszła na barierkę i
poleciała. Cóż miał robić? Polazł za nią. Znaczy poleciał. Dosłownie. Bez
sprzętu, ani Wu. W końcu Wuya go też trochę nauczyła, czy coś.<br />
Rzecz działa się w pobliżu jej domu. Jednak tym razem to nie Greyback szalał,
lecz coś naprawdę dziwnego miało miejsce. Otóż jakieś niezidentyfikowane istoty
stały sobie w powietrzu jak gdyby nigdy nic i chyba miały zaraz walczyć. Kilku
knypków w białych ciuchach i kilku w czarnych. Każdy z nich w długiej spódnicy.<br />
- Festiwal folklorystyczny? - szepnął do Kate, która usiadła na dachu, żeby
obserwować. Widział po niej, że jest mocno podjarana tym wszystkim... i coś
czuł, że maczała w tym palce. Od kilku dni była taka jakby nieobecna duchem.
Przysiadł gdzieś obok również patrząc na wydarzenia. Każdy z dziwnych ludziów
miał w ręce... miecz. Dokładniej to katanę. Jaki rak. Co tu się dzieje.
Przyjrzał się im lepiej. Całkowicie ignorował co mówili.<br />
W grupie czarnych był łysol, krótkowłosy ktoś (z tej odległości tylko sugerując
się płaskością klatki piersiowej mógł domyślać się, że to facet), zdecydowanie
ruda kobieta i białowłose dziecko, które najbardziej się wydzierało. U tych
białych wyłącznie płeć męska: błękitnowłosy mięśniak, czarnowłosy emos z rogiem
jak u pijanego jednorożca, jakiś grubas i dzieciak z autyzmem. Biorąc pod
uwagę, że wyglądali jakby mieli zaraz się lać, Jack wybrał czarnych na swoich
faworytów. No bo czarny, halo, mrok i Zło. Nagle zaczęli się naparzać
mieczykami. Panie i panowie: MIECZYKAMI.<br />
- Kurna, mogą latać, a biją się jak w średniowieczu - wyraził dziewczynie swoje
niezadowolenie.<br />
- Super, co nie? - powiedziała. Po czym ruszyła do nich.<br />
- Co - jęknął widząc, jak mu znika. Ale po chwili zauważył, że po prostu czarni
przegrywają. O nie. On, Jack Spicer, też pomoże. Ale niestety tym razem magia
nie zadziałała tak dobrze i tylko wpadł w żywopłot w ogrodzie Kate. Na
szczęście nie spotkał wilkołaka mieszkającego w schowku na końcu podwórka. Nie
przepadał trochę za tym jej "braciszkiem".<br />
Kiedy już na piechotę dotarł na miejsce akcji (przy okazji żałując, że nie
zabrał swojego plecaczka do latania - w końcu jak się uczył jeździć na rowerze
to też miał podpórki), akcji jako takiej nie było. Biali wchodzili do jakiegoś
portalu, tylko czarnowłosy się obejrzał za siebie nawiązując jakiś kontakt
wzrokowy z Kate. Oj, Jack'owi się to nie spodobało. Ale nie zdążył nawet
zainterweniować, gdyż dziewczyna została zajęta rozmową przez dzieciaka. Aha.
Tak więc rozmawiała sobie z nimi, a on stał kilka metrów od nich niezauważony.
I skąd tu nagle wzięło się morze, którego fale zalewały mu buty?<br />
- Kate, nie naciągaj tak tego świata może... - powiedział odsuwając się. Ale...
niespodzianka! Został zignorowany.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nie
to nie - naciągnął gogle i wrócił do domu. Jak się Kate nagada z nowymi
kolegami to wróci. RACZEJ.<br />
Dni mijały. Co prawda kilka razy Kate odwiedziła Jack'a, ale były to krótkie
wizyty. I skupione głównie na zapoznawaniu go z nowymi jakimiś mocami. Szynki z
Biedronki i inne sukienki. Nawet od Wuyi dostała jakiś mieczyk, żeby pasować do
nowych kolegów. Aha.<br />
A pewnego dnia po prostu zniknęła. Nawet nie widywał, ani nie czuł tych
dziwnych ludziów. A coraz częściej kręcił się wokół jej domu. Greyback nic nie
wiedział. Wuya tylko wzruszyła ramionami mamrocząc tylko coś o tym, żeby sobie
dziewczyna krzywdy nie zrobiła. Trochę go to zaniepokoiło, ale Rai i Ross
uspokajali. Pewnie odkryła jakieś nowe moce. Jak je opanuje to wróci.<br />
Nie wróciła. Mijały kolejne miesiące. Powoli tracił nadzieję. Nie cieszyły go
treningi czy polowania na Shen Gong Wu. Każda taka impreza przypominała mu o
tym, że ich trójka nie była kompletna. To nie tak, że nie dawali sobie rady z
piżamowcami, bo dawali. Co prawda trochę więcej czasu i wysiłku to zabierało.
Rai i Ross byli jednak całkiem zadowoleni, w końcu mogli się wykazać.<br />
- A nie, że ona tym swoim kamykiem robi magiczne bum i po imprezie -
skomentował kiedyś Rai po ich kolejnym zwycięstwie. Ross szybciej niż on odczuł
stratę. Brazylijczyk też potem ogarnął, ale trochę mu to zajęło.<br />
- Jack, ale nie odchudzaj się, Kate i tak cię kocha - zaśmiał się pewnego dnia,
kiedy zrobili sobie małe przyjęcie jedzeniowe, a albinos nawet nie tknął
budyniu. BUDYNIU. Jack posłał mu wtedy tylko wrogie spojrzenie i wyszedł.<br />
<br />
Pojawiła się pewnego dnia na boisku szkolnym. Czuł to. Natychmiast wyrwał się z
lekcji pod pretekstem potrzeby pęcherza. Polazł na boisko. Zrobił na niej
wrażenie, było to widać. W końcu zamiast tych obciachowych pseudo gotyckich
ubrań miał na sobie zwykłe czarne spodnie, czerwoną koszulę w kratę i
dopasowane kolorystycznei trampki. Taki casual. Posłał jej tylko uśmiech samca
alfa. Była już jego. Znaczy... gdyby nie ten dziwny biały uniform z czarnymi
lamówkami, w którym się już kiedyś pojawiła. Wtedy, jak się jeszcze pojawiała,
żeby na przykład uchronić się jako osoba mocno poszukiwana. Takie bajery, a go
nie zabrała ze sobą.<br />- O, nadal nie farbujesz włosów? - zaczęła zdaniem o zaburzonej składni (chyba).<br />
Porozmawiali chwilę. Tak ogólnie. Bardziej o nim i jej normalnym życiu niż tym,
co robiła z mieczastymi koleżkami. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nie
trwało to spotkanie długo. Zastanawiał się przez kilka następnych godzin co
wtedy czuł. Powracającą nadzieję? A może to raczej było widmo przeszłości,
którego chciał się pozbyć?</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Jego złość narastała. Nowo przybyli koledzy zaczęli sobie
radośnie rozmawiać z Kate, przekrzykując się jeden z drugim, jakby byli wszyscy
w przedszkolu.<br />
- Ja pieprzę... KIM WY KURNA JESTEŚCIE? - wrzasnął. Może niepotrzebnie. O ile
całkiem zaciekawione i nieco zmieszane spojrzenie różowowłosego, oraz tępy
wzrok błękitnowłosego mięśniaka nie zrobiły na nim wrażenie, to skośne oczko pirata
zasiało w nim pewne ziarenko lęku. Cyklop zrobił kilka kroków w stronę
chłopaka. Różnica wzrostu alert. Jack odważnie spojrzał w górę, w oko Nnoirty. <br />
- Co cię to, kurna? - zaskrzeczał długowłosy, ale Kat zaraz potem go uspokoiła.
<br />
- Przecież się znacie... - zaczęła. Jack jej przerwał.<br />
- Tak, tak, twoi koledzy i sługusy. Ale mam wrażenie, że coś tu nie gra.<br />
- Sługusy to już tak formalnie nie... - wyjaśnił Szayel robiąc typowo animcowy
gest poprawiania okularów.<br />
- Nie obchodzi to mnie. Kim wy dla niej jesteście. Nie formalnie. Prywatnie.<br />
- Jack... to są przyjaciele... W sumie pojawiliście się w złym momencie -
zwróciła się zakłopotana do trójki koleżków.<br />
- A ten? - wściekły Spicer wskazał na Ulquiorrę. - Bo patrzy się na ciebie cały
czas jak pedofil lub gorzej. To twój sponsor?<br />
Poczuł coś ciepłego wewnątrz siebie i to nie była porcja pysznego budyniu.
Rozmazało mu się przed oczami. Chwilka... oh, to chyba ból. ZABILI MNIE -
krzyknął w myślach i pisnął jak mała dziewczynka.<br />
Przybyła trójka i Kat patrzyli tak sobie na Spicera nabitego na mieczyk
Ulquiorry, który zaatakował od tyłu za pomocą Sonido.<br />
- Ulqu, no weź... - mruknęła. - Idźcie sobie w ogóle...<br />
Jak powiedziała, tak zrobili. Dziewczyna westchnęła głęboko. Uniosła Jack'a
magią, wytarła krew z chodnika i teleportowała się do jego pokoju. Tam
doprowadziła go do porządku, po czym położyła na kanapie.<br />
Właściwie to był przytomny, ale dopiero po dłuższym czasie otworzył oczy,
odwracając się jednocześnie plecami do niej.<br />
- Nie wiem co ja sobie wtedy myślałam - powiedziała z prawdziwym smutkiem. -
Nie kontrolowałam siebie, pozwoliłam sobie na za dużo... Nie będę przepraszać,
bo to byłby żal.<br />
- Kim on jest? - spytał. Solony pedofil, sponsor, nekrofil, chrupki promocyjne
bez naklejki, skin w CSie najniższej jakości...<br />
- Braciszkiem... - dodała z lekkim uśmieszkiem. A potem zrobili budyń
wieczorny.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Trochę zbyt narwany ten kolega - powiedział Szayel
mieszając herbatę. Podał kubek dziewczynie.<br />
- Nieee - odpowiedziała Kat pijąc herbatę. Wow, nawet posłodził. Szok normalnie.<br />
- Jak wy się właściwie poznaliście?<br />
- Hoho - zachichotała. - To było całkiem śmieszkowe.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- No ja teraz pracuję u Drakena - oznajmiła
wtedy-jeszcze-nie-Gwen pewnego pięknego dnia.<br />
- Co? Kto? - Kate wciągnęła pół łyżki do buzi. Siedziały sobie u czarnowłosej w
pokoju.<br />
- To taki koleś, on jest ogólnie tym złym. Ma taką pomocnicę i ja jestem drugą.<br />
Super wyjaśnienie.<br />
- Ale jak to złym? - Kate zamrugała oczkami. Jakaś mafia? Od pracy w sklepie
odzieżowym w Centrum to niezły awans.<br />
- No wiesz, czarny charakter, chce podbić świat i w ogóle.<br />
- Aaa... - w sumie fajna robota. - To ja też tak chcę. Już wiem nawet u kogo
będę pracować.<br />
Zawiało mrokiem.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Ktoś zapukał do drzwi. Czerwonowłosy emo-got ruszył
niechętnie otworzyć. Ujrzał znajomą dziewczynę z walizką. Ona była kiedyś u
piżamowców smokiem elektryczności, energii czy innego światła czy coś.<br />
- Czego - powiedział delikatnie. To miało być pytanie, ale nie chciało mu się
wysilać na znaki interpunkcyjne.<br />
- Mogę dla ciebie pracować? - spytała z radością w głosie. Co? CO?! Spicer
zawiesił się trochę. Dobrze, że Wuya tu była. Wyleciała zza niego witając
dziewczynę z uśmiechem.<br />
- Zapraszamy, zapraszamy, chętnie przyjmiemy kogoś takiego jak ty. Wiem, że
jesteś, hehehe, zdolna...<br />
- To super - Kate wlazła do środka, a walizka zniknęła. W końcu to tylko był
taki rekwizyt.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- I tyle? Nie brzmi emocjonująco - mruknął Szayel ssąc
kostkę cukru.<br />
- Początek może nie... ale było śmiesznie. Bo wiesz, to taka zmiana strony
walki z powodu głupiej zachcianki.<br />
- Czyli pierwotnie byłaś po stronie dobra... jaka nowość - uśmiechnął się
znacząco Szayel.<br />
Kate się zastanowiła. Na dobrą sprawę to jakoś nie uznawała siebie za osobę
stojącą po stronie dobra, kiedy spędzała czas z Tośkiem... nawet kiedy pojawił
się Aizen i te pe.<br />
- W sumie to trochę skomplikowane... - raczej nie miała ochoty wykładać mu
teraz tej całej filozofii czym jest Dobro, czym Zło i czym się różni Zło od zua
zwanego popularniej złem.<br />
- No i co tam z nim robiłaś?<br />
- Szukaliśmy Shen Gong Wu - takich magicznych przedmiotów, walczyliśmy z
piżamowcami - tymi dobrymi, u których kiedyś też trochę byłam... śmiesznie
było, jak pierwszy raz zobaczyli mnie po jednej stronie z Jack'iem. No bo to
ich wróg, no wiesz, mój kiedyś też. No i ćwiczyłam. Dużo ćwiczyłam. Wtedy
najwięcej. Potem dostałam klejnot Heylinu, ściągnęliśmy do siebie Rossa i
Raia...<br />
- Wywiesiliście ogłoszenie w gazecie?<br />
- HOHO. Nie. Rai był w piżamowcach, kiedyś już był po stronie Heylinu, ale
wrócił. Ale jakoś tak wyszło, że dołączył ponownie, bo jesteśmy fajniejsi, a
piżamowce to cieniasy. No błagam, kto by wytrzymał z Omim... to taki niski i
łysy Grimmjow bez mięśni. <br />
Szayel tylko pokiwał głową wciskając do ust kolejną kostkę.<br />
- A Ross... cóż, to trochę skomplikowane. Bo wiesz, ja też się zapoznałam z tym
całym Drakenem... bo to taka śmieszna sytuacja była.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipMlzuYQeOYgpZrRuAVOQmzb5A5b45kSKinFXOSwshhku5Cmue2RiMaBypnR9Q4NF8hRukkx1GrEvARHJeHXPm6tPW4e3zzoKblKXm8wi8CkllhIvg-f2nJEmTB0wIpFWpG6-e1X-8NiQ/s1600/APDP+2c-vert.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></a><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- Dzisiaj idę na imieniny Drakena - oznajmiła
powiedzmy-że-już-Gwen.<br />
- Miłej imprezy - uśmiechnęła się Kate myśląc o tym co dzisiaj będzie robić z
Jack'iem. Może w końcu uda im się obrabować tą Żabkę. Zabierają się do tego już
jakiś czas, ale za każdym razem jak tylko dochodzi do czegoś to robi się już
jasno na dworze.<br />
- Taaa... On te imieniny robi co tydzień. Jak nie częściej.<br />
- A czemu tak?<br />
- Nie wiem. Sprasza wtedy całą rodzinę i wszystkich swoich złoli. <br />
- Ale fajnie.<br />
- Nie sądzę.<br />
- A wiesz? Jack mówił coś, że on na jakieś imieniny dzisiaj idzie -
przypomniało się jej.<br />
- ...on jest taki biały, ma czerwone włosy i oczy, co nie?<br />
- ...no.<br />
Dziewczyny spojrzały na siebie.<br /><br /> - O, Jack, przyszedłeś z koleżanką! Jak dobrze! Im więcej nas tym lepiej! -
zaśpiewał niebieskoskóry dziwak z czarnym kucem i dziwnym płaszczem
niby-nakowca, ale jednak takim eleganckim, otwierając drzwi, aby przywitać nowych gości.<br />
- Ta... - mruknął albinos niezbyt zadowolony.<br />
- To niesamowite, że jesteście kuzynami - Kate nie ukrywała zachwytu.<br />
- Co nie? - wyszczerzył się Draken, po czym oboje oberwali po uszach dźwiękiem
rozwijającej się trąbki-gwizdka, w którą dmuchnęła stojąca obok Gwen pełna emocji.
Miała na sobie dokładnie ten sam kombinezon co stojąca gdzieś w pobliżu druga
pomocnica Drakena - Strzyga. Tylko w innym kolorze. Chyba. Bo ciemno tam trochę
było.<br />Jack przetarł uszy, po czym ruszył do stołu z przekąskami mijając po drodze tonę balonów i serpentyn.<br /><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipMlzuYQeOYgpZrRuAVOQmzb5A5b45kSKinFXOSwshhku5Cmue2RiMaBypnR9Q4NF8hRukkx1GrEvARHJeHXPm6tPW4e3zzoKblKXm8wi8CkllhIvg-f2nJEmTB0wIpFWpG6-e1X-8NiQ/s1600/APDP+2c-vert.png" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipMlzuYQeOYgpZrRuAVOQmzb5A5b45kSKinFXOSwshhku5Cmue2RiMaBypnR9Q4NF8hRukkx1GrEvARHJeHXPm6tPW4e3zzoKblKXm8wi8CkllhIvg-f2nJEmTB0wIpFWpG6-e1X-8NiQ/s640/APDP+2c-vert.png" width="425" /></a><br />
- No i oboje mamy laski rzucające zielonymi magiami - mrugnął do wyżej
wymienionej zielonej panienki, która na jego szczęście tego nie zauważyła.<br />
- Przecież ci mówiłem, że nie jestem z Wuyą - odkrzyknął Jack z buzią wypchaną
nachosami z sosem budyniowym.<br />
- Jack, ale nie maczaj czipsów w plackach - Draken z łezkami w oczach podbiegł
do niego.<br />
- Hę? - albinos przyjrzał się naczyniu, w którym maczał trójkątne przekąski.
Tak naprawdę to nie była miska, lecz półmisek i wcale nie wypełniony niczym
kremowym... to po prostu było...<br />
- Ciasto-krem. Bez biszkoptu i innych twardych warstw - wyjaśnił Draken ze
smuteczkiem.<br />
- Po prostu ci nie wyszło - skomentowała Gwen.<br />
- Wcale nie!<br />
- O, Vanessa - Kate dostrzegła blondwłosą siostrę Gwen, która siedząc na
jakiejś kanapie obściskiwała się ze swoim chłopakiem Jonesym. - Też tu pracuje?<br />
- Nie, dalej sprzedaje pieluchy w Hantingtonie - odpowiedziała dziewczyna.<br />
Patrzyły tak chwilę na parkę. Nie, to było jednak niesmaczne. Wolały popatrzeć
na faceta-małpę i Szkota w kilcie. Ciekawe czy był podrabiańcem i miał
bieliznę.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">- No to ciekawie - mruknął Szayel, któremu już robiło się
lekko niedobrze od tego cukru.<br />
Kate zamilkła zastanawiając się nad tym wszystkim. Dokładniej nad tym, czy
gdziekolwiek załatwiła wszystkie sprawy do końca. No bo pomijając już to
wszystko co było w 2010 roku... wystarczy nawet zostać przy czasach spędzonych
z Jack'iem.</span></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-themecolor: text1;">Hokus pokus, czary mary, tok wydarzeń
nadszedł stary...<br />
[Czyli kolejne staaare opko z drobną edycją, żeby oczy nie powypadały. Ale
mniejszą niż ostatnio.]<br />
<br />
Był piękny dzień. Kate spała w najlepsze. Aż tu nagle...<br />
- Kate, wstawaj! - Jack był obudzony w najlepsze. Znaczy pobudzony czy coś.
Kate w końcu (po 20 min.) wstała. <br />
- Jack, mam pytanie. PO JAKIE LICHO MAM WSTAWAĆ TAK WCZEŚNIE?! Przecież
Wielkanoc spędzam tu. Do Greybacka nie wrócę, a z Chasem i Whuyą też nie
spędzę, no pls. Chciałabym pospać w święta, po prostu je tu przeczekam, iksde.<br />
Jack przypuszczał, że taka odpowiedź padnie.<br />
- A ja mam coś dla ciebie! Jedziesz do mnie na Wielkanoc! Mama się zgodziła.<br />
- Na serio!? - Kate przytuliła Jack'a. - Jesteś słodki - pocałowała go w
policzek.<br />
- No ale dalej, na dworze czeka już autobus, pakuj się.<br />
Co. Autobusem będą wracać ze szkoły mieszczącej się w piątym wymiarze do
Jackowego domu w czwartym- Nie ważne. Wyjrzała przez okno. Na dworze czekał już
ów pojazd. No szybko ją poinformował. Spakowała więc co tam miała. W sumie mając
magię nie było jej to specjalnie potrzebne.<br />
- Kate! Kate! Czekaj. Co ty... - Odd podbiegł do Kate i Jack'a idących w stronę
autobusu. Gdy zobaczył walizki Kate posmutniał (puste walizki dla bajeru). -
Myślałem że...<br />
- Wiem, wiem - westchnęła. - Ale Jack dał mi propozycję nie do odrzucenia.
Rozumiesz?<br />
- No... - kolega i tak zrobił smutina na poziomie mocnym. Chciał, żeby razem
spędzili te święta! Nikki też wyjeżdżała, został mu właściwie jeszcze...<br />
- A przecież ma jeszcze mnie! - zza Odda wyjrzał Ten, Który Został, czyli Ben. -
Jest też Mucha i Lenny! Będzie świetna zabawa! Papa! - pomachał gwałtownie do
Kate. <br />
Aha, już chciał się jej pozbyć?<br />
- No to cześć Kate. I... Wesołych świąt - blondyn próbował się uśmiechnąć.
Jakoś da radę. Może Mucha i Lenny przypadkowo wysadzą Bena czy coś.<br />
- To pa - Kate podeszła do Odda i przytuliła go po przyjacielsku. - To tylko
trzy dni - uśmiechnęła się.<br />
- A ja? - upomniał się Ben i rozpostarł ręce do przytulenia.<br />
Najpierw wygania a teraz hugaski.<br />
- Cześć - powiedziała mu tylko i wsiadła z Jack'iem do autobusu. Ze środka
pomachała jeszcze Oddowi.<o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjx7OkVvK7f8YfqVOhh1vS3L2Bif_G3rpugn5694w0eEXIYb-ZBG8gt_ksK7gmxNFNihQYhd3dqh23G-dy8wpqgAWF1oRiKhIOA9Rm85GK2tMpmTcj12RnmTpa7h1p9RB1StZfM_LdjuCs/s1600/APDP2b.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjx7OkVvK7f8YfqVOhh1vS3L2Bif_G3rpugn5694w0eEXIYb-ZBG8gt_ksK7gmxNFNihQYhd3dqh23G-dy8wpqgAWF1oRiKhIOA9Rm85GK2tMpmTcj12RnmTpa7h1p9RB1StZfM_LdjuCs/s400/APDP2b.png" width="400" /></span></a></div>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: black; font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-themecolor: text1;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"> Po przyjeżdzie do domu... znaczy
teleportacji. Czy kij wie co, bo przegapiła ten moment.<br />
- Mamuś!<br />
- Jack'uś! - tymi słowami Jack i mamusia już byli wtuleni w siebie.<br />
Jak słodko.<br />
- Dzień dobry - wymamrotała Kate.<br />
- Witaj słonko. Jack mi o tobie opowiadał. Mam nadzieję, że dobrze się
sprawował w szkole.<br />
- Ależ tak. Dziękuję za przyjęcie mnie. Mam nadzieję, że nie sprawię kłopotu -
powiedziała.<br />
Ale inbowo.<br />
- Skądże <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- po tych chwilach uprzejmości
Jack pokazał Kate pokój gościnny.<br />
Trzy godziny później...<br />
- Dzieci, zaraz obiad! <br />
Rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Słychać dwa głosy. <br />
- Jack! Tata wrócił!<br />
- Tatuś! - Jack poderwał się i wybiegł z salonu, aby przywitać się z tatą. W
końcu niezbyt często go widywał, bo ten pracował gdzieś w luj daleko. Ciekawe
czy znowu przywiózł mu pamiątkę pokroju skrzynki z uwięzioną wiedźmą. Kate też
wstała. Do salonu wszedł tata z Jack'iem przyklejonym do siebie.<br />
- Dzień dobry - powiedziała Kate.<br />
- Witaj Kate. Mam nadzieję, że ci się u nas spodoba - odrzekł ojciec.<br />
NIECH SKOŃCZĄ Z TYMI UPRZEJMOŚCIAMI.<br />
- Dobrze. To teraz chodźcie na obiad - powiedziała mamusia i poszli.<br />
KONIEC, PLS. <br />
Wieczorem ...<br />
- Dzieci! Czas na kąpiel! - do pokoju Jack'a weszła mama. - Kate ty pierwsza.
Jack, pokaż jej łazienkę i daj czyste ręczniki.<br />
DOMOWE PRZEDSZKOLE, WSZYSTKIE DZIECI KOOCHAAAAA.<br />
Po umyciu Jack'a i Kate gąbką, kiedy dziewczyna już leżała w gościnnym łóżku.<br />
- Dobranoc - powiedziała do pani Spicer, która stała i się na nią gapiła.<br />
- Dobranoc, Kate - rzekła mama i zgasiła światło. <br />
Kate czuła się trochę dziwnie [w oryginale wspaniale, ale wtf, zmieniłam to bo
bez sensu XD]. Była już w tym domu, ale nigdy nie czuła się w pełni legalnie. Zawsze
właziła przez okno, albo się teleportowała. Poza tym głównie czas spędzała w
pokoju Jack'a lub jego piwnicy. Panoszyli się po reszcie tylko jak nikogo nie
było. Gdy w całym domu zgasły światła do pokoju ktoś zapukał.<br />
- To ja - usłyszała.<br />
- Wejdź - powiedziała szeptem. Drzwi się otworzyły i wszedł Jack w piżamie. (I
z kocykiem w łapce.)<br />
- Nie mogę zasnąć.<br />
No pls, dopiero mamusia mu dała buziaka dobranocniaka, od kiedy zasypia się w
sekundę?<br />
- Kładź się... - poleciła odsuwając się na kraniec łóżka. Jack położył się obok
niej.<br />
Późną nocą... (A właściwie 10 minut później.)<br />
- Rubin Ramzesa - Kate przeniosła Jack'a do jego pokoju i wróciła spać.<br />
<br />
Szayel spał sobie z otwartymi oczami z głową opartą na dłoniach splecionych pod
głową. Kat by się nie skapnęła, że nie słucha, ale chrapał. No ciekawe,
pierwszy raz widzi śpiącego Arrancara, który nie jest Starrkiem. Wróciła do
tych dziwnych wspomnień. W sumie dużo czasu spędziła po stronie Heylinu. Bardzo
dużo. Tylko nie mogła sobie przypomnieć co tam tak długo robiła. Oprócz
treningów, które odbywały się od czasu do czasu i jakiegoś wypadu do Wu. W Las
Noches miała do dyspozycji milion osób więcej, a już się nudziła. No bo ile
można imprezować, ściągać Ginowi buty, albo zastanawiać się z Szayelem nad
sensem czegoś tam. Albo stalczyć Ulqa. Wtedy wpadło jej coś do głowy. A może
tak odwiedzi starych znajomych? Na jej twarzyczkę wstąpił uśmiech. Atmosferka
wspomnień z Jack'iem nie była śmieszkowa, ale z innymi zabawa może być znacznie
ciekawsza... Tylko kogo by tu zabrać ze sobą na ten spacerek...</span><o:p></o:p></span><br />
<span style="color: black; font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-themecolor: text1;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></span>
<span style="color: black; font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-themecolor: text1;"><span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">***</span></span><br />
Mam nadzieję, że dostaliście raka od tego. Proszę nie komentować.<br />
I nie rozumiem tych dwóch wcięć co się zrobiły na początku tekstu xDMarkizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-83949374175665282052015-11-28T06:01:00.000-08:002015-11-28T06:01:37.851-08:001# Alternatywny powrót do przeszłości - Nowa seria<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">YO YO YO KACZI SQUAD XDD</span><br />
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Ruszamy z nową serią. Od jakiegoś bardzo dłuższego czasu chciałam narysować różne "stare" rzeczy, raz się nawet zabrałam, ale nie wychodziło, więc olałam. Natomiast trzymało się mnie to mocno i w końcu wykiełkowało.<br />Szukając pewnej informacji znalazłam nawet stare opowiadanko, dlatego jest tu pewien "bonus". Będzie tego więcej.<br />Pozdrawiam Pesę~</span><br /><br />***<br /><br />***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Katechi przechadzała się po torze w kształcie elipsy w sali
głównej pałacu Chase'a. Wuya siedziała wygodnie na swoim tronie i przeglądała
jakieś Instagramy, czy inne kije na telefonie. Szum wodospadów niósł się po
pomieszczeniu.<br />
- Ale właściwie to skoro jesteś taka wszechpotężna, to po co ci Shen Gong Wu? I
po co nas szkoliłaś? - spytała Kat. Pytanie to wpadło jej do głowy właśnie
teraz, zaledwie kilkanaście sekund po przybyciu na stare śmieci. Wuya spojrzała
na nią nie wiedząc czy ona pyta serio, czy to słabe prowo. Wydała się też lekko
zmieszana.<br />
- No wiesz... - westchnęła lekko. - Zapieczętowanie w masce i do tego jeszcze w
pudełku zablokowało mój dostęp do magii w znacznym stopniu. Po powrocie do
ludzkiej formy wciąż nie miałam od razu pełnych możliwości. Dlatego zbierałam
Wu. A was szkoliłam, bo mieliście potencjał - uśmiechnęła się na wspomnienie
starych dobrych czasów. - Kiedy dałam ci klejnot, troszkę też osłabłam. Nie
byłam mimo wszystko na siłach tak do końca... Dobrze im się udało mnie
zamknąć... - splotła ręce na piersi. - No a potem przyszły dzieci... wiesz, ja
i Chase sobie tak możemy żyć nieśmiertelni, ale niezbyt możemy dawać życie.
Musiałam przekazać dzieciakom sporą część mojego klejnotu, żeby mogły żyć...
Wiesz, Chase nie ma duszy czy coś - zachichotała.<br />
- Rozumiem. Czyli nie dało się tego załatwić na tej zasadzie, na jakiej ja
ożywiałam tych tam? - Kat skinęła głową gdzieś w bok mając na myśli swoich...
koleżków z dziurkami.<br />
- A nie wiem - Wuya wzruszyła ramionami. - To już jakaś tam sprawa cząsteczek
duchowych. Jestem tylko wiedźmą, nie znam się na tym. Spytaj tego swojego...
kolegi - kobieta rzuciła krótkim spojrzeniem na Ulquiorrę, który stał prawie na
samym krańcu góry i nie ruszał się. Kat również na niego spojrzała.<br />
- Cząsteczki duchowe można w pewien sposób złączyć odzyskując to, co
utracone... szczególnie, jeśli nie mogą się odrodzić. Espada nie zginęła z
miecza Shinigami, więc obróciła się w nicość, aczkolwiek ich resztki zostały
zapieczętowane... - urwał. Chyba nie musiał dalej wyjaśniać. Dobrze wiedziała,
z czego ich odtwarzała.<br />
- Noooo, w końcu to parę lat wytrzymało... - mruknęła Kat do siebie zerkając w
sufit. Te sople zwisające to stalagmity czy stalagdyty? Nigdy nie mogła ogarnąć
które to które. Wuya zerkała zaintrygowana na Ulquiorrę. Nie była do niego
pozytywnie nastawiona. W końcu to nie do końca istota żywa, a w dodatku
posiadał część jej magii... a także moce, których w ogóle nie znała i nie
ogarniała. Ten cały świat dusz zawsze był dla niej tajemnicą. Sama nigdy w
niego nie ingerowała, nie była głupia, to dosyć niebezpieczne rejony, nawet dla
niej. Chciała zawładnąć światem, ale nie naruszać tego, co nim steruje.<br />
Kiektóre derpy jednak bez wahania ruszyły zmieniać świat na lepsze zaburzając
równowagę. Ale czym była równowaga?<br />
- No a teraz nie możesz podbić świata? Przecież to nie takie trudne -
powiedziała zwracając się do wiedźmy.<br />
- Niezbyt... ale ty jesteś w stanie. Dalej, podbijaj - Wuya rozłożyła ręce z
uśmiechem.<br />
Ok. To nie byłoby trudne. Musiała po prostu ogłosić wszem i wobec, że jest
władcą świata. W sumie... szkoda czasu. Bo weź się tym potem opiekuj. Już miała
dosyć władania czymkolwiek.<br />
- Wiesz... niezbyt mi się chce - odpowiedziała. - Chciałam tylko, żebyś
zobaczyła jak sobie radzi - wskazała na Ulqa posyłając Wuyi szeroki uśmiech.
Była bardzo dumna ze swojego dzieła. Wiedźma niepewnie rzuciła spojrzeniem na
Arrancara.<br />
- Że niby jak silny jest?<br />
- Mogę z nim walczyć prawie na równi - odpowiedziała rozradowana dziewuszka.<br />
Wyua zagryzła wargi. Chyba nigdy nie myślała, że można dać istocie duchowej
kawałek klejnotu heylińskiego. Z tego co się dowiedziała, ten ktoś sam w sobie
był silny... a skoro dorównuje Kat...<br />
- Nie chce mi się. Idźcie sobie do Jack'a - zmieniła pozycję na fotelu i
wróciła do przeglądania sieci.<br />
- No ok. Jak wolisz. Nie wiesz co tracisz - odpowiedziała Kat i tepnęła siebie
i Ulqa od razu do pokoju wspomnianego przez wiedźmę chłopaka. Zazwyczaj
przestrzegała zasad grzecznościowych, czyli dzwoniła normalnie do drzwi, ale
dzisiaj... tak jakoś wyszło.<br />
- No hej - rzuciła do albinosa.<br />
Jack ściągnął słuchawki i oderwany od rzeczywistości spojrzał na przybyszy.
Widać było, że jest lekko niewyspany. Nienaturalnie jasne włosy opadały mu na
jedno oko.<br />
- O co chodzi? - zmrużył wrogo ślepka widząc Ulquiorrę. Znał typa, i chociaż
nawet był z nim na jednej imprezie, wciąż nie wiedział co go łączy z Kate. A
jego wyobraźnia podsuwała mu nawet sugerowanie bycia pedofilem albo jakimś
sponsorem. Nie, żeby miał o niej złą opinię. Po prostu tak wyglądał.<br />
A coś mu wpadło do głowy.<br />
- A gdzie ten niski białas, z którym wtedy uciekłaś?<br />
Dziewuszka zamrugała oczętami niezbyt wiedząc o czym on teraz gada.<br />
- No ten kurdupel, co tu był, a ty z nim... i wiesz... - właściwie to chyba
żałował, że zaczął temat. - Nie ważne - odwrócił się z powrotem do swoich
kartek porozrzucanych na biurku.<br />
- Wuya chciała, żebyś go przetestował.<br />
Jack zerknął znowu na Ulquiorrę. Że niby jest robotem?<br />
- W jaki sposób?<br />
- Nie wiem. Ale wiem, że ty będziesz wiedział.<br />
- A co on, że tak powiem... robi?<br />
- No walczy - posłała mu szeroki uśmiech.<br />
No tak. Przecież nie gotuje.<br />
- No dobra... ale coś sądzę, że sam muszę się za to zabrać - powoli wstał. Z
tego co widział kilka lat temu, nawet najlepsze z jego robotów nie nadawały się
na walkę z kimś takim jak ten zielonooki emos. To byli po prostu nadludzie.
Będzie musiał sam spróbować. Licząc na to, że nie straci od razu jakiejś
kończyny, będzie mógł skopać tyłek temu... komuś. W sumie fajnie.<br />
- To chodźmy - Jack wyprostował się, kiedy Kat wlazła mu na biurko i zaczęła
macać uchwyt od klapy w suficie. - Nie teraz - mruknął łapiąc ją w pół.
Teleportował ich w pobliże lasu, po czym wziął i poleciał wgłąb niego.<br />
- Serio tego nie naprawili?! - westchnęła głośno Kat. Okoliczny las był polem
osłabiającym działanie wszelkiej magii (dlatego nie dało się latać nad nim).
Poza tym był pełen podejrzanych stworzeń, które atakowały wszystko, co
posiadało wszelkie nadprzyrodzone moce. Za nim znajdowała się pustynia, gdzie
ulokowany był pałac Chase'a i Wuyi. Do nich dało się teleportować. Na pustynię
lub do lasu nie. A czemu nie teleportował się więc w pobliże pałacu? Sprawy
osobiste.<br />
Tak czy inaczej dolecieli sobie unikając po drodze dziwne potworki, ewentualnie
niszcząc w sekundę te, które jakimś cudem do nich doskoczyły. Na prawdę, przed
kim ten las ma chronić to nie wiadomo. <br />
Kiedy ich stopy dotknęły prawie pomarańczowego piachu pustyni, Jack stanął
kawałek dalej i zahaczył wzrok na Ulquiorze.<br />
- Właściwie to co mam dokładnie przetestować? - spytał.<br />
- Jego MAGIĘ - odpowiedziała omal nie dławiąc się z przejęcia.<br />
- ...magię?<br />
To ma sugerować, że nie zginie od razu?<br />
- No dałam mu kawałek klejnotu. Ale właściwie używa go tylko do wzmocnienia
swoich dotychczasowych ataków - wyjaśniła z lekkim rozczarowaniem. Co prawda
wiedziała, że uczył się takich podstawowych rzeczy jak przenoszenie przedmiotów
za pomocą magii, jednak widocznie nie bawiło go to. Tradycjonalista. <br />
Jack'a nie ucieszyła ta wiadomość. Od razu wzmocnił swoje ciało bordową aurą
klejnotu. Ciekawiło go, jak duży kawałek dała emosowi. Nie, żeby chciał
porównać kto ma większy przed walką. A może jednak...<br />
- Pokaż go - powiedział. Starał się nie brzmieć zbyt rozkazująco, żeby nie
zdenerwować zielonookiego. Chociaż nic nie wskazywało na to, żeby ten dał się
sprowokować komukolwiek. Ulqu bez słowa przyłożył dłoń do krtani, gdzie kiedyś
znajdowała się dziura Pustego. Zobaczyć można było kilka purpurowych iskier w
szmaragdowej aurze, po czym nad odsuniętą ręką unosił się niewielki odłamek
ametystowego kamienia, długości około dziesięciu centymetrów. Jack uśmiechnął
się triumfalnie. Jego był większy. I co najważniejsze - kompletny. Co prawda
nie był tak duży jak ten Kate, ale emosowi brakowało trochę. Cóż. To nie tak,
że nadrabiał wszystkim innym. Chociażby tym, że atak fizyczny Jack'a niewiele
mu zrobi (dokładniej to tyle co nic), a w drugą stronę... no wiadomo.<br />
- Atakuj - powiedział albinos.<br />
- Ty pierwszy - rzekł słowo Ulquiorra. Serio pedofil, pomyślał Jack, po czym
ruszył na niego z zamiarem przeteleportowania się na jego tyły i ścięcie go z
nóg. Ale gdy tylko był przed, emos zniknął z wizji. Albinos był całkiem szybki.
Wyteleportował się kawałek dalej. Tego się Arrancar nie spodziewał, gdyż sam
chcąc się pojawić za młodzieńcem... nie zdążył go zaatakować. Rzucił mu swoje
nihilistyczne spojrzenie.<br />
- Nie uciekaj, no - krzyknęła Kat.<br />
- Taka moja taktyka - odpowiedział Jack. Nie należał do tych, co się pchają jak
wiedzą, że nie wiele mogą. Ale teraz właściwie MUSIAŁ przyjąć na siebie atak.
Westchnął głęboko. Nie pokaże przecież Kate, że lekko się tego obawia. Poza tym
ona na pewno go poskłada jak coś mu się stanie, co nie? - Dobra, teraz nie
ucieknę - wyciągnął z kieszeni jakąś szmatę, po czym ruszył na zielonookiego. -
Omen Randuina - wypowiedział, a srebrzysta szmatka owinęła się wokół jego torsu
jak zbroja. Jego ciało zaświeciło się na purpurowo. Tym razem panowie nie
zamierzali chytrze pojawiać się za plecami wroga. Jack losowo postanowił
zaatakować z pięści, natomiast Ulquiorra trzymając leniwie ręce w kieszeniach
zamierzał zrobić krok do przodu i wykopać pana Spicera hen daleko. Niesamowicie
szeroki uśmiech satysfakcji pojawił się na twarzy młodszego z nich, kiedy noga
zielonookiego zatrzymała się na jego brzuchu. Natomiast lekkie zdziwienie mógł
wykryć każdy na twarzy nihilisty, gdyż oto w idealnym slow motion, jego atak
został tak bardzo spowolniony, że cała siła, jaką w to włożył, poszła w las.
Jednak przypomniał sobie o magicznym kryształku. Rozbłysło trochę szmaragdem z
fioletowymi iskrami, a następnie młodszy wojownik poleciał na drzewo. Jack'owi
udało się wyhamować i chociaż uderzył w jakiegoś dęba, zaraz wyprostował się
posyłając zwycięski uśmiech. Kate natychmiast pojawiła się obok patrząc z
zaciekawieniem na srebrzystą szmatkę, którą od siebie odwinął.<br />
- Spowalnia atak, a dodatkowo dodaje całą masę wytrzymałości - pomachał jej
przed nosem kawałkiem materiału, który skurczył się do rozmiarów zwykłej chusteczki.<br />
- Jaki bajer. Za moich czasów Wu nie były takie fajne... to znaczy, że dalej je
zbieracie?<br />
- A co mamy robić? - wzruszył ramionami patrząc na trzymane Shen Gong Wu i wracając
myślami do początków swojej przygody z Wuyą. To były czasy... - Głównie sam się
tym zajmuję. Tobie i Raiowi się znudziło, Ross postanowił skończyć szkołę, a ci
tam zamienili się w nudną rodzinkę Januszów i Grażyn - skinął w stronę ledwo
widocznego stąd pałacu. - Natomiast piżamowce nadal w formie. Znaczy Kimiko to
w sumie od jakiegoś czasu nie widuję, ale reszta się trzyma.<br />
Kate złapała za końcówkę Wu. Było wykonane z całkiem delikatnego materiału,
pewnie jedwab. Miało kolor ciemnej śliwki, pod światło widać było jakieś
wzorki.<br />
- Jack, pracujesz dla Rito? - spytała.<br />
- Tak. Ale co to?<br />
- Taka tam grupa ludzi co robi tą słynną grę Ligę Legend - wyjaśniła. Ale nie
wyglądał, jakby rozumiał. - W tej grze jest przedmiot o takiej nazwie jak to.
Pewnie jest więcej Wu, co się nazywają jak itemki z gry... ah to przenikanie
się wymiarów... - westchnęła. Przypomniały jej się stare, dobre czasy.<br />
<br />
[Panie i panowie, to naprawdę stare czasy. Spisane zostały w marcu 2008 roku w
formie... no niezbyt wartej pokazywania. Aczkolwiek bardziej śmieszkowej niż to
co spotkacie poniżej. Większość zgodnie z oryginałem, poprawiona tylko estetyka
językowa.]</span></div>
<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglug28VnYNtY5L0NTzghDzD9l7-S1-vSVxd6_S-L2LSkKpdC4ULus1DlpMUV8AP1JjvJ-yLjuFAlNKniDK_jrdAQb6WLMCX32UB18oHbgWhFF2dr1drVWqHTWUlzWed9A9MdVwT-TxS7U/s1600/APDP.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="480" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglug28VnYNtY5L0NTzghDzD9l7-S1-vSVxd6_S-L2LSkKpdC4ULus1DlpMUV8AP1JjvJ-yLjuFAlNKniDK_jrdAQb6WLMCX32UB18oHbgWhFF2dr1drVWqHTWUlzWed9A9MdVwT-TxS7U/s640/APDP.png" width="640" /></a><span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"><em>Heylińska
czwórka leciała szukać nowego Wu. Ukryte było na jakiejś wyspie Pacyfiku. Kate
i Jack zajęli się szukaniem, Rai wraz z Rossem w tym czasie siedzieli obok
latającej maszyny wyglądając za ewentualnym zagrożeniem. Blondyn miał
nieodpartą pokusę skonsumowania bananów, które wisiały mu nad głową. Postanowił
wejść na skałkę, na której rosły.<br />
- Masz coś? - spytała Kate przeszukując zarośla.<br />
- Nie - odpowiedział jeszcze czerwonowłosy Jack uważając na niebezpieczne
stworzenia typu mrówki.<br />
- Pospieszcie się, bo lecą łysole - krzyknął z góry Ross.<br />
- Ej! Moja siostra nie jest łysa...<br />
- Dobra, sorki, Rai...<br />
- Jak się to Wu w ogóle nazywa? - spytał Jack strzepując z ramienia tarantulę.<br />
- Nie wiem - Kate podrapała się po głowie. - Ale wiem co można zrobić.<br />
Wyczarowała swój parasol i uniosła do góry.<br />
- Omi! - krzyknęła imię wybrańca. Z czubka parasola wyleciała fioletowa smycz
porywająca łysego żółtka z latającego smoka, prosto w szpony heylińskiej
czwórki. - Gadaj no jak się to Wu nazywa.<br />
- Ogon Tusami - odpowiedział przemądrzale malec. On wiedział, a oni nie, phi.<br />
Ups, już wiedzieli.<br />
- Ok, dzięki - weszła w jakieś krzaki puszczając go. - Mam! - krzyknęła
machając Wu trzymanym w ręce. Był to jakby płaski, beżowy kamień w kształcie
połączonych ze sobą wierzchołkami kropli deszczu.<br />
- To teraz się zabawimy... - wyczarowała farby, a następnie namalowała Omiemu
mapę świata na głowie. Heylini zaśmiali się z globusa. Następnie Jack wytworzył
kulę ognia, która była całkiem dobra, jak na jego początkowe zdolności
magiczne. Strzelił nią w lecących piżamowców.<br />
Ojej, ojej, ojojojojojoj, trafił. Dojo zaczął się palić, spanikował i
zmniejszył. Wpadli do wody, ale szybko wyszli na brzeg.<br />
- Ogon Tusami - Kate odważnie użyła Wu, które zamieniło jej dolną część ciała w
syreni ogon. - Wow - skomentowała, po czym rzuciła się w wodę. Wymijając
piżamowców wypłynęła na kamień wystający nieco na powierzchnię. Ogon,
oddychanie pod wodą, co jeszcze?<br />
- Co ona niby chce zrobić? - Jack zerkał tak tylko.<br />
- Ja chyba wiem... zatkajcie uszy - powiedział Ross, po czym założył słuchawki
od MP4. Jego koledzy uczynili to samo, przy czym oni mieli tylko od MP3.
Zgodnie z jego przewidywaniami, Kate zaczęła śpiewać. Jako, że Shen Gong Wu
oferowało wszystkie syrenie cechy, chłopacy z przeciwnej drużyny (wraz z Dojo)
zahipnotyzowani ruszyli w stronę dziewczyny.<br />
- Ja też tak chcę! - krzyknęła Kimiko.<br />
- Ja też! - dołączyła się Kochimoko.<br />
Czyżby śpiew działał też na płeć piękną? Bo oto popłynęły i niewiasty.<br />
- Kurczę, też chcę posłuchać - powiedział Rai ściągając słuchawki. Natychmiast
wpadł w trans i ruszył w wodę. Ross ruszył mu na ratunek starając się na siłę
wepchnąć mu słuchawki do uszu, czego zahipnotyzowany kolega nie chciał.<br />
- Zostaw! - krzyczał ciągle.<br />
W tym momencie Omi przypomniał sobie, że nie umie pływać. Ok, kontrola nad wodą
to jedno, ale był w takim stanie, że raczej sobie nie zdawał sprawy z tego, co
się działo. Kiedy globus był już pod wodą, a na jej powierzchni pojawiły się
spłukane farbki, Kate dezaktywowała Wu. <br />
Piżamowce uciekli. Uuuu, ale nowość.<br />
Chłopacy wyciągnęli słuchawki z uszu i pogratulowali sobie sukcesu.</em><br />
<br />
[A teraz fragment ORYGINALNY, bo nie mam pojęcia jak o rozpisać XD]<br />
<br /><em>
Nagle Rai użył szala Longi. Wlazł Kate do głowy i zamieszał jej tam. Jack ją
uratował. Nie mogli wrócić do domu. Mieszkali na wyspie. Jack'a i Rossa ktoś
porwał. Rai zarywał do Kate. Ona zniecierpliwiona poszła szukać reszty. Rai
poszedł za nią. Nagle zauważyli zieloną wiewiórkę. Kate poznała Bestię od razu.
Odmienił się i powiedział, że Slejd tu jest. Znaleźli podziemne przejście
pokonując 10 dinozaurów. Rai znalazł Rossa. Razem znaleźli ciało Jack'a. Kate
płakała. Użyła Klejnotu by go ożywić. Ożył ale miał jeszcze strupy i siniaki.
Nie pozwolił Kate dalej go uzdrawiać aby nie doszło do tego co miesiąc temu.
Potem wrócili do domu dzięki Bestii. A Sleida przy okazji zniszczyli.</em><br />
<br />
[Nim spytacie "CO" to odpowiem: NIE MAM POJĘCIA XDDD Nie wiem czemu
nie mogli wrócić, ani nie pamiętam co się stało przy poprzednim ożywieniu. Co
do Bestii i "Slejda" to w sumie kij mnie to, ale to WAŻNY fragment
XD]</span><br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"></span><br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">***</span><br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"></span><br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">***</span><br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;"></span><br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Komentujcie, pls.</span><br />
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-27360533893671576072015-09-08T11:08:00.000-07:002015-09-08T11:08:01.788-07:00Lista mangoZaszaleję i zrobię listę fajnych mang. A co.<br />
Myślałam o nowej zakładce, ale w sumie po co. Oznaczę to po prostu specjalną etykietką i będziecie mogli sobie znaleźć w miejscu z tagami, tym po prawej stronie, o tu -><br />
<br />
<a href="http://manga-skan.pl/manga-bonnouji.html" target="_blank">Bonnouji</a><br />
[Życie][Romans?]<br />
To jest tak bardzo dobre ;;; <br />
<br />
<br />
<a href="http://manga-skan.pl/manga-klasa-5b.html" target="_blank">Klasa 5b</a><br />
[Szkolne][Komedia]<br />
Esencja podstawówki tak bardzo ; y ;<br />
<br />
<br />
<a href="http://manga-skan.pl/read-unexpected-love-one-shot-chapter-01.html" target="_blank">Unexpected Love</a><br />
Bardzo krótkie, więc nawet nie wiem jak to określić gatunkowo... może [Szkolne życie]? <br />
Polecam, bo zakończenie zaskakujące :')<br />
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-28713993931902243722015-09-06T14:19:00.001-07:002015-09-06T14:19:25.879-07:0026# Nocne Party u Kat 3 Witam serdecznie.<br />
Postanowiłam na poważnie podejść do tego bloga, a mianowicie zmienić wygląd (mam raka oka od tego co widać w "Spisie opowiadań") i może jakoś zareklamować. Muszę zerwać z myśleniem, że skoro w opowiadaniach pojawiają się nieznane innym osoby, to będzie to dla nich nudne. Bo przecież jak czytamy nową książkę, to jest to nasz pierwszy kontakt z jej bohaterami, czyż nie?<br />
<br />
Nocne Party u Kat 3 zostało napisane 28-29 sierpnia tego roku. Niestety wena nie dopisała i musiałam to wszystko obrobić. Współautorką można nazwać Roxi, bo pomogła nawet bardziej niż ostatnio, huehue XDD<br />
<br />
Co do powieści - robi się... a raczej robiła. Nie wiem jak wyjdzie.<br />
<br />
Chętnie bym spisała Nocne Party u Roxi, bo to była taka psychodela, że szok i w ogóle to było w końcu prawdziwa nocna impreza XDD<br />
<br />
Wracając do głównego tematu. Wczoraj przeczytałam mojego starego bloga (Bleach Parody Magazine, gdzieś w linkach na starym blogu jest) i w kilku momentach naprawdę poleciały mi łezki ze śmiechu. Nie stwierdzam, że się wypaliłam w pisaniu parodii, czy jakkolwiek nazwanych śmiesznych rzeczy... Po prostu tak jakoś mieszam ładne opisy z randomami.<br />
<br />
Miłej zabawy.<br />
<br />
_____________________________________________________<br />
<br />
<br />
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px 0pt; mso-add-space: auto;">
A wszystko zaczęło się w Krainie Świnek.
Po udanej misji, Kat i Roxi wróciły do domu. Były lekko zmęczone, jednak
objawił im się duch... Nie wierzyły własnym oczom... Nie był to jednak duch
Michaela Jackson'a, który miał piątą [szóstą!] rocznicę śmierci. Jasne włosy
odbijały się w świetle księżyca. Na początku myślały, że to Jerzak, jednak po
chwili padły na kolana, widząc, iż mają przed sobą prawdziwego Emajnema.<br />- Biały, nie znaczy
lepszy - powiedział. Wtedy przypomniały sobie jego naukę. Nie było czasu na odpoczynek.
Pora zorganizować kolejne przyjęcie.<br />Tym razem miało być to eleganckie
przyjęcie herbaciane. Filiżanki, ciasteczka, imbryczki, Henryczki i Orliczki. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Jednak, pojawiły się trudności z utworzeniem
listy gości. Nie wiedziały bowiem, kto ze znajomych skusiłby się na takie klimaty,
poza Aizenem, którego i tak nie zaproszą. Postanowiły nadać przyjęciu jakąś
tematyczną otoczkę. Padły różne propozycje. Minecraft, Posiedzenie Rządu, Bal
transwestytów im. Ciela P. Nie mogły się jednak zdecydować, dlatego zostały bez
tematu. Poza tym znając życie nikt by się nie przebrał i dekoracje kij by
trafił. Przebrani ludzie w normalnym miejscu wyglądają o wiele lepiej niż
Hogwart z Mugolami. <br />Rozpoczęły
przygotowania. Gośćmi, zajmą się później. Zamówienie serwetek i herbaty, dla
nieokreślonej liczby osób nie było niestety łatwe. Dlatego zaprosiły większość
znajomych nie mówiąc im o tym, że to przyjęcie herbaciane. Tak chyba
najłatwiej. Może jednak ktoś przyjdzie.<br />Rok później, czyli w
dniu imprezy, już o siódmej, kiedy gang piekarzy harcował na ulicy, nadjechał
tajemniczy van. Jego kierowca przedstawił się jako dostawca porcelany. Razem z
Kat i Roxi rozłożyli zastawę na stołach, pożyczonych z Ikei. Następnie
rozstawiły inne potrzebne rzeczy, np. krzesła, darmowy parking, dmuchany zamek
i stoisko z watą dla Grimmjowa. Nie zdążyły niestety się przebrać w odpowiednie
kreacje, gdyż pojawili się pierwsi goście. Niekulturalnie to z ich strony.<br />- Mamusiu - powiedział
Iwan machając do Kat na powitanie. Roxi w tym czasie wycofała się nieco,
udając, że nie widzi Yao stojącego obok Rosji. Nie, żeby w jakiś sposób unikała
go, czy tam może bała się Iwanka. Spróbowała wejść do domu, aby się przebrać.
Niemal nie zderzyła się z Pepper, która właśnie staczała się ze schodów.
Dexter, idący za nią, nie przejmował się tym, że jego dziewczyna nieco za
bardzo panoszy się wszędzie. W końcu byli buntownikami.<br />Kat w tym czasie witała
kolejnych gości. Niezbyt komfortowo się czuła robiąc to w swoim codziennym dresie,
ale cóż miała zrobić. W sumie to był dres wyjściowy, bo tą spódnicę ubierała
także na specjalne okazje. Chociaż nawet dobrze było - miała w co wytrzeć
dłonie po tym, jak przez przypadek jej ręce otarły się o Grimmjowa
przechodzącego zbyt blisko. Goście z wyraźną nieśmiałością zajmowali miejsca.
Większość z nich nigdy nie była na przyjęciu, gdzie stał zastawiony stół i nie
wiedzieli, jak się zachować. Wywołało to lekkie zgorszenie na twarzy Dziadka
Janusza. Poza tym byli w szoku, że to przyjęcie herbaciane. Ale na przykład
taki Grimmjow nawet się cieszył. Mógł popisać się swoją umiejętnością picia
herbaty, którą opanował do perfekcji podczas służenia Aizenowi. Dobra,
wystarczy już tego pisania o Grimmie tylko, przecież tam była masa innych osób
jeszcze! Na przykład Hirako. Nikt nie miał pojęcia skąd ten facet wziął się w
tym gronie. Poza tym wzbudzał kontrowersje krawatem niedopasowanym do koloru
butów.<br />Roxi udało się przebrać
i dojść do gości. Przypomniało jej się Nocne Party u Kat, kiedy latała w stroju
Vadera. Teraz wiedziała już kim on jest. Niestety. W końcu każdą lampę w tym
domu zdobił jego wizerunek. Odkąd Kat kupiła książeczkę z naprasowankami i
innymi poradami DIY z Gwiezdnymi Wojnami, zmieniło się tu nie do poznania. <br />Po pierwszej filiżance,
widać było, kto ma słabą głowę. Yao rękawami zamiatał połowę stołu, kiedy
sięgał po cukier. Iwan starał się ostrożnie dodawać kostki cukru do herbaty,
jednak niestety kruszył je szczypczykami w połowi drogi do napoju. Nnoit dzwonił
łyżeczką przy mieszaniu. Pepper piła całą filiżankę jednym łykiem i wycierała
po tym usta. Dziadek Janusz nie wytrzymał. Nie podobało mu się to wschodnie
towarzystwo. <br />- Jak ty wyjdziesz za
Ruska, albo Ukraińca, to ja na ślub nie przyjadę! - krzyknął w stronę Kat,
która właśnie patrzyła. Iwan nie zdążył spytać, czemu miałby brać ślub z
mamusią, bo Dziadek opuścił serwer.<br />Roxi otwarcie zaczęła
przyznawać się do kontaktów z Iśkiem dopiero wtedy, gdy Yao zniknął pod
krzesłem. Nie wiedziała co prawda, czy Leon informuje ojca o swoim życiu
prywatnym, jednak wolała nie ryzykować. (Sugerowanie, że mu cokolwiek mówi.)
Iwanowi było przykro, więc zabrał Chińczyka i poszli do domu.<br />Kat zapuściła w końcu
normalną muzykę. Było to coś o wiele lepszego niż rok temu. Wtedy było tylko
zwykłe "Jestem bogiem", tego dnia leciała prawilna wersja będąca
coverem z feat i Arką Noego. Wystarczyło, aby Nnoitra zamanifestował swoją
przynależność do Zgromadzenia Magicznych Fasolek. Jest to, drodzy koledzy,
organizacja ekologiczna, mająca na celu zlewicowanie świata przestępczego. Ale
kogo to obchodzi. Większość ze zgromadzonych, nie wiedziała kim jest pan Jiruga,
więc po prostu go zignorowali. Zainteresowania nie okazał również Bartioszek,
będący zazwyczaj osobą otwartą na nowe idee.<br />Parkiet tej imprezy
został ochrzczony przez Codiego, który ze swoją nową modną fryzurą (tak,
zgadliście, "na pędzla"), co krok załapywał coraz więcej atencji od
przebywających wokół. <br />
/Britnej Plaża/<br />Cody godnie zastępował
Łosia, który porzucił życie dynamicznego tancerza, na rzecz producenta
Szopkinsów - najlepiej sprzedającej się serii zabawek na zachodzie. Zdobył tym
serca milionów osób.<br />Grimmjow był zazdrosny.
Nie mógł pozwolić, aby jakiś młodziak zabrał jego atencję. Ruszył na parkiet.
Wyginając się jak stały bywalec dożynkowych dyskotek w remizie spowodował, że
ludzie automatycznie oderwali wzrok od miejsca do tańca. To było po prostu
niesmaczne. Nnoitra aż zakrztusił się torebką od herbaty widząc kolegę w akcji.
Szayel musiał go ratować. Na szczęście zabrał swój podróżny zestaw małego
medyka. Kiedy tak go ratował, siedzący obok Tesla nie zauważył, że wstawiony
pięcioma filiżankami Luppi, malował mu paznokcie na buraczkowo. Łotwie aż
przypomniała się pewna szarlotka, przez co jego twarz przybrała kolor
wspomnianego wcześniej warzywa. Miał nadzieję, że Roxi tego nie widziała.<br />Mógł być spokojny. Była
zajęta dyskretnym uciekaniem od Braciszka Francji, który postanowił przełamać
wszelkie bariery i pokazać czym jest równość wszystkich ludzi, poprzez taniec z
Grimmjowem. Tym samym niebezpiecznie zbliżyli się do miejsca, w którym siedział
Isiek z obstawą. Czyli Roxi, hehe.<br />Na chwilę zgasły
światła. Ale tylko na sekundę. Wszyscy zwrócili wzrok na drzwi od piwnicy.
Zauważyli dwa lasery, które okazały się po chwili oczami gospodarza. Henryk
zerknął na taras, po czym zdecydował, że wróci do środka. Znajcie łaskę. <br />Kat postanowiła się
przebrać w coś ciekawszego. Wchodząc na górę upewniała się, że w domu nikogo
nie było. Na parterze czysto. Na piętrze też. (Na półpiętrze też). Tylko
Henryczek zabunkrował się pod stołem w salonie czekając na sposobny moment aby
zgankować kogoś za pomocą swojej umiejętności biernej. Kaczi zakluczyła więc
drzwi do swojego pokoju, aby w spokoju przebrać się w piękną sukienkę. Kiedy
tylko lekko podciągnęła bluzkę, usłyszała kogoś. Odwróciła się spanikowana.
Szayel i Ulquiorra siedzieli na kanapie. Matko jedyna, Szopkinsie limitowany. Jak
mogła ich nie zauważyć. Zamieniła twarz na czerwonego pomidora, po czym
grzecznie kazała im ulotnić się stąd. Nie wiedzieli o co chodzi. Szczerze
mówiąc nawet na nią nie patrzyli. No bo przecież nie sugerujmy, że jakiś
dojrzały mężczyzna pokroju Szayela zainteresuje się ledwo pełnoletnią losową
dziewoją. Haha, zabawne. Musiała więc iść przebrać się do łazienki. Niestety na
toalecie siedział Jason czytając nowy numer Gościa Niedzielnego. Chciała
załatwić to szybko, więc musiała wrócić do pokoju. Przebrała się tak, żeby
niczego nie zauważyli. Bo akurat by na nią patrzyli. Byli pochłonięci poważną
rozmową na temat wpływów występowania pauzy we wszystkich Tamagotchi, oprócz
tych japońskich, na podaż obuwia w Stanach. Zapomniała niestety o portrecie
Sparrowa, który czujnie obserwował wszystko jednym okiem (drugie było
zasłonięte fartuszkiem wiszącym na wieszaku nad plakatem). Ledwo się przebrała,
ktoś wpadł do drzwi. Musiała zapomnieć zakluczyć, albo rozwalili jej klamkę.
Dan, z krawatem na czole, w jednej ręce przytrzymywał Prusa, a w drugiej
trzymał jakąś dwulitrową puszkę Mołtan Dju. <br />- No bo chciołem z
gospodorzem się zoboczyć żeby upominek wręczyć osobiście - rzekł wciskając
dziewczynie puszkę w ręce. Lekko zakłopotana odłożyła ją do reszty, po czym
rzuciła się ocenić stan drzwi. Blondyn opuścił pomieszczenie słysząc jakieś
ciekawe bity z dołu. Prusa niestety zostawił. Trzeźwy albinos rzucił
spojrzeniem na dwójkę siedzącą na kanapie. Westchnął i mruknął coś pod nosem.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co to za cieniasy -
powiedział do Kat. Nie wiedziała o co mu chodzi. Może to miało być pytanie,
lecz Prus będąc nowoczesnym, nie używał znaków interpunkcyjnych. Albo Iwan
zjadł mu cały zapas, ups.<br />Szayel i Ulqu
tradycyjnie zignorowali go. Nie lubili rozmawiać z obcymi młodzieńcami.
Ulquiorra po chwili wstał, otworzył balkon i wyszedł mówiąc coś o tym, że idzie
odebrać telefon. Kat po bilansie drzwi ruszyła na dół pilnować przyjęcia. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Ju szol mi dałn bat
ajm skfaf ajm tajtaaan - krzyczał ktoś do mikrofonu. Chyba odpalili karaoke.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Szayel klikał sobie na
swoim telefoniku z klapką, kiedy poczuł, że ktoś zajął miejsce obok niego.
Miodowe oczy na ułamek sekundy spotkały na swojej drodze dwa rubinki. Prus
uśmiechnął się szeroko.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Kolejne azjatyckie
transiki? - spytał. Wiedział, że Kat lubi Kambodże i inne takie. Nie mógł
jednak stwierdzić, kiedy dokładnie pozbył się lewego ramienia. Może urodził się
bez niego? Po chwili zarejestrował palec różowowłosego przyłożony do miejsca,
gdzie kiedyś mogła znajdować się pruska kończyna. Ciekawie. I nawet kropla krwi
nie upadła na podłogę. Szayel wiedział, że nie warto denerwować Kat syfieniem
domu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Izuru w ciszy i
skupieniu zaparzał kolejną herbatkę. Wszyscy mu odradzali. Wypił już
wystarczająco. Co zrobi, gdy... Blondyn nagle wstał i wbiegł do domu. Musiał
jak najszybciej znaleźć łazienkę. Ilość herbaty, którą wypił, nie mogła
zmieścić się w jego małym pęcherzu. Przypomniał sobie swoją babcię, która
wydziergała na drutach sweterek na pęcherz, żeby sobie nie przeziębił. A może
to zrobiła Kim na swoim biuście. Nie ważne. Niestety spotkała go tragiczna
wiadomość. Obie łazienki były nieczynne. Przypomniał sobie dopiero teraz słowa
ludzi mówiących mu, aby odpuścił kolejną filiżankę. Poczuł wtedy coś. Ten smutek
zalewający jego ciało. Upadł na podłogę. Czemu to zawsze musiało się tak
kończyć. Sięgnął ręką do kieszeni. O nie. Musiał zostawić telefon w domu. A tak
bardzo chciał się podzielić tym uczuciem ze swoimi kolegami z Uczuciopedii.
Poczuł wilgoć pod palcami. Widocznie łzy cieknące mu po twarzy utworzyły niezłą
kałużę. Poczuł znowu coś - jak ktoś klepie go po głowie. Spojrzał w górę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Gin?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Jejku, Izuru, czemu
klęczysz w jakiejś kałuży moczu? - spytał białowłosy uważając, aby samemu nie
wejść w żółte jeziorko. Izuru chciał umrzeć. Ale jego pęcherz, uwolniony od
zmartwień, powiedział mu, że życie jest piękne. I tego blondyn postanowił się
trzymać. Wyciągnął dłoń w stronę byłego przyjaciela, aby ten pomógł mu wstać,
jednak zdał sobie sprawę, że miał ją mokrą. Smutne.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kat pilnowała porządku.
Wszystko szło elegancko. Nawet Francja opuścił parcelę, a ktoś pokusił się na
stwierdzenie, że zrobił to razem z Łotwą. Kilka osób tańczyło do murzyńskich
rapsów, niektórzy leżeli na trawie i oglądali gwiazdy. Niebo faktycznie
wyglądało tego dnia wyjątkowo. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Postanowiła więc wyciągnąć telefon i zerknąć
w Plemiona. Surowce same się nie zdobędą, a wojsko samo się nie zrobi. Nagle
ktoś ją złapał za ramię. Odwróciła się szybko. Zobaczyła niezidentyfikowaną
rękę bez właściciela. Miała nadzieję, że nie maczał w tym palców Jason. Jednak
lepiej i tak znaleźć Pesę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nie wiedząc, o co
chodzi, Nnoit wrzucił pieniążka do kapelusza leżącego przy nieznanej mu osobie,
która całkiem ładnie udawała chodzącego grzyba. Później się dowiedział, że ten
ktoś nie zbierał pieniędzy, a nakrycie głowy po prostu leżało i stracił
bezpowrotnie trzy dolony.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- No kurczę -
skomentował Nnoit, lat sto czternaście. (Ze względów bezpieczeństwa dla młodych
czytelników i ogólnej przyzwoitości dubbing został ocenzurowany.)</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Roxi wraz z Iśkiem była
jedną z osób leżących na trawie i oglądających gwiazdy, leżała przytulona do
jego boku. Nagle podszedł do nich Cody.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- No hej mała, mogę się
dołączyć ? - nie czekając na odpowiedź wepchnął się pomiędzy nich. Isiek
spojrzał na Roxi pytająco po czym wstał a ona zrobiła to samo.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co ty tworzysz? Nie zgodziłam
się na dotykanie mnie - chwyciła Iśka za dłoń i przeszli położyć się kilka
metrów dalej. - Następnym razem najpierw wypełnij podanie - dodała odchodząc.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Cody westchnął. Na
lekkie dotknięcie podanie, na dodanie do znajomych podanie, na dołączenie do
grupki jakieś refy... Co z tym światem jest nie tak? Gdzie jest miłość dla
innych? Braciszku Francjo, czemuś nas opuścił?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Znam to uczucie -
usłyszał czyjś głos. Odwrócił głowę w bok. Obok niego leżał Harold wpatrujący
się w gwiazdy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pan Lala wdał się w
ciekawą pogawędkę z Pedobearem. Sączyli sobie herbatkę, kiedy ich spokój został
zakłócony przez... nie, jednak nie został zakłócony. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kat naśladowała dźwięki
miecza świetlnego machając jakimś zwitkiem papieru. Patrzyła przy tym uważnie
na swoje odbicie w piekarniku. Głupio by było, gdyby nagle ktoś wszedł do
kuchni.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Aha - powiedział
Hirako wchodząc do kuchni. W ręce trzymał puszkę Małtan Dju. Rzucając w
dziewczynę zdegustowanym spojrzeniem, schował to do lodówki. Kat zauważyła, że
puszka była otwarta. Dziwne. Schowała szybko zwitek papieru za siebie i
spoglądała na jego blond włosy powiewające na braku wiatru. Najgorsze było to,
że miał je dłuższe od jej włosów, chociaż zapuszczał dopiero dwa lata. Zaczęło
się to wszystko wtedy, kiedy zaproponowała mu zrobienie kospleju Lady Gagi i
Beyonce z Telephone. Niestety nic z tego nie wyszło, gdyż Kat była zbyt jasna.
A nie chciała, żeby inni kosplejerzy się śmiali z jej wady. Bo cała ta gadka o
tym, że kosplej to tylko zabawa to zwykła ściema. Wiele już wycierpiała, kiedy
jej koledzy byli nękani z powodu rzeczy, na które nie mają wpływu. Tak było w
przypadku Izuru w stroju Deidary (zbyt nisko osadzony zewnętrzny kącik oka),
Kaname w stroju Lucjana z Ligi Legend (za krótka szyja) lub Ulqa w stroju Dołka
z Krasnoludków (za krótki palec wskazujący przy prawej stopie). Kiedy Hirako wyszedł
z kuchni, wyciągnęła puszkę z lodówki. Tak jak myślała, była kompletnie pusta.
Nie rozumiała, czemu wrzucał puste opakowania po produktach spożywczych do
lodówek, piekarników i pod łóżka. Może to ten słynny kryzys wieku średniego.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pomimo dynamicznej
muzyki, zawiewało trochę nudą. To już nie były te stare dobre imprezy, które
wspominało się z pokolenia na pokolenie. Kat postanowiła zaproponować jakąś
zabawę, jednak wiedziała, że "7 minut w niebie" jest zbyt kontrowersyjne.
I bała się sama trafić do szafy z kimś niepowołanym. Ogłosiła więc grę w
butelkę. Niestety trudno znaleźć butelkę na przyjęciu herbacianym, więc rolę tą
pełnił tradycyjnie Harold. Odsunęli meble na bok i usiedli w kole. Harold
przyjął pozycję żelazka (czyli kołyski - przyp. dla osób typu Kat).</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pierwsza kręciła Roxi.
Wylosowała Izuru.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Pytanie czy zadanie?
- spytała. Blondyn, wciąż pełen traumy wydarzenia na korytarzu, odpowiedział
krótko, że pytanie. - Czy pomysł z herbacianym przyjęciem był dobry, czy
wolałbyś coś innego?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Mina Nnoita po tym
pytaniu wyrażała wszystko.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co to za pytanie! -
zbulwersował się.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Spokojnie, Nnoitro -
uspokoił go Szayel. - W końcu nie ustaliliśmy poziomu dirtu pytań - zerknął na
Kat. Ta rozejrzała się po ludziach. Odpowiedź była prosta. Super dirty.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Obojętnie -
powiedziała. Niestety towarzystwo było zbyt mieszane, żeby zaszaleć.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Czym jest dirt? -
spytała Natalka z uśmiechem.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- To ziemia po
angielsku - odpowiedziała Pepper zawstydzając Natalkę brakiem znajomości
języka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Izuru podrapał się po
głowie. Ogólnie by mu się podobało, jednak ta cała sytuacja z
przedawkowaniem...</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Nie jest źle... -
wymruczał zastanawiając się jak zakręcić Haroldem. Kiedy już się udało,
wylosował Kat. Wybrała zadanie. Po zebranych przeszło krótkie
"Ooooo". - Musisz... Wykonać głupi telefon.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Uuuuu - powiedzieli wszyscy.
Nieco staroświeckie zadanie, ale jednak wzbudzało emocje i kontrowersje nawet
wśród młodzieży XXI wieku. Wyciągnęła telefon. Wybrała numer. Włączyła na
głośnik, żeby wszyscy mogli słyszeć. Pierwszy dźwięk, drugi, trzeci... Niestety
jak zwykle Sea nie odbierał. Postanowili więc zadzwonić do kogoś innego. Dan
podał jej numer do Szweda i zadzwonili. Odebrał.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Halo? Ikea? Stół mi
się rozkręcił, HEHEHE - krzyknęła nieśmiesznie do telefonu. - Twoja matka
skręca ołówki w Ikei! </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nnoit pokręcił głową.
Nie podobało mu się to. Musiała się bardziej postarać. O dziwo, Szwed jeszcze
był na linii.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Kupuję meble w Voxie
- powiedziała do telefonu i rozłączyła się. Poziom śmieszności w atmosferze był
bardzo zły. Ludzie spoglądali speszeni w posadzkę. Kat zakręciła szybko
Haroldem. Wylosowała Luppiego. Był to odważny chłopiec, dlatego wybrał zadanie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Zaśpiewaj
patriotyczną piosenkę - powiedziała. Chłopak zamrugał kilka razy swoimi
pięknymi oczkami. Hueco Mundo chyba nie miało własnych piosenek. - Jak nie, to
zaśpiewaj "Wojenko, wojenko".</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Więc zaśpiewał. Niestety
nikt nie mógł zweryfikować, czy zrobił to poprawnie, bo nikt nie znał tego
utworu. A następnie wylosował Iśka, który o dziwo wybrał również zadanie. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Poliż tego tam w
łokcie - powiedział Luppi wskazując na Hirako.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Chyba nie - blondyn
złapał się za łokcie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- To może kogoś innego?
- spytał Isiek niezwykle ochoczo (jak na niego). Luppi wskazał więc na Szayela.
Różowowłosy podwinął rękawki. Iśko wykonał zadanie sprawiając, że Roxi prawie
umarła z zażenowania. No kurczę, lizać łokcie Szayela, serio, Iśko? Dan
zakrztusił się Prince Polo na ten widok, po czym oberwał od Roxi za kradzież
jedzenia z jej buta. Następnie wypadł Bartioszek wybierający zawsze pytanie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Jaka była ostatnio
przeczytana przez ciebie książka?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kat miała zamiar rzucić
się na Iśka. Nie było chyba gorszego pytania. Bartioszek zaczął opowiadać o
książce opowiadającej o podróży pewnej dziennikarki do Estonii. Opisywał jej
zmagania z biedą i ubóstwem, na które się natknęła. Dodatkowo opisywał zalety
okładki i papieru wydania, które posiada. Trzeba było mu przypomnieć, że teraz
kręci, bo by nie skończył. Wylosowany został Tesla. Ten spokojny chłopiec
został przy pytaniu. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co sądzisz o
teledysku "Alejandro"?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Chyba jest w porządku...
- odpowiedział Tesla. Zaszalał. Aż Nnoit zagwizdał zębami. Następnie tenże
cyklop został wylosowany. Oczywiście wybrał zadanie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Okrąż nas skacząc jak
króliczek.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Tego Nnoit nie
przewidział.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Przesadziłeś, gnojku!</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Ale zrobił to. Po dwóch
skokach Tesla upomniał go, żeby przyłożył ręce do głowy jak uszka. Bez
grymaszenia, tak jak to jest w przypadku jedzenia warzyw na obiad, Cyklop
wykonał zadanie. Teraz się zemści na kolejnej osobie. Cody. Na niej akurat
słabo mógł się zemścić, poza tym to mugol, którego zabije pierwszy lepszy
pantofelek czy inne gronkowce, no ale. Imię Nnoitra do czegoś zobowiązuje.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
A to ciekawe.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Hehe, zadanie -
powiedział chłopiec luzackim tonem. - Pytania są dla ciot.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Izuru spuścił głowę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nie no, serio,
wystarczy już tego poniżania go.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Przytul Henryczka -
powiedział Nnoir mrużąc oko. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Wszyscy wstrzymali
oddech. Chyba przesadził. Dan wykaszlał uchem okruszki Prince Polo.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kat szybko poszła jednak
po kotka i podała go Codiemu. Ten nie zdążył dobrze go złapać, gdyż Henryczek
odgryzł mu nos i wydrapał oko. Nnoit tarzał się po ziemi we własnych łzach
popuszczonych ze śmiechu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Tak się nie robi... -
powiedział smutno Cody odkładając kota. Grimm pocieszył go, że podczas
ostatniej imprezy on stracił obie gałki. W nagrodę Harold zakręcił się na konto
Codiego bez jego ingerencji. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Eh, loszki to kurki -
westchnął tylko Cody, który nie miał nastroju.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nawet takie śmieszki
jak Dan, odczuwał ten przykry nastrój. Niestety nie zdążył nikt wypaść, bo
Harold odwinął się z pozycji kołyski i wstał. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Tu jest tak nudziarsko,
że lepiej bawiłem się na wakacjach z mamą w Sarbinowie - powiedział. - Zagrajmy
w prawdziwą GRĘ. Normalnie Tibia w trzy de. Taka terenowa fajna. I ja wam ją zorganizuję.
Połączę Was w pary i dam zadania do wykonania.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Wyciągnął jakąś kartkę,
pospisywał imiona zebranych, po czym w sposób zupełnie losowy stworzył super
świetne zespoły. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Pamiętajcie,
walczycie na śmierć i życie! - krzyknął do ludzi, którzy właśnie zapoznawali
się z treścią pierwszego zadania. Nikt nawet się nie zastanawiał, kiedy zdołał
on zorganizować grę terenową na te okolice.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pepper i Hirako
przenieśli się na dach. Blondyn od razu stwierdził, że chyba już nie będą w ten
sposób podróżować. Prosiaczka nie ważyła dużo, ale dziwnie mu było ją uchwycić
w jakikolwiek sposób. Poza tym Dexter wyglądał groźnie, nie chciał wywołać
kontrowersji ani tym bardziej zostać pobitym przez tego buntownika. Spojrzał na
kartkę z zadaniem. To było proste.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Gin uśmiechnął się
szeroko. Lubił całkiem Toshiro, jednak bez wzajemności. Mierzyli się tylko
wzrokiem zastanawiając się nad pierwszym zadaniem. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Prus rozwalił się na
trawie. Roxi spojrzała na kartkę z zadaniem.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
"Na górze duże,</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Na dole róże,</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Tosty z jajeczkiem</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Smażę na rurze"</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Odpowiedź była
oczywista. Jednak nie wiedziała jak znaleźć daną osobę. Zerknęła na Prusa. W
końcu byli przyjaciółmi.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Prusie, zadzwoń po
Francę, on nam pomoże wykonać zadanie. Teraz!</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
/Gesus bak, gesus bak,
gesus bak, gesus, nanananananana narara nanananan/</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Mój mózg nie może
przetworzyć Dana i Tesli jako wspólników. Zostawmy to bez komentarza póki co.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Bartioszek spojrzał na
obuwie Iśka, który zapoznawał się z treścią pierwszego zadania. Jasnowłosy
zauważył ten wzrok, więc posłał mu spojrzenie pytającego kamienia. Zapowiadała
się ciężka współpraca.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nnoit zaśmiał się aż z
treści zadania. Co nie zmieniało faktu, że ani on, ani Luppi nie wiedzieli co z
tym zrobić. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Może musimy się
przebrać, zrobić żywą rzeźbę... - zastanawiał się na głos niższy z dwójki. I
chyba na tym skończyli. Nnoitra jednak się nie poddawał. Wyciągnął z buta
miniaturkę Santy Teresy, którą mógł w każdej chwili powiększyć do normalnych
rozmiarów, i ruszył spokojnie w stronę Harolda. Na jego twarzy widniał wielki
uśmiech.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Cody przeczytał zadanie
na głos i posłał Panu Lali swoją szparkę między jedynkami. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Pewnie chodzi o
striptizerkę - powiedział chłopak. - Tylko nie wiem co mamy z tym zrobić.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Izuru z Ulquiorrą miał
również problem. Nie tylko nie mogli wpaść na żaden pomysł, ale i mieli
problemy z komunikacją. Ulqu się właściwie nie odzywał. Izuru był bardzo
speszony. Nie wiedział, czy coś robi nie tak, czy Arrancar z natury nie będzie
odzywał się do Shinigami. Najgorsze było to, że Ulqu patrzył w zupełnie inną
stronę, jakby go zupełnie nie interesowała ta zabawa. A bez pracy zespołowej
daleko nie zajdą... Izuru musiał pracować sam, jeśli nie chciał przegrać.
Znowu. Jak zwykle.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Ale nie zapominajmy, że
jest bardzo dzielny i w końcu sam prowadził trzeciom dywizję szynek z
Biedronki!</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Szayel i Grimmjow
wpadli na podobny trop jak Cody. Byli właśnie w drodze do Pig Pena, który
niestety znajdował się w innym wymiarze. Z tego powodu Szay wątpił, że robią
dobrze. W końcu organizator zabawy był zwykłym człowiekiem...</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kat założyła kaptur.
Dexter zawiązał na czole czerwoną przepaskę. Byli gotowi. Wygrają to. Niestety
zagadka mimo wszystko była trudna nawet dla nich. Ostatnie dwie linijki Kat
interpretowała jako metaforę miecza świetlnego. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Na górze coś dużego,
fajnego, a na dole róże - może to oznaczać też po prostu kolce. Może chodzi o
Jedi? - zaproponowała. Nie wiedzieli tylko co z tym zrobić. Chyba czas pójść do
Harolda. Może trzeba było po prostu podać mu odpowiedź na zagadkę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pedobir posłał swojej
partnerce spojrzenie "Too old". Natalka wydała się zafascynowana
zagadką. Może będzie mogła wykazać się swoimi harcerskimi zdolnościami? </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Może mamy ugotować
coś na kuchni polowej - zastanowiła się. Pedobir wciągnął na głowę czapkę
kucharza. Wchodził to. Zacisnął w pasie mocniej fartuch piekarzo-ciastkarza. Do
roboty.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
To musiało się udać.
Hirako całkiem się uśmiechnął patrząc na efekt swojej pracy. Jego ubrania
przesiąknięte były jajkiem, nogawki spodni były podpalone. Posypany był
okruszkami chleba. Pepper natomiast owinięta była łodygami róży. Wyglądała
zupełnie jak czerwony kwiat. Pasowali do tej historii. Byli gotowi na walkę z
przeznaczeniem. Magia przyjaźni pokona największe zło.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Gin i Toshiro stwierdzili
jednoznacznie, że nie interesuje ich ta zabawa.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Ale na pewno,
Toshiro-san? - spytał wyższy z dwójki, kątem zamkniętego oka zerkając na Izuru,
który był w pobliżu i zakopany w notatkach próbował coś wyciągnąć z tej chorej
zagadki.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Halo? Franca? - Prus
trzymając kłos trawy w ustach przyciskał telefon jedyną ręką jaką miał do ucha.
- Jesteś nam potrzebny. Ehe. W fartuszku i z patelnią. Nie, spoko, nie musisz
się ubierać, zostań jak jesteś. No, ok - schował telefon i machnął ręką na
Roxi. - Załatwione.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Kiedy przyjdzie? -
spytała. - Ma być tu jak najszybciej! - krzyknęła. Była bardzo emocjonalnie
nastawiona do tej gry. Nagle poczuła jak czyjeś ręce oplatają się wokół jej
talii.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Jestem, mon cheri -
usłyszała charakterystyczny głos. Jej dusza była o krok od opuszczenia ciała.
Widzący to Toshiro wyciągnął już swój miecz, aby odesłać ją do Rungokai. Zawsze
gotowy do działania, to się ceni.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Tą scenę widział
również Isiek. Patrzył i był zazdrosny. Jego małe, wulkaniczne serduszko
bolało. W tym czasie Bartioszek zajęty był nalewaniem sobie herbaty tak, aby do
filiżanki nie dostał się ani jeden liść mięty.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Dan, zrobiwszy
samolocik z kartki z wypisaną zagadką, nie zauważył, kiedy Tesla oddalił się.
Szedł on bowiem do Harolda, aby coś mu oznajmić. Nie był jednak jedyny. Okularnik
oblegany był też przez innych uczestników gry. Nnoitra trzymał go za szyję i
groził mu dojrzałą Santą Teresą. Harold próbował coś powiedzieć, ale nie mógł
nawet powietrza złapać, a co dopiero wydobyć jakikolwiek dźwięk. Luppi stał
obok znudzony i przyglądał się im biernie czekając na swoją kolej.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Cody zahaczył okiem o
tą scenkę. Również Pan Lala się przyglądał, jednak nie zareagował. Pamiętał
dobrze, co stało się ostatnio, kiedy mieszał się w takie rzeczy. Dźwięk piły
przeszywającej jego ciało wciąż brzmiał w jego uszach. To uczucie, kiedy
przebudził się półmartwy w pociągu w drodze do Herburtowa... Nie, nie chciał o
tym myśleć. Przez tamto wydarzenie jego zapał zgasł, a kinder party nie
sprawiały tej przyjemności co kiedyś.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Zapracowany Izuru i jak
zwykle nihilistyczny Ulqu nawet nie zwrócili uwagi na to wszystko.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Szayel i Grimmjow
dotali do Pig Pena. Po przejrzeniu katalogu pracowników, nie znaleźni niestety
niczego, co by im pomogło w jakikolwiek sposób wygrać tą grę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Już wiem - powiedział
Szayel. To było przecież oczywiste. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kat i Dexter grzecznie
czekali w kolejce do Harolda na swoją kolej. Żart. Kiedy Dexter zauważył, że
Nnoitra gnębi słabszych, zaserwował mu swój popisowy cios stopą w twarz.
(Dokładnie taki jak w The Movie!) Cyklop się tego nie spodziewał. Puścił
Harolda, który zwinął się w kulkę, która otoczyła się kałużą. Chyba popuścił
czy coś. Dexter już miał używać swoich super mocy, kiedy zakończył żywot jednym
cięciem Santa Teresy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Nie będzie mi jakiś
wymoczek mówił co mam robić! Nie znasz, nie oceniaj, znasz, szanuj! - krzyknął
Cyklop machając dziwnie rękoma jakby rapował. Kat wkleiła mu żółtą kartkę za
ścięcie drzewa Santą Teresą podczas tego machania. Biedna wiśnia leżała teraz
biednie częściowo na podwórku sąsiada, którego świecące ślepia widniały przez
krzewy. Usłyszeli piosenkę graną na harmonijce. Powiało grozą. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pedobir i Natalka
gotowali bez opamiętania.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pepper zachrumkała
radośnie paradując razem z Hirako w dziwnych odzieniach przed Haroldem. Nie
zwróciła w ogóle uwagi na zwłoki swojego chłopaka leżące obok, które Kat
próbowała właśnie posklejać w całość. Na całe szczęście był z plastiku. Poszło
całkiem łatwo i szybko.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Harold pozbierał się w
końcu z podłogi.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co wyście zrobili? -
spytał zdziwiony widząc Pepper i Hirako. Para od razu straciła cały entuzjazm.
Czyli zrobili to źle, czyli przegrali. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
JAK TO MAGIA PRZYJAŹNI
MA PRZEGRAĆ, ŻARTY SOBIE STROISZ? - krzyknąłby Hirako, gdyby był Nnoitem
bardziej niż jest teraz. Bo ten, miał opaskę z jajka na lewym oku. Tesla stanął
obok okularnika.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Ta zagadka nie ma
sensu - powiedział.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Jasne, że nie ma
sensu - odpowiedział Harold. - To miało być podchwytliwe.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co? - Prus
zawiedziony podbiegł do nich. - Przecież my to zrobiliśmy! - popchnął przed
siebie Francisa, który trzymał tosty na patelni. Tradycyjnie nagość miał okrytą
pojedynczą różą, a wyjątkowo na jego torsie gościła wielka francuska flaga.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Jakim cudem
wpadliście na coś takiego? - zastanawiał się Harold.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- No masz róże,
francuskie tosty i w ogóle - Prus machał ręką wskazując na Francję.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Kolego mój drogi, a
gdzie ty masz swoją lewą rączkę? - Francis spotkał zatroskany na albinosa.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- A nie wiem - Prus
spojrzał na brak lewego ramienia. Ten różowowłosy zrobił to tak, że nawet go
nie bolała rana ani nic. - Niezły był.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Francis zachichotał. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Ale jakie róże... -
Harold nie wiedział co tu się dzieje. Luppi podał mu kartkę z tekstem zagadki.
Okularnik zerknął na nią. - Oh, dałem wam złe kartki.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nowo narodzony Dexter
musiał znowu interweniować i walczyć z przemocą ratując Harolda z rąk wściekłych
imprezowiczów. Znaczy przyjęciowiczów.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Tak czy inaczej
wygrałem - powiedział na końcu Tesla. Harold poprawił okulary i wciągnął
spodnie, które ktoś mu ściągnął przed chwilą.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Nie do końca, bo to
było dopiero pierwsze zadanie. Właściwie jako jedyni możecie po prostu przejść
dalej. Zaraz dostaniecie drugą... - nie dokończył, gdyż wszyscy (oprócz Izuru,
który pogrążał się z powodu kolejnej przegranej) spojrzeli na osobnika z piłą
mechaniczną wychodzącego głównym wyjściem. Pan Lala zemdlał, a Cody nie zdążył
go złapać. Z pomocą ruszyła Natalka, która miała umiejętność pierwszej pomocy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Jason spojrzał na
zebranych, pomachał im piłą i ruszył szybko w stronę ulicy, na której stał
czarny mercedes. Wyścigowy i bez dachu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Dżejson, rusz te
poślady! - krzyknęła do niego Pesa poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Obok
niej siedział sam Szumaher. Oczywiście to nie on kierował, no bez przesady,
jeszcze czego. Dżejson załadował się na tył samochodu i grzecznie zapiął pasy.
Odjechali przejeżdżając przez podwórko piekarzy, którzy zaczęli ich gonić z
bagietami. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Po 22 większość gości
poszła do domu. Niektórzy jednak zostali na kameralnym piżama party. Z powodu
tego, że dom właściwie był bez rodziców tego dnia, Kat miała gdzie przenocować
tą skromną gromadkę. Oczywiście każdy chciał spać w jej pokoju. Ale niestety
nie każdemu było to dane. Dexter i Pepper zaklepali sypialnię na parterze. Roxi
zaklepała dla siebie i Iśka gościnne łoże z klaunami w pokoju Kat, co spotkało
się z głośnym sprzeciwem Nnoitry i Grimmjowa, którzy chcieli to łóżko dla
siebie. Bo nigdy na nim nie spali (dlatego nie wiedzieli, że tam trzeba napchać
poduszek pod podplecie, żeby nie dostać raka kręgosłupa podczas snu). Sprytny
Szayel zaklepał dla siebie i Ulqa pokój gościnny. Wiedział, że przegrany w
walce o sofę z klaunami trafi do salonu. A lekko bał się spać w pomieszczeniu,
do którego w każdej chwili może wejść Henryczek. I wydłubać mu oczy podczas
snu. Straszne. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Bo ten, do salonu nie
ma drzwi. Poza tym Henryk to kleptoman.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Ulqu śpi u mnie -
powiedziała Kat. - A klauny są dla Roxi i Iśka. Niestety, i tak byście się tam
nie zmieścili, jesteście za duzi. A taka kruszynka jak Isiek będzie idealna.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kruszynka się obraziła.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- W takim razie ja idę
z Szayelem do tego pokoju obok! - oznajmił Nnoit przyklejając się do pleców
kolegi o różowych włosach. Kat zgodziła się na to, a następnie dała Grimmjowowi
do nadmuchania materac.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
W tym czasie w kuchni
Dexter i Pepper pili sobie mleczko przed snem. Cieszyli się, że przyjęcie się udało.
Lekko się zmęczyli nawet tym całym imprezowaniem.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Hihi.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kiedy Grimmjow
nadmuchał materac, oddał go uradowany.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- To co, będę na nim
spać? - spytał dumny z siebie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- No co ty, to dla
Ulqa-samy - powiedziała Kat zabierając materac. - Ty śpisz na dole. Masz cały
pokój z telewizorem dla siebie. Tylko nie oglądaj zbyt głośno - machnęła na
niego ręką, żeby sobie już poszedł. Nnoit i Szayel nawet posłali za nim
współczujące spojrzenie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nastała nerwowa godzina
okupowania łazienki. Dexter i Pepper wzięli wspólną kąpiel już wcześniej, więc
mogli spokojnie spać. Grimmjowek nawet nie chciał wchodzić na górę. W łazience
na parterze umył tylko ząbki i przebrał się w swoją piżamkę, która składała się
z białych bokserek w niebieskie kotki. Oryginalnie. Na górze panował chaos, jak
w ubierance Sailor Moon. Nnoitra w jednoczęściowym kombinezonie-piżamce ze
wzorkiem w żyrafę maltretował drzwi od łazienki chcąc dostać się do środka.
Niestety pech chciał, że dzisiaj Ulqu miał dzień nakładania maseczki. Musiał z
nią siedzieć 10 minut, przez co tamował ruch, lecz nie mógł się tak pokazać
przecież ludziom. Kat jako gospodarz chciała iść ostatnia, więc w tym czasie
kampiła na telefonie siedząc w Plemionach.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Eh, znowu jakieś
dramy robią na forum plemienia... - mruknęła do siebie. Roxi tłumaczyła się
Iśkowi z tego całego zajścia z Francisem. (W ogóle na co tu się tłumaczyć? Tak
jakby Isiek się dzisiaj urodził, ror.) On natomiast słuchał jej uważnie
ubierając swoje wełniane skarpetki do snu. Szayel densił sobie w pokoju
puszczając piosenkę Kejti Pery "Last Frajdej Najt". I skakał na łóżku
w slow motion, dopóki nie uderzył głową w sufit. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Jest coś do picia? -
drzwi do pokoju Kat uchyliły się i ukazały wystającą głowę Grimmjowka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Tak, w piwnicy,
poszukaj sobie - odpowiedziała. Nie chciało jej się wstawać. Poza tym pewnie
miał tylko dolną część piżamki. Nie miała zamiaru go widzieć w takim negliżu. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Grimmjow ruszył więc na
dół pamiętając o tym, żeby zamknąć drzwi do piwnicy, aby Henryczek nie uciekł.
Spadł ze schodów nie wiedząc, jak włączyć światło, po czym wpadł jeszcze na
Codiego, który spał na kartonach przeznaczonych do spalenia. Kiedy myślał, że
już będzie dobrze i trafi na jakiś napój, zobaczył światło i jakiegoś żula.
Prawie zszedł na zawał, jednak tajemnicza osoba okazała się tylko Łosiem
składającym Szopkinsy. Spojrzeli na siebie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Szukam picia -
wyszeptał Grimmjow łapiąc się za serce.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Tu jest jakieś - Łoś
wskazał na sześciopak Zbyszka. Pantera poczęstował się w duchu przyznając, że
Zbyszko jest nieźle napakowany.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Ulqu zwilżył twarz,
otarł ją ręcznikiem i wyszedł z łazienki. Nnoit wpadł do niej trzaskając
drzwiami tak, że aż klamka odpadła, a drzwi się otworzyły na oścież ukazując
Cyklopa rozbierającego się. Ulqu w swojej ładnej ciemnozielonej piżamce
dwuczęściowej z długimi rękawami i nogawkami, wsunął się pod kołderkę w
wyznaczonym miejscu i zasnął. Kat było go trochę żal. Szturchnęła go lekko.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Ulqu-sama, może
chcesz zamienić się łóżkami?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Spojrzał na nią
spojrzeniem "Kobieto, czego ty chcesz ode mnie".</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Twoje łóżko ma
niepełny materac - przypomniał jej. Niezbyt je lubił. Było wąskie, szczególnie
z tym materacem. Jednak Kat wyglądała, jakby miała się popłakać, dlatego wstał
i zamienił się meblem sypialnianym. Nim wszedł pod nową kołdrę, wbił wzrok pod
biurko. W jego ślad poszli inni.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Sealand? - zdziwiła
się Roxi. Młody blondynek udawał, że wcale go tam nie ma. Postanowili go więc
zignorować. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Isiek, umyjemy się
gąbką? - spytała Roxi. Zarumienił się, ale zgodził. (AHA.) Więc poszli. Kat
rzuciła się na materac dmuchany wracając do Plemion. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nastała noc. Wszyscy
byli czyści i umyci. Jednak nie wszyscy spali. Kat obracała się na różne boki,
ale jakoś Dziadek Sen do niej nie przychodził. NASYP MI DO OCZU TEJ PUSTYNI,
ŻEBYM SIĘ POCZUŁA JAK NA TATOOINE, TY WSTRĘTNY DZIADZIE, pomyślała. Wstała starając
się nie robić zbyt wielkiego hałasu. Niestety czujne oczy Ulqa ją zachaczyły.
Ignorując to wyszła do pokoju, w którym spali Szayel i Nnoit. Zamknęła drzwi,
po czym rzuciła się na nich. Nnoit wrzasnął, bo to na nim wylądowała większa
jej część. Szayel tylko oberwał ręką w nos. Wbiła pod ich kołderkę, po czym
zastanowiła się, dlaczego nie dała im dwóch. Przecież Szayel może nabawić się
od tego zapalenia płuc, bo Nnoit prędzej czy później zawinie całą wokół siebie.
A spali przy uchylonym oknie! </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Nastąpiła krótka chwila
szarpaniny między długowłosymi, po czym się całkiem uspokoili. W objęciach
Szayela łatwiej było Kat zasnąć.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Tymczasem Sealand
stwierdził, że dostaje raka stawów, dlatego wylazł z pod biurka. Niestety nie
przewidział bólu i skurczów, jakie nastąpiły. Leżał dobrą godzinę rozlany na
dywanie, po czym udało mu się wczołgać łożem klaunów od dołu pod kołdrą
pomiędzy Roxi i Iśka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Około piątej, kiedy
Gang Piekarzy rozpoczynał finał swojej imprezy, Kat obudziła się ponownie.
Lekko otworzyła oczy i prawie zeszła na zawał widząc Ulqa stojącego przy łóżku.
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Co - powiedziała
chowając się pod kołdrę. Bez słowa wyszedł. Niestety po tym epizodzie nie mogła
ponownie zasnąć, a żołądek domagał się paliwa. Wyszła więc na spacer do kuchni.
Spotkała tam Hirako, który w swoim codziennym odzieniu siedział przy stole i
pił kawę. Kątem oka spojrzał tylko na nią nie przerywając konsumpcji. Oparła
się o blat stołu. Teraz go zabajeruje.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Te włosy muszą
spędzić dzisiejszą noc ze mną - powiedziała swoim najbardziej bisznym głosem
jaki miała. Hirako kawa pociekła nosem z wrażenia.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
- Już jest dzień,
spóźniłaś się - powiedział ocierając noc rękawem. (Niestety bawił się z
Henryczkiem, więc był cały od kociej jedwabistej sierści, przez co teraz wyglądał,
jakby miał siwe wąsy.) Kat zabrała więc tylko kawałek chlebka, a kiedy się
odwróciła musiała się aż przytrzymać o blat kuchenny. W drzwiach stał Ulqu.
Śledził ją, czy jak?</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Hirako nawet nie
zwrócił na niego uwagi. Tak czy inaczej było czuć wyraźnie, że coś jest nie
tak. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Około dziesiątej
wszyscy byli na nogach. Nie widziano jeszcze Grimmjowka i zastanawiano się, czy
nie ma go w namiocie, który pojawił się w salonie, lecz nikt nie był na tyle
śmiały, aby to sprawdzić. Były też podejrzenia, że został pożarty przez
Henryczka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Wszyscy napychali się
francuskimi tostami, które Dexter zrobił razem z Pepper. Nie jadła tylko Roxi z
urazem do Francisa i Isiek właściwie z tego samego powodu. Nie popijali
herbatą, bo mieli jej dosyć po poprzednim dniu - zamiast tego Kat zaproponowała
drinki składające się z Pepsi i Tumbarku. Sama ich nie piła, tak samo jak Roxi
(czy to anoreksja już) i Ulqu (pije tylko zielone napoje).</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
I teraz będą mieć
nieprzyjemności żołądkowe, frajerzy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Dzisiaj był wielki
dzień. Mieli iść na dożynki miejskie, gdzie wystąpić miał sam Eminem! </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Kiedy niektórzy jeszcze
jedli, Pepper opowiedziała co spotkało ją z Dexterem podczas porannej wyprawy
po chleb. Otóż jakaś ciężarówka jechała bardzo szybko, skręcając na zakręcie
przewróciła się i wypadli z niej ludzi! Okazało się, że to był gang handlarzy
ludźmi, którzy transportowali nielegalnych imigrantów na tereny Włoch. Zlecenie
to było od nieznanej osoby i miało na celu rozwalić Unię, która biorąc tych
ludzi za uchodźców, nie poradzi sobie z problemem i strzeli sobie w głowę.
Jakoś nikt się tym specjalnie nie przejął, chociaż Kat wydawała się całkiem
zadowolona. </div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Życie sobie trwało,
kolejne piękne dni ukazywały się jej oczom. Już rozumiała, że nie da się ani
zapisać ani tym bardziej odtworzyć chwil, które się przeżyło. Taki jest morał z
tego opowiadania, drodzy czytelnicy. Nie wolno się zbytnio nastawiać, lecz
łapać to co najlepsze!</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Dzisiaj na pierwszą
kolację mam parówkę Jedynkę, resztkę pomidora znalezioną w papryce, kawałek
papryki i sok XD</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
__________________________________________</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Jak zauważyliście, nie usuwałam wszędzie przerw, bo mi się nie chciało. .^.</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
A oto jak ten tekst wygląda w Wordzie:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://screenshu.com/static/uploads/temporary/ev/xk/t4/y1su18.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://screenshu.com/static/uploads/temporary/ev/xk/t4/y1su18.jpg" height="165" width="400" /></a></div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Widzicie gdzieś kilometrowe przerwy między akapitami? BO JA NIE. A jak kopiuję z notatnika to jeszcze większy kosmos się robi. Omf.<br />Poleci ktoś jakiś edytor tekstu? Bo chyba zacznę pisać to bezpośrednio tutaj. (W sumie niegłupi pomysł.)</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
Pozdrawiam serdecznie i miłej nocy życzę c:</div>
<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="line-height: normal; margin: 1em 0px;">
</div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-6903911595814279422015-06-12T12:46:00.003-07:002015-06-24T08:39:45.374-07:0025# Życie w NY - KONIECKONIEC I DZIĘKUJĘ BARDZO ZA MILE SPĘDZONY CZAS UŻYTKOWNIKOM STRON PORNOGRAFICZNYCH, Z KTÓRYCH JEST NAJWIĘCEJ WEJŚĆ TUTAJ. KOCHAM WAS ;*****<br />
<br />
Dedyk dla Mac, która twierdziła, że to czyta.<br />
<br />
***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times New Roman;">
</span></span></div>
<span style="font-family: Calibri;">
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
Rok ten upłynął Kat w bardzo dziwnym nastroju. Po pierwsze,
nie miała do kogo się odezwać. Ostatni rocznik był naprawdę ubogi w ludzi. Poza
tym, nie było Ulqa. Z tego powodu Team of Espada również podupadł odczuwając
boleśnie brak jakiegokolwiek kontaktu z przyjacielem. To jest powód drugi.
Wplątali ją przecież kilka razy w jakieś „przygody”, a teraz to nic…. Od czasu
sylwestrowej imprezy właściwie nic się nie wydarzyło. Oprócz tego, że naprawdę
widać było jak ludzie zaczynają siebie szanować. I coraz więcej par pojawiło
się w całej szkole.<br />
- To musi być jej wina – stwierdził Nnoitra pewnego dnia patrząc na Amorę,
która siedziała po drugiej stronie stołówki. Rozmawiali właśnie o tym, że Poppy
i Draven znowu są razem i zamierzają pójść razem na studia. Kto by pomyślał. <br />
- Tak sądzisz? – Szayel kątem oka również zerknął na różowowłosą.<br />
- Odkąd przybyła nie mam ochoty przywalić Grimmjowowi w twarz twoją twarzą –
westchnął mieszając palcem cukier w herbacie.<br />
- To prawda. Wasza agresja zmalała. Co nie zmienia faktu, że… - spojrzał na
Grimmjowa, który zajęty był graniem na telefonie – my wciąż jesteśmy sami.<br />
Nnoitra wzruszył ramionami. Nie wiedział czy to w akcie solidarności z
Grimmjowem, czy po prostu są beznadziejni i nawet Amora nic nie pomoże. Pantera
ciągle rozpamiętywał Sonę, starał się tego po sobie nie pokazywać, ale jego
przyjaciele wiedzieli, że to przez to. Bo nawet Amora nie mogła sprawić, że
przestał tak często zarzucać tymi swoimi idiotycznymi tekstami.<br />
- Właściwie masz rację – Szayel poprawił okulary. Nnoit zauważył u niego stan
zwiększonego skupienia. – Nie wiem czemu o tym wcześniej nie myślałem, ale jak
jesteśmy poza szkołą to zachowujecie się prawie normalnie. Pewnego dnia, kiedy
wyjechała na wycieczkę, w całej szkole było prawie jak dawniej. Trzeba to
zbadać – wstał.<br />
- I co zamierzasz zrobić? – Nnoit odprowadził go okiem. Szayel szedł w stronę
różowowłosej dziewczyny, która siedziała sobie z Kat i Konatą.<br />
- Witam szanowne koleżanki – przywitał się z uśmiechem.<br />
- To ja spadam – Konata zsunęła się z krzesła i wybyła gdzieś.<br />
- Mogę się dosiąść? – spytał lekko zbity z tropu.<br />
- Ehm – przytaknęła Kat przeżuwając zupę miodową. Amora tylko uśmiechnęła się
uroczo pochłaniając niekończącą się nitkę pasty z koperkiem.<br />
- Jak tam przygotowania do balu? – spytał.<br />
Kat wzruszyła ramionami.<br />
- Katechi, przyjaciółko moja, wspominałaś mi z kim idziesz?<br />
Zapaliła się czerwona lampka.<br />
- Napewnonieztobą – powiedziała popijając kompot. Nie zrozumiał. – Eh, idę
sama.<br />
- Dlaczego?<br />
- Sama byłam w tej szkole od początku, wiec sama ją ukończę.<br />
- Na pewno?<br />
- Tak.<br />
- A ty, Aromo? – zwrócił się po chwili do różowowłosej. Ta westchnęła.<br />
- Chciałam iść z pewnym chłopcem… Ale od kilku tygodni nie widzę go w szkole.<br />
Kat kichnęła. Zerknęli na nią.<br />
- Na zdrowie.<br />
Zapadła chwila ciszy.<br />
- A impreza po balu…? – zagaił temat spoglądając na Kat.<br />
- Nie robię.<br />
- Czemu? – spytał naprawdę zdziwiony. – Po Sylwestrze myślałem, że to
oczywiste, że będzie u ciebie.<br />
Westchnęła z jakby lekkim smutkiem.<br />
- Życie. Ale nie martw się, możesz iść do Dravena.<br />
- Nie chcę iść do niego! To ja miałem zrobić imprezę po-balu! – zdenerwował
się.<br />
- To zrób. Ale ja tobie w tym nie pomogę – wstała i wyszła zabierając ze sobą
tacę.<br />
Odprowadzili ją wzrokiem. Szayel westchnął i nerwowo poprawił okulary. Chciał
tylko zbliżyć się do Amory, a dowiedział się o porażce życia. Teraz to trochę
za późno na organizację imprezy. Z Kat mógł to zrobić nawet 2 dni przed, a i
tak by wyszło lepiej niż Dravenowi. O ile by sam się znowu nie przyłączył.<br />
- Nie przejmuj się – powiedziała Amora kończąc niekończącą się nitkę pasty. –
Ciężko jej teraz.<br />
- A komu nie jest – mruknął opierając się wygodnie.<br />
- Jeśli chcesz mogę pomóc ci urządzić przyjęcie – uśmiechnęła się. Jej
walentynkowe przyjęcie spotkało się z dobrymi recenzjami. Ale to może dlatego,
że był tam Draven…<br />
- Dobrze – odwzajemnił uśmiech. Przy czym jego uśmiech był raczej czymś w
rodzaju „jestem krulem zua”. Dzięki przygotowywaniu imprezy razem z Aromą w
końcu dowie się co tu jest grane.<br />
- Co robisz po szkole? Moglibyśmy zacząć przygotowania już dzisiaj, w końcu
impreza już za 3 tygodnie – powiedziała.<br />
- Tak, to rozsądne. Gdzie pójdziemy? Niestety moje mieszkanie jest dzisiaj…
nieczynne – poprawił okularki. <br />
- Masz remont?<br />
Cotygodniowe zarzynanie bydła. Tak.<br />
- Niekoniecznie…<br />
- Rozumiem. Możemy iść do mnie po prostu.<br />
- Oki – odpowiedział tańcząc dziki taniec radości w głosie. Chwila. A jeśli ona
wie, że on wie. I go zlikwiduje? – Mogę zabrać kumpli?<br />
- Raczej tak – odpowiedziała z wahaniem. Może i dobrze. Poznając ich lepiej
będzie mogła im bardziej pomóc. Bo od początku należeli do nielicznych osób,
które były dosyć odporne na jej magię. I nie miała pojęcia czemu tak jest.<br />
Kat również należała do tej grupy. I pomimo pewnego rodzaju przyjaźni z Aromą
nic się nie zmieniało. Trzymały się razem od pierwszych dni różowowłosej w
szkole, kiedy to Kat uratowała ją od Grimmjowa mówiącego „Ej, chcesz poznać
gościa co też ma takie włosy?”. Co nie zmienia faktu, że widywały się właściwie
tylko na kilku lekcjach i czasami na przerwach obiadowych. Amora miała zbyt
wiele do roboty między lekcjami i po nich, a Kat jakoś nigdy nie proponowała
spotkania.<br />
Tak czy inaczej.<br />
Kat nie była pewna czy sama chce iść na ten bal. Ale właściwie to niezbyt miała
z kim. Szayela nawet nie brała pod uwagę. Poza tym z kimkolwiek by nie poszła,
każdy chciał iść na imprezę po-balową. Sama też by poszła, ale jakieś pół roku
temu. Teraz nie miał ochoty na takie rzeczy. Niedługo czeka ją zmiana trybu
życia, w końcu rozpoczną się studia. Miała nadzieję, że może tam spotka kogoś,
z kim się zaprzyjaźni. Czy coś. Ale nic nie zapowiadało na to, że czeka ją taka
przyszłość. Że czeka ją jakakolwiek przyszłość. Coś miało się zdarzyć, i to już
niedługo.<br />
***<br />
- Dożynki to jest coś – ucieszył się Grimmjow na wieść o tym, że po zakończeniu
roku jadą do pobliskiej wsi zabawić się nieco. W tym roku ciężko pracował, no i
ogólnie było mu ciężko bez Ulqa i Sony, więc miał prawo zaszaleć dwa dni po
rząd.<br />
Jasne.<br />
- Skoro jedziemy moim vanem, to opłacałoby się zabrać jeszcze kogoś. Koszty
paliwa i te pe – powiedział Nnoit. <br />
- To ile masz w nim miejsc? – spytał Szayel.<br />
- Sześć.<br />
Różowowłosy zamyślił się. Cenił Nnoita za ekonomiczne podejście do życia, ale
niezbyt mieli kogo zabrać. A jeśli nie znajdą dwóch osób, to nici z wycieczki.
Babka Nnoita i Tesli ujawniła się na początku tego roku szkolnego. Wpadła do
nich pewnego dnia i po przyznaniu się, że tak naprawdę nie umarła, tylko
została mistrzynią świata w skokach narciarskich seniorów, dała każdemu z nich
dużą sumkę pieniędzy. Od tego czasu Nnoit zaczął się przejmować wydatkami. No i
nabył ostatnio vana, ponieważ postanowił mieć w końcu samochód. <br />
- Może Katechi i Aroma? – zasugerował Szayel.<br />
- W sumie czemu nie – Nnoit wzruszył ramionami. – To idź się ich spytaj.
Natychmiast.<br />
Cyklop lubił wykorzystywać to, że jest większy od przyjaciela.<br />
Jakby to robiło jakąkolwiek różnicę. Pobije go czy co?<br />
Szayel podszedł więc do swojej najnowszej najlepszej koleżanki. Aroma o dziwo
siedziała z Kat.<br />
- Witajcie moje koleżanki, co powiecie na wyjazd na dożynki w dniu zakończenia
szkoły do Widłowic Zachodniopomorskich? – mrugnął do nich zalotnie przysiadając
się.<br />
- Właściwie czemu by nie. Po po-balowym przyjęciu i całym procesie jego
przygotowania należy nam się jakiś odpoczynek na łonie przyrody – odpowiedziała
z entuzjazmem różowowłosa. Zamiast „impreza” mówiła „przyjęcie”. Zawsze.
Spojrzeli na Kat.<br />
- Czemu by nie? – wzruszyła ramionami.<br />
- No to resztę szczegółów i koszty podam później – uśmiechnął się i wstał z
zamiarem odejścia. Spojrzały się na niego. – Jedziemy vanem Nnoita, skąpiec
chce zwrotów za paliwo.<br />
- Ok. Super wycieczka. Ktoś jeszcze jedzie oprócz waszej trójki? – spytała Kat
wracając do pochłaniania posiłku.<br />
- Nie, tylko Tesla.<br />
Zakrztusiła się.<br />
Szayel opuścił je jak najszybciej.<br />
- Eh, to trochę niemiłe z jego strony, myślałam, że coś nas łączy… - Aroma ze
smutną minką pomieszała widelcem w swojej zupie kajmakowej. <br />
- Hm? – Kat spojrzała z lekkim przerażeniem na koleżankę. Ta zarumieniła się tylko
i westchnęła.<br />
Kat zwinęła swój posiłek i odeszła. Kiedy się poznały, wysłuchała długaśną
opowieść Aromy o tym jak wpadła w fz, po czym różowowłosa po tygodniu znalazła
sobie nowy obiekt westchnień. Był to bardzo podobny do poprzedniego brązowowłosy
chłopaczek w mejstrimowych hipsterskich okularach. Zniknął niestety jakiś czas
temu, nim Kat zdążyła ich ze sobą zapoznać. <br />
A teraz Szayel. A może to wypali, zastanowiła się. Chociaż naprawdę nie
potrafiła sobie wyobrazić różowowłosych jako pary.<br />
***<br />
Dni uciekały jak dziki. Nadszedł magiczny dzień balu maturalnego.<br />
Tak, Kat poszła sama. A Aroma z Szayelem. Ten niestety niczego niezwykłego się
o niej nie dowiedział. Grimmjow i Nnoit poszli z jakimiś kuzynkami nawet nie
wiadomo kogo. Kat pospędzała trochę czas z różowowłosymi, ale czuła się jakby
daleko od tego wszystkiego. Nie mogła się doczekać tego balu, lecz czuła się
teraz… Nie zawiedziona, ale wyobrażała to sobie po prostu inaczej. No i nie
pojawił się książę na białym koniu.<br />
Na drugi dzień, po szalonym zakończeniu, kiedy to Szayel otrzymawszy tytuł
prymusa rzucił swoją czapeczką w twarz Kat jak ostatni cham, ruszyli na
dożynki. Cała trójka z Teslą czuli się, jakby Ulqu znów był z nim. Kaczi nie
odzywała się przez całą drogę i wiedzieli, że tu nie chodzi o Szayela.<br />
Na miejscu przywitała ich fantastyczna pogoda. Słońce świeciło, wiał przyjemny
wietrzyk – było idealnie. Wszędzie biegali wieśniacy i fani chłopstwa (jak ten
z Ferdydurke, hihi). Widać było nieliczną młodzież siedzącą na trawie i
słuchającą koncertu orkiestry ochotniczej straży pożarnej. Po niej występ miały
mieć dzieci z pobliskiego przedszkola, a potem koncert lokalnego zespołu
country-metalowego. Szayel czuł, że to będzie przypominać cotygodniowy ubój
bydła w jego domu.<br />
Szli sobie obok kilku straganów, gdzie gospodynie sprzedawały pajdy chleba z
kupą i czymś jeszcze, oraz watę cukrową i prażynki. Grimmjow chciał iść na
dmuchany zamek, ale Szayel zabronił mu, póki nie zje swojej waty, bo nikt mu
jej nie potrzyma, a na zamku jeszcze pobrudzi tym dzieci. Nnoit kłócił się z
Teslą o idealne wymiary podkowy dla świń.<br />
Kiedy w końcu znaleźli wolny zestaw stolik+ławeczki, okazało się, że się nie
mieszczą. Grimmjow zajmował trzy miejsca i nie chciał się posunąć, obok niego
wcisnęli Teslę, bo nikt nie chciał, a po tym jak Nnoit również zajął dwa
miejsca na drugiej ławeczce, nie starczyło miejsca dla Kat.<br />
- To ja się przejdę – stwierdziła.<br />
Nikt jej specjalnie nie zatrzymywał. Szayel próbował wyciągnąć z włosów Aromy
watę, którą Grimmjowa przez przypadek tam wsadził, a Nnoit zlizywał watę ze
swoich włosów. Zażenowany Tesla podążył za Kat.<br />
Czuła się śledzona, ale nie zagrożona. Przecież to tylko Tesla. Zatrzymała się
przy straganie, gdzie sprzedawali naszyjniki z racic. W sumie czemu by nie
kupić kilku i rozdać przyjaciołom i rodzinie. Ups, nie miała rodziny. Znaczy
przyjaciół (z serii zostawiamy błędy). Tesla stał dalej w tej samej odległości.
Jakby chociaż udawał, że ogląda wystawę aktów wieśniaków, nie wyglądałby tak
głupio i stalkersko jak teraz. Odwróciła się w jego stronę.<br />
- Czemu tam stoisz? – spytała.<br />
- Nie chcę ci przeszkadzać…<br />
- Przecież możesz chodzić ze mną.<br />
Nie ruszył się.<br />
- Haha, CHODZIĆ – zaśmiała się z żartu na poziomie gdzieś między Nnoitrą, a
Grimmjowem.<br />
Lekko się zarumienił.<br />
- No cho tu.<br />
- Eh, nie chcę z tobą… się tu wałęsać. Po prostu nie miałem ochoty z nimi
siedzieć.<br />
- To mnie nie śledź.<br />
- Zgubisz się.<br />
- Jaki ty nieśmieszny. Czemu mnie śledzisz? – nie podobało jej się to.<br />
- Nie ważne.<br />
- Wyglądasz jakbyś chciał coś jeszcze powiedzieć.<br />
- Ale nie chcę – odwrócił się.<br />
- Jasne.<br />
- No dobra, właściwie muszę ci to powiedzieć. Ale nie tutaj.<br />
- Dobra.<br />
Ruszyli więc w stronę z dala od tłumu. Ale im bardziej się od niego oddalali, w
tym większy tłum trafiali.<br />
***<br />
- O nie! – krzyknęła nagle Aroma. Chłopaki spojrzeli na nią. – To jeszcze nie
czas!<br />
Wstała i zaczęła się przepychać obok Szayela aby wyjść z ławki, przez co
oberwał biodrem, a jej ręka trafiła w oślinione i zawacone włosy Nnoitry.<br />
- Fuuuj… - powiedziała z obrzydzeniem przerywając na chwilę swoją panikę i
wycierając rękę w spodnie.<br />
- Na co jeszcze nie czas, hę? – spytał Grimmjow bawiąc się patyczkiem po wacie.<br />
- Musimy im przeszkodzić – ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Gdyby nie to,
że było tu pełno dzieci, na które łatwo wpaść, pobiegłaby. Trójka ruszyła za
nią, a ich stolik w sekundę został obleczony przez kolejnych dożynkowiczów.<br />
- Sugerujesz, że Kat i Tesla… - zaczął Szayel, ale mu przerwała.<br />
- Szybko!<br />
No więc Grimmjow zaczął biec. Nnoitra też. Swoimi długimi nogami z łatwością
przeskakiwał dzieci. Pantera zaś swoją szerokością je po prostu taranował.<br />
- Ale dokąd mamy biec? – spytał po chwili Cyklop zerkając w tył na Aromę.
Biegła ona z Szayelem przeskakując ztaranowane dzieci. Grimmjow zgubił się w
tle.<br />
- Nie wiem… Nie wiem… - nerwowo rozglądała się wokół. – Tam – wskazała w pewno
miejsce i ruszyli.<br />
Po drodze znaleźli Grimmjowa, który przyłączył się do nich razem z nową watą
cukrową. Z oddali ujrzeli Kat. Szybko do niej dotarli.<br />
- Stój! Jesteście jeszcze za młodzi! – zdyszany Szayel oparł się o ramię
dziewczyny próbując złapać oddech. Aroma również nie wykazała oznak dobrej
formy.<br />
- Musimy jak najszybciej wracać… - wydyszała.<br />
- Na co za młodzi? – spytała Kat pozwalając Szayelowi się opierać.<br />
- No właśnie – dodał Grimmjow. Nnoit wyglądał jakby chciał też zadać to
pytanie.<br />
- Grimmjow, zatkaj uszy, to co powiem jest dla dorosłych… - zaczął Szayel, ale
dostał watą w twarz i patyczek wsunął mu się do oka.<br />
- Wracać! – wrzasnęła Aroma odzyskując normalny oddech.<br />
- Co tyś chciał zrobić? – spytał Nnoit kuzyna ignorując Aromę. <br />
- Fuj… - odpowiedział Tesla patrząc na jego włosy.<br />
- Więc?<br />
- Tylko chciałem jej powiedzieć…<br />
- Aha! Tak to się zaczyna! – powiedział Szayel łapiąc Teslę za ramię i
uwieszając się na nim, jednocześnie odinstalowywując się z Kat. Wyciągnął watę
z twarzy. – Pokazywanie ładnych miejsc, już ja dobrze wiem, jak wy młodzi…<br />
Przerwał i wszyscy spojrzeli na Aromę, która wyglądała, jakby miał zaraz
uderzyć w nich meteor.<br />
- Jeszcze nie teraz… - szepnęła.<br />
Zignorowali ją równie szybko.<br />
- Chciałem jej tylko powiedzieć, że jej nie lubię – skrzywił się Tesla
odsuwając różowowłosego od siebie i rumieniąc się lekko.<br />
- Mhm, jasne – skomentował Nnoit.<br />
Kat westchnęła. I wtedy go zobaczyła.<br />
Czarne włosy i blada cera. To musi być…<br />
- Ulqu – krzyknęła bezgłośnie i rzuciła się w tłum. Trójka natychmiastowo
rzuciła się za nią.<br />
- Ulqu! – Kat rzuciła się chłopakowi w ramiona. Ulquiorra poczuł jej łzy na
swoim policzku, usłyszeli zduszony krzyk Aromy, po czym wszystko zgasło.<br />
***<br />
Otworzył oczy. Był w swoim pokoju. Wokół panowała cisza. Stał bokiem do okna.
Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć co za nim jest. Pustynia. Espada wyszedł
z pokoju i poszedł sprawdzić czy Aizen go nie potrzebuje. Miał wrażenie, że coś
mu umknęło.<br />
***<br />
<span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; font-size: 11pt; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-language: AR-SA; mso-bidi-theme-font: minor-bidi; mso-fareast-font-family: Calibri; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin; mso-hansi-theme-font: minor-latin;">Zamrugała
kilka razy oczami i odgarnęła grzywkę z oczu. Czuła, że jej wysiłek poszedł na
marne. Zajęło jej to kilka lat i skończyła to. Chyba po raz pierwszy ukończyła
coś tak dużego. Ale to było niczym. Było tylko małym pyłkiem kurzy, który można
sobie wetknąć w nos. Wszystko będzie dobrze… Spojrzała na szare kółeczko z
nadzieją, że znów zrobi się zielone.<br /><br /><br />KONIEC</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
UWIELBIAM PISAĆ TAK BARDZO, SERIO. ALE JAK PISZĘ DLA SIEBIE, TO RÓWNIE DOBRZE MOGŁABYM TYLKO GRAĆ W GRY O GLĄDAĆ SHELDONA W KÓŁKO. Eh, nie ujęłam go tutaj :c</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
</div>
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
</div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-54235492861338757912015-06-11T14:12:00.001-07:002015-06-11T14:12:47.955-07:0024# Życie w NY - odcinek przedostatniJaniemogęxDDDD<br />
Zaczęłam pisać to w Sylwestra z kuzynką. Nie skończyłyśmy, bo szkoda mi było czasu na wstęp. Napisałam wstęp innym razem. Ale potem miałam 2 razy reinstalowanego Windowsa, a przez wielki bałagan w dokumentach, które na reinstalację były przygotowana 3 lata temu, ukończone opowiadanie przestało istnieć. Byłam zła, dlatego postanowiłam, że nie skończę tego i zadowolić się będę musiała powieścią (nad którą pracuję, serio).<br />Dzisiaj robiąc plan wydarzeń powieści czytałam wszystkie części opowiadania. One serio nie są takie złe, nie wiem czemu nikt poza Mac (i na początku Pesy) tego nie czyta... Tak czy inaczej postanowiłam nie pisać na nowo brakujących części, a dałam tylko wyjaśnienia moich notatek.<br /><br />MIŁEJ ZABAWY.<br /><br />PS Chyba dodam ostatni odcinek. Nie pamiętam co tam miało być, ale najwyżej będzie krótki. Z miłości do Mac i do pisania. W końcu poczułam wakacje.<br />
<br />
PS2 Co do dedykacji to dedykuję to M.G. (losowo), Pesie (nie losowo, ale jej wiele zawdzięczam) no i kuzynce, bo w sumie pomogła mi jakoś to pisać. Chociaż topornie jej to szło >:C<br />
<br />
***<br />
Podobieństwo do prawdziwych osób przypadkowe (żart)<br />
<br />
***<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Pewnego cudownego dnia, bo jakże mogłoby być inaczej w tym
ambitnym tekście, Tesla wrócił do domu. Zastał swojego kuzyna, Nnoitrę,
oglądającego telewizję. Było to dosyć dziwne, gdyż ciemnowłosy młodzieniec o
tej porze zazwyczaj był na mieście ze swoją aktualną partnerką.<br />
- Ty tutaj? – spytał Tesla ściągając obuwie.<br />
- No – odpowiedział Nnoit po chwili. – A co? – dodał po kolejnej przerwie.<br />
- Zazwyczaj nie ma ciebie w domu wieczorem…<br />
Czarnowłosy wzruszył ramionami.<br />
- Co z twoimi… twoją dziewczyną?<br />
- A znudziło mnie to – odpowiedział przełączając kanał.<br />
Tesla zamrugał kilka razy.<br />
- A gdzie ta twoja?<br />
- M-moja? J-ja… - blondyn nie wiedział co odpowiedzieć. Czyżby ich misja się
właśnie zakończyła? Rzucił się szybko do pokoju i wybrał numer Szayela.<br />
- Halu? – usłyszał różowowłosego.<br />
- On powiedział, że skończył z dziewczynami…<br />
Po drugiej stronie słuchać było jakby ktoś się zadławił.<br />
- Szayel?<br />
- JAK TO SKOŃCZYŁ? CO Z MOIM PLANEM?<br />
- Myślę, że możemy zakończyć tą „misję”…<br />
Rozłączył się nim Szayel wybuchł.<br />
***<br />
Minął sobie jakiś tam czas. Rozpoczął się ostatni rok nauki w prestiżowym
Liceum XXL. Czy jak mu tam było. To nie tak, że się gubię w fabule.<br />
Tak czy inaczej nasi ulubieni bohaterowie zbliżają się ku końcowi. Lecz nie
myślcie, że po prostu opiszę tu parę nieciekawych (jak zawsze) rzeczy i
wszystko skończy się na balu zakończeniowym i sio.<br />
Wracając: jak dobrze pamiętacie, do naszych przyjaciół dołączyła mieszkanka
innego wymiaru. Różowowłosa Amora postanowiła zmienić imię i nazwisko, żeby za
bardzo nie rzucać się w oczy lub uszy.<br />
- Aroma, cho tu – Kat machnęła do koleżanki. <br />
Był pierwszy dzień lekcyjny, pierwsza przerwa obiadowa w tym roku szkolnym.
Różowowłosa, ciesząc się jak jej imię teraz brzmi, usiadła przy stole z
Katechi. Miała na sobie zwykłe rurki, trampki i koszulkę. Musiała całkowicie
zmienić swoją garderobę – z jej wcześniejszych obserwacji wynikało, że tutaj
nie chodzi się do szkoły w wysokich szpilkach i jaskrawych sukieneczkach. Nie
chciała farbować włosów, więc związała je tylko w kitkę. Zauważyła, że róż nie
jest tutaj bardzo niecodziennym kolorem. Na szczęście. Odkąd przybyła do tej
szkoły zakres tolerancji u wszystkich się zwiększył. Jej magia działała.
Również to co jej powiedział ojciec było prawdą – ta szkoła nie była zwykłym
ludzkim liceum. Czuło się tu coś niezwykłego i nie chodzi tu o zapach
Grimmjowa.<br />
- Idziesz z tą różową na bal? – spytał wyżej wspomniany kolegi.<br />
Szayel zerknął z ukosa na stolik koleżanek. Aroma miała bardzo podobny kolor
włosów do niego. Gdyby razem poszli na bal wyglądałoby to dziwnie… jakby byli
bliźniętami. Chociaż z drugiej strony…<br />
- Nie wiem. Wiem tylko, że musimy się bardzo postarać, żeby zostać zauważonymi
w tym roku. Wszyscy mają przyjść na imprezę po-balową do NAS, nie do Dravena.<br />
Tak, Draven był tu cały czas.<br />
<br />
<strong>-coś o Cupid-</strong><br />
Kompletnie nie pamiętam co tutaj miało się znaleźć. Na pewno miała to być
dalsza część pamiętnika Amory, ale o czym?<br />
<strong>-Martine i jej bogata rodzina, Kat dostaje penthouse-</strong><br />
Okazało się, że Martine ma bogatą rodzinę. W podzięce za przyjaźń z Martine,
Kat otrzymała penthouse. Właściwie wygryw życia. Poza tym Martine wyjechała do
szkoły z Internatem.<br />
<strong>-Szayel chce Kat do pomocy przy imprezie-</strong><br />
Szayel stwierdził, że Kat może być przydatna w przygotowaniu imprezy roku. Ta
zgadza się, a proponując na miejsce imprezy swoje nowe mieszkanko zyskuje
różowowłosego na własność. Hihi.<br />
<strong>-załatwiają Sonę, Draven chce zrobić imprezę z Kat-</strong><br />
Postanawiają załatwić Sonę, jako najlepszego DJa w okolicy (tak, z Hecarimem).
Nie wiem czemu i dlaczego, ale Draven proponuje Kat współpracę. Serio nie mam
pojęcia dlaczego.<br />
<strong>-Szayel drama, bo nikt nie pamięta o nim-</strong><br />
Podczas przygotowań do imprezy, kiedy cała szkoła o niej huczy, nikt nie
pamięta o Szayelu. Biedak wysłuchuje tylko o „imprezie Dravena i tej tam, jak
jej było, chyba Kat”.<br />
<strong>-kuzynka przyjeżdża-</strong><br />
Do Kat przyjeżdża jej kuzynka, Roxi. Zwiastuje to niezłą inbę.<br />
<strong>-drugi dzień świąt idą do Barney’s użyć pierwszy raz karty stałego klienta-</strong><br />
Jak w opisie. Nie pamiętam czy coś kupiły czy nie.<br />
<strong>-wracając spotykają Codiego, który zaprasza je do klubu karaoke-</strong>
Spotkanie starego kolegi nie wróży najlepiej. Już go nie lubią. Szczególnie, że
zmienił się na gorsze. Ale poszły z nim do klubu karaoke, bo czemu nie.<br />
<strong>-poznanie Pisaczka i Pędzla-</strong><br />
Przy mikrofonie większość czasu spędzało dwóch chłopaków. Jeden wyższy, blondyn
z niewidocznymi brwiami obcięty na pędzla, oraz drugi – nieco niższy, z
ciemnymi włosami zaczesanymi na hipsterskiego półpędzla. Szybko otrzymali od
dziewczyn pseudonimy Pędzel i Pisaczek (ten drugi charakteryzował się używaniem
wyższych oktaw, poza tym zaskoczył wszystkich wydając dźwięki jak piszący
pisak).<br />
<strong>-zapraszają na imprezę-</strong><br />
Cody cały czas przyglądał się Pisaczkowi, natomiast dziewczyny zauważyły, że
podobnym spojrzeniem obdarza Pędzel Codiego. Jakimś trafem zaczęli wszyscy ze
sobą rozmawiać. Dowiedziały się, że Pędzel to Scout, a Pisaczek to Mitsh.
Zaprosiły ich także na imprezę. Co im szkodzi.<o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Na drugi dzień Cody postanowił wyjść jeszcze w podomce do
baru hotelowego zamówić porannego drinka. Po drodze spotkał nowopoznanych
kolegów.<br />
- Siemaneczko, ziomale – podszedł do nich.<br />
- Witaj, Cody – przywitał się Scout.<br />
- Cześć – odpowiedział również Mitsch, który zmierzał w znaną sobie stronę.<br />
- Też mieszkacie w tym hotelu, chłopaki? – kontynuował rozmowę Szpara, patrząc
się jak zwykle tylko na ciemnowłosego. Ten natomiast już dawno zniknął za
zakrętem. Jedynie Pędzel przystanął jakby oczekując wspaniałej konwersacji.<br />
- No. Co za zbieg okoliczności – uśmiechnął się blondyn.<br />
- Tak… - mruknął Cody obdarzając go pozbawionym uczuć spojrzeniem. – Chcecie
iść może ze mną dzisiaj do fryzjera?<br />
- Jakiego?<br />
- „U Katarzyny”<br />
Mitsch aż się cofnął.<br />
- U TEJ Katarzyny? – zmierzył Codiego podejrzliwym wzrokiem.<br />
- Tak – chłopak ukazał swoją szparkę między górnymi jedynkami. Scout przełknął
ślinę z wrażenia widząc to.<br />
- Czy masz zamiar iść tam na dziesiątą? – spytał ciemnowłosy.<br />
- Dokładnie tak.<br />
Nastała chwila milczenia.<br />
- Dobrze, możemy iść razem. Też jestem tam umówiony. Scout, proszę, opanuj się
– chłopak wyciągnął z kieszeni kawałek papierowego ręcznika i otarł koledze
usta. Czasami Pędzel ślinił się niekontrolowanie na widok interesujących go
rzeczy.<br />
- Ale ja wtedy mam manikir… - przypomniał sobie blondyn po chwili.<br />
- Trudno, nie pójdziesz z nami – Cody machnął ręką. – No to do zobaczenia –
mrugnął do ciemnowłosego.<br />
Mitsch zignorował to i ponownie ruszył w stronę swojego apartamentu.<br />
***<br />
Kat leżała rozwalona na łóżku i myślała o wspaniałym głosie poznanego wczoraj
kolegi. I o tym jak można żyć w tych czasach bez brwi. Roxi w tym samym czasie
oglądała telewizję. Zadzwonił telefon. Spojrzała na wyświetlacz. Dziadek
Janusz. Nie miała ochoty z nim teraz rozmawiać.<br />
***<br />
Mitsch poddawał się zabiegowi mycia włosów, kiedy Cody zasiadł na fotelu obok.<br />
- Pan chciał mieć włosy farbowane, prawda? – spytała obsługująca go fryzjerka.<br />
- Tak. Na brązowo.<br />
Nastąpiła niezręczna cisza. Pracownice spuściły wzrok, natomiast Mitsch
zdegustowany spojrzał na kolegę. <br />
- Jak to na brązowo?<br />
- No na brązowo.<br />
- …<br />
- No przecie wiem, że mam brązowe włosy, na inny brązowy – Cody uśmiechnął się
i przewrócił oczami.<br />
- Ale jaki. Kawa z mlekiem czy kenijski maratończyk?<br />
- Co?<br />
- Masz ty rozum i godność człowieka? Chodzisz do prestiżowych salonów
fryzjerskich, a nie znasz nawet podstawowych barw? Mam dosyć – Mitsch wstał z
fotela.<br />
- Ale nie skończyłam płukać…<br />
- Nie szkodzi. Nie rozumiem jak możecie tu przyjmować takich [truskawkowa
cenzura].<br />
Opuścił to zgromadzenie. Stojąc na dworze pomyślał, że chyba zrobił źle. Była
zima, na dworze pełno śniegu, a on… miał mokre włosy.<br />
- Na zakręcony ogonek… <br />
Potarł nosek, po czym wezwał taksówkę.<br />
***<br />
Kolejne dni płynęły i płynęły, niczym Arka Noego. Nadszedł Sylwester. Z D….
Nie, nie z Dwójką. Nie w tym roku. Z… Dexterem? O nie, to nie tutaj. Tutaj
odbędzie się niezapomniana impreza z Draaaaaaavenem i Kat. Oh, i z Szayelem
podobno też. <br />
Od rana Kat wzięła gorący prysznic i zaczęła się szykować. Roxi jeszcze spała,
kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. <br />
- Otwórz! – krzyknęła pani gospodarz z łazienki. Kuzynka wyturlała się z łóżka
i niczym Dicaprio w Wilku z Wall Street podpełzła do drzwi.<br />
- Y… Halu? – spytała.<br />
- Pedobir S.A. Katering. <br />
- Kat, jedzenie przyszło!<br />
- To wpuść!<br />
- Ok!<br />
Roxi wstała i otworzyła drzwi. Stojący przed nią mężczyzna zmierzył ją
wzrokiem. Za stara. Roxi wskazała panu miejsce, w którym może rozstawić
szwedzki stół.<br />
- Mam nadzieję, że wytrzyma… - mruknął kateringmen.<br />
- Spokojnie, kupiony specjalnie na tą okazję w hehe Ikei.<br />
Jedzenie zaczęło się rozstawiać, kiedy Kat w odpowiednim odzieniu weszła do
obszernego salonu. Przejechała wzrokiem pożywienie. Idealnie. Czipsy solone,
paluszki i tony chrupek z przeceny. Wieczorem przyjdą ludzie od ciepłych
przekąsek. Pedobir S.A. rozpoczął rozstawianie napojów. Stoły po chwili
zapełniły się Zbyszkami i trzema cytrynami. <br />
***<br />
Let’s inba tunajt<br />
Dzikie bity wypływały bogato z penthausu Kat. Sona i Hecarim porywali
wszystkich. I bardzo dobrze, bo było mało miejsca do siedzenia. Kat w ciemnych
okularach spacerowała po swoim dobytku spoglądając na swoich gości. Czuła się
panem sytuacji. Draven siedział na kanapie w kącie razem ze swoim haremem. Szayel
biegał między ludźmi starając się zagadać każdego nudną i sztuczną gadką o
operonie tryptofanowym. Grimmjow starał się nie patrzeć na Sonę. Co prawda Lee
Sina raczej tu nie było, jednak wolał nie ryzykować. Nnoitra zmuszony do
przyjścia siedział sobie w sypialni dla gości. Dostał specjalne pozwolenie od
Kat. W salonie nie chciał przebywać, a Szayel dostawał prawie padaczki,
słysząc, że jego przyjaciel nie chce iść na imprezę. JEGO imprezę.<br />
Na przyjęciu nie zabrało oczywiście Edwarda, który próbował wbić się w bliskie
towarzystwo Draavena. Cody szalał na parkiecie razem ze swoimi pełnymi porażki
znajomymi – większość z nich była pędzlami. Tańczył w pobliżu Mitscha, który
zdążył wyleczyć się już z hipotermii i zapalenia płuc. W ciepłym sweterku oraz
szaliku siedział na jedynym fotelu w pomieszczeniu. Na oparciu siedziała jego
przyjaciółka. Reszta jego znajomych niestety miała inne plany na ten dzień.
Nawet Scout. Jednak ona zrezygnowała z Sylwestra z Ritom Oreom dla przyjaciela,
który bał się trochę Szpary. Jego intencje były tak bardzo widoczne, że nawet
Draven wolał nie patrzeć na Codiego, który naśladuje Niki Melanż pół metra
przed innym osobnikiem tej samej płci.<br />
Zapowiedziano karaoke.<br />
- Pierwszy utwór to coś na rozruszanie – ogłosił Hecarim. – „Majteczki w
kropeczki”!<br />
Na Sali rozległo się zamieszanie. Każdy chciał śpiewać, jednak nie każdy zdobył
się na odwagę do pierwszego utworu. Dwie ręce wystrzeliły w górę.<br />
- Widzę chętnych! Zapraszam waszą dwójkę!<br />
Kat z uśmiechem podbiegła do stoiska DJa. Już po chwili obok niej znalazł się
Mitsch. Hecarim i Sona wręczyli im mikrofony.<br />
- Ja śpiewam pierwszy – uśmiechnął się ciemnowłosy. Muzyka poleciała. Tekst
wyświetlił się na ścianie Dravena. <br />
- Gdy sześć lat skończyłem, do szkoły był czas, maleńka Marzenka żegnała mnie
tak – zaczął swoim idealnym głosem. Kat wiedziała, że nigdy nie zaśpiewa tego
lepiej od niego. Postanowiła trochę zaszaleć.<br />
- Kolonie, wycieczki, poznałem nie raz – zaczęła drugą zwrotkę głosem wyjętym
prosto z metalowych otchłani muzycznych.<br />
- Majteczki w kropeczki – refren śpiewali razem, już normalnym głosem. Wyszło
naprawdę ciekawie. Kiedy skończyli, Hecarim zaproponował „Kajne Grencen”. Kat
wróciła do obchodzenia towarzystwa mijając Mitscha, który ponownie zasiadł w
fotelu. Skinął, żeby do niego podeszła.<br />
- Tak? – pochyliła się, aby go usłyszeć.<br />
- Mogę ci mówić po imieniu? – uśmiechnął się.<br />
Ściągnęła swoje ciemne okulary.<br />
- Oczywiście… - odwzajemniła uśmiech. Nagle ktoś ją popchnął. Złapawszy
równowagę zauważyła, że to był Cody. Z przymkniętymi oczami wił się bardzo
ekspresywnie do jakiegoś mocnego kawałka. Oczywiście myślał, że skupi na sobie
uwagę ciemnowłosego. Nic z tego.<br />
- Chłopak rodzina to prawdziwa dziewczyna – zarapował mu ktoś, kto też nie mógł
już na to patrzeć.<br />
***<br style="mso-special-character: line-break;" />
<!--[if !supportLineBreakNewLine]--><br style="mso-special-character: line-break;" />
Nie wiem czy to miało mieć zakończenie. Znaczy nie pamiętam. Joł.</span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-37657103032551305132014-12-13T08:32:00.003-08:002014-12-13T08:32:42.215-08:0023# Życie w NY - Wakacje, ty kurko
Nawet jestem zadowolona z tego :D <br />Za inspirację dziękuję Adamowi G., Martynce W. oraz zbiegu dziwnych przypadków, które sprawiły, że dorzuciłam postać z czegoś innego... i jednocześnie wymyśliłam pomysł na zakończenie tego :D<br />No bo sam bal maturalny nie byłby fajnym zakończeniem xD<br />Poza tym... te chwile, w których żałujesz, że wrzucasz sam siebie do opowiadania xDD<br />Od razu zaznaczę, że scena z czekoladą będzie wyglądać inaczej w ogarniętej wersji (w której nie będzie mnie xD)<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<br />PS Jeszcze lekka inspiracja od pewnych panów z pewnego portalu ze śmiesznymi obrazkami.</div>
<span style="font-family: Calibri;"><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Times New Roman;">
***</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<em>Czemu wszystko kurką jest?</em><br />
<br />
Odgarnęła grzywkę za ucho i nabrała trochę kremu z filtrem. Za kilka minut
wychodziła na plażę. Wolała posmarować się teraz niż potem siedzieć na słońcu
czekając aż krem się wchłonie, zamiast od razu wskoczyć do wody. Po zakończonej
czynności odruchowo zerknęła w lustro i poprawiła daszek z logiem Croppa, który
dostała kiedyś na zamkniętej wyprzedaży. Nie wyglądał nawet źle – taki zwykły
błękitny z seledynowymi akcentami. I wielkim logo. Spokojnie można było go używać,
aby ochronić twarz przed słońcem. Szkoda, że głowy już nie.<br />
Wyszła z domu i targając dosyć dużą słomianą torbę ruszyła na przystanek
autobusowy. Nie miała daleko do wybrzeża, ale chciała ze sobą zabrać Lee.
Trochę zajęło namawianie go na taką wycieczkę. A jeszcze więcej namawianie na
kupno odpowiednich ubrań.<br />
Zapukała do drzwi. Otworzył jej Lee ubrany dokładnie w to, w co miał się ubrać.
Typowe letnie bermudy i koszula w hawajskie wzorki. A do tego klapeczki, daszek
oraz ciemne okulary, dzięki którym nie będzie wyglądał na niewidomego. Czy coś.<br />
Po krótkim przywitaniu ruszyli na plażę. Jechali 20 minut autobusem trafiając
na tylko jeden korek. Sukces. Cały czas trzymała go za rękę, aby się nie
zgubił. Albo nie wpadł na kogoś. Lee szedł lekko spięty. Słyszał ten otaczający
go tłum i w pewnym sensie nawet czuł lekkie podmuchy tworzone przez
przechodzących ludzi. Słońce tego dnia dawało z siebie całą moc, więc trochę
żałował, że uległ. Mógł siedzieć w swoim chłodnym mieszkanku. Ale nie chciał
sprawiać przykrości Sonie. Zatrzymał się, kiedy ona też to uczyniła. Puściła go
na chwilę. Pewnie znalazła dobre miejsce.<br />
Sona rozejrzała się. Nie dostrzegła nikogo znajomego. W pewnym sensie dobrze.
Lekko zmarszczyła brwi na widok chłopaka, który gardzącym wzrokiem obdarzył jej
daszek. Rozłożyła zabrany koc i lekko pociągnęła Lee za rękę dając mu do
zrozumienia, że może usiąść. Ten pochylił się, wymacał kawałek materiału, po
czym usiadł. Po raz kolejny zastanowił się, co oni tu właściwie robią. Same
problemy, pomyślał, ona będzie ciągle musiała pilnować abym na nikogo nie wpadł
a ja nawet nie będę mógł zadbać o jej bezpieczeństwo. Na plaży było
zdecydowanie zbyt głośno. Jego poprzedni „atak” na Grimmjowa raczej nie miałby
racji bytu w takich warunkach. Jeszcze by kogoś przez przypadek zabił.
Zakrztusił się piaskiem, który został sypnięty przez jakieś biegnące dziecko.
Czuł jak jego brak włosów spala się w tej temperaturze. Słońce, ty kurko.<br />
Sona ściągnęła koszulkę i szorty. Czas wejść do wody. Wstała łapiąc Lee za
rękę. Lekko go pociągnęła.<br />
- Gdzie ty mnie chcesz teraz zabrać – mruknął wyraźnie niezadowolony. Sona
lekko posmutniała. Czyli jednak zupełnie mu się nie podobało. Ale się nie
poddała. Pociągnęła drugi raz. Wstał. Poczuł jej stopę na swojej.<br />
- Klapki, eh – zsunął obuwie. Czyli czas na kontakt z wodą. Czuł, że to będzie
dziwne.<br />
Sona prowadziła go powoli w stronę wody omijając skupiska dzieci, które mogłyby
spowodować kolizję. Stopa Lee poczuła wilgoć.<br />
- To już – stwierdził zatrzymując się na chwilkę, po czym powoli zaczął
wchodzić w zbiornik. Woda była nawet znośna.<br />
***<br />
- Nie mam pojęcia jak do tego doszło – mruknął Szayel odgarniając pot z czoła.
Dotarcie do Grimmjowa w tym upale nie było takie komfortowe.<br />
- Nie przeżywaj – odpowiedział Grimmjow popijając Pepsi Kolę prosto z butelki.
– Chcesz? – podstawił koledze pod nos.<br />
- Nie chcę twoich zarazków. Skup się.<br />
- Na czym?<br />
- Musimy odzyskać przyjaciela!<br />
- E… To my go straciliśmy? Przecież byliśmy razem z nim wczoraj w klubie…<br />
- Nie mów, że ci to nie przeszkadza!<br />
- To, że ma dziewczynę? W sumie słaba jest. A ty co, pewnie zazdrosny…<br />
- Nie o to chodzi! Spójrz może na jakość tych dziewczyn i na częstotliwość, z
jaką są zmieniane! Poza tym nie sądzę, że to można nazwać od razu „dziewczyną”
– Szayel poprawił okulary. – Grimmjow, Nnoitra stał się męską dziwką i nie
można tego nie uznawać.<br />
- Co ty od razu tak go nazywasz. Ma po prostu chłopak powodzenie.<br />
- Nie powodzenie, tylko widzą, że jest łatwy, to się nim zabawiają, a potem
koniec.<br />
- No, bo jak są słabe to z nimi kończy.<br />
- No właśnie. To nie mógłby znaleźć sobie jednej a dobrej? Albo nie być tak
wybrednym?! – ręce Szayela powędrowały wysoko.<br />
- To poproś go, aby tobie też kogoś znalazł – zaproponował Grimmjow spokojnie.<br />
- Ty nic nie rozumiesz!<br />
Grimmjow, ty kurko.<br />
***<br />
- USUŃ TOOOOOO.<br />
Kat zatrzymała się. Chyba zna skądś ten głos.<br />
- NO USUUUUUŃ.<br />
Odwróciła się. W kawiarence obok Konata skakała wokół jakiegoś kelnera.<br />
- Co tu się – mruknęła do siebie. Popatrzyła jeszcze chwilkę, po czym ruszyła
dalej.<br />
Tego dnia było tak bardzo gorąco, że postanowiła wrócić do domu. Jeszcze rano
radośnie wybiegła do Central Parku, aby spędzić cały dzień an świeżym
powietrzu. Ale niestety zbyt wysoka temperatura w cieniu zmusiła ją do
opuszczenia tego miejsca przed obiadem.<br />
Wracała sobie więc tak spokojnie, aż dojrzała bardzo fascynującą scenkę. Otóż w
pewnym miejscu zauważyła znajomego jej Nnoitrę Jirugę z jakąś wydekoltowaną
dziewczyną. Chyba rozmawiali. Ale wyglądali też jakby byli ze sobą bardzo
blisko. BARDZO blisko.<br />
Ciekawe, kilka dni temu widziała go też jakąś dziewczyną. Z nią też był BARDZO
blisko. Kilka dni temu z jakąś inną też…<br />
Wróciwszy do domu włączyła komputer. Od razu otrzymała wiadomość od swojego
byłego partnera z projektu. Prosił ją o szybki kontakt…<br />
***<br />
Dzwonek do drzwi. Kat oderwała wzrok od monitora i spojrzała tępo przed siebie.
Przecież już po 21…<br />
- Ups – kompletnie zapomniała, że Szayel miał do niej przyjść. Poczłapała do
drzwi i otworzyła.<br />
- Witaj Katechi, cieszę się, że chcesz współpracować – przywitał się
różowowłosy.<br />
- No cześć.<br />
Wpuściła go do środka i zaprosiła do salonu. Usiedli.<br />
- Przyniosłem ciasto – podał jej kartonik.<br />
- Oh, dziękuję – odebrała poczęstunek, po czym podeszła do aneksu kuchennego,
aby wyłożyć placek na stole. Kremówka. Interesująco. Postawiła też talerzyki i
łyżeczki.<br />
- Czegoś się napijesz?<br />
- Nie mam na to czasu, musimy jak najszybciej przejść do sedna sprawy –
oznajmił poważnym tonem.<br />
- Dobrze. To mów – wpakowała sobie kremówkę do buzi i czekała aż zacznie.<br />
Odchrząknął. Poprawił okulary. I zaczął wykładać o tym jak to jego najlepszy
przyjaciel Nnoitra zagubił się w życiu, i że źle czyni, i że tak nie wolno.<br />
- Rozumiem. Widziałam go kilka razy ostatnio – powiedziała Kat. – Ale nie
rozumiem właściwie, po co ja ci do tego.<br />
- Mam pewien plan, jednak z powodu nieprzewidywalności Nnoitry, nie wiem czy to
się uda. Otóż próbowałem rozmawiać z nim o tym, co robi. Zignorował to.
Grimmjow również z nim rozmawiał, oczywiście w mniej przyjaznym tonie. Ale to
również zignorował. Wpadłem wtedy na dwa pomysły. Pierwszy, żeby któraś z
dziewczyn, do których się dostawia, powiedziała mu, co o nim myśli. Jednak ten
plan nie wypalił. On tak bardzo nie przywiązuje uwagi do tych dziewczyn, że mu
to obojętne. Właściwie skoro zignorował swoich najlepszych przyjaciół to chyba
nic mu nie pomoże i ten plan z góry skazany był na porażkę – otarł łzę. <br />
- A drugi plan?<br />
- Myślałem, aby po prostu podstawić mu pod nos jakąś porządną dziewczynę, ale
takimi to on się raczej nie zainteresuje – wzruszył ramionami. – Dlatego trzeba
mu po prostu dać dobry przykład. I w tym momencie – uśmiechnął się – wkraczasz
ty.<br />
- To co mam zrobić? – spytała niezbyt rozumiejąc.<br />
- Musisz udawać, że tworzysz parę z Grimmjowem. Wiesz, który to, prawda?<br />
Zakrztusiła się kremówką.<br />
- Śmieszek z ciebie.<br />
- Mówię poważnie.<br />
- Nie zgadzam się.<br />
- Jesteś mi to winna.<br />
- Za co? – zmarszczyła brwi.<br />
- Za średnią na koniec roku.<br />
- Ah, bo miałam większą od…<br />
- CIIIII<br />
Zaśmiała się złowrogo.<br />
- Trzeba było się uczyć… - zobaczyła jego spojrzenie. - …no dobra, pomogę. Ale
w inny sposób.<br />
- Myślałem też, że mogłabyś ze mną udawać… ale jesteś tego niegodna – spojrzał
na nią kątem oka.<br />
- Aha. Mam jeszcze kogoś do wyboru?<br />
- Właściwie nie.<br />
- No to niestety nie pomogę.<br />
- Liczyłem na to, że będziesz nalegać, aby udawać ze mną… - zakaszlał.<br />
- …<br />
- Nie ważne… - mruknął. – Gdyby był Ulquiorra to może z nim… - dojrzał coś
dziwnego co przeszło przez jej twarz. Interesujące, pomyślał. – Ale Nnoitra ma
też kuzyna – dokończył.<br />
- Znam go?<br />
- Może tak – Szayel wyciągnął z kieszeni zdjęcie danego osobnika i jej pokazał.<br />
- Chyba może coś kojarzę – powiedziała po przyjrzeniu się mu.<br />
- Uffff – westchnął z ulgą. – Jak dobrze, że w końcu współpracujesz. Spotkacie
się jutro przed szkołą o 16 – wstał.<br />
- Ale…<br />
- Przepraszam, że zająłem kawałek wieczoru, ale miałem dzisiaj dużo na głowie i
nie mogłem wcześniej przyjść – poprawił okulary i ruszył do wyjścia.<br />
***<br />
Kolejny dzień nie rozpoczynał niczego nowego. Kat obudziła się jak zwykle (eh,
co za monotonia). Postanowiła, że czas zrobić coś konstruktywnego. Po
ogarnięciu się, zjedzeniu szybkiego śniadanka otworzyła szafę. Mebel zapchany
był równo poskładanymi ubraniami w różnych kolorach. Wybrała zwiewną różową
bluzeczkę, czarną spódnicę i wkładając do tego wysokie sandałki od MiuMiu
wyszła na miasto.<br />
- Głupie słońce… - mruknęła osłaniając się od promieni, które uderzyły ją w
twarz od razu na ulicy. Zsunęła na nos swoje mafijne okularki i ruszyła ulicą
słysząc lecącą skądś dynamiczną muzykę. Idealna na dzisiaj, pomyślała. Szła
więc sobie w rytm piosenki, a ludzie sami schodzili jej z drogi. Widać, że
mafia/dres/cokolwiek. Spacerując tak sobie obserwowała ludzi. Lubiła to robić.
Analizowała ich od butów przez zachowanie do możliwych celów ich wędrówki.
Nawet nie zauważyła, kiedy doszła do Barney’s. Wzruszyła ramionami i weszła do
środka. Tutaj czuła się jak u całkiem dobrego znajomego w domu. Na początku
ruszyła w stronę sukienek. O, nowa kolekcja. Przeglądając sukienki pomyślała o
swojej karcie stałego klienta umieszczonej w widocznym miejscu w portfelu. Miło
byłoby skorzystać kiedyś z niej. Jednak cokolwiek ładnego tu było, miało zbyt
wysoką cenę. Tak czy inaczej zawsze miło pooglądać.<br />
Nie wiedzieć kiedy, minęło kilka dobrych godzin. Pora obiadowa. Kat skręciła w
jedną z przecznic, w której pewnie była milion razy, ale za każdym razem miała
wrażenie, że jest tam po raz pierwszy. Nie, żeby się gubiła przez to. Nowy
Jork, ty kurko. Z daleka zauważyła szyld North Fish’a. A może by tak rybka?
Dziarsko maszerując w tamtą stronę jej wzrok padł na pobliską wystawę… Sklep z
zabawkami. Nasyciwszy się troszkę wystawą weszła do środka. Szybko ominęła
działy z edukacyjnymi zabawkami dla niemowląt i dotarła do lalek.<br />
Zeszła jej na to spora chwila. Wychodząc słońce dalej niemiłosiernie świeciło,
a zegarek na wyświetlaczu oznajmiał, że pora obiadowa zaraz minie. Nie
rozglądając się już więcej doszła do North Fish’a.<br />
***<br />
Jeszcze nigdy wakacje u kuzynki tak bardzo jej nie męczyły. Sona leniwie
spoglądała na faunę ogrodową żyjącą swoim życiem. Oni to mają łatwo, pomyślała.
Już trzeci tydzień spędzała oddalona od domu o pisiont miljonuf kilometrów.
Zazwyczaj był to najlepszy czas wakacji, a czasem nawet i roku. Ale tym razem
nie mogła przestać myśleć o kimś, kogo zostawiła w Nowym Jorku…<br />
***<br />
Grimmjow też wiele myślał. Co było niespotykane dla niego. We wrześniu miał
rozpocząć kolejną klasę. Co się wydarzy w tym roku? Zmienią mu nauczycieli? Czy
zostanie przyjęty do szkolnej drużyny koszykówki? Czy dodadzą coś nowego do
automatów z przekąskami? No sory, ale te Grześki już się trochę znudziły.
Mogliby dodać w końcu te krakersy, które są we wszystkich automatach na
świecie, oprócz tych w jego szkole. W jego myślach przemknęło cicho też jeszcze
coś. Coś bardzo cichego, powiedzmy nawet, że niemego. Hoho. Otóż Grimmjowek
czasami myślał o pięknej niebieskowłosej koleżance, która w tak dziwny sposób
dała mu kosza. Kilka razy miał zamiar napisać do niej po tym czerwcowym
incydencie, ale nie wiedział właściwie co. Ona też nie dawała znaku życia. Może
po prostu umarła. Westchnął. Czemu życie jest takie ciężkie. Obrócił się na bok
i wtulił ryjco w poduszkę. Śmierdziała czymś słodkim. Dziwne.<br />
Po chwili Grimmjow odkrył czekoladę roztopioną w pościeli.<br />
Życie, ty kurko.<br />
***<br />
Kiedy wyszła z North Fish’a spróbowała pieszo wrócić do domu. Zauważyła w
oddali miejsce, które chyba kojarzyła. Idąc przed siebie odkryła mury swojej
szkoły. W tym samym momencie przypomniało jej się coś. Niestety nie wiedziała
co. Ale coś to było. Idąc wzdłuż murów odgradzających szkołę od świata
zauważyła, że ktoś stoi przy głównej bramie. Miał na sobie jakąś koszulkę,
spodnie i buty. Zwolniła kroku i przyjrzała mu się uważniej. Coś tu nie
pasowało. Nagle on również na nią spojrzał. Kat przeniosła wzrok przed siebie
wracając do zwykłego tempa. Całe szczęście, że miała na sobie okulary
przeciwsłoneczne. Kątem oka spoglądała na owego człowieka, który dalej się na
nią lampił, a im bliżej niego była, tym bardziej zestresowany się wydawał.
Kiedy go minęła, po chwili usłyszała jego głos.<br />
- Ale dokąd idziesz?<br />
Nie odwróciła się sądząc, że to nie do niej. Jednak po „Halo?” poczuła się
lekko niespokojna, a kiedy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu, odskoczyła w
bok. Spojrzała na prześladowcę.<br />
- Cz-cześć… - powiedział wyraźnie zmieszany.<br />
- Witam – odpowiedziała czekając na rozwój wypadków.<br />
Nastała dosyć niezręczna cisza.<br />
- Szayel właściwie nie powiedział mi co dokładniej mamy dzisiaj zrobić… Wiesz
może coś więcej o tym?<br />
Kat zamrugała kilka razy oczami i ściągnęła okulary. <br />
- Oh, to ty – powiedziała zaskoczona. – W tych okularach myślałam, że to jakiś
afgański turysta.<br />
Zaśmiała się niezręcznie.<br />
- No więc… wiesz coś może? – spytał Tesla.<br />
- Nie, nie mam pojęcia. Mamy po prostu udawać, nie wiem, może on robi nam
zdjęcia z ukrycia, albo nas nagrywa, albo naśle na nas Nnoita czy coś –
odpowiedziała szybko zerkając na telefon. No tak, 16.04. Zupełnie zapomniała o
tym spotkaniu.<br />
- Ale śmieszkowo – powiedziała do siebie patrząc dalej na wyświetlacz. – Wiesz,
że ja kompletnie zapomniałam o tym spotkaniu?<br />
- Oh…<br />
- No to co robimy? – schowała telefon.<br />
- E… Nie wiem…<br />
- Ty jesteś facetem, wymyśl coś.<br />
- Ale czemu…<br />
- Jeśli jesteśmy obserwowani to musimy się zachowywać według planu, więc ty
musisz być panem sytuacji – powiedziała cicho.<br />
- No dobrze… Może pójdziemy coś zjeść?<br />
- Przed chwilą jadłam obiad.<br />
- To może do parku?<br />
- O, tam mnie jeszcze dzisiaj nie było. Może będą kaczki.<br />
Tak więc ruszyli.<br />
***<br />
Ulquiorra otworzył oczy. Z każdej strony otaczała go przenikliwa ciemność.
Kompletnie nie mógł przyzwyczaić się do zmiany strefy czasowej. Ani do tego, że
nie był tam, gdzie być powinien… a przynajmniej, gdzie mu mówiono, że będzie…<br />
***<br />
Lekarzu ulecz sam siebie – to jest tak bardzo o mnie. Z jednej strony jestem
ekspertką od spraw sercowych, ale… sama mam problemy natury miłosnej… Jak to
się dzieje? Czemu tyle się mówi o friends zone, jednak tak, jakby problem miał
miejsce tylko u chłopaków? <br />
Tak czy inaczej to nie jest najgorsze. Wróciwszy na wakacje do domu cieszyłam
się nawet, że będę mogła z dala od sfery szkolnej przemyśleć całą sytuację.
Ojciec pozwolił mi nawet urządzić przyjęcie! Muszę koniecznie skontaktować się
z Briar. Na pewno znowu pomoże mi je urządzić. Chociaż chętnie przyjęłabym też
rady od Maddie – chcę zrobić coś naprawdę szalonego! Przydałaby mi się też nowa
sukienka…<br />
WRACAJĄC do tego, co najgorsze – ojciec oznajmił mi, że ZNOWU zmienię szkołę.
Myślałam, że to żart. Przecież moja misja w Ever After się nie skończyła.
(Pomijając fakt, że właściwie nie wiem, co miałam zrobić i czy cokolwiek
zmieniła moja obecność. Oprócz wznowienia tradycji Dnia Zakochanych Serc.
Chociaż właściwie nie wiadomo czy za rok ktoś się pofatyguje o zrobienie
kolejnej imprezy.)<br />
WRACAJĄC do głównego tematu – mam wrażenie, że umrę. W Ever After jest tak
bardzo BAJECZNIE (szczególnie, kiedy w pobliżu jest Dexter, szczególnie, kiedy
jest bez okularów), że nie wiem, czy gdziekolwiek będzie mi chociaż w połowie
tak dobrze jak tu. Poza tym słabo tak zmieniać po raz kolejny szkołę. No i jak
zwykle mam „niezwykle ważną misję”, która będzie jak zwykle polegała na sianiu
miłości. Lubię swoją pracę, naprawdę, ale czy będę mieć kiedykolwiek czas dla
siebie? Chcę poznać swoją przeszłość! (Pomijając to, że chcę wyjść z fz.)
Świecie, ty kurko…<br />
***<br />
Siedzieli sobie na ławku w parce. Kaczek nie było. Nawet fajnie im się ze sobą
rozmawiało, kiedy Tesla stwierdził, że nie ma siły już chodzić. Nie, żeby
obeszli cały Central Park kilka razy. Kat kopnęła jakiegoś kamienia, który
potoczył się na drugi koniec alejki. Nagle dostała SMSa.<br />
Od Szayela.<br />
„WIĘCEJ AKCJI” <br />
A więc jednak ich obserwują. Udała, że nic się nie stało i podstawiła mu
telefon pod nos. Przeczytawszy domyślił się, o co chodzi. Zamyślił się. Kat
uśmiechnęła się jakby była najszczęśliwszą osobą na świecie i zamrugała parę
razy oczkami. Tesla wyglądał jakby miał zejść za tydzień. Przysunęła się lekko
do niego.<br />
- O, patrz, kaczki! – wystrzelił ręką przed siebie.<br />
- Gdzie? – spojrzała w tamtą stronę.<br />
- No gdzieś tam były, chodź, sprawdźmy.<br />
- Już odpocząłeś?<br />
- Tak.<br />
- Siedzieliśmy tu tylko niecałe pięć minut.<br />
- Ale już mi lepiej. Po prostu mi się nudziło.<br />
Posłała mu lekko mordercze spojrzenie kamuflowane niewinnym uśmiechem. Coś
poruszyło się w krzakach. No tak, mieli przecież coś udawać.<br />
- To, ekhem, chodźmy może coś przekąsić, pewnie straciłaś dużo energii po tym
spacerze – powiedział lekko teatralnie.<br />
- Bardzo chętnie – wstała i ruszyli w losowym kierunku.<br />
***<br />
Tak bardzo nie chcę… Ojciec mnie posyła do jakiegoś liceum dla Mugoli. To nie
tak, że mam coś do podludzi… Ale tam jest tak bardzo NUDNO. Żadnej magii,
żadnych niespodziewanych rzeczy. Ale ojciec powiedział, że to nie jest taka
znowu zwykła szkoła. Spytałam dlaczego, lecz odpowiedział tylko, że wszystkiego
dowiem się w swoim czasie. EHHHH… Tak czy inaczej poczułam się nawet dobrze jak
powiedział, że chciał mnie wysłać do Syrii pierwotnie.<br />
***<br />
Wakacje w pewnym sensie się już kończyły. <br />
Tesla szedł żwawym krokiem do miejsca docelowego. Po drodze minął jakiś
śmieszny czerwony party van. Rzucił na niego okiem. Okazało się, że to ten busik,
gdzie można oddawać krew i dostać za to czekoladę. Pomyślał chwilkę. Powoli
postawił nogę w drzwiach i wszedł do środka.<br />
***<br />
Kat oglądała właśnie w telewizji reklamę jakiegoś filmu.<br />
- Sierpniowe niebo! Ponad pisiont dni chwały! – krzyczał pan z ekranu. Nagle
rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.<br />
Nie spodziewała się nikogo. Wstała i podeszła do drzwi. Zdziwiła się widząc
Teslę.<br />
- Co ty tu robisz?<br />
- Szayel wysłał mi twój adres i kazał przyjść… - odpowiedział opierając się
jedną ręką o ścianę.<br />
- Oh… W takim razie wejdź… Czemu jesteś taki blady? – spytała lekko
zaniepokojona.<br />
- Blady? Zawsze jestem przecież blady – uśmiechnął się niewyraźnie. –
Przyniosłem… czekoladę…<br />
Zachwiał się i zaczął opadać w dół, jednak refleks Kat uchronił go przed
upadkiem.<br />
- … <br />
Wciągnęła go do środka i położyła na sofie. Nawet nie był ciężki. Podłożyła mu
poduszkę pod głowę i bardzo dużo innych pod nogi. Otworzyła okno. Usiała na
podłodze przy jego głowie i cały czas obserwowała czy oddycha.<br />
Po minucie otworzył lekko oczy. Dopiero jednak po kolejnej chwili był w stanie
się ogarnąć.<br />
- Co się stało?<br />
- No właśnie chciałabym wiedzieć, bo to nie jest fajne, że se przychodzisz do
mnie i słabniesz mi tu.<br />
- Zasłabłem? – spytał podnosząc się gwałtownie. Jednak zakręciło mu się w głowie,
więc wrócił do poprzedniej pozycji.<br />
- Nie jadłeś śniadania czy coś?<br />
- Jadłem… Gdzie są czekolady?! – znowu chciał wstać, ale go powstrzymała.<br />
- Tu są – wskazała na stół.<br />
- To dobrze… Bo widzisz, przyniosłem tobie – uśmiechnął się anemicznie.<br />
- Tobie się w tej chwili bardziej przydadzą – mruknęła. Wyciągnęła z kartonika
gorzką czekoladę i połamała ją. <br />
- Ale to dla ciebie.<br />
- Ale ja chcę żebyś ty to zjadł. Czemu właściwie mi zemdlałeś?<br />
Nagle usłyszeli z dworu głos z megafonu:<br />
- Oddaj krew do banku krwi! I ty możesz być potrzebny! W zamian dostaniesz
czekoladę na wzmocnienie po dobrym uczynku!<br />
Kat rzuciła w stronę Tesli mordercze spojrzenie.<br />
- Sprzedałeś się za czekoladę? – syknęła.<br />
- Co!? Przecież oddałem krew w dobrym celu! – krzyknął zaskoczony jej reakcją.<br />
- Oni ciebie tam w ogóle zbadali? Przecież jesteś za chudy na takie rzeczy! W
twoim stanie to jest czysta prostytucja!<br />
Nastała chwila milczenia.<br />
- Jedz.<br />
- Ale to dla ciebie…<br />
Wcisnęła mu kostkę w usta.<br />
- Jedz.<br />
Posłusznie skonsumował. Tak jak kolejną kostkę. I kolejną.<br />
Sama też trochę podjadła. Siedzieliby tak pewnie dłuższy czas, gdyby nagle nie
złapał jej za nadgarstek ręki, którą dawała mu czekoladę.<br />
- Dobra, wystarczy.<br />
- Ale dalej źle wyglądasz.<br />
- Trudno. Przyniosłem ci czekoladę, bo ty miałaś ją zjeść.<br />
- Nie chcę czekolady z prostytuowania się.<br />
- Ale przecież już zjadłaś trochę…<br />
- Nie obcho… JEDZ – zaczęła mu wciskać kolejną kostkę, chociaż dalej trzymał ją
za rękę. Poczęli się szarpać.<br />
Nagle z sąsiedniego pokoju ktoś wyszedł zastając ich w nieciekawe i niejednoznacznej
pozycji.<br />
- Martine? Dobrze, że już wstałaś, siostrzyczko – zaśmiała się nerwowo.<br />
- Siostra? Nie wiedziałam, że masz chopoka – dziewczyna poprawiła nieco pasek
przy spódnicy, która rozkloszowana sięgała jej nieco za kolana. Na górze miała
zwiewną koszulę wsadzoną w środek.<br />
- Ale to kolega…<br />
- No to ja was zostawię. Nie przeszkadzajcie sobie – odpowiedziała poważnie i
lekko się uśmiechnęła. Wsunęła oskarpetkowane stopy w sandałki, po czym
wysunęła się cicho z mieszkania. Powoli zeszła po schodach. Wyszła na zewnątrz
i w uduchowionej pozie wdychała idealne promienie słońca.<br />
- Moja siostra jest już taka dojrzała. Pewnie niedługo weźmie ślub. Mam
nadzieję, że zostanę druhną – powiedziała cichutko.<br />
Nagle przejechał jakiś tir oblewając jej smukłą figurkę zawartością kałuży z
porannego deszczu.<br />
- Deszczu, ty kurko – westchnęła.</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Times New Roman;">
</span></div>
</span><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
</div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-80858595770435887732014-10-05T09:34:00.002-07:002014-10-05T09:34:30.309-07:0022# Życie w NY - Koniec roku szkolnegoTo było wyprodukowane w czerwcu, ale jakoś nie wrzuciłam w wakacje, nie ogarniam xD<br />***<br />I oto ostatni dzień szkoły. W całym budynku słychać było jeden wielki hałas ludzi ładujących się do auli. Trzeba było odczekać najnudniejszą część, czyli przemówienie dyrektora, rozdanie świadectw ostatnich klas itp. Kat usiadła obok Konaty.<br />- Gdzie masz swojego kolegę? - spytała niebieskowłosej.<br />- Kolegę? Jakiego ja mam kolegę... Ah, tego kolegę? - wskazała na chłopaka w okularach siedzącego gdzieś w kącie w pobliżu Cullenów.<br />- Czemu nie siedzi z tobą? Na stołówce zawsze siedzicie razem.<br />Konata wzruszyła ramionami.<br />- Znalazł sobie inną koleżankę - przetarła nosek. - I teraz nie mam z kim grać w Metina. Bez niego nasza gildia upadnie.<br />- Ah... przykre... - Kat odwróciła się w druga stronę. Właśnie obok niej usiadł Szayel.<br />- Cześć, koleżanko od projektu - uśmiechnął się.<br />- Cześć, kolego od projektu - odpowiedziała sztywno. Zauważyła, jak obok różowowłosego zajęli miejsca jego koledzy. Spojrzała na Ulqa, ale on martwo wpatrywał się w inną stronę. Westchnęła i zaczęła śledzić wzrokiem sytuację na auli.<br />Zakończenie przebiegało sprawnie i bez zakłóceń. Tylko jakiś golas przebiegł przez środek. I Grimmjow zapomniał panować nad śliną.<br />Po części uroczystej wszystkie klasy prócz ostatnich poszły do sal po świadectwa.<br />- Najpierw rozdam świadectwa z wyróżnieniem - powiedział wychowawca. - Zapraszam Szayela ze średnią 5.2.<br />Różowowłosy z udawanym skromnym uśmiechem wstał i poszedł na środek.<br />- Gratuluję - nauczyciel uścisnął mu dłoń i wręczył co miał wręczyć.<br />- Poproszę Katechi ze średnią 5.21.<br />Wszyscy w szoku spojrzeli na Szayela, który nagle zbladł.<br />- Jak to... - zemdlał. Ktoś miał średnią wyższą od niego. I tym kimś była jego partnerka z projektu. Pewnie przez jego geniusz dostała tą wspaniałą ocenę, która podciągnęła jej średnią ponad jego.<br /><br />Kiedy Grimmjow wybiegł ze szkoły zastał tłumy nowych absolwentów w tradycyjnych pelerynkach la Harry Potter i czapeczkach z wstążką. Szybko odnalazł Sonę. Rozmawiała z jakimiś ludźmi i koleżankami.<br />- Kochanie, to ja lecę do Nami sprawdzić czy zajęła stolik - powiedziała Janna i poszła.<br />- To daj nam te rzeczy i już cię zostawiamy - powiedział jakiś mężczyzna zabierając od niej tonę książek, które dostała za różne konkursy, olimpiady, czy inne wyróżnienia.<br />- Tylko pamiętaj, że za dwie godziny jedziemy do babci - kobieta ucałowała ją i poszli, a dziewczyna ruszyła w tą samą stronę co Janna. Grimmjow żwawo podążył za nią. Kątem oka zauważył Ahri w jednym samochodzie z obrażoną miną i tego dziwnego blond chłopca w drugim samochodzie, który ciągle do niej machał. Między pojazdami stała para, która żywo gestykulując kłóciła się.<br />Sona skręciła, więc zrobił to samo. Już miał ją zawołać, kiedy ktoś go uprzedził.<br />- Sono! Dzień dobry! - Wolontarka radośnie przywitała dziewczynę. Sona nie byłaby w takim szoku, gdyby nie fakt, że kobieta nie była sama.<br />- Chciałem się z tobą zobaczyć po zakończeniu - powiedział Li. - Masz na sobie to śmieszne wdzianko?<br />Sona podała mu swoją czapeczķę, którą wymacał.<br />- Przyjemny materiał. Granatowa?<br />- Czarna z zieloną wstążką - powiedziała Wolontarka.<br />Grimmjow nie wiedział kto to, ale bardzo nie spodobał mu się ten gościu.<br />- Sona! - zawołał. Dziewczyna odwróciła się. Tylko nie on, pomyślała. Lubiła go, ale teraz był tu niepotrzebny. Chociaż pewnie chciał się tylko pożegnać... Właściwie to już się chyba nigdy w życiu nie zobaczą. Chyba warto przecierpieć te ostatnie chwile dla świętego spokoju, prawda?<br />- Kto to? - spytał Li szeptem.<br />- Sądząc po mundurku to pewnie jej kolega ze szkoły - odpowiedziała Wolontarka.<br />- Chciałem ci złożyć życzenia - powiedział Grimmjow podając jej ładnie zapakowane pudełeczko. - Wszystkiego najlepszego.<br />Sona uśmiechnęła się do niego i skinęła głową w podzięce. Grimmjow kątem oka zerknął na obcego sobie mężczyznę. Skoro miał opaskę na oczach to pewnie był ślepy. <br />Pantera pochylił się nieco nachalnie nad Soną, aby ją cmoknąć w policzek, ale nie zdążył nic zrobić. Chwilowo stracił czucie od pasa w górę. Zobaczył przerażoną twarz dziewczyny.<br />- Sona jest bardzo wdzięczna za pamięć, ale teraz się spieszy - Li stał obok nich. Kiedy tylko zabrał palec z pleców Grimma, ten nagle odzyskał czucie. Odsunął się trochę i spojrzał wrogo na ślepego.<br />- Co ty *przekleństwo* *brzydkie wyzwisko*!?<br />Spojrzał na Sonę, która posłała mu przepraszające spojrzenie.<br />- Co to za jeden, co? Co on sobie myśli, co?<br />- A ty, młodzieńcze, co chciałeś zrobić?<br />- Nie twoja *przekleństwo* sprawa - Grimmjow lekko zarumienił się.<br />Sona złapała Li za rękaw chcąc aby już zostawili jej kolegę w spokoju. Ten rozumiejąc o co jej chodzi wziął ją za rękę i już chciał się odwrócić, ale Grimmjow nie zamierzał skończyć. Nie wiadomo po co tutaj taka agresja ze strony jednego i drugiego, ale życie.<br />- Czyli tak? Czyli wolisz tego ślepca, który nawet nie uratuje ciebie, kiedy zajdzie taka potrzeba? - krzyknął.<br />Sona miała kompletnie dosyć tej sytuacji.<br />Lee się odwrócił, więc Pantera o bardzo małym rozumku postanowił zaatakować go z pięści. Niewidomy z łatwością zatrzymał jego atak jednym palcem.<br />- Jak to...<br />- Proszę odejdź nim zaczniesz myśleć, że dam się sprowokować.<br />Grimmjow poprzeklinał trochę, ale odszedł.<br />Sona westchnęła. Przynajmniej pozbyła się tego idioty raz na zawsze. Ich kontakty były w dobre, dopóki nie zaczął jej wysyłać ofert wspólnych wakacji. Wtedy zaczęła się cieszyć, że niedługo koniec. Jednak po tej akcji była pewna, że nie nawiedzi jej czasem którego pięknego dnia. Zastanowiła się też czemu on wywnioskował, że ma u niej jakiekolwiek szanse. I w tym momencie, gdyby nie Wolontarka, wpadliby pod tira przechodząc na drugą stronę ulicy.<br />- Sono, nie zamyślaj się tak, mam tu już jednego ślepca pod opieką - zaśmiała się, a Lee przybrał obrażoną minę.<br />- Czego chcesz, kobieto, dawno nie byłem na dworze, mam wrażenie, że to wszystko jeździ wszędzie.<br />- To masz co robić w wakacje.<br />Przechodzili właśnie obok kawiarenki i Sona przypomniała sobie o koleżankach. Zastanowiła się czy może czasem nie zostać z Lee...<br />- Sona! Co tak długo! - Janna miała dar znajdowania jej.<br />- Umówiłaś się z koleżankami? Mogłaś nas poinformować - powiedziała z uśmiechem Wolontarka. Sona ścisnęła dłoń Lee.<br />- Idź się zabawić z młodymi, starego Lee musi Wolontarka nakarmić obiadem - powiedział.<br />- Stary Lee jest przecież tylko kilka lat starszy od młodej Sony - zaśmiała się Wolontarka. - Spokojnie mógłbyś być moim synem! Skoro już idziesz, to do zobaczenia Sono.<br />Lee ścisnął jej dłoń po czym poszli sobie. Sona pożegnała ich uśmiechem, który natychmiast zmienił się w przerażenie na widok wyrazu twarzy Janny. <br />O nie, będą pytania, pomyślała.<br />- Sono, zamówimy pyszne desery, a potem nam wszystko opowiesz - Janna uśmiechnęła się makabrycznie i zaciągnęła przyjaciółkę wgłąb kawiarenki.<br /><br />***<br /><br />I to na tyle, hihi, hoho. Będzie odcinek o wakacjach. Może kiedyś.Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3267133741960686711.post-44878790789073865002014-06-20T09:18:00.003-07:002014-06-20T09:18:29.618-07:0021# Życie w NY: Bal maturalny i nowy wymiar znajomościA oto i długo wyczekiwany bal xD 6 stron wordowych pisanych NA TELEFONIE ;u; Miłej zabawy.<br /><br />***<br /><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="font-family: Calibri;">Oto wielce wyczekiwany dzień balu. Wszyscy, którzy mieli
dzisiaj wieczorem imprezę, wydzielali aurę radosnego podniecenia. Szayel
obdarzał ich wszystkich spojrzeniem pełnym łagodnego współczucia. Myślą, że się
dobrze zabawią. Naiwni. Przecież najlepsza impreza będzie za rok u niego! Już w
nocy uzyskał poparcie Nnotry i Grimmjowa. Ulqu nie odbierał telefonu, ani nie
odpisał na SMSowy spam. Trzeba było więc porozmawiać z nim dzisiaj.<br />
- Ulqiorra, przyjacielu! - poleciał do niego z otwartymi szeroko ramionami. -
Czyś zapoznał się z moim FANTASTYCZNYM planem?<br />
Ulqu spojrzał na niego swoim nihilistycznym wzrokiem. <br />
- Przecież mnie nie będzie. <br />
Szayel poczuł się, jakby ktoś mu zrzucił pianino z Szopenem na głowę. O
przypadku Ulqa kompletnie zapomniał. Chociaż to właściwie ułatwiało sprawę.
Ulqu pewnie i tak pewnie nie brałby udziału w całym przedsięwzięciu. <br />
- To fakt, ale zawsze możesz przyjechać na tą imprezę. <br />
- Nie. <br />
- Nie chcesz oglądać mojego triumfu? <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
Przyjaciel obdarzył go spojrzeniem " nie". Szayel ściągnął okulary i
nerwowo przetarł je o bawełniany T-shirt Grimmjowa. <br />
- Tak czy inaczej: co dzisiaj robimy? - spytał Niebieskowłosy. <br />
- Nie idziesz na bal? - Szayel uniósł brew. <br />
Pięć oczu wbiło spojrzenie w Grimma. <br />
- Nie - odpowiedział wzruszając ramionami. <br />
- A Sona z kim idzie? <br />
- Z koleżankami. <br />
- ... nie zaprosiłeś jej? <br />
- Ale to jej bal... <br />
- Ale to faceci zapraszają - uświadomił go Nnoit. <br />
Grimm zamrugał kilka razy i po chwili zniknął im z oczu. Biegał po całej
szkole, aż w końcu ją znalazł. Stała ze swoimi koleżankami. Złapał ją za ramię
i z rozpędu odciągnął na bok. Zaskoczyła ją ta sytuacja. <br />
- Ej, oddaj nam ją - zaśmiała się Janna, jednak nie wyglądała jakby jej
cokolwiek przeszkadzało. <br />
- Pójdziesz ze mną na bal? - spytał szybko Sonę wypatrując się w nią
niecierpliwie. <br />
Bez wahania zaprzeczyła głową. <br />
- Czemu? Idziesz z kimś innym?! <br />
Znowu zaprzeczyła wyciągając telefon. "Idę tylko z dziewczynami, chcemy
się zabawić razem, to nasze ostatnie dni razem." - pokazała mu wyświetlacz
i uśmiechnęła się przepraszająco. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Aha, ok... - odpowiedział. Lekko zrezygnowany poszedł wracać do kolegów. <br />
- Czemu się nie zgodziłaś? - spytała Janna lekko oburzonym tonem, kiedy odszedł.
<br />
Dobrze wiesz, że na tego typu imprezy chodzi się albo z chłopakiem, albo samemu
- przekazała jej migowo Sona. <br />
- No a co ci szkodzi skoro i tak kończysz tą szkołę? <br />
Sona spojrzała na nią wymownie. <br />
- Czekaj... Jest ktoś inny?! - pisnęła podniecona. <br />
Koleżanka szybko zaprzeczyła. <br />
- Czyli tak! No powiedz kto to! Powiedz - ciągała ją za ręce. - Poppy, powiedz
jej, żeby powiedziała! <br />
- Co ja będę mówić... - burknęła ciemnoskóra dziewczyna. Od kilku dni nie miała
humoru. Jej przyjaciółki szły na after party do Dravena, u którego nie mogła
przecież się pojawić. Całkowicie zrezygnowała i z jakiekolwiek imprezy i z
całego balu, pomimo stwierdzenia Janny, że przecież mogą iść gdzie indziej.
Jednak wiadomo, że to Draven robi najlepsze imprezy, a zaproszeni mogą czuć się
kimś, więc Poppy nie chciała psuć przyjaciółkom zabawy. <br />
*** <br />
- Najlepsze imprezy robi Draven, a ja znam kogoś, kto został zaproszony - oznajmił
Szayel podczas przerwy obiadowej. <br />
- Któż to taki? - spytał Nnoit pałaszując ze smakiem swoją porcję waty. <br />
- Edward Erlic - poprawił okulary. Nnoit zaksztusił się colą, a Grimmjow, który
dopiero co dotarł usiadł z wrażenia. <br />
- Czemu rozmawiacie o tym chłopcu? - spytał. <br />
- Zda nam szczegółową relację z imprezy u Dravena oraz zrobi wywiady z
uczestnikami. <br />
- A po co? <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Żebyśmy za rok zrobili równie dobrą imprezę - uśmiechnął się Szayel. <br />
- Ale czy ludzie nie będą woleli iść do niego, skoro go już znają? <br />
- Przecież go już nie będzie. <br />
- Ej, ale on ma rację - stwierdził Nnoit. - Skąd wiesz, że Draven w końcu zdał?
<br />
Szayel złapał się za głowę. Natychmiast musiał się tego dowiedzieć. Pobiegł
szybko do pokoju nauczycielskiego do najbardziej zaufanego nauczyciel. <br />
- Tak, Szayel, o co chodzi? <br />
- Panie profesorze, czy wie pan czy Draven... - zawahał się, bo przecież nie
znał nawet jego nazwiska. Ale nauczyciel chyba nie o kogo chodzi - ...zdał? <br />
- Wiem - nauczyciel uśmiechnął się przyjemnie. <br />
- Czy mógłby więc pan powiedzieć więc, czy zdał? <br />
- Nie mogę udostępniać takich informacji uczniom. <br />
- Ależ to bardzo ważne! Od tego zależy...wszystko! - zaczął panikować. <br />
- Skoro tak ci na tym zależy to sam go spytaj - zaproponował nauczyciel i
wrócił do pokoju. <br />
Nie było innej rady. Szayel pobiegł do stołówki. Draven był jeszcze bardziej
oblegany niż zawsze. Różowowłosy przebił się przez tłum ludzi i dźgnął go w
ramię. Natychmiast został obdarzony draaavenowym spojrzeniem i skupieniem
wszystkich osób wokół. <br />
- Witaj, chciałbym zadać tobie pytanie. <br />
- No mów - Draven uśmiechnął się szeroko. <br />
- To trochę prywatne, nie chciałbyś może odejść nieco dalej? <br />
- Draven nie ma niczego do ukrycia! <br />
- Rozumiem. Chciałem więc spytać czy zdałeś ten rok. <br />
Nastała chwila milczenia. Nikt z fanów Dravena nawet nie pomyślał, że on mógłby
odejść. <br />
- Draven zostaje z wami! - oznajmił wyciągając ręce w stronę wiwatującego
tłumu. Szayel przeraził się. Zadanie będzie trudniejsze niż myślał.
Niezauważony wrócił do przyjaciół. Usiadł zrozpaczony przy niedokończonym posiłku
i schował twarz w dłoniach. <br />
- A mówiłem - powiedział Grimmjow z mięsem w buzi. <br />
- Grimmjow wiedział raz coś lepiej od Szayela - Nnoit zaczął się głośno śmiać
zwracając na siebie uwagę otoczenia, a kłębki waty wypadały mu z buzi. <br />
- Nie umiecie jeść - skomentował Ulqu wyczulony na etykietę. Sam nosił do
szkoły własne sztućce, gdyż stołówka nie zapewniała osobnych noży do drobiu i
wieprzowiny. Grimmjow wziął serwetkę, którą kulturalnie obtarł Nnoitowi twarz z
resztek waty. <br />
- Dziękuję, przyjacielu - powiedział dystyngowanie Nnoitra, po czym zauważył
sugestywne spojrzenie Szayela. Odwrócił się i ujrzał swojego kuzyna, który miał
skierowany w jego stronę obiektyw telefonu. <br />
- Tesla, idioto! - wydarł się po czym wylał wodospad przekleństw i zaczął go
gonić. Szayel znowu ukrył twarz w dłoniach. <br />
*** <br />
Balowe zamieszanie Grimmjowa nie było jedyna przykra rzeczą, jaka go dzisiaj
spotkała. Idąc na ostatnią lekcję przechodził obok Janny i dziwnej dziewczyny,
której nie znał. Usłyszawszy, że rozmawiają o Sonie, przystanął i podsłuchiwał
w ukryciu. <br />
- Pytałam już czy będziesz w sobotę, Nami? <br />
- Na tej imprezie urodzinowej dla Sony? Tak, wyjeżdżam dopiero za tydzień. <br />
- To świetnie. Tak poza tym to rozmawiałam z Dravenem. Pogada z muzykiem aby
puścił ulubiony kawałek Sony. Ciekawi mnie to czemu od razu się na to
zgodził... <br />
- Czemu? <br />
- Nie mamy z nim jakichś specjalnych kontaktów, a jako szkolny gwiazdor nie
robi przysług tego typu. <br />
- Może miał dobry dzień? <br />
- Może... Nie wydaje mi się jakoby on wiedział nawet o kim mówię... <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
Po chwili zaczęły gadać o jakichś prezentach, aż w końcu Grimmjow zrozumiał -
Sona miała dzisiaj urodziny! I to nie byle jakie! Sona<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>właśnie stała się pełnoletnia! (Pan Szef
stanu Nowy Jork zmodyfikował prawo dotyczące pełnoletności z powodów
osobistych: jego córka miała o rok starszego od siebie chłopaka, więc według
tego prawa, ów chłopak był pedofilem.)<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Teraz musiał pędzić na lekcję, ale po zajęciach koniecznie chciał ją
spotkać i złożyć życzenia. Że też nigdy nie pytał ją o datę urodzin... <br />
*** <br />
Od razu po dzwonku zerwał się z miejsca i pobiegł na zewnątrz. Zauważył ją
wychodząca z terenu szkoły. Szybko zaczął biec. Niestety dogonił ją, kiedy
wsiadała do autobusu. Przez głupie głośne dzieciaki nie usłyszała go.
Stwierdził, że chyba nie ma sensu wysyłać życzeń SMSem. Jutro to załatwi.
Przynajmniej zdąży kupić prezent. <br />
*** <br />
Do balu pozostało kilka godzin. Sona niespecjalnie się spieszyła. Dla niej było
wystarczająco czasu, żeby jeszcze odwiedzić Lee. Wdrapała się pogodnie po
starych schodach na odpowiednie piętro i zapukała do drzwi. Od razu otworzył.
Potrafił rozpoznać jej kroki na schodach. Zaprowadził dziewczynę do salonu,
gdzie jego nieduży stół był elegancko zastawiony. Sam Lee ubrany był w pewien
sposób odświętnie. Sona zdziwiła się. Skąd wiedział? <br />
- Wolontarka mi powiedziała i pomogła przygotować to wszystko. Wszystkiego
najlepszego - uśmiechnął się i zaprosił ją do stołu. <br />
Zjedli więc ten elegancki posiłek, po którym Sona wstała aby zabrać się za
sprzątanie. <br />
- Zostaw to - powiedział usłyszawszy, jak łapie za talerze. - To w końcu twoje
urodziny. Poza tym masz dzisiaj bal, nie chcę ciebie zatrzymywać. Pozwól, że
jeszcze dam ci prezent - wstał, znalazł jej rękę, po czym wcisnął jej
zawiniątko wyjęte z kieszeni. <br />
Sona stwierdziła, że nie może tego przyjąć. Lee lewo opłacał mieszkanie i
jedzenie, ten obiad przecież też nie był za darmo. <br />
- Musisz to wziąć. <br />
Sona odwinęła więc pakunek. W środku znalazła zawieszkę – dziwny złotawy
medalion z błękitnym kamieniem. <br />
- To jeden z najcenniejszych artefaktów wojownika. Mi już to niepotrzebne, a
nawet ładne to jest, więc może ci się spodoba... <br />
Sona zarzuciła mu ręce za szyję i mocno przytuliła. To było naprawdę kochane,
że podarował jej coś tak sentymentalnego. Też ją delikatnie przytulił. <br />
- Czy mógłbym zobaczyć jak wygląda twoja twarz? - spytał wyciągając rękę w jej
stronę. – Ciekawi mnie jak wyglądasz, a wcześniej nie chciałem o to pytać żeby
mnie nikt o pedofilię nie oskarżył.<br />
Dziewczyna wyraziła zgodę przyciągając jego dłoń do policzka. Zamknęła oczy, a
Lee powoli przesuwał palcami po jej twarzy: po oczach, nosie, policzkach,
brodzie i ustach. Nagle przysunął się bliżej całując ją prosto w usta. Sona nie
spodziewała się tego, ale zarumieniona oddała szybko pocałunek. Pogłaskał ją po
policzku. <br />
- Cieszę się, że mogłem to zrobić nie narażając się prawu. To teraz możesz już
iść na bal - uśmiechnął się lekko. Jednak Sonie nie chciało się już wychodzić.
Właśnie dostała najpiękniejszy prezent na świecie. <br />
Wtem telefon zadzwonił. Sona odebrała SMSa. <br />
- Koleżanki się niecierpliwią? <br />
Ścisnęła go za rękę dając do zrozumienia, że niestety musi iść. <br />
"Obiecałam im." - przekazała syntezatorem. <br />
- No to dalej, idź, dzisiaj nie dzień na siedzenie u mnie. Musisz się jeszcze
przebrać, uczesać i umalować - zaprowadził ją do drzwi i pożegnali się. <br />
Dzisiaj miała bal, więc nie mógł pozwolić jej na siedzenie z nim. Poza tym miał
wiele do przemyślenia... Chyba tak jakby przeszli na inny wymiar znajomości. <br />
*** <br />
W domu Sona szybko szykowała się na bal. Czekała ją cała noc imprezowania
przecież... Nie mogła się kompletnie na tym skupić. Zrezygnowała z fryzury,
którą planowała i zrobiła jej prostszą wersję. Jej sąsiad, który miał ją
podwieźć do szkoły już czekał w samochodzie. Zabrała naszyjnik, wyciągnęła z
niego zawieszkę i doczepiła tą podarowaną przez Lee. Wybiegła z pokoju. Ubrała
buty. Wyskoczyła do samochodu i pojechała na bal. Miała świętować zakończenie
szkoły i swoje urodziny, ale teraz myśl o imprezie po balu napawała ją
niechęcią... Chciała być teraz w innym miejscu. <br />
*** <br />
Bal już trwał. Nie rozkręcił się dobrze, a już Caitlyn musiała opuścić salę. <br />
- Kochana, na pewno ci przejdzie? - Lux nie zostawiała jej na krok. - Może
odwieść cię do domu? <br />
Cait usiadła na ławce i spojrzała na koleżankę. Wyglądała na prawdziwie
zmartwioną. Ale nie miała ochoty dawać się odwozić limuzyną Lux, która stała w
gotowości pod szkołą. <br />
- To zaraz minie, często tak mam... <br />
- Na pewno? Może to przez to, że twój partner jeszcze nie dotarł? <br />
- Nie, ma coś ważnego do zrobienia. Będzie za godzinę. <br />
- Cait? <br />
Odwróciły się w stronę mówiącego. Był to ów partner Cait. <br />
- Coś się stało? - spytał podchodząc do niej. <br />
- To co zawsze... - mruknęła stwierdzając w myślach z zadowoleniem, że ubrał
dokładnie to, o co go prosiła. Nie mogła sobie wyobrazić, żeby jej partner miał
niepasujący kolorystycznie outfit. <br />
Lux odsunęła się więc od tej "uroczej parki". Bardziej niż Cait
cieszyła się jej chopokiem. Blondynka zaś przyszła sama, bo... nikt nie śmiał
się zaprosić jej. Właściwie to niby przyszła ze swoim kuzynem, ale jaka to
zabawa. <br />
*** <br />
Sona weszła szybko do sali i zaczęła szukać wzrokiem swoich przyjaciółek. One
namierzyły ją wcześniej. Podeszły do niej. <br />
- Co tak długo? Martwiłyśmy się o ciebie - Janna zaczęła poprawiać jej fryzurę.
<br />
Trochę się zasiedziałam u Lee, odpowiedziała migowo pozwalając jej na poprawki.
<br />
- Mogłaś sobie podarować odwiedziny dzisiaj. I tak siedzisz tam codziennie. <br />
Sona wzruszyła ramionami. Po chwili przekazała przyjaciółkom co dla niej
przygotował z okazji urodzin. Pomijając jeden szczegół... <br />
- Dziwny ten wisiorek - stwierdziła Nami. - Radzę ci sprawdzić czy to czasem
nie ma jakiegoś demonicznego znaczenia. <br />
Sona tylko uśmiechnęła się i dotknęła włosów. Teraz jej kok nie groził
zawaleniem. <br />
Postanowiły popatrzeć sobie na ludzi. Kiedy już usiadły, obserwowały ludzi, z
którymi spędziły te wszystkie lata w szkole średniej. W oczy rzucała się grupa
sportowców i czyrliderek zajmujących większą część parkietu. Wśród nich był
bogato zbudowany Garen i jego kuzyn Jarosław "Jarvan" z drużyny
futbolowej, ich największy wróg - Dariusz z drużyny tenisowej wraz z siostrą
Katarzyną, jedyną tenisistką w szkole (od czasów, kiedy była mistrzyni
juniorów, Poppy, zrezygnowała ze sportu z powodów prywatnych), oraz starszym
bratem Dravenem siedzącym w tej szkole nie wiadomo jak długo (i będącym powodem
odejścia Poppy), lecz osiągającym pierwsze miejsca w wielu dyscyplinach
sportowych (daje szkole zwycięstwa, więc dyrektor nie chce się go jakoś
specjalnie pozbywać, taka symbioza). Był wśród nich również nowy przyjaciel
Wiecznego Ucznia - jakiś pierwszak, który pomimo wyjątkowo niskiego wzrostu
potrafi z łatwością wrzucić piłkę do kosza. Razem z nimi densiły czyrliderki,
takie jak Lux, Nidalee, głupia Orihime (dla której to ostatni rok, bo jest za
głupia na tą szkołę) i wiele innych. <br />
Nie było jednak Ahri, gdyż zrezygnowała ze swojego życia publicznego z powodu
incydentu z młodszym bratem. <br />
W jednym kącie siedzieli artyści, czy kij wie kto, między innymi Izuru. <br />
- Tak bardzo się cieszę, że w końcu kończę tą szkołę - westchnął. <br />
- Czemu? Nawet śmiesznie tu jest - stwierdził jego kolega o podobnej fryzurze. <br />
- Bo ciebie nie prześladuje żaden nauczyciel - skomentował kolega o damskiej
twarzy w czerwonych włosach. Deidara wzruszył ramionami, a Izuru z kolejnym
westchnięciem upił łyk soku. Myśl o tym, że pozbędzie się z życia profesora
Gina była naprawdę nieprawdopodobnie wspaniała.<br />
- Oby to co tu nas zostało tu też zostało... <br />
- I w proch powoli się obracało... <br />
- I BUM! - dokończył Dei. Koledzy spojrzeli się na niego naprawdę nie chcąc po
raz kolejny dyskutować na temat jego zapędów "szybkiej sztuki", która
w niektórych momentach ocierała się o perwersję. <br />
Kolejny kąt sali wypełniony był Cullenami i Bellą, a jeszcze kolejny całą
resztą innych grup społecznych, których nikomu by się nie chciało wymieniać. <br />
Nagle puszczono dosyć wolny utwór. I to nie jakiś pierwszy lepszy, lecz
ulubiona piosenka Sony. Na twarzy dziewczyny widać było zachwyt. Nie
spodziewała się, że usłyszy to na balu maturalnym. Janna uśmiechnęła się do
siebie, po czym wzięła przyjaciółkę na parkiet. Co z tego, że tańczyły teraz
same pary. One też przecież mogą jako BFF. <br />
*** <br />
Bal powoli dobiegał końca. Przynajmniej dla tych, którzy szli na pobalowe
imprezy. Sona bardzo chciała jeszcze zostać, ale Janna nalegała. Musiały
jeszcze przebrać sukienki. Tak długie nie nadawały się na imprezę tego typu.
Sona westchnęła. I tak powinna być trochę wcześniej. Odszukała wzrokiem Dravena.
On chyba też już się zbierał. Wyszły ze szkoły i skierowały się do vana Nami,
gdzie przebrały się, a potem ruszyły na miejsce. <br />
Kiedy dotarły do luksusowego apartamentu Dravena, w środku było już parę osób i
jakaś szmirowata muzyka sączyła się z radia. Jak ktoś mógł być tak niepoważny.
Janna i Nami ciekawie rozglądały się wokół, a tymczasem Sona śmiało ruszyła w
wiadomym sobie kierunku. Blondynka dopiero po chwili zauważyła brak
przyjaciółki. Zaczęły jej szukać, kiedy nagle radio ucichło, światło się przyciemniło
i jedynie na przeciwległej ścianie paliły się jakieś lampki oświetlając coś na
kształt miejsca dla DJa, gdzie... stała Sona z jakimś kolegą. <br />
- Draven wynajął ich na swoją imprezę, ale czadowo - pisnęła Nami. Janna też
była w szoku. Wiedziała, że u Dravena muzykę puszczają najlepsi, ale nie
myślała, że jej przyjaciółka i jej kolega są aż tak dobrzy. Muzyka zaczęła
grać. Był to typowy kawałek, podczas którego Draven wchodzi do pokoju witany
okrzykami tłumu. <br />
Impreza się zaczęła. </span></div>
Markizkahttp://www.blogger.com/profile/16111654672804875650noreply@blogger.com0