LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

środa, 28 września 2016

Co ona w nim widzi?

Siema, misiaczki. Mam coś dla Was.
Krótkie opowiadanko zainspirowane uczącym się Iryskiem.
Historyjka o postaciach z Mortisa, ale zadbałam o to, aby każdy mógł się tym delektować.
Miłej lektury.

>>MUZYCZKA<<

***
Zadanie na zadaniu. Chociaż w tym roku i tak zrezygnowała z większości przedmiotów, obowiązków miała wystarczająco, żeby odczuwać dyskomfort z tym związany. Pół roku minęło, jakby było tylko kilkoma dniami spędzonymi przy ciężkiej pracy oraz zaganianiu pierwszaków do dormitorium po ciszy nocnej. Samopoczucie od początków wrześnie nie poprawiło się. Częste migreny, trudności z zasypianiem, dziwne, niewyraźne wizje. Starała się opanować swoje umiejętności związane z posiadaniem trzeciego oka, lecz pomimo stosowania wskazówek profesor od wróżbiarstwa, niewiele się zmieniło. Kaylin oczywiście nie wątpiła w kompetencje pani Lestrange - w końcu sam Bułhakow ją zatrudnił, dlatego uznawała wszystko za swoją winę.
Z podkrążonymi oczami wyjrzała z łazienki prefektów, aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu. Jej dość nieprzystępna poza niestety nie odstraszała niektórych nachalnych pierwszaków, którzy lubowali się w zagadywaniu panny Wittermore i proszeniu jej o pomoc w nauce. Zazwyczaj się zgadzała, bo cóż innego mogła zrobić? Musiała przyznać, że takie prośby podnosiły jej nieco samopoczucie, czuła się doceniona i... najlepsza. Cisza nocna miała wybić za kilka minut. Jako prefekt mogła się wałęsać po korytarzu dowoli, lecz jej ostrożność wynikała z braku nastroju na chociażby zobaczenie innej żywej duszy, nie wspominając już o wysileniu się na jakiekolwiek słowa pozdrowienia. Chude palce obejmowały kurczowo podręcznik do numerologii autorstwa samego Bułhakowa. Kiedy się uczyła z tego przedmiotu, potrzebowała absolutnej ciszy i spokoju, a łazienka prefektów nadawała się do tego perfekcyjnie. W końcu tylko kilka osób miało dostęp do tego miejsca... a i tak z niego niespecjalnie korzystali. Najmniej oczekiwanym przybyszem byłaby oczywiście Hope, lecz Puchonka z przyzwyczajenia zazwyczaj chodziła po prostu do damskiej toalety. Całe szczęście.
Krukonka nie dostrzegła nikogo, więc wyszła na korytarz. Chcąc dość szybko znaleźć się w dormitorium obrała swoje najszybsze tempo... co tym razem skończyło się prawie wypadkiem. Nagłe pojawienie się istoty ludzkiej przed dziewczyną wywołało odruchowe zatrzymanie się zaledwie kilka sekund przed, wydawałoby się pewnym, zderzeniem z Marquezem, który pojawił się znikąd.
- Co ty tu robisz? - niemal krzyknęła na szarowłosego, nie unosząc nawet głowy, żeby spojrzeć mu w twarz.
- Przepraszam, właśnie wracałem do dormitorium. Proszę się nie martwić, już za chwilę się tam znajdę - zapewnił, a Wittermore dobrze wiedziała, że na jego twarzy widnieje promienny uśmiech. Co prawda widziała go w stanie głębokiej rozpaczy, lecz wciąż nie mogła uwierzyć w tamto spotkanie. Ururu był czasem naprawdę niewiarygodny... i to wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chociaż był dobrym uczniem, Kaylin nigdy nie uważała go za dobrego człowieka. A najgorsze w nim było to, że... Addyson chyba wolała go od niej. Dlaczego? Bo był chłopakiem? Krukonka nie wiedziała dokładnie jakie relacje są pomiędzy Marquezem, a Clemen, ale samo patrzenie na nich na lekcjach było obrzydliwe. Kiedy spoglądali na siebie... Kiedy jego idiotyczny uśmiech jeszcze bardziej się powiększał na widok Puchonki... Kaylin wiele razy obiecywała sobie nie ingerować, jako że sama obdarzyła uczuciem osobę dla niej nieodpowiednią, lecz Ślizgon zawsze kuł ją w oczy.
- Byłem tylko w bibliotece. Miałem niesamowite szczęście. Udało mi się wypożyczyć ostatnią książkę. Wie panienka, tu jest ten rozdział, który profesor Bułhakow kazał nam przeczytać na jutrzejsze zajęcia. Panienka pewnie już go dobrze zna - dodał, gdyż w jego przypadku wypowiedzenie dwóch zdań to zdecydowanie za mało. Opatrzył je też swoim lekkim śmiechem, który brzmiał jakby po prostu wydychał powietrze, które uśmiech jego ust przeistacza w śmiejącą się mgiełkę. - Życzę miłej nocy, do zobaczenia na jutrzejszych... - przerwał widząc jak lico stojącej przed nim dziewczyny podnosi się i obdarza przerażonym spojrzeniem. - Coś się stało? - spytał szczerze zmartwiony, lecz wciąż brzmiał pogodnie.
Zapomniała. Kompletnie zapomniała o tym dodatkowym zadaniu wyznaczonym przez Bułhakowa. I co ona teraz zrobi? Z pewnością zapyta na lekcji o to... a ona nie będzie mogła się zgłosić. Czy wtedy do odpowiedzi zostanie wybrany taki Marquez? Albo co gorsza - Potocka? Do wypowiedzi Puchonki Kaylin była sceptycznie nastawiona po jej popisie na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami w ubiegłym roku szkolnym, lecz teraz jakby się poprawiła... i stała się jeszcze bardziej aktywna. Nie wiedzieć czemu, Hope zapisała się nawet na numerologię. Po co? Powodem tego była chęć spędzenia dodatkowego czasu ze swoim opiekunem - Bułhakow pomimo zajęcia stanowiska dyrektora pozostał odpowiedzialny za Hufflepuff, lecz dla Wittermore każda osoba w pobliżu ukochanego numerologa była nadmiernie podejrzana.
Ktokolwiek by nie uczęszczał na zajęcia - nie ma prawa zabłysnąć w oczach tego konkretnego profesora, chyba, że nazywa się Kaylin Wittermore. Chciała już wyrwać książkę z rąk Marqueza, ale zdołała tylko upuścić podręcznik, jaki sama targała ostatkami sił. Schyliła się szybko po niego, ubolewając w głębi duszy nad lekko zagiętym rogiem, jaki powstał w tym wypadku. Ururu jako osoba nieznająca się na emocjach, dostrzegła jednak rozdarcie Krukonki. Nie mógł niestety wpaść na żaden powód, dla którego byłaby ona tak przygnębiona.
- Czy coś panienkę boli? Pomóc panience dojść do skrzydła? - zaoferował, przyglądając się dziewczynie uważnie swoimi dziwnymi oczami w kolorze miodu.
- Nie, dziękuję. Mógłbyś mi... pożyczyć na chwilkę tą książkę? Chciałabym coś... sprawdzić - powiedziała starając się brzmieć i wyglądać normalnie. Chłopak podał jej tom, zaś ona odszukała sprawnie rozdział, jaki mieli przeczytać. Może to tylko kilka stron... dojrzy kilka słów kluczowych i jakoś się domyśli, o czym tam jest napisane. Mało prawdopodobne, w końcu numerologia była dla niej przysłowiową "czarną magią", ale nie miała innego wyjścia.
Rozdział rozciągał się na niemal jedną czwartą książki. Nie w sposób dojść nawet o czym opowiada. Zacisnęła zęby, gwałtownie oddała Marquezowi jego własność, po czym biegiem wróciła do łazienki.
Pochyliła się nad toaletą. Nie zjadła kolacji, obiad zdążyła już dzisiaj zwrócić... jednak negatywne emocje wciąż z niej ulatywały. Nie słyszała kroków, poczuła tylko jak ktoś delikatnie unosi jej splątane blond loki, aby nie przeszkadzały w bezowocnym pochylaniu się nad muszlą. Zdążyła tylko zakaszleć okrutnie kilka razy, po czym otarła usta rękawem szaty. Z jej oczu pociekły łzy, usta zaś wydał się cichy szloch. Kaylin potrafiła długo trzymać uczucia w sobie, lecz kiedy zbyt wiele sytuacji na nią napierało, dawała im upust właśnie w tym miejscu. Zamglonym spojrzeniem dostrzegła siadającego naprzeciwko niej Marqueza. Widziała też chusteczkę, którą podawał dziewczynie, lecz nie przyjęła jej.
- Nie możesz tu być - powiedziała zła na niego.
- Wiem, ale panienka wyglądała bardzo źle i nie chciałem tak panienki zostawiać - wyjaśnił pospiesznie wciąż wpatrując się w Krukonkę ze zmartwieniem.
- Nie jestem Addyson, nie zadawaj się ze mną - rzuciła nie dbając specjalnie o to, czy mówi z sensem. Chciała się go po prostu pozbyć. - I oddaj mi książkę. Konfiskuję ją za bycie poza dormitorium w czasie ciszy nocnej. Trzeba było wcześniej pomyśleć i udać się do biblioteki o normalnej porze.
Wyciągnęła wyczekująco rękę w jego stronę.
- Ale to panienka mnie zagadała, kiedy ja już chciałem iść... - rzucił na swoje usprawiedliwienie, brzmiąc jak zawsze niewinnie, wcale nie tak, jakby chciał Krukonce ubliżyć w jakikolwiek spokój. Powoli jednak sięgał po książkę. Chociaż... przecież mógł uciec. Tak jak przy ich pierwszym "bliższym" spotkaniu. Kiedy to miała skonfiskować mu samopiszące pióro, a on dał jej zwykłe, po czym wybył z sali.
- Oddawaj! - podniosła głos, łapiąc za książkę będącą wciąż w jego uścisku.
- A czy wtedy nie stracę punktów? Wie panienka, nie chciałbym w tym roku ich tracić... - zaczął ostrożnie. W ubiegłym roku dzięki niemu Slytherin wylądował z ujemną punktacją. Z drugiej strony, był też Ślizgonem, który zdobył ich najwięcej... a w dodatku był drugim najlepszym uczniem w całej szkole. Zaraz po Wittermore. Tej samej, która właśnie siedziała przed nim na zimnej posadzce łazienki prefektów i próbowała wyszarpnąć mu książkę. - Niech mi panienka da szansę przeczytać to, bardzo proszę... Obiecuję, że się nie zgłoszę do odpowiedzi, żeby panienka mogła to zrobić... Chciałbym tylko z ciekawości ją przeczytać...
- Nie będziesz czytał żadnej książki, Marquez - warknęła. Była coraz bardziej zła. Ona chciała przeczytać wymagany fragment, aby zaimponować Bułhakowowi, a ten Marquez chciał przeczytać aż całą książkę tylko dla przyjemności? Szarpnęła przedmiot mocniej, lecz niestety chłopak jakąś siłę również posiadał (poza tym kto mógłby być słabszy od tak wychudzonej i przemęczonej dziewczyny?), dlatego jedynie przyciągnęła się nieco do niego.  - Oddaj mi to... Ja muszę przeczytać... Jeszcze raz...
- Jestem przekonany, że panienka wszystko zapamiętała, poza tym ma panienka z całą pewnością zrobione dobre notatki, jakich ja już nie będę spisywał ze względu na późną porę.
Ururu nie dawał za wygraną, chociaż cała sytuacja była nawet dla niego nieco dziwna. Dostrzegał też w tym pewną niezręczność.
- Oh, na Merlina, daj mi to, bo ja tego na oczy nie widziałam! - krzyknęła nie wytrzymując i zalewając się kolejną falą łez. Marquez odpuścił.
- Panienka wygląda na zmęczoną, jest panienka pewna, że chce się za to zabierać teraz? Przeczytałem kilka stron po drodze, to jest dość nieciekawe... - powiedział kiwając głową.
Kaylin desperacko przerzuciła strony do wymaganego rozdziału. Miał rację. Słowa zlewały jej się przed oczami. Co teraz? Otarła łzy rękawem, aby przypadkiem nie spadły na otwarte stronnice zadrukowane numerologią.
- Ale niech się panienka nie martwi... Możemy przeczytać to razem...
Usłyszawszy propozycję, przyciągnęła książkę do piersi. Nie ma mowy, żeby jakiś Marquez spędzał z nią czas o tej porze. Ale czy miała inny wybór? Uspokoiła oddech i podała mu książkę.
Zaczął czytać... a jednocześnie streszczać tekst na głos. Z początku myślała, że Ururu żartuje, lecz dobrze widziała jak miodowe tęczówki biegają szybko po stronicach, a uśmiechnięte usta wypluwają wiarygodnie brzmiące treści. Nie mając lepszych alternatyw po prostu słuchała. Czasami wtrącał w niektóre miejsca ten swój dziwny śmiech, bądź też dodawał jakiś komentarz nawiązujący do rzeczy, o których nie miała pojęcia - o matematyce, czy też fizyce. Rzucał też osobliwymi porównaniami. Starała się go jednak słuchać, pomimo zmęczenia, jakie je ogarniało. Czyżby sen postanowił przyjść w tak niepowołanym momencie? Trzymała się jednak mocno, chociaż musiała wyglądać nieszczególnie dobrze, gdyż Ślizgon co jakiś czas pytał się jej, czy słucha. Kiwała wtedy tylko głową, czasem coś odburkiwała w odpowiedzi. Dziewczynie udało się zapamiętać, co było na ostatniej stronie, jednak nie mogła już sobie przypomnieć, czy dotarła do dormitorium o własnych nogach.
Właściwie nie byłoby niczym dziwnym, gdyby Marquezowi udało się odpowiedzieć poprawnie na pytanie przy wejściu do królestwa Krukonów.
Na drugi dzień czuła się w pewnym sensie wyspana, miała również jakiś taki spokój w sobie. W sali od  numerologii była pierwsza, zajęła więc miejsce w ławce najbliżej biurka nauczycielskiego. Normalną rzeczą był srebrnowłosy Ślizgon siadający obok niej chwilę później. Ururu, tak jak ona, preferował miejsca w pierwszych rzędach, a jako że byli na rocznikach mających zajęcia wspólnie, a on chodził na wszystkie możliwe - był jej towarzyszem niemal za każdym razem. Na niektórych lekcjach wymieniali się tylko miejscami obok Addyson. Również dla tego nie znosiła jego widoku. Tym razem nie było inaczej. Jego pojawienie się spowodowało odwrócenie wzroku i zaburzenie dotychczasowego spokoju.  Miała mu za złe, że wczoraj pojawił się na korytarzu, że przypomniał o zadaniu, że pobiegł do łazienki... i pomógł jej. Tyle razy sama służyła mu radą. Wiedziała, że nie może szukać w nim ziarna dobra, a nie chciała, żeby się odwdzięczał. Bo też tym było to, co uczynił, prawda?

3 komentarze:

  1. Aww to boskie *-*
    Ślicznie piszesz. Jak będziesz mieć czas i będzie Ci się chciało chce coś Ventusowego xd cokolwiek XDD to takie niezobowiazujace wyzwanie. Jestem ciekawa, czy uda Ci się odwzorowac życie Vena XDD

    OdpowiedzUsuń
  2. 11/10 chodź robić szipa na forum.

    OdpowiedzUsuń