LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

czwartek, 11 czerwca 2015

24# Życie w NY - odcinek przedostatni

JaniemogęxDDDD
Zaczęłam pisać to w Sylwestra z kuzynką. Nie skończyłyśmy, bo szkoda mi było czasu na wstęp. Napisałam wstęp innym razem. Ale potem miałam 2 razy reinstalowanego Windowsa, a przez wielki bałagan w dokumentach, które na reinstalację były przygotowana 3 lata temu, ukończone opowiadanie przestało istnieć. Byłam zła, dlatego postanowiłam, że nie skończę tego i zadowolić się będę musiała powieścią (nad którą pracuję, serio).
Dzisiaj robiąc plan wydarzeń powieści czytałam wszystkie części opowiadania. One serio nie są takie złe, nie wiem czemu nikt poza Mac (i na początku Pesy) tego nie czyta... Tak czy inaczej postanowiłam nie pisać na nowo brakujących części, a dałam tylko wyjaśnienia moich notatek.

MIŁEJ ZABAWY.

PS Chyba dodam ostatni odcinek. Nie pamiętam co tam miało być, ale najwyżej będzie krótki. Z miłości do Mac i do pisania. W końcu poczułam wakacje.

PS2 Co do dedykacji to dedykuję to M.G. (losowo), Pesie (nie losowo, ale jej wiele zawdzięczam) no i kuzynce, bo w sumie pomogła mi jakoś to pisać. Chociaż topornie jej to szło >:C

***
Podobieństwo do prawdziwych osób przypadkowe (żart)

***

Pewnego cudownego dnia, bo jakże mogłoby być inaczej w tym ambitnym tekście, Tesla wrócił do domu. Zastał swojego kuzyna, Nnoitrę, oglądającego telewizję. Było to dosyć dziwne, gdyż ciemnowłosy młodzieniec o tej porze zazwyczaj był na mieście ze swoją aktualną partnerką.
- Ty tutaj? – spytał Tesla ściągając obuwie.
- No – odpowiedział Nnoit po chwili. – A co? – dodał po kolejnej przerwie.
- Zazwyczaj nie ma ciebie w domu wieczorem…
Czarnowłosy wzruszył ramionami.
- Co z twoimi… twoją dziewczyną?
- A znudziło mnie to – odpowiedział przełączając kanał.
Tesla zamrugał kilka razy.
- A gdzie ta twoja?
- M-moja? J-ja… - blondyn nie wiedział co odpowiedzieć. Czyżby ich misja się właśnie zakończyła? Rzucił się szybko do pokoju i wybrał numer Szayela.
- Halu? – usłyszał różowowłosego.
- On powiedział, że skończył z dziewczynami…
Po drugiej stronie słuchać było jakby ktoś się zadławił.
- Szayel?
- JAK TO SKOŃCZYŁ? CO Z MOIM PLANEM?
- Myślę, że możemy zakończyć tą „misję”…
Rozłączył się nim Szayel wybuchł.
***
Minął sobie jakiś tam czas. Rozpoczął się ostatni rok nauki w prestiżowym Liceum XXL. Czy jak mu tam było. To nie tak, że się gubię w fabule.
Tak czy inaczej nasi ulubieni bohaterowie zbliżają się ku końcowi. Lecz nie myślcie, że po prostu opiszę tu parę nieciekawych (jak zawsze) rzeczy i wszystko skończy się na balu zakończeniowym i sio.
Wracając: jak dobrze pamiętacie, do naszych przyjaciół dołączyła mieszkanka innego wymiaru. Różowowłosa Amora postanowiła zmienić imię i nazwisko, żeby za bardzo nie rzucać się w oczy lub uszy.
- Aroma, cho tu – Kat machnęła do koleżanki.
Był pierwszy dzień lekcyjny, pierwsza przerwa obiadowa w tym roku szkolnym. Różowowłosa, ciesząc się jak jej imię teraz brzmi, usiadła przy stole z Katechi. Miała na sobie zwykłe rurki, trampki i koszulkę. Musiała całkowicie zmienić swoją garderobę – z jej wcześniejszych obserwacji wynikało, że tutaj nie chodzi się do szkoły w wysokich szpilkach i jaskrawych sukieneczkach. Nie chciała farbować włosów, więc związała je tylko w kitkę. Zauważyła, że róż nie jest tutaj bardzo niecodziennym kolorem. Na szczęście. Odkąd przybyła do tej szkoły zakres tolerancji u wszystkich się zwiększył. Jej magia działała. Również to co jej powiedział ojciec było prawdą – ta szkoła nie była zwykłym ludzkim liceum. Czuło się tu coś niezwykłego i nie chodzi tu o zapach Grimmjowa.
- Idziesz z tą różową na bal? – spytał wyżej wspomniany kolegi.
Szayel zerknął z ukosa na stolik koleżanek. Aroma miała bardzo podobny kolor włosów do niego. Gdyby razem poszli na bal wyglądałoby to dziwnie… jakby byli bliźniętami. Chociaż z drugiej strony…
- Nie wiem. Wiem tylko, że musimy się bardzo postarać, żeby zostać zauważonymi w tym roku. Wszyscy mają przyjść na imprezę po-balową do NAS, nie do Dravena.
Tak, Draven był tu cały czas.

-coś o Cupid-
Kompletnie nie pamiętam co tutaj miało się znaleźć. Na pewno miała to być dalsza część pamiętnika Amory, ale o czym?
-Martine i jej bogata rodzina, Kat dostaje penthouse-
Okazało się, że Martine ma bogatą rodzinę. W podzięce za przyjaźń z Martine, Kat otrzymała penthouse. Właściwie wygryw życia. Poza tym Martine wyjechała do szkoły z Internatem.
-Szayel chce Kat do pomocy przy imprezie-
Szayel stwierdził, że Kat może być przydatna w przygotowaniu imprezy roku. Ta zgadza się, a proponując na miejsce imprezy swoje nowe mieszkanko zyskuje różowowłosego na własność. Hihi.
-załatwiają Sonę, Draven chce zrobić imprezę z Kat-
Postanawiają załatwić Sonę, jako najlepszego DJa w okolicy (tak, z Hecarimem). Nie wiem czemu i dlaczego, ale Draven proponuje Kat współpracę. Serio nie mam pojęcia dlaczego.
-Szayel drama, bo nikt nie pamięta o nim-
Podczas przygotowań do imprezy, kiedy cała szkoła o niej huczy, nikt nie pamięta o Szayelu. Biedak wysłuchuje tylko o „imprezie Dravena i tej tam, jak jej było, chyba Kat”.
-kuzynka przyjeżdża-
Do Kat przyjeżdża jej kuzynka, Roxi. Zwiastuje to niezłą inbę.
-drugi dzień świąt idą do Barney’s użyć pierwszy raz karty stałego klienta-
Jak w opisie. Nie pamiętam czy coś kupiły czy nie.
-wracając spotykają Codiego, który zaprasza je do klubu karaoke- Spotkanie starego kolegi nie wróży najlepiej. Już go nie lubią. Szczególnie, że zmienił się na gorsze. Ale poszły z nim do klubu karaoke, bo czemu nie.
-poznanie Pisaczka i Pędzla-
Przy mikrofonie większość czasu spędzało dwóch chłopaków. Jeden wyższy, blondyn z niewidocznymi brwiami obcięty na pędzla, oraz drugi – nieco niższy, z ciemnymi włosami zaczesanymi na hipsterskiego półpędzla. Szybko otrzymali od dziewczyn pseudonimy Pędzel i Pisaczek (ten drugi charakteryzował się używaniem wyższych oktaw, poza tym zaskoczył wszystkich wydając dźwięki jak piszący pisak).
-zapraszają na imprezę-
Cody cały czas przyglądał się Pisaczkowi, natomiast dziewczyny zauważyły, że podobnym spojrzeniem obdarza Pędzel Codiego. Jakimś trafem zaczęli wszyscy ze sobą rozmawiać. Dowiedziały się, że Pędzel to Scout, a Pisaczek to Mitsh. Zaprosiły ich także na imprezę. Co im szkodzi.

Na drugi dzień Cody postanowił wyjść jeszcze w podomce do baru hotelowego zamówić porannego drinka. Po drodze spotkał nowopoznanych kolegów.
- Siemaneczko, ziomale – podszedł do nich.
- Witaj, Cody – przywitał się Scout.
- Cześć – odpowiedział również Mitsch, który zmierzał w znaną sobie stronę.
- Też mieszkacie w tym hotelu, chłopaki? – kontynuował rozmowę Szpara, patrząc się jak zwykle tylko na ciemnowłosego. Ten natomiast już dawno zniknął za zakrętem. Jedynie Pędzel przystanął jakby oczekując wspaniałej konwersacji.
- No. Co za zbieg okoliczności – uśmiechnął się blondyn.
- Tak… - mruknął Cody obdarzając go pozbawionym uczuć spojrzeniem. – Chcecie iść może ze mną dzisiaj do fryzjera?
- Jakiego?
- „U Katarzyny”
Mitsch aż się cofnął.
- U TEJ Katarzyny? – zmierzył Codiego podejrzliwym wzrokiem.
- Tak – chłopak ukazał swoją szparkę między górnymi jedynkami. Scout przełknął ślinę z wrażenia widząc to.
- Czy masz zamiar iść tam na dziesiątą? – spytał ciemnowłosy.
- Dokładnie tak.
Nastała chwila milczenia.
- Dobrze, możemy iść razem. Też jestem tam umówiony. Scout, proszę, opanuj się – chłopak wyciągnął z kieszeni kawałek papierowego ręcznika i otarł koledze usta. Czasami Pędzel ślinił się niekontrolowanie na widok interesujących go rzeczy.
- Ale ja wtedy mam manikir… - przypomniał sobie blondyn po chwili.
- Trudno, nie pójdziesz z nami – Cody machnął ręką. – No to do zobaczenia – mrugnął do ciemnowłosego.
Mitsch zignorował to i ponownie ruszył w stronę swojego apartamentu.
***
Kat leżała rozwalona na łóżku i myślała o wspaniałym głosie poznanego wczoraj kolegi. I o tym jak można żyć w tych czasach bez brwi. Roxi w tym samym czasie oglądała telewizję. Zadzwonił telefon. Spojrzała na wyświetlacz. Dziadek Janusz. Nie miała ochoty z nim teraz rozmawiać.
***
Mitsch poddawał się zabiegowi mycia włosów, kiedy Cody zasiadł na fotelu obok.
- Pan chciał mieć włosy farbowane, prawda? – spytała obsługująca go fryzjerka.
- Tak. Na brązowo.
Nastąpiła niezręczna cisza. Pracownice spuściły wzrok, natomiast Mitsch zdegustowany spojrzał na kolegę.
- Jak to na brązowo?
- No na brązowo.
- …
- No przecie wiem, że mam brązowe włosy, na inny brązowy – Cody uśmiechnął się i przewrócił oczami.
- Ale jaki. Kawa z mlekiem czy kenijski maratończyk?
- Co?
- Masz ty rozum i godność człowieka? Chodzisz do prestiżowych salonów fryzjerskich, a nie znasz nawet podstawowych barw? Mam dosyć – Mitsch wstał z fotela.
- Ale nie skończyłam płukać…
- Nie szkodzi. Nie rozumiem jak możecie tu przyjmować takich [truskawkowa cenzura].
Opuścił to zgromadzenie. Stojąc na dworze pomyślał, że chyba zrobił źle. Była zima, na dworze pełno śniegu, a on… miał mokre włosy.
- Na zakręcony ogonek…
Potarł nosek, po czym wezwał taksówkę.
***
Kolejne dni płynęły i płynęły, niczym Arka Noego. Nadszedł Sylwester. Z D…. Nie, nie z Dwójką. Nie w tym roku. Z… Dexterem? O nie, to nie tutaj. Tutaj odbędzie się niezapomniana impreza z Draaaaaaavenem i Kat. Oh, i z Szayelem podobno też.
Od rana Kat wzięła gorący prysznic i zaczęła się szykować. Roxi jeszcze spała, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Otwórz! – krzyknęła pani gospodarz z łazienki. Kuzynka wyturlała się z łóżka i niczym Dicaprio w Wilku z Wall Street podpełzła do drzwi.
- Y… Halu? – spytała.
- Pedobir S.A. Katering.
- Kat, jedzenie przyszło!
- To wpuść!
- Ok!
Roxi wstała i otworzyła drzwi. Stojący przed nią mężczyzna zmierzył ją wzrokiem. Za stara. Roxi wskazała panu miejsce, w którym może rozstawić szwedzki stół.
- Mam nadzieję, że wytrzyma… - mruknął kateringmen.
- Spokojnie, kupiony specjalnie na tą okazję w hehe Ikei.
Jedzenie zaczęło się rozstawiać, kiedy Kat w odpowiednim odzieniu weszła do obszernego salonu. Przejechała wzrokiem pożywienie. Idealnie. Czipsy solone, paluszki i tony chrupek z przeceny. Wieczorem przyjdą ludzie od ciepłych przekąsek. Pedobir S.A. rozpoczął rozstawianie napojów. Stoły po chwili zapełniły się Zbyszkami i trzema cytrynami.
***
Let’s inba tunajt
Dzikie bity wypływały bogato z penthausu Kat. Sona i Hecarim porywali wszystkich. I bardzo dobrze, bo było mało miejsca do siedzenia. Kat w ciemnych okularach spacerowała po swoim dobytku spoglądając na swoich gości. Czuła się panem sytuacji. Draven siedział na kanapie w kącie razem ze swoim haremem. Szayel biegał między ludźmi starając się zagadać każdego nudną i sztuczną gadką o operonie tryptofanowym. Grimmjow starał się nie patrzeć na Sonę. Co prawda Lee Sina raczej tu nie było, jednak wolał nie ryzykować. Nnoitra zmuszony do przyjścia siedział sobie w sypialni dla gości. Dostał specjalne pozwolenie od Kat. W salonie nie chciał przebywać, a Szayel dostawał prawie padaczki, słysząc, że jego przyjaciel nie chce iść na imprezę. JEGO imprezę.
Na przyjęciu nie zabrało oczywiście Edwarda, który próbował wbić się w bliskie towarzystwo Draavena. Cody szalał na parkiecie razem ze swoimi pełnymi porażki znajomymi – większość z nich była pędzlami. Tańczył w pobliżu Mitscha, który zdążył wyleczyć się już z hipotermii i zapalenia płuc. W ciepłym sweterku oraz szaliku siedział na jedynym fotelu w pomieszczeniu. Na oparciu siedziała jego przyjaciółka. Reszta jego znajomych niestety miała inne plany na ten dzień. Nawet Scout. Jednak ona zrezygnowała z Sylwestra z Ritom Oreom dla przyjaciela, który bał się trochę Szpary. Jego intencje były tak bardzo widoczne, że nawet Draven wolał nie patrzeć na Codiego, który naśladuje Niki Melanż pół metra przed innym osobnikiem tej samej płci.
Zapowiedziano karaoke.
- Pierwszy utwór to coś na rozruszanie – ogłosił Hecarim. – „Majteczki w kropeczki”!
Na Sali rozległo się zamieszanie. Każdy chciał śpiewać, jednak nie każdy zdobył się na odwagę do pierwszego utworu. Dwie ręce wystrzeliły w górę.
- Widzę chętnych! Zapraszam waszą dwójkę!
Kat z uśmiechem podbiegła do stoiska DJa. Już po chwili obok niej znalazł się Mitsch. Hecarim i Sona wręczyli im mikrofony.
- Ja śpiewam pierwszy – uśmiechnął się ciemnowłosy. Muzyka poleciała. Tekst wyświetlił się na ścianie Dravena.
- Gdy sześć lat skończyłem, do szkoły był czas, maleńka Marzenka żegnała mnie tak – zaczął swoim idealnym głosem. Kat wiedziała, że nigdy nie zaśpiewa tego lepiej od niego. Postanowiła trochę zaszaleć.
- Kolonie, wycieczki, poznałem nie raz – zaczęła drugą zwrotkę głosem wyjętym prosto z metalowych otchłani muzycznych.
- Majteczki w kropeczki – refren śpiewali razem, już normalnym głosem. Wyszło naprawdę ciekawie. Kiedy skończyli, Hecarim zaproponował „Kajne Grencen”. Kat wróciła do obchodzenia towarzystwa mijając Mitscha, który ponownie zasiadł w fotelu. Skinął, żeby do niego podeszła.
- Tak? – pochyliła się, aby go usłyszeć.
- Mogę ci mówić po imieniu? – uśmiechnął się.
Ściągnęła swoje ciemne okulary.
- Oczywiście… - odwzajemniła uśmiech. Nagle ktoś ją popchnął. Złapawszy równowagę zauważyła, że to był Cody. Z przymkniętymi oczami wił się bardzo ekspresywnie do jakiegoś mocnego kawałka. Oczywiście myślał, że skupi na sobie uwagę ciemnowłosego. Nic z tego.
- Chłopak rodzina to prawdziwa dziewczyna – zarapował mu ktoś, kto też nie mógł już na to patrzeć.
***

Nie wiem czy to miało mieć zakończenie. Znaczy nie pamiętam. Joł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz