LISTA STRON

|SŁOWO WSTĘPU|

Witam szanownego czytelnika w swoich skromnych progach.
Zapraszam do zapoznania się ze spisem mojej "twórczości" i wybraniem odpowiadającej sobie pozycji.
W razie problemów zapraszam do zakładki "Bohaterowie".
Życzę miłej lektury!

PS Będę wdzięczna za wszelkie komentarze~!

|Statystyka, co mnie na duchu wcale nie podnosi ani nic|

piątek, 20 czerwca 2014

20# Życie w NY: Jutro bal maturalny!

Strasznie krótkie i pisane na telefonie xD Ale za to 21 będzie większy :"D
***

Był wieczór. Kat leżała od kilku godzin i nie mogła zasnąć. Przyglądała się zapalonym oknom widocznym z jej pokoju. Ciekawe czemu tyle osób nie spało o tej porze. Chciała stwierdzić czy noc była pochmurna czy gwieździsta, ale silne światło wydobywające się z miasta oraz kłęby smogu uniemożliwiały jej to bardzo skutecznie. Miała już dość tego miasta. Było piękne, ale ona nie była stworzona do mieszkania w takim miejscu. Jednak szkołę trzeba było ukończyć...
***
Szayel spał tej nocy równie niespokojnie. Za kilka godzin bal maturalny, a on na niego nie idzie... Mógł się pocieszyć tylko tym, że na własny bal nie będzie potrzebować partnerki. Z drugiej strony nie był pewny czy załapie się na jakąkolwiek imprezę po balu, na czym mu najbardziej zależało, a sam nie jest na tyle popularny, aby zrobić własną...
- Eureka! - wrzasnął, zerwał się z łóżka i pognał do telefonu. Wybrał numer Nnoita. Te wakacje zapowiadały się niezwykle pracowicie.

***
Wakacje już za 2 dni. Jutro bal maturalny. Sona leżała sobie w wannie zanurzona w obfitej pianie pachnącej typowym płynem do kąpieli. Niedawno wróciła do domu po przedstawieniu. Odniosło ono duży sukces, wszyscy byli zafascynowani doborem aktorów, ich grą, a także muzyką, co najbardziej ją ucieszyło. Myślała jednak teraz o kimś niezwiązanym z przedstawieniem, a dokładniej o tym, co ją spotkało wczoraj.Jej wizyty u Lee Sina nie były już czymś w rodzaju wolontariatu. Stali się serdecznymi przyjaciółmi, więc kończąca się akcja charytatywna nie była dla nich znaczącą. Sona nie zamierzała zaprzestawać swoich wizyt, a Lee Sin nie poszukiwał nikogo innego do towarzystwa.Tego dnia, kiedy dziewczyna miała wracać do domu, zaczął padać deszcz. I nie była to taka tam sobie mżawka, lecz olbrzymia ulewa. Najbliższy przystanek był kawałek stąd, Lee nie miał w domu parasola, taksówki są strasznie drogie, a przecież Sona nie mogła wyjść w takiej pogodzie na dwór - nie można się przeziębić na własny bal maturalny! Jako, że jej rodziców nie było w domu i nie mogli po nią przyjechać, jedynym wyjściem było zostać...- Przenocujesz u mnie - stwierdził Lee i poszedł jej przygotować łóżko."Mogę spać na kanapie", powiadomiła, ale zignorował ją. Nie miała wyjścia, nie potrafiła walczyć z jego zawzięciem.Minęło zaledwie kilka minut od kiedy położyli się spać. Niebo rozbłysło, a po chwili zagrzmiało donośnie. Sona otworzyła oczy i spojrzała w okno. Czyżby czasem Lee nie wspominał jej o czymś związanym z burzą... Gwałtownie odwróciła się w stronę drzwi. Czyli ma dobry słuch. Jej przyjaciel też jeszcze nie spał. I najprawdopodobniej nie zamierzał tego uczynić w najbliższym czasie. Wstała. Nie była pewna, czy jej pamięć jej nie zawodzi i Lee ma jakieś przykre wspomnienia z burzą. Chciała trochę z nim teraz posiedzieć, aby o tym nie myślał. Została go siedzącego na kanapie.- Też nie możesz zasnąć? - spytał, jakby burza trwała co najmniej godzinę. Sona uśmiechnęła się i postanowiła cofnąć po komórkę, lecz nie zdążyła.- Możesz mi nalać trochę wody do szklanki? - poprosił. Sam potrafił to zrobić, ale dziewczyna postanowiła spełnić jego prośbę. Jak znowu zagrzmi, to mógłby czasem upuścić szklankę czy coś. Kiedy kierowała się w stronę kuchni zabłysło. Nie zdążyła dość do szafki, gdy złapał ją za nadgarstek i zatrzymał. Zagrzmiało i drgnął niespokojnie. Zachowywał się naprawdę dziwnie, chciała cofnąć się znowu po telefon, spytać go o co chodziło z tą burzą. - Opowiem ci o tym jeszcze raz, bardziej szczegółowo, ale nie idź po ten wstrętny telefon - powiedział. Zdziwiła się, ale w sumie mógł przewidzieć co chciała zrobić.- Tylko nie płacz. Wolontarka ryczała, kiedy jej opowiadałem.Dziewczyna się przestraszyła i zaniepokoiła.- To odpowiedzieć?Skinęła odruchowo głową na tak, lecz po chwili lekko spanikowała. Niby jak teraz mu przekaże, że chce to usłyszeć?- Dobrze, chodźmy usiąść i opowiem.Wmawia sobie co mogę odpowiedzieć, pomyślała. Ciekawe co jeśli bym nie chciała.- Nie wierzysz, że naprawdę wiem, co mi chcesz powiedzieć?To ją lekko zdziwiło. Czemu zachowywał się jak jakiś czarodziej? Ta burza bardzo źle na niego wpływała.- Zrzuć to na burzę, ale nie bawię się teraz w żadne sztuczki.Wyglądał całkowicie poważnie. Ścisnął ją lekko za nadgarstek.- Może i ciebie nie słyszę ani nie widzę, ale mogę ciebie poczuć, więc wiem, co chcesz mi przekazać.Usiedli na kanapie i odpowiedział jej. Opowiedział jej całe swoje życie. Jego chęci bycia najlepszym. Kierowanie się pychą i poczuciem wyższości. Burzy szalejącej pewnej nocy, kiedy z jego winy zginęła cała tybetańska wioska. O tym jak podpalił się w ramach protestu o wolny Tybet, kiedy odratowano go, jednak stracił oczy. Kiedy przez przypadek zabrano go jak bezdomnego inwalidę do przytułku w Stanach. A ona płakała. Nie uroniła jednak ani jednej łzy, nie pociągała nosem. Mimo wszystko on wiedział.- Miałaś nie płakać.Delikatnie wyciągnął dłoń przed siebie dotykając jej policzka. Łzy pociekły jej mimowolnie spływając po jego palcach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz